12 october 2011
Po urojonej stronie księżyca
Otacza mnie wianuszek słów, ciężki w obfitość znaczeń.
Lepki od potu dłonie drżą i pustka przelewa się na papier.
W winie śliwkowym zachód słońca
znowu wyraźnie drwi. Nie zasnę
gdy na parapecie, wciąż od nowa
gołębie wystukują wściekły rytm.
I ciężar powiek, co to opuszcza głowę jakby jej było wstyd.
Więc duszkiem piję zdrowie tych, co to mnie mają za szaleńca.
Do świtu jeszcze milion lat,
niejeden zadławiony krzyk.
Tańczę przeklętą bosanove
co chwila gubiąc krok i szyk.
Poranek mnie zastaje in flagranti, na podłodze. W objęciach
trzymam sny. Oczy czarne, włosy kasztanowe i w parkiet wbite łzy.
29 june 2024
Pain Of SurrenderSatish Verma
28 june 2024
Czy ty straszna rybo jesteśEva T.
28 june 2024
A RenaissanceSatish Verma
27 june 2024
Two poemsAdam Pietras (Barry Kant)
27 june 2024
Przepraszam. Zrobiło miEva T.
27 june 2024
Repeating PainSatish Verma
26 june 2024
Chwila malowana światłem.Eva T.
25 june 2024
2506wiesiek
25 june 2024
jej włosy są takie lekkieEva T.
24 june 2024
Z pajęczynąJaga