31 may 2015

W obronie depresji.

Za całe pragnę mieć królestwo
zieloną ścieżkę u wrót moich,
Kołyskę z leśnej róży zwoi – jak słomki trzy
Wszystko jest to.
Zola
 
 
Mam przyjaciółkę, nazwijmy ją Em. Roześmianą dwudziestosześciolatkę, która chciałaby mieć spokój, pisać dobre rzeczy, prowadzić audycję radiową i pewnie jej się to uda bo prędzej czy później dostaje to czego chce. Em jest otwarta, bezpośrednia, czuła, błyskotliwa i ironiczna. Rozkręca imprezy. Organizuje pracę. Dba o ludzi. Em też mgliście pamięta swój pierwszy „napad” jak je nazywa, miała wtedy trzynaście albo czternaście lat i ze strachu zaczęła się dusić a potem płakała przez dwa tygodnie bez przerwy chociaż nic się nie stało.
Em nie używa nazwy „depresja”, nie chce się szufladkować jak mówi. Ale ja widziałam ją w stanie kiedy nie może oddychać bo nie pozwala jej na to szloch, widziałam, że kiedy już zasnęła to spod powiek nadal leciały jej łzy. Widziałam jak się trzęsie, jak ma ochotę się uderzyć żeby chociaż na chwilę przestać płakać. Widziałam jak bardzo może zmienić twarz kilkudniowe łkanie. Em chodzi do psychiatry, na terapię, i przez większość czasu jest jednym z najwspanialszych ludzi jakich znam aż dochodzi do momentu, w którym znów przychodzi „to” i Em znika na kilka dni bo nie chce żeby ktoś jeszcze wiedział, że jest w niej coś tak wstydliwego.
Czy nawet obrzydliwego bo Em w głębi serca się tym brzydzi, jak może próbuję chorobę od siebie odciąć, zbyć ją żartem, wyszydzić. Jak wszystko co Em naprawdę boli. Em nienawidzi swojej choroby i czasem wprowadza rozdźwięk nazywając ją „Nią”, bywają dni kiedy Em patrzy tępo w ścianę i mówi, że dzisiaj Ona jest z nami. Dla Em to kłopot bo choroba nie pasuje do jej wizji, nie podoba jej się to, że cierpi z powodu, choć górnolotnie to brzmi, samego cierpienia. Em się dystansuje, racjonalizuje jak może i przez większość czasu wychodzi z tego zwycięsko po to tylko żeby za kilka miesięcy znów nie móc oddychać.
Myślę, że Em powinna się z Nią pogodzić. Oswoić, co tu dużo mówić bestię. Zrozumieć, że im bardziej usiłuje uciec, tym zacieklej Ona będzie ją ścigać.
Robimy z depresji chorobę znudzonych matron i egzaltowanych nastolatek. Co rusz można przeczytać o tym, że ktoś ma depresję bo utył, rozstał się, nie dostał tego czego chciał albo nie udało się mu czy jej kupić wymarzonej pary butów na wyprzedaży.
Tak naprawdę depresja, niezależnie od tego jakiego typu, to potwór, który powoli ale sukcesywnie zżera człowieka od środka, jeżeli zostanie sam to nie ma dla niego ratunku. A jak ma poprosić o pomoc skoro według popularnej opinii depresja to nic poważnego?
 
Em da sobie radę, jest dzielna na tyle dzielna, że odważyła się poprosić mnie o pomoc czyli tak na dobrą sprawę poprosiła samą siebie.
 
I  choć czasem w to wątpię to wiem na pewno, że dam sobie radę.

 
Em.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1