Miladora | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (90) Forum (7) Książki (4) Poezja (289) Proza (20) Fotografia (58) Grafika (1) Dziennik (13) Handmade (25) |
Miladora, 10 czerwca 2011
mówiłeś coś i ja mówiłam
na wargach słowa stygły ciałem
ulatywały coraz dalej
i wieczór mijał tak jak mijał
dialog na jedną porę nocy
dwie świece gwar i puste dłonie
na zawieszony w czasie moment
uśmiech wpisany chwilą w oczy
i mgnienie które wzrok utrwalił
kształtem pokusy już niebyłej
w tym pasie ziemi wciąż niczyjej
pomiędzy dnem i grzbietem fali
jeden niewielki okruch przeżyć
samotna kreska w tle pod szczytem
naszkicowana ust dotykiem
jaki zapewne był - by nie być
Miladora, 16 października 2011
nie musisz mówić o mnie możesz milczeć pięknie
brak słów nie stwarza pustki lecz potwierdza ciszę
która staje się wtedy więcej niż zarysem
chwili co trwa przez chwilę i nadal trwać będzie
słowa to tylko dźwięki wyraz pewnych doznań
tam gdzie w głębi się rodzą wystarczy świadomość
że istnieje coś ponad i można harmonią
złączyć w nierozerwalne początki bez końca
więc nie zamykaj oczu niech zobaczę wszystko
co można dostać w ciszy niezmąconej cieniem
gdy w głębi źrenic dla mnie rozpalasz ognisko
przy którym czas spokojnie odchodzi za scenę
zostawiając Atropos śpiącą przy wrzecionie
by wino nadal rosło oplatając dłonie
Miladora, 12 września 2011
wyjechałam wróciłam czas minął mnie w pędzie
a ja zostałam w tyle zwykła kolej rzeczy
nie ma się czym przejmować – tak bywa i będzie
lepiej zacząć nadrabiać teraz tu i wszędzie
niezałatwione sprawy zwalone na plecy
które czas nagromadził mijając mnie w pędzie
za dużo ich zostało na każdym zakręcie
no i przyjdzie zakasać rękawy niestety
lecz czym się tu przejmować – tak bywa i będzie
może trzeba to przyjąć bardziej obojętnie
nawet gdy wbrew logice czas sobie sam przeczy
nie biorąc pod uwagę iż mija nas w pędzie
lecz dlatego że szybszy jest pod każdym względem
nie można go dogonić gdyż zbyt prędko leci
marna więc to pociecha że tak jest i będzie
tu żaden cud nie działa ani też zaklęcie
i chociaż każda podróż ma swoje zalety
wszystko na dobrą sprawę i tak mija pędem
i jest się czym przejmować bo zawsze tak będzie
Miladora, 24 maja 2011
kiedy już noc wypełznie cicho
kiedy za oknem zbudzi licho
(przepraszam za ten rym poetów)
więc kiedy noc nam ściągnie z grzbietów
sukmanę trosk (tfu metafora)
i już powieki stulić zdoła
z kątów wyłażą znowu trumle
i harce czynią oraz dżunglę
zmieniając forum w trumlowisko
niestety jeszcze to nie wszystko
bo trumle wiersze piszą nocą
(wiersze jak koty co się kocą)
spędzają sen uczciwym ludziom
którzy miast spać to znów się trudzą
odczytywaniem znaczeń znaczeń
raz tak raz siak i znów inaczej
uff mówi trumel raz do trumla
albo to kanał albo trumna
szarlataneria lub też schiza
bo wierszy ciągle nam przybywa
ciągle ktoś pcha się tu z Krakowa
i usiłuje nas dołować
ale ars longa vita brevis
na długo nikt się nie zasiedzi
i zanim szlag nas wszystkich trafi
dobranoc trumle – Bóg wybaczy
Miladora, 21 lipca 2011
wokół ciemności czwarty wymiar
przedsionek piekła jedna noc
na schodach cicho trzeszczą kroki
płonący wewnątrz dawny stos
wciąż jeszcze tli się ciągle drga
naciskam klamkę – to nie ja
to tylko tamta znów tęsknota
zawieruszona w rzecznej mgle
skrywana dotąd w głębi szafy
brulionie róży oraz w tle
ciągnących się szuwarem fal
otwieram wchodzę – lecz nie ja
trzeszczenie ognia na kominku
w płomieniach szpady krótki błysk
na ciemnej piersi skarabeusz
zastygły czas ostatni szlif
przed próbą cisza w dali gwar
więc wstaję idę – wciąż nie ja
postument schody w nagich ciałach
korowód twarzy jak zły sen
wybija północ i na gości
toastem krwi już spływa cień
opada szata gaśnie blask
siadam zamieram – tak to ja
Miladora, 12 stycznia 2012
karnawałowa noc więc na parkiecie tłum
dokoła gwar i śmiech
tam rumba a tu rum
dżety u sukni lśnią w falbanach liści szum
ciaśniej przytulasz mnie
tu rumba a tam rum
już wydobywasz ton ze wszystkich moich strun
dla ciebie tylko brzmię
jak rumba a w niej rum
pulsuje rytmem skroń pod stopą tracę grunt
i płynę jak we śnie
przez rumbę i przez rum
dłoń wciąż zaciska dłoń nad głową feeria łun
zamykam oczy w tle
wciąż rumba oraz rum
Miladora, 10 czerwca 2012
składam obrazy z drobnych gestów
na tle uśpionych w głębi zdarzeń
odległych w czasie i z kontekstu
wyrwanych zdartym kalendarzem
na tle uśpionych w głębi zdarzeń
maluję pastel cichym głosem
i w pochyleniu ramion kładę
ulotnym błyskiem snu światłocień
maluję pastel cichym głosem
barwami śmiechu który przepadł
lecz który nadal w sobie noszę
mimo że wysechł w pustych rzekach
barwami śmiechu który przepadł
rozdźwięczam ciszę wokół siebie
pytając na co ciągle czekam
co zapomniałam czego nie wiem
rozdźwięczam ciszę wokół siebie
by skupić pamięć w jednym miejscu
zbieram odpryski i w elegię
składam obrazy drobnych gestów
Niepełna forma pantum.
Miladora, 26 lutego 2012
odnalazłam w stogu igłę
teraz będę szyła figle
zanim znowu nie ostygnę
heja hej
jeszcze tylko jedna chwilka
i przyłączy się debilka
będzie z tego niezła zmyłka
heja hej
znów wieczory umkną same
będziesz ty - ja samozwaniec
w debilowy ruszym taniec
heja hej
odnajdziemy wspólny temat
nawet jeśli to jest ściema
debilowa jak nic nie ma
heja hej
wiersz się nam ulęgnie gładko
przewiążemy go kokardką
i puścimy z dymem tratwą
heja hej
a ponieważ wszystko mija
song debilki i debila
zanucimy – niech nam sprzyja
heja hej
Ech, Stef, jak dawno się nie bawiliśmy razem. :)))
Miladora, 7 września 2012
próbowałam tak i siak o parasolach
niebo chlupiąc wzbogacało wiersz w klimaty
lecz małżonek nagle wrócił no i zdołał
znów do kuchni mnie zapędzić w stertę naczyń
przy czym wręczył mi parasol do suszenia
i kolory uleciały jak motyle
został jeden niczym kruka cwany rewanż
tak więc czarne odtąd w myślach strofy szyję
mieszam w garnku czarną łyżką czarne danie
wciąż nad głową czarna płachta mi łopoce
nie dam rady – dzisiaj mam już przekichane
mogę tylko zerkać okiem spoza okien
na kolory falujące po chodnikach
parasolki rozbiegane w każdą stronę
nad kuchenką cicho zegar sobie tyka
a w pokoju tyka głośno mój małżonek
Dla Haneczki, bo mnie sprowokowała. ;)
Miladora, 5 marca 2013
zwyczajne sprawy
prowadzą przez życie
codzienne troski
powszednie jak chleb
tyle zakrętów w dodatku
a przy tym
jakby się stale zbierało
na deszcz
gdy każdy ranek
jest puszką pandory
dni otwieranych w następne
to wiesz
jak szybko może wypełznąć
koloryt
i choć się starasz
najczęściej tak jest
wieczór nadchodzi
z rachunkiem sumienia
snów niespokojnych
przynosząc znów szept
i nic nowego
choć kręci się ziemia
wciąż po staremu
raz dobrze – raz źle
zwyczajne sprawy
prowadzą za rękę
tak chciałbyś uciec
lub zmienić ich bieg
na coś do czego
wyrywa się serce
a życie mówi – niestety
twój pech
Miladora, 7 grudnia 2014
zimą niechętnie czas się wierszy
lubi uciekać w zmierzch bez słowa
albo co gorsze tworząc sterty
bezwolnych myśli równie mętnych
co szarość światła na podłogach
zimowy czas jest niełaskawy
dla mnie poezji i dla magii
za drzwiami wciąż nie te przypadki
daty tkwią w skórze jak paznokcie
kolejny świt to tylko pastisz
dni które kryje bury mastyks
wiszący ciężko poza oknem
zimowy czas to kres zabawy
dla mnie poezji i dla magii
w chłodzie bezruchu milczą drzewa
smętne gawrony spięte ciszą
na jednej nodze – pusta scheda
zimowej pory niemy brewiarz
dopraszający się o litość
czas w którym muszę sobie radzić
sama – bez wierszy i bez magii
Miladora, 29 listopada 2014
http://www.van-gogh.pl/Vincent_van_Gogh_1885_1886/vincentvangoghczaszkazpalcymsipapierosem.html
cóż – to wyłącznie kwestia nałogu nie mody
że wciąż po fajkę sięgam nie martwiąc się niczym
chociaż wiem aż za dobrze że palenie szkodzi
tu trzeba się niestety z faktami pogodzić
że odkąd Kolumb przywlókł ten chwast z Ameryki
ciągle istnieje kwestia nałogu bądź mody
de gustibus jak wiecie – więc co można zrobić
skoro nałóg i moda nie liczą się z nikim
chociaż wszystkim wiadomo że palenie szkodzi
a zresztą – i tak nie mam zdrowia ni urody
co gotów jest potwierdzić pierwszy lepszy krytyk
więc to wyłącznie kwestia nałogu nie mody
wątpię czy kogokolwiek na serio obchodzi
że palę skoro przecież w tym nie uczestniczy
zapewne wiedząc dobrze jak palenie szkodzi
lecz o tym bym przestała chyba nie ma mowy
jest za późno by czegoś innego się chwycić
to kwestia już wyłącznie nałogu nie mody
więc umrę z fajką w zębach choć palenie szkodzi
Miladora, 24 lutego 2012
nie umiem pisać o miłości
gdy przelatuje wiatr przez głowę
i żadna myśl w niej nie chce gościć
nie umiem pisać
uczucia wsiąkły pod podłogę
schowały się bo tak najprościej
lecz kim bez uczuć bywa człowiek
nie umiem pisać
może na zawsze trwać samotnie
zwinięty w kłębek gdzieś tam w sobie
kiedy uczucia mkną za oknem
nie umiem pisać
wycinam serce tępym nożem
oddaję diabłu to co boskie
na inną stronę już przechodzę
nie umiem pisać
bo jakże mogę o miłości
skoro brakuje w słowach zdobień
i krew barwami się nie kropli
nie umiem pisać
Rondo – układ stroficzny pochodzący
ze średniowiecznej poezji francuskiej.
