3 february 2016
"GDZIE JEST RYSIEK?" cz. III
BADYL: O! Szefie! Jak to dobrze że się szef pofatygował! Szef to zawsze wie, kiedy się fatygować i kiedy pozostawić fatygację w sfatygowanych dłoniach swojej prawej ręki.
PIĄCHA: Masz na myśli siebie?
BADYL: A gdzieżbym śmiał. Ale przecież nie będę z Szefem polemizował. Choćby przyszło tysiąc atletów!
PIĄCHA: Cisza!
BADYL: Tak jest! Cisza! Wszyscy cisza! Szef potrzebuje „Cisza!” więc niech nikt nie śmie się odzywać! Szef...
PIĄCHA: Badyl!!!
BADYL: Co?
PIĄCHA: Zamknij mohdę!
BADYL: Pokornie słucham.
PIĄCHA: No! Przydaj się wheszcie! Przedstaw mnie!
BADYL: Ale komu?
PIĄCHA: Pięknrm paniom idioto!
BADYL: Już się hobi... Ups... najmocniej przepraszam: Już się robi!
PIĄCHA: Ty się kiedyś doighasz... hęce mi opadają... ty się kiedyś tak nahazisz, że się nawet nie spostrzeżesz jak cię Bolo na mój hozkaz hozsmahuje i będzie z ciebie mahmolada!
BADYL: Ale Szefie...
PIĄCHA: Do hoboty!
BADYL: Drogie panie! Pragnę Wam przedstawić najmroczniejsze oblicze naszego metropolitarnego półświatka! Postrach kasyn i sejenów! Tfuuu... Kas i sejfów! Numer jeden na powiatowej liście poszukiwań przestępczych! Arystokrata wśród złodziei i Złodziej wśród Arystokratów...
PIĄCHA: Nie Dhamatyzuj Badyl...
BADYL: Arcymistrz zbrodni, który nie tylko ukradł księżyc, ale i podwędził 31 listopada!
ANDŻELA: Co podwędził?
RYSIEK: Nic nie podwędził. Ego sobie napompował!
ANDŻELA: A tego 31 listopada?
RYSIEK: A jest taki dzień w roku?
ANDŻELA: A jest?
RYSIEK: A nie ma!
ANDŻELA: A nie ma?
RYSIEK:A nie ma!
ANDŻELA: I niby?
RYSIEK: No! Mówią że to Piąchy robota! Ile w tym prawdy...
BADYL: Jednym słowem drogie Panie. Jego wysokość Napoleon Piącha!
PIĄCHA: Tadam!
RYSIEK: Nam jest bardzo miło...
ANDŻELA: Tak właśnie. Nam jest bardzo miło!
RYSIEK: Ale..
ANDŻELA: Ale musimy już iść
PIĄCHA: To niemożliwe!
ANDŻELA: Niemożliwe? A dlaczego!
PIĄCHA: Powiem Pani, ale pod jednym wahunkiem, zgoda?
ANDŻELA: Zgoda!
PIĄCHA: Otóż phoszę Pani. Nigdzie Panie nie pójdą, bo to jest przecież pań mieszkanie...
RYSIEK: Moje? To nie moje...
BADYL: Nie twoje? Lussi? Co ty mówisz?
RYSIEK: A nieeee! Ale ze mnie „mała zuzia lalka nieduzia”... Nie moje, bo... Bo Nasze! Nasze z Andżelą ono jest, to mieszkanie tutaj. O ten stolik jest Andżeli, a ten parawanik to na przykład mój. Ten dywanik Andżeli a ten flakonik mój. O! Andżeli. Moje. Andżeli. Moje. W tę i z powrotem. Nasze ci ono!
BADYL: Usiądź moja piękna. Widze że się zestresowałaś co nieco. Makijaż ci lekko spływa...
ANDŻELA: Gdzie?
BADYL: O tu pod oczkiem...
RYSIEK: Panie Badylu, Panie Badylu...
PIĄCHA: Badyl! Do nogi!
BADYL: Tak jest szefie!
PIĄCHA: Wahuj! Mehdaj! Apoht!
BADYL: Ale że co?
PIĄCHA: Ale że pstho! Nie jesteś już potrzebny tutaj. Tam jesteś potrzebny.
BADYL: Tam to znaczy że gdzie?
PIĄCHA: Byle gdzie byle za drzwiami. Pozbądź nas swojego towarzystwa. Komphende?
BADYL: Aaaaaahaaa. To może ja już sobie pójdę!
PIĄCHA: Czasem się wydajesz istotą hozumną. Idź poszukaj Bola.
BADYL: I?
PIĄCHA: I przyapohtuj Bola pod drzwi. Jasne?
BADYL: Jak sierpniowe słoneczko Szefie. Żegnam panie! Do rychłego zobaczenia Lussssi...
RYSIEK: Do widzenia! Niech pan wierzy w przyszłość, niech pan gorąco wierzy...
Badyl wychodzi.
PIĄCHA: No! To tehaz możemy sobie pohozmawiać jak odpowiednie „sosajety”...
ANDŻELA: Że hę?
RYSIEK: Sosajety czyli towarzystwo...
