10 june 2014
Sennik młodego studenta albo dziewiętnasty przystanek
Poniedziałek. Jak co rano, wstaję z ogromnym apetytem na życie. Dziś za oknem pierwsza warstwa tegosezonowego śniegu. Nie stopniała przez noc zgodnie z oczekiwaniami. Po szybkim śniadaniu wychodzę z domu. Sam właściwie nie wiem po co to śniadanie.
Kieruję się dobrze znaną drogą w kierunku przystanku Opolska Estakada. Pierwszy papieros. Docieram na przystanek po jedenastu minutach. Do autobusu jeszcze siedem. Drugi papieros? Nie, to za często. Przypominam sobie dzisiejszy sen. Jakiś ślub? nie, wesele. Miałem za ciasne rękawy w garniturze, nie mogłem wyciągnąć rąk. Byłem ja, pan młody, ale nie widziałem mojej ukochanej. Później jakiś basen. Czułem się tam jak ryba w wodzie.
O, jedzie 114. Zajęcie miejsca na przystanku – jak najbliżej drzwi. Podjeżdża. Wchodzę i już widzę miejsce dla siebie – przy szybie, tuż za złamaniem krakowskiego przegubowca. Pierwszy przystanek za nami. Jeszcze tylko osiemnaście. W drodze zauważam na swoją głową kulę widziulę – dla naszego bezpieczeństwa oczywiście.
Jedziemy dalej, ósmy, jedenasty przystanek. Ludzie zamieniają się miejscami, kończą i rozpoczynają swoje podróże. Istna walka o przetrwanie. Taką walkę każdego dnia nazywamy życiem. Ale właściwie po co walczymy? Żeby móc umrzeć na miejscu, a nie w autobusie?
Zastanawiam się nad postępowaniem ludzi w czasie wojny. Dlaczego większości z nich tak bardzo zależało na przeżyciu? Czyżby śmierć po wojnie była mniej bolesna? Czy śmierć od kuli była gorsza od tej spowodowanej głodem lub chorobą? A może to tylko ludzka przekora. Chcą żebym zginął, a ja na złość będę żył. Czy taka zasada sprawdzi się kiedy ją odwrócimy? Chcą abym żył, a ja na złość umrę. To wiedzą tylko skażeni.
Jestem na miejscu. Koniec przemyśleń, trzeba pędzić dalej. Wysiadam na Rostworowskiego. Chodnik, przejście dla pieszych, tory tramwajowe (nieczynne zresztą – remont). Jeszcze tylko parking i jestem pod budynkiem.
Kolejny papieros. Myślę o ćwiczeniach z polityki społecznej. Dziś temat: czy niepełnosprawni są sprawni w życiu? Kończę palić. Pnę się schodami na trzecie piętro – zawsze to trochę ruchu. W nogach czuję zakwasy po piątkowym w-f. Sala już otwarta. Wchodzę, zajmuję miejsce i choć na parę minut odpływam w niebyt.
*
„Czasy się zmieniają i my zmieniamy się z nimi”. Od dziś nie będzie już dziewiętnastego przystanku. Kolejnym poniedziałkowym porankiem podążam w nieznane. Gęsta mgła jakby przypieczętowuje to, że nie mamy pewności dokąd zmierzamy. Zwyczajowo jednak idę w kierunku Opolskiej Estakady. Dziś nie pojedzie 114. Już nigdy nie pojedzie żadne 114. Czekam z niecierpliwością na nową linię - 503 – komunikacja miejska przyśpieszona, jak by życie nie toczyło się wystarczająco szybko.
W autobusie czuję się jakoś nieswojo. Poniedziałek, siódma rano, a jednak mało chętnych do życia. Są nawet miejsca siedzące. Przed takim spektaklem ważne by mieć dobry widok. Ja nie siadam. Nie zamierzam tu długo zabawić. Nie dojadę dziś na przystanek Rostworowskiego. We mgle przedzieram się przez Rondo Grunwaldzkie. Z przystanku tramwajowego, po drugiej stronie drogi, mogę z rozkoszą podziwiać budowę centrum konferencyjnego. Teraz jest mi już wszystko obojętne. 52, 18 czy 11 – wszystko zawiezie mnie do celu.
*
Dużo się zmieniło. Jednak 503 jeździ wciąż, z taką sama determinacją jak pierwszego dnia. Podziwiam go za wytrwałość. Dziś piątek, wieczór, około 21 wróciłem z w-f. Butelka wina pomoże to wszystko strawić. Z drugiej strony nie ma tego aż tak wiele – poranna herbata, obwarzanek, jajecznica na szynce (choć piątek) i znów obwarzanek, którego resztki dojadam w tej chwili.
Wcale nie czuję się dziwnie. Czuję się obco. Świat ociekający wszystkim począwszy od słodyczy a skończywszy na seksie nie jest dla mnie. Lepiej czasem zwrócić nie strawiony posiłek niż męczyć się długi czas.
