7 kwietnia 2025

Bystre oko miszy

XI cz. cyklu "Życie Marcela jako ustawiczne unikanie pokus"

+18

Po południu do Gabi przyjechała siostra z Poznania. Gdyby nie włosy (tak samo rude, ale spięte w schludny koczek), trudno byłoby doszukać się podobieństwa. Wygladała raczej na matkę, niż starszą siostrę. Nie to, że zmarszczki, czy coś w tym guście. Twarz miała gładką jak pupa niemowlaka z reklamy Pampersów, ale w popielatej garsonce i szpilkach robiła wrażenie pani prezes, która wyszła na lunch z korporacji. Do tego jeszcze kwaśna mina, którą mogłaby doprawić największych rozmiarów galaretę z nóżek.
Już na wstępie omiotła mnie lekceważącym spojrzeniem, zaczynając od sznurówek, a skończywszy na nosie, na którym akurat robiła mi się krosta i był czerwony jak rzodkiewa. Czułem tym swoim kulfonem, że nie zapałamy do siebie sympatią.

Znałem jedną taką, podobną do niej – Marylka jej było. Z wyglądu identyko, też garsonki nosiła (od niej wiem, że to się tak nazywa) i obowiązkowo szpile, tylko ruda nie była, a farbowana blondynka. Wprowadziłem się do niej już po pierwszej randce, bo stwierdziła, że szkoda czasu na bezproduktywne chodzenie. Podobało mi się takie podejście do tematu, choć seks z nią okazał się porażką. Leżała jak zwalony pień w Puszczy Białowieskiej i łaskawie pozwalała na igraszki. Szybko wyprowadziłem się z jej dziupli, bo też chciałem być dopieszczonym dzięciołem. Niestety, praca wysysała z niej energię. Wracała po siódmej, zdejmowała firmowe ciuszki, zakładała kapcie, ale myślami nadal była w firmie. Kiedyś zaraz po orgazmie powiedziała, że właśnie wymyśliła fantastyczną reklamę gumowców. Nie wiem dlaczego akurat gumowców, bo wtedy było bez gumki. No cóż, dla stuprocentowego samca, za jakiego się miałem, była to potwarz.

Gabrysia też nie czuła się dobrze w towarzystwie Aldony, ale była wobec niej strasznie uległa. Zupełnie jak nie Gabi. Kiedy siostra kazała jej umyć włosy, bo „wygląda jak ćpunka z dworca zoo”, natychmiast wzięła szampon i ręcznik, po czym opuściła nas „na minutkę”.

- Słuchaj – zaczęła Aldona, korzystając z jej nieobecności – widzę, że Gabi patrzy na ciebie maślanymi oczami, ale chcę żebyś wiedział, że ma narzeczonego w Poznaniu.

- Tak? To gdzie on był, kiedy najbardziej go potrzebowała? – obruszyłem się, znając historię o egoistycznym dupku, zarabiającym na handlu z Niemcami.

- Co prawda rozstali się i ona wróciła do Lublina, ale to nie jest zamknięta sprawa. Mieli ze sobą dziecko … - zawiesiła głos, czekając na moją reakcję, ale tylko pani Kwiatkowska zastrzygła uszami. Milczałem, bo znałem tę historię z ust Gabrysi.

- Niestety, Gabi poroniła i stąd pewnie to załamanie. Poza tym umarł nasz ojciec, z którym była bardzo związana…

- Nie poroniłaby, gdyby ten drań nie wysłał jej na zabieg – wybuchnąłem, prostując fakty.

- A miała urodzić? Wyrzuciliby ją z firmy. Nawet nie wiesz, ile mnie kosztowało, by ją tam ustawić. – Aldona zaczęła nerwowo chodzić po sali.

- Załamanie Gabrysi to wasza wina! – rzuciłem oskarżeniem prosto w jej skrzywioną twarz. – Gdybyś chciała jej pomóc, zamiast zmuszać do aborcji, nie byłoby tego szpitala i dziecko by żyło.

- Zawsze była słaba psychicznie. Zresztą, to nie twoja sprawa.

- To czego oczekujesz ode mnie? – zapytałem, wstając.

- To proste. Jutro zabieram ją do siebie, a ty znikasz.

- A może Gabi ma jednak coś do powiedzenia? Jest dorosła.

- Nie wykorzystuj jej słabości. Ona ma życie poukładane w Poznaniu. A w tej chwili sama nie wie czego chce.

Prawdę mówiąc, ja też nie wiedziałem czego chcę, ale dyktatorski ton Aldony sprawiał, że chciało się dokładnie czegoś odwrotnego. Musiałem to przemyśleć, więc postanowiłem zostawić je same i podjechać do centrum, zwłaszcza że byłem głodny jak niedźwiedź po śnie zimowym.
Matka zajęta Jerzym, nawet nie zareagowała, gdy powiedziałem, że wyskakuję na miasto.