PIĄCHA: O! Właśnie właśnie... Czy panie aby nie są zainthygowane moją tu wizytą, poprzedzoną najpiehw fohpocztą tych dwóch khetynów?
ANDŻELA: do tej pory to byłam raczej wystraszona, niż zaintrygowana ale teraz to mnie pan zaintrygował więc jestem.
RYSIEK: Ja też!
PIĄCHA: Też?
RYSIEK: Też jestem.
PIĄCHA: Słusznie. Panie pozwolą że spocznę.
ANDŻELA i Rysiek: Spocznij!
PIĄCHA: A dziękuję. Więc... Jak już tu pehohował mój podwładny – ja tu poniekąd rządzę.
ANDŻELA: Tu? W moim mieszkaniu?
RYSIEK: Naszym...
PIĄCHA: To oczywiście taka figuha hetohyczna. Rządzę na ulicach, thotuahach i wśhód khyminalistów.
ANDŻELA: No tak... To już pan Badyl...
PIĄCHA: Phoszę mi tehaz nie przehywać! Więc... Na czym to uhwałem? Już wiem! Rządzę! Rządzę i żadna khyminalna opehacja nie może być przephowadzona bez mojego błogosławieństwa. Bo inaczej „Hęka noga...”
RYSIEK: Mózg na ścianie
PIĄCHA: Właśnie! A dziś jednak jeden idiota, któhemu się wydawało że jest madrzejszy od Napoleona Piąchy postanowił zaszaleć na własne konto. Może bym i nawet machnął hęką, ale dyscyplina, phoszę pań, to w tym biznesie podstawa! A ten rzezimieszek od siedmiu boleści ważył się okhaść mnie i zwiać. Tylko się zakurzyło.
ANDŻELA: Oooo jak mi przykro...
PIĄCHA: A mnie wcale. Pieniądz sphawa nabyta! Ale, jak powiedziałem – dyscyplina! Nikt nie będzie hobił Piąchy w thąbę bo potem każdy głupi będzie chciał być od Piąchy mądrzejszy. Dlatego jak złapię gagatka to...
RYSIEK: Ręka noga...
PIĄCHA: I flaki wyphuję...
RYSIEK: Auć!
ANDŻELA: No dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego? Ja i moje mieszkanie?
RYSIEK: Nasze.
ANDŻELA:Co nasze?
RYSIEK: Mieszkanie. Nasze mieszkanie...
ANDŻELA: Racja! Co my i nasze mieszkanie mamy z tym wspólnego?
PIĄCHA: Zbhodniarz zostawił na miejscu zbhodni ślad!
RYSIEK: Ślad? Jaki ślad?
PIĄCHA: A czy to ważne jaki? W każdym hazie wiemy że khetyn jest w kamienicy przy Mahiana Hokity cztehy. To tu?
ANDŻELA: Tu...
PIĄCHA: No! Więc nie będą miały panie niż przeciwko, że tu sobie spokojnie i ciehpliwie poczekam na delikwenta?
ANDŻELA: Ale on może być w innym mieszkaniu przy Mariana Rokity Cztery.
PIĄCHA: Może. Pamięta Pani tych dwóch idiotów, co tu byli?
ANDŻELA: No pamiętam...
PIĄCHA: Sphawdzają apahtamenty... jeden po dhugim.
Drzwi się otwierają gwałtownie i wpada zmachany Bolo!
BOLO: Szefie! Szefie!
PIĄCHA: No?
BOLO: Szefie? Szefie?
PIĄCHA: Tu jestem!
BOLO: Aaaa... Bo idą!
PIĄCHA: Kto?
BOLO: Policja! Bliny tu idą!
PIĄCHA: o Hety! Hatunku! To bahdzo niedobrze! Tego nie było w planie. Skąd wiesz?
BOLO: Sam widziałem. Są piętro niżej i wszystkie mieszkania odwiedzają.
PIĄCHA: Co hobić, Co hobić?
BOLO: Uciekamy?
PIĄCHA: Jest tu jakieś dhugie wyjście? Powiedzmy, że awahyjne?
RYSIEK: Nie ma. Jedno „in” i jedno „out”
PIĄCHA: Kuhwa!
ANDŻELA: No proszę Pana?
PIĄCHA: Przephaszam, to nehwy... jak się denehwuję to wulgahyzuję...
BOLO: Uciekamy?
PIĄCHA: No to szybko!
Kierują się do drzwi. Kiedy skradając się docierają te otwierają się znienacka i wpada Badyl
BADYL: Szefie! Szefie!
PIĄCHA: Łomatko! Ja kiedyś przez Ciebie udahu dostanę. Udahu mózgu, udahu sehca a nawet udahu okhężnicy! Czego się drzesz?
BADYL (szeptem): A bo policja...
PIĄCHA: A to już wiemy...
BOLO Nooo... byłem pierwszy! Byłem pierwszy!
PIĄCHA: Cicho! Cicho mi tu! Myśleć! Nie panikować! Musi być jakieś hozwiązanie...
ANDŻELA: No...
RYSIEK: Nie!
ANDŻELA: Jest...
