12 października 2011
Po urojonej stronie księżyca
Otacza mnie wianuszek słów, ciężki w obfitość znaczeń.
Lepki od potu dłonie drżą i pustka przelewa się na papier.
W winie śliwkowym zachód słońca
znowu wyraźnie drwi. Nie zasnę
gdy na parapecie, wciąż od nowa
gołębie wystukują wściekły rytm.
I ciężar powiek, co to opuszcza głowę jakby jej było wstyd.
Więc duszkiem piję zdrowie tych, co to mnie mają za szaleńca.
Do świtu jeszcze milion lat,
niejeden zadławiony krzyk.
Tańczę przeklętą bosanove
co chwila gubiąc krok i szyk.
Poranek mnie zastaje in flagranti, na podłodze. W objęciach
trzymam sny. Oczy czarne, włosy kasztanowe i w parkiet wbite łzy.
17 czerwca 2025
wiesiek
17 czerwca 2025
Belamonte/Senograsta
16 czerwca 2025
Belamonte/Senograsta
16 czerwca 2025
wiesiek
16 czerwca 2025
Yaro
16 czerwca 2025
Yaro
16 czerwca 2025
Marek Jastrząb
16 czerwca 2025
Marek Jastrząb
16 czerwca 2025
ajw
16 czerwca 2025
ajw