Pojechałem na Starówkę do restauracji, którą prowadzili staruszkowie kolegi. Kumplowałem się z Darkiem przez całą podstawówkę, pomimo że inni śmiali się z niego, bo miał pewną przypadłość. Lubił bawić się pod ławką ptaszkiem. I to na lekcjach pani Kwiatkowskiej. Kiedy zobaczyła to wychowawczyni, zaprowadziła go do szkolnej pedagog. W gabinecie, obie kobiety starały się wytłumaczyć Darkowi, dlaczego nie powinien bawić się w ten sposób. Mówiły, że to nieładnie, że dziewczynki się śmieją, że niehigienicznie, bo przenosi się zarazki itp. Gdy poczuły, że Darek zrozumiał swoje niewłaściwe zachowanie, poprosiły, by przyrzekł, że nigdy już nie będzie bawił się członkiem, no i chłopak przyrzekł. Zadowolone z efektów swojej perswazji kazały mu wracać do klasy i zaczęły rozmowę na inny temat. Kiedy Darek był już przy drzwiach, odwrócił się nagle i zapytał zaintrygowany:

- A co to jest ten członek?

Historyjka stała się z czasem anegdotą. A ja usłyszałem ją przypadkiem, gdy byłem u Darka na urodzinach, a jego mama opowiadała wszystko innym mamom, nie wiedząc że stoję w progu w roli gumowego ucha. Wiedzę tę wykorzystywałem nagminnie ilekroć nie umiałem rozwiązać zadania z matmy. Darek w strachu, że wypaplę wstydliwy sekret którejś z jego dziewczyn, odrabiał za mnie prace domowe.

W knajpie był komplet, bo serwowano tu smaczne i niezbyt drogie żarcie. Pomiędzy stolikami kręciła się jako kelnerka siostra Darka, na którą wszyscy mówili przewrotnie „Mała”, bo miała chyba z metr dziewięćdziesiąt wzrostu.

- Hej, Mała! – przywitałem ją.

- Mała to jest twoja pała – odparła rezolutnie niemal szeptem, żeby nikt z gości nie usłyszał i roześmiała się, dając mi buziaka.

- Jak zawsze bystra. Znajdzie się jakieś miejsce dla strudzonego wędrowca? – zapytałem.

Klaudia posadziła mnie przy maleńkim stoliku w kącie sali, gdzie miałem widok na wszystkich. Obsłużyła poza kolejnością, ale na pogawędkę nie miała czasu, więc samotnie zjadłem eskalopki, które mi poleciła.

Właśnie kończyłem obiad, rozmyślając o tym, co powiedziała mi Aldona, gdy w drzwiach pojawiła się Ołena. Była sama i wyglądała na przestraszoną. Spłoszonym wzrokiem rozejrzała się po sali. Już miałem przywołać ją machnięciem ręki, ale nie zdążyłem, bo jakiś łysy mięchol z grubym łańcuchem na szyi, wygladającym jak obroża butteliera, krzyknął w jej kierunku:

- Zarina, zdjes.

Ostatni kęs utkwił mi w przełyku. Zarina?

Dziewczyna podeszła do jego stolika i usiadła niepewnie na wskazanym krześle. W tym momencie przysiadło się jeszcze dwóch typków, nie wyglądających na gości ze szkółki niedzielnej. Ołena musiała czuć się osaczona, bo mówiła nerwowo, jakby tłumaczyła się z czegoś. Podała łysemu pendriva i spuściła głowę. Krótko wystrzyżony blondyn chwycił ją za rękę i dyskretnie, ale chyba dość mocno, przycisnął do blatu. Łysol powiedział coś do jej ucha i gdy blondyn wypuścił dłoń ze stalowego uścisku, dziewczyna szybko opuściła lokal. Chciałem wyjść za nią, ale postanowiłem dowiedzieć się czegoś na temat mężczyzn.

Zawołałem Klaudię i zapytałem o dziwne towarzystwo siedzące obok baru. Okazało się, że to jacyś Ruscy, przychodzący regularnie każdego popołudnia. Dziewczyna trochę się ich bała, bo wygladali groźnie, ale wobec niej byli grzeczni, płacili bez mrugnięcia okiem dość duże rachunki, zostawiali sute napiwki, więc nie miała powodów, by na nich narzekać. Na koniec przypomniała sobie, że łysol był astmatykiem, bo wielokrotnie widziała go z inhalatorem poprawiajacym oddychanie.

Po zebraniu informacji postanowiłem podjechać na chwilę do domu. Na szczęście nie było jeszcze dziewczyn, więc rozejrzałem się swobodnie po pokoju, w którym Ołena trzymała swoje rzeczy. Przejrzałem wszystko, choć nie wiedziałem czego dokładnie szukam. Nie było jednak nic, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Już miałem wyjść z pokoju, gdy mój wzrok przykuła sportowa koszula wisząca na krześle. Miała na piersi kieszeń, a w niej paszport.

- Zarina Lejmanow – przeczytałem zdumiony.

Nie była żadną Ukrainką, tylko obywatelką Rosji. Co robiła w Polsce? Dlaczego oszukała Ankę? Czego tak naprawdę od niej chciała? Co było na pendrivie przekazanym Łysolowi? Mnóstwo pytań bez odpowiedzi.

Usiadłem na łóżku, na którym po raz pierwszy zobaczyłem ją z Anką i przez chwilę intensywnie myślałem. Z półki naprzeciwko spoglądał na mnie dobrotliwie ruski misza. Nie było go wcześniej. Zaintrygowany podszedłem i wziąłem go do ręki. Bingo! W jego czarnym oku tkwiła maleńka kamerka.



Koniec cz. XI




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1