RYSIEK: Nie rób...
ANDŻELA: Rozwiązanie
RYSIEK: Nie rób tego...
ANDŻELA: Czemu? To może być nawet zabawne! Panie Napoleon?
PIĄCHA: Phoszę mnie nie dekoncenthować gdy phacuję nad hozwiązaniem phoblemu!
ANDŻELA: Ale ja mam pomysł.
PIĄCHA: Zamieniam się w słuch. Znaczy – wszyscy się zamieniamy.
ANDŻELA: Prędko za parawan. Tam są moje kiedki, kapelusze i peruki. Przebierać się...
BOLO Ale!
ANDŻELA: Żadnego „ALE”...
RYSIEK: To będzie kompletna katastrofa. Kataklizm. Koniec świata. Armagedon. Apokalipsa. No nie wierzę...
ANDŻELA: Przebierać się! I od tej pory jesteśmy chórem żeńskim „Partytura Na Zdrowie”, jasne?
PIĄCHA, Bolo, Badyl: Ale my nie umiemy...
ANDŻELA: Cicho! Wiem! Ja to wiem! Ryśśśś... znaczy Lusi to wie... I wy to wiecie! A policja wie?
PIĄCHA: No chyba nie...
ANDŻELA: To do roboty!
Trzej zbirowie wychodzą się przebierać
ANDŻELA: A ty mi podaj futerał
RYSIEK. Nie.
ANDŻELA: Nie grymaś, tylko podaj futerał. Mam tam nuty, mam tam teksty. Muszę coś wybrać!
RYSIEK: Nie.
ANDŻELA: Nie wygłupiaj się! Otwieraj!
RYSIEK: Nieeeee! Nie można tego otwierać! Nie wolno! Nieeeee...
Szarpią się oboje z futerałem i nagle on się otwiera. Wysypują się z niego pieniądze luzem. Andżela zamiera zaskoczona.
RYSIEK: No właśnie!
ANDŻELA: Ty... ty.... ty.. Ty to ty!
RYSIEK: Tak. Ja to ja.
ANDŻELA: A to... to... to...
RYSIEK: Tak. To to Piąchy...
ANDŻELA: Rę... ka... no... ga...
RYSIEK: Tak. Mój mózg na twojej ścianie.
ANDŻELA: świeżo malowane.
Walenie w drzwi
Głos zza drzwi: Otwierać. Dzień dobry. Siły porządkowe. Otwierać uprzejmie!
RYSIEK: Chwileczkę. Nieubrana jestem! Idź otwórz – byle powoli a ja tu ogarnę.
ANDŻELA: Byle szybko!
Andżela idzie w stronę drzwi. A Rysiek szybko zbiera banknoty. Andżela otwiera drzwi a nacenę wracają bandziory. Rysiek wręcza im kartki z tekstem piosenki.
RYSIEK: Bierzcie. Chór nad tym pracuje!
Wchodzi porucznik Zofia. Z policji. Z bardzo policji!
ZOFIA: Dzień Dobry Bardzo! Kto tu jest najemcą lokalu?
ANDŻELA: No ja..
ZOFIA: Nazwisko. Imię. Wiek. Stan Cywilny. Znak zodiaku.
ANDŻELA: Andżela Kuśmider. Dwadzieścia cztery. Panna i Panna!
ZOFIA: Panna? Ja też Panna! Stąd do soboty Panna! Dalej to Mężatka! Tak mniemam bo mniemam że Narzeczony mi nie zwieje w ostatniej chwili jak trzech przed nim. Nie wiem co się dzieje z tymi współczesnymi mężczyznami...
ANDŻELA: Może się bardziej strachliwi tylko w wyniku ewolucji ostali?
ZOFIA:: Owulacji? Mężczyźni nie owulują!
ANDŻELA: Nie owulują ale ewoluują. Ponoć!
ZOFIA: Dobrze. Bardzo Dobrze. Prawidłowo. Pała!
ANDŻELA: Ale...!
ZOFIA: Milczeć! To ja tu zadajemy pytania! Co to za zgromadzenie jest?
ANDŻELA: My?
ZOFIA: Nie! My! Jasne że Wy! Znaczy Oni!
ANDŻELA: One!
ZOFIA: One? A nie wyglądają...
RYSIEK: My? My jesteśmy Chór Żeński „Partytura Na Zdrowie” i mamy tu teraz próbę.
ZOFIA: Próbę czego?
RYSIEK: Śpiewunku próbę... z podkładem skrzypcowanym.
ZOFIA: Ach, próbę taką.... to proszę próbować! Chętnie posłucham!
RYSIEK: Ale to jeszcze nic takiego...
ZOFIA: Nic takiego? Nic nie szkodzi. Posłucham, popatrzę, ocenię! W ocenie jestem czołowa!
ANDŻELA: No nic drogie koleżanki. W takim razie nic nam już nie stoi na przeszkadzaniu. Teksty w dłoń. Alleluja i do przodu. Co śpiewamy?
RYSIEK: A to!
ANDŻELA: Jesteś pewien?
RYSIEK: Było pierwsze z brzegu...
cdn.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.