Miladora, 22 września 2012
wrzesień płynie wśród rozjaśnień
kłębiąc w liściach blade chmury
wydobywa barw alhambrę
drzew zgaszony awenturyn
korowodem przez ulice
mkną sylwetki w zwykłym pędzie
blask pokrywa dzień mastyksem
światłocieni snuje przędzę
w górze nitki ptasich lotów
pajęczyną zdobią miasto
bluszcz spowija ażur płotu
jak ostatni letni bastion
chłód zakrada się o zmierzchu
czarne koty kryjąc w sieniach
pod butami wśród szelestu
zwiędłych liści tylko ziemia
spada kasztan jeden drugi
i pod stopy gdzieś umyka
nie ma co się dłużej łudzić
to jesienny już wernisaż
Ostatni wiersz o jesieni (mam nadzieję)
i to tylko dlatego, że dzisiaj jest jej inauguracja. ;)
Miladora, 9 października 2011
za oknem znów deszczowa jesień zaczyna zmieniać kolor liści
niedługo zimę z nich upichci z dodatkiem ziół późnego lata
na palcach wciąż powraca zapach schnącej bazylii estragonu
lawendy u powały domu która wyblakła razem z lipcem
w koszyku tylko to co zwykle sierpień przynosi do ogrodów
jabłka rumienią się od chłodu lubczyk w gałązce zapach skrywa
skłaniają główki na łodygach wrześniowe astry plotąc wianek
kuchnię miód złoci dymi grzaniec a obok deszcz gawędy mruczy
w zamku spiżarki skrzypi kluczyk w moździerzu tłuczek rytm narzuca
cynamonowy smak na ustach w jabłka się wplata goździkowo
lampka rozbłysła już nad głową i światło spływa w grzane wino
pachnie wanilią i cytryną na ścianie grzyby śnią o lesie
lecą paździerze minął wrzesień zieleń rozpełza się w kolory
codzienność zmienia swój algorytm za oknem znów deszczowa jesień
Jesienny grzaniec z miodem i korzeniami
dla Darka Klekowickiego. ;)
Miladora, 24 sierpnia 2011
szumią cicho na brzegu niczym liście na wietrze
odpływ ciszę zabiera i rozwiewa ją w dym
powiedz jeszcze mi tylko lecz tym razem już szeptem
o czym taka muszelka może we mnie znów śnić
wtul policzek i słuchaj przełóż tętno na słowa
krew wciąż krąży pod skórą głośniej tyka niż puls
szept pomoże uwolnić tę intymność w rozmowach
którą dłonią obudzisz nim rozłamie się w pół
szumię cicho na wietrze niczym liść na gałęzi
przypływ piersi dotyka już podchodzi do ust
powiedz jeszcze mi tylko zanim w dłoniach uwięzisz
jakim gestem tym razem mnie doniesiesz do snu
Miladora, 21 września 2012
snuję bezlistną czasoprzestrzeń
sens z niej wymyka się na skróty
a diabeł nie śpi i jak przedtem
z niczego wszystko chce mi uszyć
złotogłów ścieli zamiast płótna
tkaniny blaskiem rozum mami
kroczę w niej tyłem na koturnach
spadając kręgi głośno łamię
bark przekrzywiony i widzenie
zakłóca skosem perspektywę
wbijam źrenice w ciemną ziemię
kiełkują już pestkami śliwek
i rośnie drzewo piętrząc braki
kwitnie przelotnym baldachimem
skręca na korze pętlę znaczeń
a ja w niej skutek i przyczynę
Miladora, 6 września 2012
znowu w czerni fedory połyskuje pragnienie
sięga ręką po szklankę rzuca kości na sukno
światło wpełza pod rondo kroki wiodą za scenę
a dokoła tłum ludzi wznosi palec ku ustom
pst zagrajmy o wszystko
na pohybel utracie
kapelusze falują niczym skrzydła gawronie
góra dół i z powrotem kreśląc wykres majaczeń
parabole przegranych rozrzucone wśród monet
czerń granatem przecieka ale w kroplach lśni miękko
rubinowe odbicie lamp i sukna malachit
dłoń zastyga bladością w sztonach liczby się prężą
ulatują wraz z rzutem w głębię stropu jak ptaki
ech zagrajmy o wszystko
na pohybel przegranej
kapelusze się kłonią nad szklankami wyłudzeń
jeszcze ciągle jest ciemno i dopiero nad ranem
sen uchyli fedorę – czas powróci na dłużej
Alt - ta Twoja cholerna fedora nadal mi się plącze po życiorysie. ;)
Miladora, 14 stycznia 2012
bardzo lubię się ciepłem otulać
i w rękawy zaglądać bez końca
kiedy styczeń dni wiąże jak fular
a pod głową zasypia już książka
lubię także się tulić do pieca
kiedy ciemność jaśnieje śniegowo
w kącie czajnik z żarówką się sprzecza
a sól w wannie rozpuszcza mnie z wodą
lecz najbardziej gdy ciepło jest pluszem
w który można zanurzyć się miękko
i klawiszem cichutkich pomruczeń
wstukać wiersze w zimowe okienko
Miladora, 29 kwietnia 2012
Dla Oczu jak pustynia – Autorki pierwszego wersu –
z podziękowaniem za inspirację.
nalej mi kielich pełen wierszy
zanim na straty spiszę słowa
nim znów rozedrze się na szepty
nalej mi kielich
niech stworzą jeszcze gęsty kordiał
rozgałęziając bluszcze tercyn
by pięły się bez zahamowań
nalej mi kielich
w głowie pustynia snuje wersy
szmerem się sypią cienie szkoda
że kiedyś nam urosło w strzępy
nalej mi kielich
tylko zaledwie tkwi przy drogach
przybranych w już blaknące gesty
zastygłe teraz jak nagroda
nalej mi kielich
może coś wreszcie ongiś skreśli
odnajdzie barwę na dnie morza
by chociaż resztę nadal prześnić
nalej mi kielich
Wiersz ma formę „ronda” – stylu wywodzącego się
z tradycji średniowiecznych truwerów.
Miladora, 20 września 2012
żenił się Góral z Krakowianką
ona w koronkach śnieżnej bieli
on w garniturze na góralskie
dutków zabrakło im wesele
w karczmie przyjęcie urządzili
takiej drewnianej w starym stylu
skromne to było bo na więcej
zbrakło im dutków no i tyle
ale na progu bochnem chleba
i solą też witano Młodych
miodula w gardła popłynęła
na dobre życie i na zdrowie
lecz to nie wszystko gdy podeszli
by próg przekroczyć z grubych bali
Góral osłupiał bo mu Młoda
Skalnych sprawiła żeby grali
i tak huknęła wnet kapela
że nogi wszystkim aż chodziły
a Młoda rzekła do Górala
na to nie szkoda dutków miły
a potem wzięła się pod boki
no i wywiodła po góralsku
taką przyśpiewkę że Młodemu
serce stanęło niemal w gardle
potrawy na dębowym stole
stygły powoli nie dlatego
że jeść nikt nie chciał nie to Młody
tańczył jej teraz krzesanego
potem do stołu wreszcie siedli
i wszystkim aż się uszy trzęsły
żeberka grule żur kapela
na to nie szkoda jest pieniędzy
i tak się Góral z Krakowianką
pobrali jak dawnymi laty
krakowski ślub w góralskim stylu
gdzie Skalni grali na dodatek
Veronice - żeby mogła zatańczyć na bosaka ;)
Miladora, 31 października 2012
wokół wciąż inna rzeczywistość
natrętnie wtłacza mózg w obrazy
czyha by znowu coś wydarzyć
a potem cichym brzękiem pryska
zostają ściany stare sprawy
i senny dym w pogorzeliskach
wciąż wszystko poza bieg na przełaj
w zawirowaniach kręgu bredni
obwody zachceń sedno pętli
sklejając myśli w zbędny nieład
spiętrzone płótno stlały werniks
i niczym łuska amfiteatr
zazwyczaj z tyłu zdarte cienie
podeszwa krokom nie nadąża
niezamysł palce poutrącał
by złogów nie mógł orać lemiesz
z kolejnej strony bliżej końca
skokiem pajaca po arenie
Miladora, 23 sierpnia 2011
nie wszystko bywa wszystkim choć często sądzimy
że może zostać nawet gdy nie ma w tym woli
bez ostrych nożyc nigdy czas szaty nie skroi
by w ostatecznym saldzie pozbawić nas winy
na oddalenie ręki tkwią ziarna w niewszystkim
i pogubione fakty w bylinach i kłączach
przez które brniemy z trudem niezmiennie do końca
pogrążeni po szyję łowcy dawnych myśli
przekształcamy je w słowa ubogie na przestrzał
i tylko w głębi znaczeń siejąc sztuczne ognie
w zapomnieniu zbyt częstym gdzie kres gdzie kolebka
tak idziemy powszystko z początku ostrożnie
lecz nożyce wciąż kroją pośród nieomieszkań
a wokół źrenic pusto i coraz to chłodniej
Miladora, 11 września 2012
ciągłe dążenie na oślep w przestrzeni
wciąż ten sam impuls by pośród szamotań
wysnuć uchwycić kolejne przeźrocza
i stworzyć zarys nim jeszcze się ściemni
nieodkrywalny gdy poza zasięgiem
twarz przetnie ciszę przelotnym bezruchem
gdy bezustannie czas karmi nieczucie
rosnące szybko na tle innych przemknięć
coś się pojawia w uśpionej pamięci
niczym ananke z berłem rytuału
choć powtarzalność to ciągle zbyt mało
żeby odkręcać migawki i scenki
jedynie w głębi kiełkuje ziarnina
samo-odrodzeń tego co gdzieś przedtem
wstrzymało dłonie w odruchowym geście
by nie dotykać i nie brnąć w przyczynach
w korze wyryto historie absurdu
genezę zmyśleń zastygłą u końca
chwil wyżłobionych na dawnych początkach
lecz w południkach już tylko jest północ
Miladora, 19 września 2011
zegar godziną zero:zero
zatrzymał czas na mgnienie oka
mrowiskiem wersów plik otwiera
znowu nawarzy z nich niepokój
myśli tykają w cyferblacie
wskazówka tańczy sekundami
po monitorze kursor skacze
godzina druga jest nad ranem
a potem trzecia na pulpicie
wciąż lampki smuga migotliwa
palce wrośnięte już w klawisze
myśli się roją czas upływa
czwarta trzydzieści sen jak zając
przycupnął w rogu pod poduszką
wersy sprzed oczu umykają
tak się zaczyna inne jutro
w słowie za słowem noc odchodzi
pościel mi stygnie już z tęsknoty
a na poduszce nie ma głowy
piąta dwadzieścia cisza spokój
czas jak zabawkę chowam w kieszeń
zaciskam w dłoni skrawek płótna
zsunął się z kolan stary zeszyt
nawet w zegarze śpi kukułka
szósta z kawałkiem ciepły prysznic
