29 stycznia 2012
Lodowaty, drugi koniec
Już prawie poznałem tajemnicę cienkiego przesmyku.
Dotknąłem światła, które nie ma dla nas nic. Poza ciszą.
Co dzień, tak w połowie. W marzeniach o najdalszej podróży,
odchodzę, by rozpocząć swe nieistnienie. Pierwsze namaszczenie spokoju duszy.
Gonię to piękno w czarnym jedwabiu, choć ono wręcz wystraszone,
siłą łez człowieka, który jest Panem żywych światów. I tonie...I tonie...
Już prawie zachłysnąłem się utopią. Podobno najcięższym z grzechów.
Gorzki sen wypłynie po drugiej stronie Styksu. Mą ręką błogosławiona rzeka.
A tu wszystko ma barwę prześwitu w bieli. I srebrnym brokatem usypana,
wieczność w spojrzeniach aniołów ze spiżu, dla których zginąłbym, choćby zaraz.
Nic jednak słodszego, niż smak lodowatej samotni,
pośród milczących wędrowców, mijających się z sobą o światy. Epoki.
Gdy wydychać zaczynam węże, a wdechem, koszmary z powietrza,
zasysane od zjaw potępionych. Projekcji kapryśnego zmęczenia.
Gdy ściany krzyczą „To jeszcze!” I przybierają kształty mych ukochanych.
A ja wciąż potrzebuję przestrzeni... Oddając się zimnej nocy, tą rzekę znów błogosławię.
23 lutego 2025
wolnyduch
23 lutego 2025
ajw
23 lutego 2025
ajw
23 lutego 2025
AS
23 lutego 2025
ajw
23 lutego 2025
Jaga
23 lutego 2025
Belamonte/Senograsta
23 lutego 2025
sam53
22 lutego 2025
violetta
22 lutego 2025
Eva T.