23 lipca 2010
ZAWAŁ
Na zgliszczach jego marzeń, nieśmiało trzepotały resztki starych pragnień. Jasna kula słońca rozbita na setki przypadkowych uśmiechów. Ostry dźwięk hamulców obudzi go z letargu. Przypadkowy tłum rzucił pogardliwym spojrzeniem.
Jak leziesz łazęgo? Dobiegł go głos młodego, wystrzyżonego kierowcy sportowego samochodu.
Pospiesznie przekracza próg krawężnika, witany ironicznym śmiechem dwójki kobiet. Przedzierając się przez obce twarze, dociera na murek. Siada, próbując pozbierać rozrzucone myśli. Alkohol, który miał zabić stare blizny, wciąż parował. Noc już dawno przekroczyła dzień, a w nim na nowo odżywa. Powiedzenie, które słyszał wiele razy, o nieszczęściu chodzącym parami, udowadnia mu teraz swój sens. Utrata pracy i niespodziewany koniec miłości, która wydawała się jedyną i ostateczną. I jeszcze ta bezsensowna sprzeczka z przyjaciółmi!
Coś ty taki wczorajszy, gdzie tak zabalowałeś?- dobiega go niespodziewany głos kolegi. Nie ma siły na odpowiedź. Kwituje pytanie ironicznym uśmieszkiem.
Wracasz do domu?- kontynuuje znajomy, usiłując sprowokować go do rozmowy.
Co do domu, do domu? Nie.Odpocznę trochę- odpowiada, z trudem zbierając myśli.
No to ja lecę. Muszę zrobić zakupy, bo po obiedzie jedziemy z Jolką na grilla do szwagra, Cześć.
I znika pospiesznie w tłumie.Wstaje i niezdecydowanym ruchem zmierza w kierunku pobliskiego baru. Zamawia jedno piwo i wtapia się w szemrane towarzystwo witających dzień na kacu. Zupa chmielowa ciepła, ma jednak smak wybornego trunku. Szybko opróżnia kufel, prosząc barmana o następne. Kolejne pije już spokojnie. Nagle zauważa sąsiada z bloku. Nie mając ochoty na kolejną rozmowę i przepytywanie ukradkiem opuszcza lokal. Zatrzymuje się na pobliskim skwerku i czuje jak jego żołądek, usiłuje pozbyć się balastu niestrawionej wczorajszej kolacji. Przytrzymując się drzewa zwraca resztki nocnej biesiady. Nagle traci równowagę i pada. Twarzą dotyka wymiocin.Kiedy usiłuje podnieś się, kątem oka zauważa kundla zlizującego to, czego on się pozbył. Widok ten uzmysławia mu miejsce i sytuację, w jakiej się znalazł. Czy można upaść jeszcze niżej? Pytanie to mobilizuje go do zmiany swojej żałosnej postawy. Przypomina powiedzenie swojej dziewczyny, że pić trzeba umieć. Tak. Nigdy nie był w tym dobry i dlatego rzadko doprowadzał się do takiego stanu. A takiej sytuacji właściwie wcale. Obraz, w którym niewiele różnił się od psa, spowodował burzę. Zdał sobie bowiem sprawę, że dotknął dna. Z trudem odrywa od ziemi swoje potargane ciało, siadając pod pobliskim drzewem. Czuł, jak zaczyna oddzielać się od świata. Film z ostatnich minut, jaki docierał do jego świadomości był lekcją, w której on był uczniem. Wiedział, że nadszedł ten moment, kiedy należy rozpocząć następny akt, zmieniając scenariusz i obsadę głównych ról, w jego żałosnej sztuce.w której główną rolę grała nieudana lokata uczuć. Miłość pozostawała w marzeniach. Na przedpolach ociężałej świadomości, błyskał nowy pomysł.
Postanowił jednak wrócić do domu. Czuł, że musi pokonać strach przed pustką mieszkania, w którym każdy kąt pokazywał jej postać. Chwiejnym krokiem zmierzał w stronę bloku. Falujący krajobraz rozwrzeszczanej ulicy pokonywał zdecydowanie. Przez myśl przeszło, że to, co się wczoraj stało, to tylko zły sen. Za drzwiami zobaczy wciąż świętą dla niego, pełną miłości postać. I nagle niczym uderzenie pioruna poraził go widok, którego nie pragnąłby nigdy oglądać. Jego kobieta wisząc na szyi innego, częstowała go czułym pocałunkiem. W tym czasie opalony przystojny mężczyzna, otwierał drzwi auta i szarmanckim gestem zapraszał do środka. Luśka wsiadła pospiesznie kładąc na kolanach wiązankę kwiatów. Wyglądała na szczęśliwą. Dawno nie widział jej tak rozpromienionej. W samochodzie na tylnim siedzeniu leżała jego torba turystyczna. Pomyślał, że zabrała resztę sukienek wiszących w szafie. Po chwili samochód ruszył z osiedlowego parkingu.
A więc jednak postąpiła tak jak mówiła, wybrała innego. Myśl ta wbijała się w jego świadomość jak gwóźdź, do zamykanej z łoskotem trumny, czyniąc w nim ogromy chaos. Chmury przysłoniły resztki gasnącej świadomości, pogrążając go w mętnym bajorze tysiąca myśli. Sparaliżowany tą sceną stał ze spuszczoną głową. Czuł jak napływająca krew, tworzy rozgardiasz w umyśle. Jak we mgle przepływały głosy z innego świata.