uśmiech schowany już w powiekach
w dziupli pod kołdrą niech się przyśni
lot Małgorzaty – ciemna rzeka
Miladora, 3 grudnia 2011
życie mnie wkręca w paralaksy
względności toczą czarne dziury
za hiperbolą hiperbola
i w nieskończoność krakelury
mgławice constans
nie przypadkiem
bo ciągle dręczą mnie de iure
świat wokół zapadł w pętlę czasu
jak perhydrolem wybarwiony
din pokkers snik aż chce się mówić
sypnąć czymś jeszcze – taki moment
alas, poor Yorick
nie hałasuj
hic – drogi błaźnie – sunt leones
dum spiro spero? lepsza prawda
einmal ist keinmal – niczym brewiarz
otwarta wciąż na grze de facto
kiedy nad głową wisi stelaż
wpisania koła
w zwykły kwadrat
i ciągle ktoś na oślep strzela
życie mnie skręca śrubą wahań
ciśnieniem skacząc w manometrze
codziennych potknięć – kakofonia
przetwarza oko i soczewkę
w niej pryzmat tylko
różnych zasad
dra til helvete – ja to pieprzę
din pokkers snik, dra til helvete - przekleństwa norweskie
Miladora, 8 września 2012
sięgnij ręką w schyłek lata po wrzosową kołysankę
na rozległe zbóż ścierniska tam gdzie rosa drży nad ranem
w chłodny lasów cień o zmierzchu nasycony snem bez pragnień
sięgnij ręką w indian summer
krajobrazy przed oczyma zbiorą wodę ze strumieni
zrubinieje głóg na miedzach zanim wrzesień zamknie bramę
posplatają się kolory bordo ochry ugru sieny
sięgnij ręką w indian summer
drzewa milczą chmurą liści gdzieś w gęstwinie krzyczą ptaki
zachód ściera barwy z nieba mchem podszyty drzemie kamień
czas powrotu – już na łąkach jesień mglisty snuje batyst
sięgnij ręką w indian summer
Dla Emmy B za przekichańca. ;)
Miladora, 23 maja 2011
księżyca rogi w kocich oczach
księżyca hamak pełen gwiazd
prawie nie widać wśród nich kota
gdy wyleguje się na wznak
z wielkiego wozu zwiesza ogon
udaje tylko że tam śpi
bo tak naprawdę mleczną drogą
wędruje pośród gwiazd i mgły
na firmamencie kocie oczy
już zapalają błyski słońc
wóz się z turkotem przez nie toczy
kołami mąci gwiezdną toń
kołysze księżyc gwiazd kolebkę
kot mruży oczy liże sierść
za chwilę znowu się poderwie
żeby następną gwiazdkę zjeść
ot kocia bajka kołysanka
na granatowym nieba tle
drzemiąca nocą kocia bajda
o kocich oczach w gwiezdnym śnie
Miladora, 22 marca 2013
wiośnieje – nareszcie pożegnam się z mrozem
z rękami w kieszeniach otwartych na przestrzał
z chusteczką do nosa kołnierzem na brodzie
z odczuciem że wszystko stanęło na głowie
i szaro patrzącą przyszłością o zmierzchach
do licha – wiośnieje – pożegnam się z mrozem
nie będzie pospiesznych przemykań o chłodzie
gdy z zimna dygoce pod płaszczem podszewka
chusteczka do nosa i kołnierz na brodzie
gdy stąpam ostrożnie i cicho jak złodziej
po taflach chodnika od miejsca do miejsca
i marzę by wreszcie pożegnać się z mrozem
ech zima – ta pora na stres i niezgodę
gdy nawet uczucia zmieniają się w gestach
jakimi podciągam kołnierze pod brodę
i wlecze się wlecze wciąż dni korowodem
atrofią kolorów trzymając świat w kleszczach
a niechby już wiosna rozwiodła mnie z chłodem
chusteczką do nosa kołnierzem na brodzie
Miladora, 9 października 2012
nie jestem wieczna
w każdy przednówek coraz
bardziej
dożywocie mam wpisane w kolejne
próby kilka przekleństw za krótkie godziny
i deficyt minut
stukam w takt kołatania puszki z kawą
usypiając na łyżeczkę czas i siebie w zadartej
nad głową czerni
gdyby nauczono mnie modlitwy
byłaby to prośba o jeszcze dłuższe
noce
i tak nie zdążę do
canossy
Miladora, 26 września 2011
rzeka szemrze wokoło furt gałązek naniosła
moczę stopy strudzone i myślę
by choć raz z tych badyli jakiś koszyk uplotła
jakąś flachę przyniosła
z napitkiem
siedzę w kucki na brzegu palę skręta bo przecież
czymś się trzeba na głodno pocieszyć
koszyk z żarciem nie płynie w wodzie puszki i śmiecie
ale nie mam się kurde
gdzie spieszyć
ponoć kiedyś był gościu co niezłego miał farta
faraonka go w rzece odkryła
a mnie mrówki obłażą los mi skacze do gardła
nigdy mi się ta ziemia
nie śniła
obiecane mam tylko swoje życie do końca
więc podniosę się pójdę naprzeciw
i choć sprawę schrzaniłem jedna myśl jest krzepiąca
że już nie mam naprawdę czym
grzeszyć
Dla Witkacego za to, że jeszcze mu się chce śpiewać. ;)
Miladora, 7 września 2012
a powiedzieć o jesieni to za mało
b przychodzi zaraz na myśl no a wtedy
c wdrapuje się na śliską wrednie gałąź
i czy chciałbyś czy nie chciałbyś znowu leżysz
niczym żaba rozpłaszczona w kroplach deszczu
usiłując poprzez liście dojrzeć niebo
a tu leje – nie pomaga grad protestów
mowy nie ma – nie wymigasz się od tego
nadciśnienia które zęby wciąż zaciska
żebyś pisał pisał pisał coraz więcej
skrobiesz zatem o banałach i meniskach
inkasując cios jesienny prosto w szczękę
Wierszyk dla Drachmy, a on już wie, dlaczego. ;)
Miladora, 24 września 2012
jesiennica latawica
z wiatrem liśćmi prądem rzek
po gałęziach kalenicach
leci biegnie a na mech
spada kropla bladej rosy
nieuchwytne ślady stóp
zaplątane w cienie nocy
i szkarłatem lśniący głóg
biegnij biegnij lecz zaczekaj
na pachnący ognisk dym
błyski słońca w rwących rzekach
i przekwitłych wrzosów pył
latawica jesiennica
połaciami zeschłych traw
i w kominach świerszczy dzisiaj
jakby konik polny grał
na skrzypeczkach z drewna futryn
w szparach okien sękach wrót
kiedy dzień już coraz krótszy
i odleciał ptaków klucz
biegnij biegnij niech pogoda
w kalejdoskop zmienia dni
a w szufladach i komodach
poukrywa letnie sny
Miladora, 16 lipca 2011
chociaż jako się rzecze
strach ma strachy człowiecze
a w nich oczy zapięte na guzik
to się czasem w nos śmieje
bo ma w nosie nadzieję
że w opłotkach cokolwiek zagubi
człowiek oczy ma stracha
wypatruje po dachach
a nad dachem kur pieje
bo dnieje
wierząc strachom poniekąd
zapnij guzik na echo
a pętelkę pozostaw wisielcom
z kłębka sznurek już leci
szachulcowe spaghetti
prosto w zęby zgłodniałym widelcom
strach ma oczy jak dynie
człowiek łajbą w nich płynie
palcem dziurę wciąż wierci
do śmierci
tak więc jako się rzekło
człowiek stracha ma piekło
nawet pola nie zdoła dotrzymać
i choć zbiera guziki
w dalszym ciągu jest nikim
gubiąc bezsens istnienia w przyczynach
strach ma nos od Pinokia
kręci kółka na wrotkach
palcem prztyka przytyki
jak kwity
Miladora, 2 lutego 2012
tylko milczenie bywa wielkie
cała reszta jest słabością*
więc milczę
słowa wstrzymują oddech
bezdźwięk przenika je wzrokiem
jakim spoglądasz za siebie
tam nic nie ma
skrzyżowane cienie wyrazów
bezradnie rozłożone zdania
zgubiony klucz do intymności
więc milczysz
zostaje cisza na przekór
wszelkim definicjom
(*Alfred de Vigny)
Miladora, 16 kwietnia 2012
nie wierzcie panowie w uczucia poetek
gdy tworzą figury przemyślnych metafor
i grają słowami jak skrzypek na dachu
lub szuler monety rzucając na stertę
nie wierzcie panowie
noszone przy sukniach by olśnić fakturą
i barwą zaskoczyć przelotnym mignięciem
wciąż kluczą w meandrach wyrazów i snują
pajęcze pułapki na więcej i więcej
nie wierzcie panowie
to tylko złudzenie gra wierszem na strunach
pożądań gdy szata odchodzi od ciała
rzut kości i sukno wahadło i szala
ornament w nim kpiący chwilami bez-umiar
nie wierzcie panowie
nie wierzcie więc kiedy włączają swój modem
ten spektakl trwa ciągle w kolejnych niuansach
i lepiej w uczucia ich nie brnąć panowie
gdy słowem was zechcą zaprosić do tańca
nie wierzcie poetkom
Miladora, 29 kwietnia 2012
napiszę dzisiaj szczęśliwy wiersz
bo wiesz
słońce świeci – chociaż banalne
na niebie szybują ptaki
i przynajmniej
można się uśmiechnąć
bo czemu nie
to nie kosztuje ni grosza
a kiedy przychodzi ochota
by pisać
można to zrobić prosto i zwyczajnie
napiszę więc
bez supełków i pętli
kolejną rymowankę
i jeszcze dodam że wiosna
liście pączkują jak szalone
więc wywlekę się z domu
na wędrówkę po pięknym świecie
kwiaty przyniosę
a niech mnie
zapomniałam o chlebie
podstawowym pokarmie ludzi
nawet tych co żyją poezją
dorzucę butelkę wina
i będzie opowieść o przeżywaniu
fiat lux
nie mylić z żadną marką
ja tylko iluminację wspominam
pewien wieczór
noc
dzień
miłość
gdy dźwięczał blues
i tak na przekór
zegarkom
Bezrytmowiec dla Siseya, żeby sobie nie myślał. A co! ;)
Miladora, 28 maja 2011
jeden lubi sonety
drugi woli kuplety
ktoś za białym znów wierszem przepada
a ja piszę z rymami
żeby droczyć się z wami
i niech każdy co chce sobie gada
rymem można zaskoczyć
można też zauroczyć
złożyć w puzzle i słowną igraszkę
wiązać rymom ogony
supłać na różne strony
jak ten diabeł co siedział pod daszkiem
gdy się coś nie rymuje
albo rymy wręcz psuje
lepiej myśleć jak zrobić na przekór
życie może być rytmem
wierszowanym pomysłem
więc się zrymuj porządnie człowieku
dla Dalencji ;)
Miladora, 22 września 2012
Jest znane, nieznane, drzwi dzielą je tylko,
gdy prosto przed siebie dochodzisz do kresu.
