12 october 2011
Po urojonej stronie księżyca
Otacza mnie wianuszek słów, ciężki w obfitość znaczeń.
Lepki od potu dłonie drżą i pustka przelewa się na papier.
W winie śliwkowym zachód słońca
znowu wyraźnie drwi. Nie zasnę
gdy na parapecie, wciąż od nowa
gołębie wystukują wściekły rytm.
I ciężar powiek, co to opuszcza głowę jakby jej było wstyd.
Więc duszkiem piję zdrowie tych, co to mnie mają za szaleńca.
Do świtu jeszcze milion lat,
niejeden zadławiony krzyk.
Tańczę przeklętą bosanove
co chwila gubiąc krok i szyk.
Poranek mnie zastaje in flagranti, na podłodze. W objęciach
trzymam sny. Oczy czarne, włosy kasztanowe i w parkiet wbite łzy.
31 july 2025
absynt
31 july 2025
absynt
30 july 2025
absynt
29 july 2025
wiesiek
28 july 2025
Jaga
28 july 2025
absynt
27 july 2025
wiesiek
26 july 2025
wiesiek
21 july 2025
ajw
21 july 2025
wiesiek