Czy każde pokolenie żyje marzeniem o urodzeniu się w innej epoce? Nie słyszę odpowiedzi. Śnieg dalej nie topnieje. Zima tego roku trzyma wyjątkowo długo. Czy to kara? Za co? Nie odkręcę kaloryfera – trzeba oszczędzać. Ot, studenckie życie. Nie jest fraszką. Ba! Niczyje życie nie jest fraszką. Choć fraszki mówią inaczej. A może faktycznie ten rok będzie bez wiosny. Młodzi nie będą szaleć. Starzy nie będą gderać. Zagrzeje mnie kolejny łyk wina.
Telefon podręczny, kieszenny, mobilny-niewolniczy, a jednak milczy. „Ludzi coraz więcej a człowieka coraz mniej”. Kolejny pozaziemski wynalazek. Że też takie małe urządzenie mieści w sobie tyle wspaniałych, do niczego niepotrzebnych funkcji. W mediach strach przed kolejną wojną. „Wojny biorą się z pychy” – kolejny cytat. Cytowanie to mówienie ustami ludzi mądrych.
Ugniatam śmieci w koszu. Dlaczego człowiek stanął na księżycu? Czy to ciało niebieskie komuś w czymś zawiniło? Pewnie już nie raz zwiodło wędrowców z drogi i nawróciło do złego. Zwykło się mawiać, że nawracamy się do dobrego. Ale przecież można nawracać też do złego. Takie myślenie sugeruje, że człowiek z natury idzie za księżycem.
*
Powiedzieli mi, że nie ma słońca. Odrzekłem skądże! Przecież świeci nad moją głową. Przyszli i zabrali papiery. Odrzekłem skądże! Przecież wszystko mam ułożone na pułkach. Złapali na środku ulicy, wciągnęli do auta i wywieźli do lasu. Aresztowany! Nie, skądże. Ja tutaj mieszkam.
Skopali, pobili, torturowali przez miesiące. Ach, gapa ze mnie! Nie wolno się tak przewracać. Rozmawialiśmy, po przyjacielsku, no powiedz nam Jasieńku jak Ci się żyje na świecie. Świat jest wspaniały. Oj, mylisz się drogi przyjacielu. Jak to? Delikatnie sugerowali zmianę decyzji. Najpierw wyrwali paznokcie. Lewej ręki – nic nie szkodzi. Potem namawiali. Akumulator na jajach ciężko wzdychał, ale nic z tego. Na koniec pozostały już tylko prośby. Nie byli nachalni. Złamania otwierali bardzo powoli, a z jedną nerką przecież też da się żyć.
Zaraz! Opadliście z sił? Wy? Koledzy nie róbcie mi tego. Przecież ja bez was nie mogę żyć. Nasze byty są ze sobą związane. Może się udać przez miesiąc czy cztery lata, ale prędzej czy później zabraknie mi was. Kto wtedy uderzy w potylicę? Dopiero co przyszliście a już chcecie odejść? Nie. Tak się nie robi. Tak długo już nikt nie tłumaczył mi świata. Czekałem na was. Czekałem na was cztery pieprzone lata. Teraz się zabawimy.
Na świecie są tylko wrażliwi ludzie.
Pierwszy palec złamany.
Co wy chłopaki?
Dopiero się rozgrzewamy.
Wszyscy do koła chcą mojego dobra.
Oj, droczysz się z nami Filipku. Zobaczymy jak długo pociągniesz z igłą w żyle na szyi.
Tylko na tyle was stać? Postarajcie się!
Filipku mamy tyle czasu. Tym razem zabawimy dłużej.
Całe szczęście. Tak się stęskniłem. Jedziemy dalej. Kobieta mnie kocha.
O, widzimy, że się nie cackasz. Rozpalone ostrze przebija kolano.
Teraz będzie ciężej na nich klęczeć. Ale czy będę musiał? Czy podniosę się kiedyś choćby na kolana? Panowie, może napijemy się herbaty, taki piękny poranek.
Paznokcie u stóp zerwane jeden za drugim.