Zastygasz na progu, nie patrząc skąd przyszłaś,
w bezruchu, choć droga wciąż wiedzie daleko.
Nie wiedzie daleko. Nie ten raj czy piekło.
Znów źródło następne wysycha za twarzą,
a w palcach jedwabna nić snuje się miękko,
ucieka w labirynt pustym kalendarzem.
Nie schylasz się po nic, bo nic nie zgubiłaś,
niepamięć zaledwie gdzieś w tyle została
i przyszłość jak przeszłość sprowadza w minimum,
choć palce wciąż przędą wskazówki zegara.
Niech przędą, niech lecą
w cień drzewa za rzeką.
Miladora, 22 września 2011
w dźwięku szeptach
drżą iskierki nieba zbitka słów zapewne
utracony spływa
świt ku ziemi tutaj co takiego?
w szumie ciszy
czas przepływa
niemy zresztą, ostatecznie...
czarną nocą
odmawiając
brewiarz wreszcie coś nowego
Obraz snu
na tafli wody
lśniącej
kryształem fal
przetoczył się
i zginął banalna impresja
wśród cichych ścian
widmowy czas
upłynął teraz mroczny klimat
i w cieniu barw
świt zastygł
żółtym
słońcem słonecznik van Gogha
ma to przypominać?
W zależności od potrzeb czyta się albo jeden wierszyk,
albo drugi, ewentualnie oba na raz, albo też żadnego.
Miladora, 24 września 2011
zamiast serca ma guzik w oczach dziurki i nitka
nibyciało ukryte pod kiecką
łatki wszędzie na łokciach
przypinane i postać
gałgankową naprawdę
nielekko
nie obchodzi urodzin bo to żart nie istnieje
lub dostaje następną agrafkę
spina myśli raz jeszcze
zmienia kieckę na wiersze
dzień zamyka za sobą
zatrzaskiem
kiedy włóczkę zakręca drżą jej palce i widzi
cinderella przymierza pantofel
ale wciąż nie do pary
milkną w uszach chorały
więc zostawia lokówki
na potem
zamiast serca ma miejsce na marzenia i jutro
które w końcu jej też skinie berłem
oczu więc nie zamyka
zbiera sny do koszyka
że ktoś zmienił jej guzik
na serce
Dla Arweny… ;)
Miladora, 25 września 2011
skropliłam wers w słowach
zabrakło wykrzykników jakby
zamknięte usta nie były w stanie
zadać pytania i wysłuchać odpowiedzi
myślnik przyczaił się w kącie przeciętym
nawiasem – taki wieszak na ubrania bez śladu
cudzych słów tym razem apostrofu proszę nie mylić
z apostołem Arystofanes z Bizancjum może pękać z dumy
Miladora, 3 marca 2013
w pędach bluszczu śpi mroźne powietrze
przenikając zamglony krajobraz
tak bym chciała by czas mnie dziś porwał
w inny wymiar – zapomnieć o mieście
pełnym ludzi spieszących donikąd
w nieustannych przypływach odpływach
znowu ujrzeć odległy horyzont
nad termami ciepłymi jak glühwein
śnieg za oknem zbłękitniał i w zmierzchu
światło latarń omywa pierzeje
może we mnie coś też zbłękitnieje
i zapragnę wysłuchać podszeptu
by odpłynąć myślami gdzieś indziej
zamknąć oczy – w wiedeńskiej winiarni
znowu sączyć złocisty Hochriegl
słuchać śmiechu jak wtedy jak dawniej
Meidling drzemał gwiazdkowo pod śniegiem
pośród bieli w schönbruńskim ogrodzie
posplatały się drogi – i nie wiem
czy nas wiodły wzajemnie ku sobie
ile można ich było przemierzyć
w owym czasie pod łukiem Gloriette
wiem jedynie – nic nie jest jak przedtem
gdy zniknęły w zamkniętym już kiedyś
Dla Christiane S.
Miladora, 22 grudnia 2014
w grudniowy wieczór spływa mrok
lampiony chwieją się w gałęziach
z dala dochodzi cicha noc
jedna jedyna w roku – święta
kiedy ku dłoni zmierza dłoń
by się zjednoczyć poprzez chwilę
wdzięczności za ten wspólny krąg
tradycję wino i posiłek
a z tyłu cały szereg lat
i ludzie którzy już odeszli
choć wciąż pozostał po nich ślad
w tej wigilijnej prostej pieśni
i ciągle mamy ten sam dług
za podzielenie się dziedzictwem
jakie nam dano żeby cud
nadal się spełniał przy kołysce
grudniowy wieczór – raz na rok
wraca świadomość że przed nami
był już na pewno taki ktoś
kto dzielił rybę chleb i pamięć
i – jak my teraz – patrzył wstecz
na bliskich których dawno nie ma
pragnąc by kiedyś jego też
wspomniano w chwili narodzenia
Spokojnych, dobrych i miłych Świąt, kochane Trumle. :)
Miladora, 1 grudnia 2014
czasem się w życiu z czymś żegnamy
i ktoś odchodzi – ale cóż
mimo iż wszystko wtedy rani
musimy zamknąć drzwi na klucz
bo chociaż boli gdy za siebie
nie można patrzeć już co krok
trzeba nareszcie to powiedzieć
le roi est mort
zostaje tylko dym i popiół
który rozwiewa z trudem czas
bo wciąż nie wiemy jaki dopust
wymazał o nas każdy ślad
czemu ktoś zabrał sny i odszedł
czemu nie przetrwał żaden most
nie chcemy wierzyć choć to proste
la reine est morte
tak się najczęściej kończy miłość
mija królowa mija król
i nic już nie jest jakie było
na szachownicy pustych pól
majaczy tylko zblakła klisza
a w niej przeżyte kiedyś dni
które na zawsze trzeba spisać
à fonds perdus*
_____________________________________
Francuskie:
chanson – piosenka
le roi est mort – król nie żyje
le reine est morte – królowa nie żyje
à fonds perdus – na straty
Miladora, 25 września 2011
krainę bez uśmiechu poznałam ostatnio
stanęłam zaskoczona że taka istnieje
jakby ze skrzydeł ptaka barwne pióro spadło
to właśnie które lotom nadawało gładkość
i jakby ktoś z nim zabrał ostatnią nadzieję
w tym dziwnym pustym kraju poznanym ostatnio
cóż mogłoby zaprzeczyć tak dobitnym faktom
jest kraina są ludzie i nikt się nie śmieje
ze skrzydeł ptaka właśnie barwne pióro spadło
i nagły smutek pętlą zacisnął mi gardło
bo chociaż noc minęła a za oknem dnieje
owa ziemia bez ciepła poznana ostatnio
zdaje się być macochą – nie prawdziwą matką
gdyż brak uśmiechu sprawia że słońce nie grzeje
jakby ze skrzydeł ptaka barwne pióro spadło
i jakby wszystkie inne istniały na darmo
bo gdy kolor błękitu w oczach wypłowieje
niebo jest bez uśmiechu – poznałam ostatnio
krainę z której skrzydeł barwne pióro spadło
Miladora, 7 października 2012
zamknę skrzydła luster
i zacznę spisywać siebie chociaż
daleko mi do jakichkolwiek rachunków
tym bardziej całkowitych
nieważne
tak czy owak zostanie pytanie
czy wyczerpałam kredyt
udzielony przez matkę genów
od przypadku
ćwiczę pamięć okruchów
zanim niedajbóg zakończy współpracę
a diabli nadadzą wszystko niepoleconym
pod wezwaniem świętego zawsze
do nigdy
rozbiję szklankę
Miladora, 29 maja 2011
pierwsze uchyliło rąbka
i cylinder białego królika
drugie nawpółwieczność
za trzecim skończoności
zwariowały i kapelusznik
powiedział pas
w to kurwa gramy
Miladora, 23 stycznia 2012
znowu zapewne bluesa zanucę
styczniową aurą w noc go sprowadzę
i może coś tam zbudzę nim nawet
na oślep biegnąc zimowym skrótem
lecz ciągle jeszcze deszcz z nim rozmawia
blues na tle wiatru cichnie półtonem
w chłodnawym zmierzchu przemarzły dłonie
dziwna ta zima ech szkoda gadać
wilgotne ranki szadź posklejała
ziemię ukryła pod szarym płaszczem
zimowe słońce pospiesznie gaśnie
jakby nie chciało wzejść już bez mała
brązowo-czarne drzemią gałęzie
przemknęły liście ostatnim lotem
wielogłosowy brzmi wiatru motet
bluesowe nuty zima wciąż przędzie
jakoś powinnam dotrwać przedwiośnia
zmierzch innej barwy wtedy nabierze
przestanę wreszcie patrzeć za siebie
droga do lata wyda się prostsza
Miladora, 16 września 2012
wertuję słownik* by w najlepszy możliwy
sposób wyrazić stan ducha nieświętego
w każdym przypadku oprócz losowych
nad którymi i tak panować nie będzie
wbrew starotestamentowym obietnicom
pod tytułem azaliż
spada twarz – zdania nabierają rozpędu
w krainie nod już dawno przeliczono
wszystko na rękoczyny równie niegodne
niepamięci co koniunkturalność
memento jest wekslem constans
do przeterminowania
głos żyje osobno
strony wabią jakością przekleństw
specjalna wersja dla wkurwionych
la mierda está que arde
wybieram zwyczajność i wchodzę
w zakręty
* "Słownik wyrazów brzydkich", czyli niezastąpiona pomoc przy komponowaniu pięknej wiąchy w języku polskim, angielskim, niemieckim, francuskim, włoskim i hiszpańskim.