Przepraszam sąsiedzie-idzie pan może do sklepu? Przez uszy przetoczył się znajomy głos. Usilnie próbuje analizować postawione pytanie. Do sklepu? Nie. Ja już nie piję. Ze wzrokiem zawieszonym na balkonie, gdzie zazwyczaj była Ona, idzie przed a siebie. Na klatce schodowej potrąca dziecko sąsiadki, która właśnie rozmawia z drugą. Ta widząc to, zniżonym głosem komentuje: wiesz to był naprawdę porządny i kulturalny człowiek. Ale, od kiedy stracił pracę i przez Luśkę popadł w długi, nie potrafi sobie z tym poradzić. Teraz, kiedy ona od niego odeszła to już nie wiem, co z nim będzie? To przecież nie jest brzydki facet-odpowiada koleżanka.Dokładnie. A do tego inżynier złota rączka. Jak coś nam nawaliło. to mój od razu do niego, wszystko potrafi zrobić.Tylko głupio ulokował swoje uczucia i teraz cierpi. Naprawdę szkoda mi go-kontynuuje swoją lukrowaną cenzurkę życzliwa mu sąsiadka.
Lecz on tego już nie słyszał. Wszedł do mieszkania nie domykając drzwi. Zajrzał do szafy, w której jeszcze wczoraj wisiały sukienki Luśki, jakby nie wierzył w to, co przed chwilą widział. Była pusta. Pokój zdawał się być martywy, a wisząca cisza wyciskała resztki wilgoci z jego pustego spojrzenia. Skierowały kroki w miejsce, gdzie pozostawił niedopitą butelkę alkoholu.I znowu kolejny zawód-była pusta. Ile jeszcze mnie dzisiaj złego spotka? Opad zmęczony na krzesło, wbijając wzrok w portret kobiety, która miała dla jego ostatnią przystanią. Towarzyszący ból głowy, zdawał się opanowywać wszystkie części jego ciała. Próbował zebrać myśli, ale rozjeżdżały się. Zdania jakie padły ostatnio w tym pokoju, nakładały się na słowa, które jeszcze pamiętał ze spotkania z przyjaciółmi. Czuł coraz większe odrętwienie.
Powoli wstał, przekraczając próg balkonu. Zgiełk podwórka, szczebiot dzieci harcujących beztrosko na placu zabaw, tworzył dziki, drażniący jazgot Stojąc na skraju ostatniej decyzji, wpatrywał się wzrokiem żeglarza szukającego skrawka lądu, niosącego pomoc. Ostatnia kra, na której się znajdował odpływała wraz z jego marzeniami o pogodnej przyszłości. Balkonowe barierki nie stanowiły żadnej przeszkody dla wykonania ostatniego życzenia, jakie zapisało się w jego świadomości.
Na dolnej scenie panował radosny klimat, zgromadzonych niczym wróble sąsiadek.Spojrzeniem wiernego widza, skrzętnie obserwowały poczynania samotnego aktora. I choć jego lot nie urzekł ich swoją finezją, wzbudził szczere zainteresowanie prostotą ruchów.
Pierwszy podbiegł jeden z sąsiadów i po szybkiej ocenie sytuacji, przykrył ciało własną wiatrówką, chcąc szczędzić widowni przykrego widoku. Inna z sąsiadek powiadomiła policję i pogotowie. Dziecko ciekawe zaistniałej sytuacji, podbiegając do ojca, i zapytało: tato, co się panu stało?
Nic kochanie nic, pan miał zawał.
Jaki zawał panie?-wtrąciła jedna z obserwatorek. Przecież on zwyczajnie popełnił samobójstwo!
Tak to wyglądało, ale to był zawał. Po prostu zawalił się jego cały świat, który budował przez ostatnie lat, a on poległ na jego zgliszczach. Walka dobiegła końca.
Powstałe zdarzenie uruchomiło setki komentarzy, a każdy z nich był gotową receptą na udany i szczęśliwy związek.Główny bohater, nie mógł z nich jednak skorzystać. W komentarzach przodowała blondyna z parteru, trzykrotnie próbująca nowego związku. Była najbardziej krytycznie nastawiona do sąsiada. Często w rozmowie z jego Lusią mówiła: daj sobie z nim spokój. Chłop po to jest, aby zaspokoić kobietę fizycznie i materialnie. Jak nie ten to będzie inny, tego kwiatu są pełne ulice.
Dobrze być otoczonym usłużnymi i zaradnymi sąsiadkami. Życie jest proste, wystarczy tylko odpowiednio się ustawić!
Nasz bohater był mało zaradny i elastyczny i jego pozycja po udanym skoku, nie wzbudzała szczerego współczucia. Po krótkich oględzinach, pospiesznie schowano go do czarnego worka. I tylko dzieci postanowiły przerwać swoją zabawę, wracają do domów. Świat dorosłych dalej tańczył swój chocholi taniec. Sąsiedzi spod trójki, już rozpoczęli zabiegi o przejęcia mieszkania, dla świeżo ożenionego syna. I tylko kwiaty ostatnie, jakie przyniósł wczoraj dla Lusi, pozostawały niewzruszene i piękne. Po skończonej sztuce, słońce powolnym ruchem opadającej kurtyny, chowało się za osiedlowymi kasztanami, aby jutro od nowa witać radośnie zabieganych ludzi.
Resztki czyjegos istnienia, powoli pokrywał kurz.
Samotny wędrowiec, z bagażem złych i dobrych uczynków, stanął na końcowej stacji.
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Bielszy odcień bieliMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 listopada 2024
RozbitekYaro
19 listopada 2024
1911wiesiek
19 listopada 2024
Jeden mostJaga
19 listopada 2024
Świat za oknemMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
0011.
19 listopada 2024
SzybciejYaro