Macie mnie. Dałem się wrobić. Ale wciąż wygrywam. Jestem o jeden krok przed wami. Zawsze jeden pieprzony krok przed wami. Nie złamiecie mnie. Możecie kopać, łamać kości, ale kiedyś przegracie. Rok, dziesięć lat, ale w końcu zapłacicie. Takie są moje warunki, nie zmienicie ich. Są sztywne jak mój duch. Ducha nie złamiesz. Mogę mówić co chcę, kiedy chcę. A wasze sztuczki nic mi nie zrobią. Ja nie żyje w sobie. Ja… nie… żyję… w sobie… Nie dosięgną mnie wasze strzały, nie usłyszę krzyków. Dotknąłem ziemi choć raz, nic ponad to czego potrzeba. Nie dziwie się, że mam niestrawności. Wyglądacie żałośnie, śmierdzicie trupem, aż robi się niedobrze. Za mało realności? Proszę: Kraków. Gdyby nie szczudła dawno bym utonął w tej gnojówce, tym syfie, który wypłyną z rozkładających się odchodów. To coś sto razy gorsze od gówna. To gówno podniesione do kwadratu, i jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Kultura ludzi wysokich. Wysoka kultura ludzi. Ludzi kultura wysoka. Tu gdzie na rogu spotkasz kurew, tam gdzie na ławce czeka obleśny dziad. Tu gdzie spotyka się góra z górą spotyka się podnóże z podnóżem. Ale tu nie ma góry, jest tak nisko, że krawężnik wydaje się szczytem, marzeniem. Z tej perspektywy nawet karzeł wydaje się wielkoludem. Idą giganci! Gówno. Idą karły. Czemu nie zaśpiewać: idą karły idą. Nie widzieli, osikali. To nie deszcz, to łzy absolutne. To płacz dziecka w oknie. Z parteru nie widać gwiazd. Tak bardzo drżę. Z zimna czy strachu? Zimno jest atrybutem tej pokracznej istoty.
Czy kończę? Chciałbym. Ale gnojówka wlewa się za cholewy. Być może słoma wystaje z butów by nie wlał się do nich syf? Coraz ciężej iść i krzyczeć.
Słońce świeci najjaśniej! Kobiety kochają miłością! Mężczyźni mają poczucie honoru. Nie krzywdzą, nie wykorzystują!
Łamcie, bijcie, wyrywajcie organy. Nie poddamy się! Czujemy stokrotną przewagę. Nikt nas nie pokona. Nas jest więcej, więcej niż myślicie. Nie mamy naszego Majdanu, stoczni czy pól namiotowych. Naszym miejscem suterena, ostatni rząd, cień drzewa, samolot, uniwersytet, kino. Nikt nie powstrzyma. Rozlało się po świecie już wieki temu.
*
Wiosna przyszła. Późna, ale jest. Letnia ta wiosna. Pierwszy raz przeżywam ją opóźnioną. Nie na długo. Szczęście? Kwiaty chciałyby rozkwitnąć, drzewa buchnąć majem, ale słońce jest nieśmiałe. Pierwsza zima w środku wiosny, pierwsza wiosna początkiem lata. Było nas czworo, powiększyliśmy do sześciorga, ograniczyliśmy do trójki, zostaliśmy sami. Pierwsze błędy w liczeniu. Tego nie było na maturze! Oni nie mogą tego wymagać! A jednak, wielka pomyłka programu nauczania. Ale czy ktoś przewidział takie ćwiczenia?
Raz zamarzłem w pełnym słońcu, choć krople deszczu rozbijały się o chodnik. Papierosa zgasiły łzy, łzy wysuszyła złość, złość roztopiła bezradność, bezradność wsparła się na miłości. Marzyć jest cechą ludzi dużych, planować cechą ludzi wielkich, kochać tych najmniejszych, naj(nie)liczniejszych.
Tak bardzo nie chcieliśmy wierzyć w słowa naszych bohaterów, naszych nieuświadomionych dotąd trosk. Bohaterowie stali się czarnymi charakterami. My staliśmy się bohaterami. Może jednak ktoś już to wszystko dawno przewidział, może ktoś tego doświadczył. Znów tracę ciepło. Pamiętaj, że gdy poczujesz się dziwnie, gdy poczujesz niedoświadczone wcześniej uczucie biegnij ratować świat, on wtedy traci jedną ze swoich części. Ratuj albo uciekaj i nigdy nie wracaj.
Ale jeśli ktoś już to wszystko przeżył, jeśli już tego doświadczyli dlaczego nie powiedzieli jak żyć? Nie wzięli w obronę. Nie ostrzegli.
*
Nie nadaję się do życia. Nie można kochać za mocno. To wtedy nie wychodzi. Nie można czytać tych samych książek, oglądać tych samych filmów.
Klatka, schody, korytarz, drzwi, schody, łóżko – co dzień ta sama historia. Widok z okna – wysoki.
Społeczeństwo? Raczej nie. Tym nie będziemy się zajmować. Homo… naturalis. Człowiek z natury. Człowiek naturalny. Czy nie brzmi to banalnie? Co znaczy naturalny? W zgodzie z naturą? W zgodzie ze sobą?
(nieskończone, jak wszystko)
21 december 2024
2112wiesiek
21 december 2024
Wesołych ŚwiątJaga
20 december 2024
2012wiesiek
19 december 2024
18,12wiesiek
18 december 2024
1812wiesiek
17 december 2024
tarcza zegara "miasteczkojeśli tylko
17 december 2024
3 zegary ceramiczne - środkowyjeśli tylko
17 december 2024
1712wiesiek
16 december 2024
1612wiesiek
14 december 2024
Zawiązała naturaJaga