Miladora, 5 grudnia 2012
Przeszła nocka, nastał ranek,
kotek słodko śpi pod łóżkiem,
raptem pani wpada w lament,
że na targ jest coraz później,
a tu nagle przepadł kluczyk –
pewnie gdzieś się zawieruszył.
Szuka wszędzie po kieszeniach,
kot pod łóżkiem cicho parska,
klucza nadal nigdzie nie ma
i otwarta jest spiżarka.
Jak tu z domu wyjść, gdy myszy
pewnie już czyhają z boku?
Czy na kota można liczyć?
Można dom powierzyć kotu?
Gdy się nie da zamknąć drzwiczek,
jak nie wpuścić głodnych myszek?
Więc związała sznurem klamkę,
po czym rzecze tak do kota:
– Kocie, masz dbać o spiżarkę,
a nie myśleć o głupotach.
Przypilnujesz, to gdy wrócę,
jakiś ci podrzucę kąsek,
przecież jesteś dobry Mruczek…
A mysz w dziurce rusza wąsem,
zerka bystro w prawo, w lewo,
czy już inne myszki wiedzą,
że kucharka wyszła z domu.
Ale co tu zrobić z kotem,
jak się zakraść po kryjomu?
Może by tak rzucić motek?
– Szybko leć po inne myszki –
mówi pierwsza mysz do trzeciej –
a po drugą przede wszystkim,
sama nie dam rady przecież
do spiżarni wejść samotnie,
ni poradzić sobie z kotkiem.
Więc przybiegły myszy pędem,
wzięły koszyk i ukradkiem,
rozwinęły z kłębków przędzę,
by się kot zamotał łatwiej.
– Rzucaj włóczkę – mówi bura. –
Jak najdalej, w tamtym kącie,
reszta niech się schowa w dziurach,
póki kot się nie zaplącze,
potem sznurek przegryziemy,
żeby zwisał aż do ziemi,
i tak ciągnąc wszystkie razem,
otworzymy drzwi spiżarni.
Jazda, myszy, damy radę,
skoro nikt nas nie chce karmić.
Przyszła pani, no i patrzy,
kot związany w kącie leży,
a spiżarnia pustką straszy.
Własnym oczom nie chce wierzyć.
Aż złapała się za głowę,
że przez myszy traci zdrowie.
Odtąd co dzień już o świcie
miskę sera myszkom stawia,
myszy mają złote życie,
więc przestały też rozrabiać.
Miladora, 6 grudnia 2012
Było raz miasteczko, w nim lalek bez liku,
domków z marcepana, cukrowych koników,
piernikowe wozy mknęły po ulicach,
lecz w zamku na górze żyła czarownica.
Nikt o niej nie wiedział, bo wiedźma się kryła
wysoko na strychu, na zamku gdzieś tyłach,
i stamtąd, schowana za starym kominem,
patrzyła z zazdrością na życie lalczyne.
Od czasu do czasu chwytała lornetkę,
by widok przybliżyć do siebie troszeczkę,
no i gdy złapała tak kogoś przypadkiem,
szybko snuła nici pajęcze jak siatkę.
Oplatała nogi lalkom i pajacom
i ciągnąc za sznurki, patrzyła jak skaczą.
Rozdzielała pary, skłócała szczęśliwych
i żyć im kazała jedynie na niby.
Smutno się zrobiło w miasteczku niebawem,
przez tę czarownicy paskudną zabawę.
Każdy musiał skakać, jak tylko zechciała,
ciągnięty na nitce i od wszystkich z dala.
Już nie było śmiechu słychać dookoła,
nikt się też nie bawił, zniknęła wesołość,
a na zamku wiedźma wciąż trzymała nitki,
oplatając lalki i zazdroszcząc wszystkim.
Aż pewnego razu powiał silny wicher,
i pod jego skrzydłem pewien magik przyszedł.
Popatrzył na lalki bezwładne jak kukły,
na nici i stwierdził: Ja zaraz je utnę.
Wyciągnął z tobołka magiczne nożyce
i zaczął obchodzić całą okolicę.
Ciął powietrze gęste od nici pajęczych,
by uwolnić lalki z przeklętej uprzęży.
Potem zebrał wszystkie w jeden gruby węzeł
i go do latawca przypiął jak najprędzej.
Wiatr poniósł latawiec daleko do diabła,
a wiedźma z nim razem na zawsze przepadła.
Było raz miasteczko, w nim lalek bez liku,
domków z marcepana, cukrowych koników,
i każdy z mieszkańców miał uśmiech na twarzy,
bo w zamku na górze mieszkał dobry magik.
Dla wnuczek Jerzyka Wolińskiego od Mikołaja. :)))
Miladora, 11 lipca 2012
zatańcz ze mną wierszem wszystkiemu na przekór
gdy codzienność słowa wyrwana z przemilczeń
odbija się tylko śladem echa w echu
zatańcz ze mną wierszem
zatańcz ze mną myślą która w głębi iskrzy
pośród tylu różnych przelotnych wibracji
niechaj razem stworzą wielobarwny dyptyk
zatańcz ze mną myślą
zatańcz ze mną chwilą nim ponownie zgaśnie
w niezauważeniu bez nabrania pełni
i chociaż przeminie w biegu innych następstw
zatańcz ze mną chwilą
Miladora, 8 czerwca 2011
noc płatki rozchyla jak róża
do okien już wspina się ciemność
światełkiem przesącza przez włosy
nie szkodzi że pora tak późna
gdy dźwięki w ciemności się perlą
leniwie żeglując w niedosyt
po blasku srebrzystym w kałużach
księżycu płynącym do wewnątrz
i cieniu co mgiełką w ślad kroczy
spod palców w pointach baletnic
wysnuwa się ciszą obietnic
różana opowieść o nocy
Miladora, 25 września 2011
dzisiaj nie będzie rozmów ni śniegu
ucichł rytm kroków schowany w sieniach
została pustka na do widzenia
z wczoraj nie mając nic już wspólnego
i drzwi zawarte ryglem judaszem
patrzące okiem szkła poniewczasie
jutro wypuści klamki i klucze
sprzęgnie w kieszeniach palce z podszewką
splotom bawełny odejmie lekkość
ciężarem myśli przelanych w smutek
nad pustą szklanką zasiądzie cena
pijąc za pamięć chwilą milczenia
pojutrze wszystko zamknie już w szafie
szufladą spełznie jedynie wstążka
opasująca początek końca
a reszta umknie chyłkiem w poddasze
i tam na suchej krokwi zatrzeszczy
niebem co może było lecz niegdyś
Miladora, 28 lipca 2011
można być sobą i nie sobą
przeszczepić cudze w swoje własne
zatracić coś i zasnąć z głową
wtuloną nie pod swoim płaszczem
zamienić pamięć w transfer uczuć
w dotyk kipiący od rozterek
gdy już się nie da nic odkupić
odkroić z siebie też niewiele
będziemy żyli kiedyś mówisz
swoi a jednocześnie cudzy
nie mając nic co można zgubić
oprócz bliskości ciał i złudzeń
można być z sobą i nie z sobą
odrywać dłonie niczym plaster
zasypiać tylko snu połową
zgubioną pod niczyim płaszczem
Miladora, 27 lipca 2011
oczy otwieram potem komputer
z miejsca się wciska jakaś reklama
chcę uciec wzrokiem ale nie umiem
gonią mnie zęby – te bez czekania
i chociaż białe w zaledwie tydzień
gryzą mnie kiedy tylko je widzę
znaki zodiaku kuszą jak diabeł
kliknij i zobacz – los w twojej ręce
a mnie od tego robi się słabo
próbuję uciec i to czym prędzej
lecz białe wciąż się szczerzą pod spodem
jakby nie były picem na wodę
ślizgam się myszą tam i z powrotem
zlewam reklamy ale na próżno
bo wciąż na plecach czuję ich oddech
ciągle namówić chcą mnie na kupno
wpadam w zębodół i tłukę lustra
spinam agrafką cierpliwość w ustach
Miladora, 17 czerwca 2011
szwenda się wiecznie gdzieś u płotu
uśmiechem gryzie w czubek serca
a ja nie lubię przecież kotów
owych problemów i kłopotów
jakie się ma w zasadzie z miejsca
gdy tak szwendają się u płotu
lepiej bezpiecznie stać na boku
koty opiewać tylko w wierszach
gdy się nie znosi jak ja kotów
a miałam taki święty spokój
wisząc w hamaku mogłam zerkać
na świat z kącika gdzieś u płotu
z widokiem lecz nie na widoku
bujać się nadal sobie wierna
że mogę tak nie znosić kotów
nic więc dziwnego jestem w szoku
że kot sielankę mi tę przerwał
teraz się szwendam gdzieś u płotu
zdziwiona że nie lubię kotów
Miladora, 6 czerwca 2011
W ostatecznej rozpaczy chyba gniota stworzę,
jak serce drży z tęsknoty za zachodem słońca…
Umieszczę stek truizmów, dodam szczyptę Boga,
waląc banalnym rymem w zasadzie bez końca.
Tak CIE kocham! – napiszę – i, och, wskaż mi drogę…
Me pragnienie bezmierne ogarnia mnie kirem…
I w bezdennej otchłani (oż, kurde, nie mogę)
TWA nieobecność przy mnie… chyba mnie zabije…
Rozpacz smutku bezmierna mnie gnębi bez CIEBIE!
Dusza mdleje spowita kotarą cierpienia…
A tam kwiaty, motyle i gwiazdy na niebie…
Tylko Ciebie, ach, CIEBIE, ma Miłości nie ma!!!
Jak odzyskać me SZCZĘŚCIE, Boże, biednej pomóż!
Dziewczynie, co wpatrzona w tęczę marzeń marzy…
O ustach słodkich… czułych Kochanka swych dłoniach…
I łzy jej z oczu lecą jak perły po twarzy…
W tym więzieniu mych uczuć Twych ramion opoka
Widnokręgiem błękitu światła oczu więzi…
Dusza łka w ust koralach… i taka samotna…
Przez burzę zmysłów płynę… ach, za widnokręgi…
W czerni skrajnej rozpaczy już drżę z obrzydzenia,
miotając się szaleńczo, by ten wiersz napisać,
choć może lepiej spuścić zasłonę milczenia,
gdy cenniejsza od wiersza jest dyskretna cisza.
zgodnie z sugestią Hampelmanna
dla Ciebie, Hampelmann, przez mgły nieprzebyte
woalem uczuć przejdę co splata na wieki
i sine dymy będą za mną snuć się przy tym
ową śmiertelną szatą spinając powieki
Miladora, 29 listopada 2014
Bóg stworzył ryby w piąty dzień
żeby czekały na człowieka
aż wyjdzie z wędką gdzieś na brzeg
rozlicznych jezior mórz i rzek
a by nie tonął ciągle w grzechach
darował mu następny lek
stąd gdy podnosi kęs do ust
gra fish and blues
i dobrze zrobił zacny Pan
bo wybierając się na ryby
człowiek porzuca tłum i gwar
docenia wtedy każdy dar
i nawet bardziej jest prawdziwy
gdy będąc z rybą sam na sam
ma to co chce i zamiast słów
gra fish and blues
nieważne że komary tną
a czasem nawet deszcz zacina
on dobrze wie że to nie błąd
i tkwi nad wodą z kijem bo
ukochał właśnie taki klimat
spokój szum liści rzeki prąd
i gdy przy zupie z rybich głów
gra fish and blues
Miladora, 18 października 2013
Szewczyk ze Smokiem tkwili nad Wisłą
i Szewczyk, chlipiąc, gorzko się żalił:
– Czy ty rozumiesz, po co to wszystko?
Po co ludziska powymyślali
bujdy z baranem wypchanym siarką,
gdy przyjaźnimy się już od wieków?
Czy takie kłamstwa wymyślać warto?
Nie lepiej szukać prawdy w człowieku?
Smok się zadumał, skrobnął po głowie.
– Przez ową bajdę straciłem zdrowie,
bo każą ogniem ziać nieustannie
i wszystkich straszą, że zjadam pannę
codziennie rano, w dodatku ryczę,
a dobrze wiedzą, iż kocham ciszę.
I co mam robić? Zieję, bo przecież
muszę, by dzieci miały uciechę.
– A mnie jest gorzej – wyznał Szewc smutno.
– Żądano przecież, bym cię wybuchnął.
Rękę królewny przyobiecali,
lecz na jej widok to jak najdalej
wolałem uciec, już wolę smoka.
Jak zresztą mógłbym w niej się zakochać,
zamienić przyjaźń na taką wiedźmę?
To już do Wisły skoczyłbym prędzej!
– Wisła odpada – rzekł Smok ponuro.
– Wanda w niej siedzi z rozmokłym wiankiem
i płacze rzewnie, że głupią bzdurą
raz i na zawsze skreślono szanse
jej i Niemcowi – zwykły turysta
był przecież z niego, miał dobre chęci,
a oni zaraz: Skacz, tam jest Wisła!
No i musiała w imię legendy…
Szewczyk ze Smokiem, leżąc nad rzeką
w cieniu pod drzewem, w pobliżu jamy,
chrupali precle i pili mleko,
wokół skubały trawę barany,
ale Smokowi nawet przez chwilę
nie przyszło na myśl, żeby je schwytać,
bo wolał precle krakowskim stylem
i towarzystwo kumpla Szewczyka.
Bajka dla Jarusia. :)
Miladora, 16 stycznia 2012
zima już stąpa w białych śniegowcach
lodowe sople wokół rozwiesza
błękitne cienie maluje zmierzchom
szronem o świcie przybiera postać
mniszki co ziemię z czerni rozgrzesza
z półmiska bieli szadź sypiąc gęsto
bladą poświatą spina śnieg w mostach
nurkuje w zaspach firn z puchem miesza
odbiera ciepło dłoniom i gestom
zima już kroczy zmarzniętą grudą
płaszcze zapina grudniowym ludziom
odcina jesień zimową kreską
Miladora, 6 grudnia 2012
na nos Rudolfa – idą święta
w grudniowych grudach
oraz śniegu
na reniferach uprząż spięta
metalu szklisty połysk
brzegów
skrzypią płozami stare sanie
w poświstach rwą się już
do biegu
po chmurach jakby na dywanie
z workiem prezentów – ważny
szczegół
czerwony nos
za pasem flaszka
gorący grog
i już ślizgawka
na nos Rudolfa – ale frajda
tak lecieć w mroźnym tchu
powietrza
brzęczą dzwoneczki sanie hajda
z księżycem zawiniętym
w precla
czerwony kubrak z wyłogami
pod czapą mina już
świąteczna
lejce i jazda gdzie przed nami
skarpeta znów przy łóżku
dziecka
czerwony nos
za pasem flaszka
gorący grog
i już ślizgawka
Miladora, 15 lutego 2012
lato przeszło za plecami jakby mimochodem
w wiatru smugach dzień odbarwił smak upalnej nocy
został zapach garstka soli i odblask na wodzie
resztę wspomnień czas za chwilę jesienią rozproszy
spadną cicho razem z deszczem przemkną chłodnym wiatrem
krzyk żurawi je poniesie z daleka od ciała
i na wydmach pozostanie przysypane piaskiem
jakby tylko echo śladów tamtych letnich starań
zima zmrozi kolor nieba nie ogrzeje dłoni
w których tak kurczowo trzymam pędy uschłej trawy
znikną wkrótce odłożone między puste strony
niekończącej się historii lata sennych zdarzeń
wiosna przyjdzie mimochodem włosy lekko muśnie
wzrok skieruje tam gdzie zboże rozmawia szelestem
dni przylecą niczym ptaki lecz noce za krótkie
nie zdołają już odtworzyć żadnych letnich prześnień
Miladora, 28 kwietnia 2012
rozmazane widoki na wszelką pomyślność
gdzieś tam tylko prześwieca dziurawa podszewka
sięgać nie mam więc po co – skłębiła się reszta
teraźniejszej przeszłości z dzisiejszą na przyszłość
pcham do góry kamienie czerpiąc sitem wodę
szwy się ciągle rozłażą mole plany zjadły
wokół pełno jest pustki i tylko przy nodze
kroczy zgięta ostroga i mundur paradny
dłoń unoszę by jeszcze zatrzymać cokolwiek
nikt nie staje i staje się jasnym że nigdy
nie udźwignę niczego gdy zatną się tryby
więc na nogach ugiętych idę i nie dojdę
skąd ten skrajny defetyzm – a diabli to wiedzą
coś cynicznie chichocze na wiersza potrzebę
który jak ulęgałka już zrównał mnie z glebą
zapalam papierosa i śmieję się z siebie
Miladora, 12 czerwca 2012
a mnie się nic już do diabła nie trzyma
koncept się skończył choć stałam na głowie
teraz jak głupia błądzę po przyczynach
lecz nic nie powiem
brak wyobraźni walnął mnie na odlew
słownik się zaciął co najmniej w połowie
zdechła inwencja więc wpełznę pod kołdrę
i nic nie powiem
nie będę trendy tylko głupie retro
liryczne gnioty-rymowańce stworzę
znowu się zacznie ta droga przez piekło
lecz nic nie powiem
kieszeń mam pełną niemodnej liryki
na której dawno straciłam już zdrowie
lecz jeśli nawet palą mi się styki
też nic nie powiem
i tak czy owak bierze mnie cholera
rzuca po ścianach i wiesza na sznurkach
lecz choćby miała nawet sponiewierać
nie powiem – kurwa
Miladora, 15 października 2011
zasiałem smoki a zebrałem pchły
powiedział ktoś tam kiedyś
może nawet ten co papkę upichcił
niestrawną do dzisiaj
choć pewnie ściągnął
bo zwykł był kłamać jak najęty
zresztą – zabieg znany
od wieków na wieki
poczucie winy to dziwka
idzie z każdym lecz w łóżku jest do niczego
więc nadużywam
dieu me pardonnera – c'est son métier
i szukam cytatu
aut bibat aut abeat
albo
quod scripsi – scripsi
słowa słowa słowa
też nie moje
a oni tam zboże sieją
zanim kursywy braknie
zapragnę żeby moja czaszka
była równie godna szacunku
jak czaszka Yoryka
została
Miladora, 17 października 2011
A jeszcze można na inny sposób
temat rozwinąć – służę przykładem:
że jeśli nawet Bóg stworzył baby,
facetów – diabeł.
Więc baba – anioł, tak się nasuwa,
a anioł z diabłem zawsze tkwią w szrankach.
Anioł raz w górze, a raz na dole,
i przepychanka.
Diabeł zazwyczaj lubi górować
i choć go anioł wpuszcza w maliny,
diabeł mu często podcina skrzydła.
Nie bez przyczyny.
Tak będzie ciągle, bo ogień z wodą
zawsze się skłócą, więc lecą pióra.
Lecz czasem można zawrzeć przymierze
wysoko w chmurach.
Potem się spada, to oczywiste.
Baba jak diabeł daje popalić,
a facet anioł podwija ogon
i cierpi dalej.
Jaki stąd morał? Nie mam pojęcia.
Jedno przychodzi na myśl mi teraz,
że bez tej walki byłoby nudno.
Fakt – jak cholera.
Tym razem dla Kipu-Issy.
Z tego powodu, że gdy się coś okręca, to trzeba też wykręcić. ;)
Miladora, 21 września 2011
dzień wkleja coś i nic
samochody jadą dalej taki truizm
sprawdza się w praktyce
na poboczach surfujące kroki szybkie
przejścia po kałuży suchy ląd
optyka zawodzi wyżej
zawsze tak samo życie praca życie czas
wyskoczyć
łódka to bujda na resorach w zakręty
wpada się poślizgiem
za nimi podobno widok na
płacony w ratach tytułem zadłużenia
zazwyczaj wiatr
wieje
Miladora, 19 września 2012
obudziło mnie pobożne życzenie
wątpliwa norma wobec zmieniających się
wektorów rzeczywistości pozałóżkowej
odkąd
zegarek miauknął nieprzekonująco
kukułkę przygwoździłam w chwili
otrzymania patentu na dożywotność
teraz chrypi plując śrubkami
potykam się o plątaninę wątków
zawczoraj
bez echa trudno mieć zdanie
niepodlegające ocenom w lustrach i oknach
brak potwierdzenia różnic oryginału
pytanie o falsyfikat zostawiam
na później
na razie dnieje
Miladora, 22 lutego 2012
stanowczo wolę bluesy nucić
w nich szukać twarzy innych znaczeń
nie martwić się że jest inaczej
lub trzeba zawsze coś wykluczyć
kiedy na słowa są zakusy
naprawdę wolę nucić bluesy
z nimi wędrować pod pazuchą
dzielić się chlebem na zapiecku
nie stawiać żądań ani przeszkód
nawet jeżeli czasem smutno
a myśli ciągle głowę kruszą
bluesem się chwile same nucą
nieważne kłody pod stopami
samotność wewnątrz własnej jaźni
w tle śpiewa blues i z miejsca raźniej
gdy ścieli nuty jak dywanik
melodią biorąc mnie pod ramię
bluesem przekładam kart rozdanie
poza świadomość sens umyka
życie się toczy sprawy mącą
ku niewiadomym biegnąc końcom
bezradność iskrzy wciąż na stykach
i coraz gorszy komunikat
w bluesie codzienność więc zamykam
Miladora, 27 stycznia 2012
idziesz przez życie jak kurza bieda
ono zazwyczaj figle ci płata
i myślisz w końcu – chryste potrzeba
mi adwokata
lecz adwokatów diabli już wzięli
żeby aniołom ktoś lotki podciął
a przy okazji odarł je z bieli
i stanął kością
tak poznikały z życiowej giełdy
nie mają szansy dawni stróżowie
adwokat diabła zliczył im błędy
i wysłał w owies
teraz bezkarnie snuje knowania
jakby sprowadzić wszystko do diabła
złudzenia prysły sprawa przegrana
idea padła
kto dzisiaj wierzy w zszargane skrzydła
że jeszcze mogą ratować skórę
gdy aureola z wiarą ostygła
piekło jest biurem
w nim kauzyperda utkwił na amen
i ręka w rękę z diabłem coś miesza
kupczy sumieniem i gładko kłamie
na pełny etat
Miladora, 20 sierpnia 2011
lato chyłkiem z wokandy już schodzi
jest za wcześnie na jesień lecz trudno
wciąż pogoda na pasku nas wodzi
gdy deszczowo i w wodzie się brodzi
ciągle słońca wyglądam na próżno
bo to lato z wokandy już schodzi
wtedy nawet parasol zawodzi
myśli mokną i robi się smutno
że na pasku pogoda tak wodzi
spycha wciąż na bezdroża i drogi
gdzie na okruch słoneczny zbyt późno
bo już lato z wokandy nam schodzi
parę kropel nikomu nie szkodzi
mówię sobie nurkując pod płótno
lecz pogoda na pasku mnie wodzi
może jeszcze się słońce odrodzi
może nawet nastanie to jutro
lato jednak z wokandy już schodzi
jesień zacznie na pasku nas wodzić
Miladora, 9 czerwca 2011
kłębię się w kłębkach twoich myśli
zwijam jak kot w załomkach uczuć
kreską mnie cienką ledwo kreślisz
ćwiekami własno-cudzych butów
przechodzisz w nich na drugą stronę
ślady w kałużach topią rozum
wszystko już jest i nie skończone
kapie na głowę deszcz z ołowiu
rozkłębiam myśli plotę sznury
zasznurowuję gest w drabinach
idę znów gdzieś po śladach wtórych
wciąż się do sensu po nich wspinam
skręca mnie treść w spiralę doznań
pokrętnie drzemią zwoje mózgu
klaszcze za sceną dłoń cagliostra
będzie bić brawo aż do skutku
Miladora, 5 czerwca 2011
drobnym makiem sklejam oczy
dłonie kładę na policzkach
lecz ty nie chcesz spać bo znowu
razem z nocą miłość przyszła
nie śpij nie śpij ukochany
mak nie po to ktoś wypielił
niech nas lepiej wita ranek
zaplątanych wśród pościeli
makiem ciasto posypuję
w białe zdobiąc je migdały
a ty sięgasz po mnie ręką
i znów zmysły oszalały
nie śpij nie śpij ukochany
ciasto z makiem może czekać
niech nas lepiej wita ranek
z tym obrazem na powiekach
kwitnie nocna słodycz maku
wśród pościeli złotych kłosów
granatowo splata ciała
obiecując miękki spokój
zaśnij zaśnij ukochany
miłość będzie nam okryciem
niech nas dzisiaj zbudzi ranek
ciepłem barwiąc twój policzek
Miladora, 15 stycznia 2015
poszliśmy za daleko – na zerwanych mostach
dogoniła nas jesień kanwą uschłej barwy
zmierzchającej powoli jak fiolet we wrzosach
zagubieni wśród przęseł lepkich grudek błota
w niepamięci o sobie bez cienia nostalgii
poszliśmy za daleko po zerwanych mostach
tam gdzie więcej nie można już niczego dostać
niezdolni bezkolorem rozpiąć dawne klamry
zmierzchaliśmy powoli jak fiolet we wrzosach
pokaleczeni sobą – tym że już nie dotrwał
żaden ślad prowadzący do ciepła latarni
poszliśmy za daleko po zerwanych mostach
pod niebem które z wolna sypało się w oczach
bowiem na przekór woli wszystkie nasze gwiazdy
zmierzchały jednocześnie jak fiolet we wrzosach
i już nie odwrócimy żadnej z kart tarota
bo za późno by liczyć drobne ziarna prawdy
poszliśmy za daleko i w zerwanych mostach
w zmierzch zapadły kolory jak fiolet we wrzosach
Miladora, 7 października 2013
na ulicach wieczór przerwał
zwykłe co dzień
cienie drzew jak pies przy nodze
kroczą miastem
wrzesień wplata rdzawą dratwę
w szklany pejzaż
lśni w witrynach i tka blejtram
lamp poblaskiem
z nieba spływa znów kolejna
pora zmierzchu
zaplątana w siatkę gestów
trzepot ramion
smuga światła szary kanon
płaskorzeźba
jakby jesień grała hejnał
tuż pod bramą
stukot butów wiatr poderwał
do galopu
rozwiewając echo głosów
– w tle gałęzi
snuje nitkę srebrnej przędzy
cichy kwestarz
zatopiony w nocnych szeptach
chłodny księżyc
Miladora, 7 marca 2013
gdy rzeczywistość tkwi ostro jak zadra
zwyczajny żywot zmieniając na chleb
zbyt ciężkostrawny to żadne do diabła
już nie wystarcza by los taki znieść
bo kiedy ranek jest bagnem co wsysa
kolejne chwile w zapchany wciąż zlew
to tylko myślisz – o kurwa – nie dzisiaj
no i zaczynasz przeklinać jak szewc
potem wieczorem po dniu niczym ugór
na którym żaden nie wzrasta już siew
tak wszystko wkurwia że zwykle bez trudu
pieprzone życie – do ust samo lgnie
wciąż się borykasz z codzienną udręką
fuck you cholera – mówiąc – obyś zdechł
lecz tak czy owak jak gwoździe pod piętą
na każdym kroku dołuje cię pech
wymyślasz cuda by obejść go bokiem
ściąć z korzeniami oddać wet za wet
a on wciąż palec wystawia przed nosem
i marne szanse by zniknął – więc klniesz
Na zamówienie Szelki – ostrzejsza wersja
sakramenckiego bluesa. No to sobie klnij. :)))
Miladora, 11 grudnia 2014
czasami święta są niczym dopust
i od początku wszystko się pieprzy
deszcz zamiast śniegu wokoło błoto
a na wigilię przychodzą krewni
w kieszeni forsa nie chce zagościć
podszewka błyszczy niemal jak lustro
prezentów także nikt nie przynosi
więc pod choinką cicho i pusto
mole zżerają grzyby do barszczu
jakiś muchomor tylko się plącze
z premedytacją włażąc do farszu
lecz i tak zjedzą jak Bóg pod słońcem
gdy mają nastrój ryczą kolędy
gdy nie – ziewanie słychać po kątach
potem znikają nagle w te pędy
nie chcąc zapewne po sobie sprzątać
zostaję sama ze stertą naczyń
szkieletem karpia i swądem świeczek
marząc że kiedyś będzie inaczej
chociaż zapewne już w innym świecie
Miladora, 5 października 2013
wciąż na nowo łapię koty za ogony
zwłaszcza czarne gdy pod nogą chcą mi przebiec
i jak zwykle sama siebie chcę przegonić
ale po co – do tej pory jeszcze nie wiem
gdybym tylko była piękna oraz młoda
zamiast pisać wciąż bym tkwiła na świeczniku
ale trudno – jak wiadomo – popyt/podaż
nie odbywa się tak łatwo i bez zgrzytów
pewnie przez to lubię piątki trzynastego
bo a nuż mnie coś wywlecze w światła rampy
obejmując reflektorem niczym niebo
choć wątpliwe bym z gwiazdami miała tańczyć
a więc czekam no i piszę różne bzdury
taki ersatz żeby jakoś dożyć piątku
chociaż w uszach dudni kocioł i tamburyn
że za późno a właściwie już po dzwonku
dam królestwo nie za konia lecz receptę
żeby piątek trzynastego był jak święto
byle tylko nie wysadził mnie w powietrze
jakiś kretyn od gazowni wraz z puentą
Miladora, 25 lipca 2012
w piersi zmrożona bryła złudzeń
wyschnięte zioła kurz zamieszkał
dni wloką noce – żyję z trudem
nie mogę w sobie znaleźć miejsca
zwietrzały w winie posmak lata
zarasta pleśnią gubiąc pamięć
spłynęła rzeka – już nie wraca
jak można uciec z siebie samej
pozamykane ścieżki – w dali
horyzont kapie znów szkarłatem
krew z bielą śniegu zachód spalił
na popiół – jeszcze wciąż coś tracę
co czasem przemknie kątem oka
w odprysku szyby na obrazie
nie – już nie chodzę tak po nocach
wśród pustych ścian – i żadne twarze
nie wyświetlają w mózgu pytań
odwracam głowę – skryty w głębi
ślad został tylko bez odbicia
blednący z każdym pulsem tętnic
okienny pejzaż straszy czernią
w ciszy pokoju drży wskazówka
gubiąc sekundy – nie napełnią
zimowe chwile – głodne usta
Miladora, 29 września 2012
niełatwo spalić popiół zbyt ostrym tkwiący gwoździem
gdy znów kurtyna spada następny aktor znika
z proscenium tylko sufler wciąż gapi się przeciągle
i niemą podpowiedzią
na ustach myśl zawisa
skazując gestem słowa prowadzi dłoń na oślep
przez dogasanie żaru w ostatnich świec płomykach
jakby nie było nigdy żadnego przęsła w moście
sklepionym w ciemne niebo
drążące szczyt urwiska
niełatwo zebrać myśli gdy krążą gdzieś przelotem
kiedy w gałęziach tętnic jedynie zegar tyka
w gardle zapętla dźwięki milczeniem cisza rośnie
i pnie się niczym drzewo
kropelką krwi zastyga
wikłając smutne gniazda czas nadal wre za oknem
przez które żadnych ptaków zaśpiewu już nie słychać
zostają tylko gesty i oczy wciąż samotne
niczego nie dostrzegą
w kolejnych panopticach
Przepraszam, czy to jest wiersz akcji,
bo chciałam Florianka zadowolić. ;)))
Miladora, 18 lipca 2011
chowamy się za gesty za słowa inne twarze
w poszukiwaniu siebie dostępnych rekwizytów
które nas mogą zakryć podkreślić czy ujawnić
nie każdy ruch jest prawdą nie każdy sens zmyśleniem
w otoczce didaskaliów tworzymy kokon wrażeń
i prześwietlani wzrokiem marzymy o ciemności
czy prawdą jest widzenie czy widok jaki tworzą
porozrzucane gesty na tle przelotnych cieni
i czy pod maską ciała tańczymy wciąż to samo
zawsze istnieje obraz ukryty pod znaczeniem
który wychodzi na jaw gdy siatkę równorzędnych
zaplecie się nałoży wytyczy punkty zborne
ale to tylko chwile rozpięte na całości
Miladora, 29 lipca 2011
w stertę brzmień się zaplączę po uszy
jak mysz łowiąc na słuch każdy ton
będę kocio czatować na bluesy
by je dopaść
jak odtąd do stąd
niech odkręci noc klamki na jutro
wpadnie w rytm tamtej struny co gra
tu potrzebna jest rzeka nie źródło
byśmy rwali pod prąd
ty i ja
no i blues taki blues miękki kocio
jak stąpanie na palcach przez sen
trzeba chyba być kocim idiotą
by nie odczuć że właśnie
to ten
koci blues na mruczenie w poduszkę
na igraszki kocimiętkę i szał
na zabawę futerkiem pod futrem
blues na wszystko
jak zwał tak go zwał
Miladora, 13 stycznia 2012
skaranie boskie z takim kacem
znowu mnie dopadł niczym sztorm
spieprzy mi życie spieprzy pracę
i jeszcze kurwa stracę dom
kac drań dowala zwykle rano
i chociaż wbijam w niego klin
dzień w dzień zaczyna się tak samo
sklejone oczy w ustach pył
słowa się ledwo w gardle mieszczą
skaranie kurwa no bo jak
w tej rozpierdusze dzień mam przetrwać
kiedy mnie dręczy gigant kac
a może to nieboskie prędzej
takie skaranie że aż wkurw
ściska mi głowę i drżą ręce
gdy lekarz stwierdza – jest pan zdrów
i dupa zbita – do roboty
w domu ponadto ciche dni
więc znowu kurwa mam ochotę
by na kielicha pójść jak w dym
dla Artura na kaca ;)
Miladora, 27 maja 2011
zagrajcie mi bluesa gdy mnie już nie będzie
z ogniska niech wzbije się płomień
tańczące sylwetki zagubi gdzieś w lesie
i Waits niech zaśpiewa na koniec
a wokół ogniska niech krąży butelka
jak ćma podążając ku światłom
by wina odbiciem znów grać na powiekach
choć spiętych już klamrą-zagadką
gdy noc zejdzie rosą chłodnawą jak jesień
na popiół wystygły nad ranem
zagrajcie mi bluesa falami na rzece
i niechaj już tak pozostanę
zagrajcie mi bluesa i właśnie w tym tonie
Tom Waits niech zaśpiewa go prosto
a potem odpłyńcie nic nie jest skończone
dopóki ktoś trzyma wciąż wiosło
zagrajcie i niechaj to wszystko szlag trafi
choć pewnie tam tylko jest pustka
to może doleci usłyszę go jakoś
z tym samym uśmiechem na ustach
Tom Waits nadal śpiewa blues wsącza się w uszy
melodia odpływa i wraca
i nagłe szarpnięcie - już dość tej pokuty
kobieto - ty tylko masz kaca
Miladora, 27 sierpnia 2011
punkt obok dzisiaj otwarto
patrzę na cennik – nie wierzę
wszystko jest niemal za darmo
wypranie - cztery pacierze
dwa ojczenasze wietrzenie
jeśli zachodzi potrzeba
i nawet chętnie obrębią
jeśli się strzępi na brzegach
kto zechce może krochmalić
lecz z wybielaniem jest gorzej
tu już potrzebny różaniec
i to na klęczkach mójboże
lecz się opłaca bo dobrze
jest czasem plamy wywabić
znów w świeżą biel się przyoblec
zdrowaśki i po zabawie
rosnąć zaczyna mi serce
że kogoś problem porusza
właściciel – Milaczek Erbe
łomatko to moja dusza
Miladora, 1 października 2011
kupiłam onegdaj kota od pana erwina
przysięgał
że hipotetycznie żywy
cóż – kot to hipostaza
uwierzyłam – tak pół na pół
nawet zawiązał kokardkę
chociaż august popukał się w czoło
mówiąc że taką spieprzoną powierzchnią
rozwalił mu teorię
i wylał kota z kąpielą
ale sasti uśmiechnęła się a muhammad
pogłaskał
więc nazwałam go alternatywnością
i odtąd spadam na cztery łapy
probabilistycznie
tak czy owak zostanie mi uśmiech
i pudełko
Dla JJ, który lubi bawić się
w chowanego. ;)
Miladora, 21 lipca 2011
w sandałkach kobiet lato cicho stuka
o stare płyty dziedzińca i ulic
na niebie głosy krzyżuje wśród ptaków
idziesz przed siebie i wciąż czegoś szukasz
jakbyś chciał hejnał do piersi przytulić
i z nim ulecieć wysoko nad Kraków
mijasz uśmiechy otwarte jak furtka
wiatr wplata kwiaty w ciepły lazuryt
nieba nad Rynkiem pełnego zapachów
gościńcem bruku rozściela Floriańska
obraz zieleni za bramą na Plantach
w grawiurę liści gałęzi i dachów
Miladora, 6 grudnia 2011
śpiewam bluesa dziadowskiego
bo na bluesy widać popyt
choć się proszę o kłopoty
gdy na odcisk znów nadepnę
jeśli ktoś się dziadem mieni
ale co tam – że tak westchnę
dziadów trzeba wszak wyplenić
więc mam w nosie
i dlatego
śpiewam bluesa dziadowskiego
głupie myśli czasem miewam
a gdy czyn o pomstę woła
i dziadostwo dookoła
wnioski wręcz się proszą same
coś należy wreszcie zrobić
zamknąć dziadów już na amen
głodem nawet ich zamorzyć
więc z tej racji
tak jak trzeba
dziadowskiego bluesa śpiewam
fakt dziadostwo plony zbiera
blues za małą jest przeszkodą
i choć niczym pies za nogą
wiernie idzie do ostatka
dziadów nim się nie da wytłuc
nie da pysków im się zatkać
no a skoro brak pomysłu
tylko bluesa
nucę teraz
dziadowskiego jak cholera
Miladora, 19 września 2011
nostalgicznie żółkną liście już na drzewach
i w banalny sposób jesień się zaczyna
ptaki milkną wokół wiatr zaczyna śpiewać
rankiem szron na trawie obraz lata zmienia
na jesienną pastel w brązach i karminach
liście usychają i spadają z drzewa
ulatują ptaki w szary bezkres nieba
tylko mgły się snują po górach dolinach
jesień barwą liści swój otwiera sezam
zamienia kolory w płomienie na brzegach
wiatr ciągłą melodią w kokardy je spina
szelestem na wietrze zaczynają śpiewać
zasypują ptakom okruszyny chleba
spod pożółkłej trawy wyziera już glina
do dziobów zgłodniałych cicho stuka bieda
ku zmarzniętej bieli nieuchronnie zmierza
szepcząc ulatujcie bo zbliża się zima
nostalgicznie jesień znów odarła drzewa
w bezlistnych gałęziach wiatr już tylko śpiewa
Miladora, 28 lipca 2012
wagi i miary gdzieś u diabła
w kąt porzucone krzywią wargi
bezużyteczne – już zapadka
spadła na amen – ćmiący nargil
dymem kojąco tuli rozum
otwarty w cztery strony świata
słonistość dźwiedzi – dzięki bogu
to ciągle nie klasyfikacja
słonistość co nic nie zasłania
niczego w dźwiedziach nie niedźwiedzi
szat nie rozdziera grzebiąc w ranach
a sedno stoi a nie leży
w przychylnej dźwiedzia słonistości
i dźwiedziej słonia skali ocen
wszystko jest wszystkim i najprościej
brać wszystko bo nieważny procent
im te pondery w biliach bliższe
tym dźwiedź ze słoniem się słoniocą
dalej niż dalej – i tak myślę
że słoń ze dźwiedziem równo kroczą
gdzie – a po diaska z inną bajką
mieszać ów sęk co jest w ponderach
nargile słodko dymem fajczą
łagodniejemy jak cholera
Dźwiedziom w każdej sukience słonistości ;)
Miladora, 16 grudnia 2014
siedzę się trzęsę – z chłodu drży książka
a jak nie książka to skacze ekran
więc maszeruję z kąta do kąta
między kostkami przeciąg się pląta
jakby też szukał jakiegoś miejsca
w którym na stałe mógłby przycupnąć
wolę nie myśleć co będzie jutro
a jednak dumam czując na skórze
zimne podmuchy – grudniowy bezsens
ciągle następne wyzwala dreszcze
i już nie mogąc znieść tego dłużej
wracam na fotel – siedzę się trzęsę
Miladora, 8 stycznia 2015
Żegnając Stanisława Barańczaka.
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
fotografie i słowa krótki zapis istnienia
że byliśmy – choć ledwo gośćmi tutaj – na ziemi
i że potem jak innym zejść kazano ze sceny
gdy zapadła kurtyna – w ciszy tonów i fermat
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
coś co czasem się budzi by przypomnieć i dręczyć
świadomością że taka musi właśnie być cena
bo jesteśmy zaledwie gośćmi tutaj – na ziemi
przemijalni a jednak póki trwają następcy
ci co noszą ze sobą twarze gesty wspomnienia
odchodzimy non omnis – ślad zostaje w pamięci
nieskończoną rapsodią która milknie lecz dźwięki
nadal wiszą w powietrzu powtarzając wciąż temat
że jesteśmy zaledwie gośćmi tutaj – na ziemi
chociaż nigdy nie sami – istniejący pomiędzy
tymi którzy zniknęli i co przyjdą – w ich cieniach
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
że byliśmy – jak ptaki – kiedyś gośćmi na ziemi
Miladora, 23 października 2012
noc pełna oczu zamkniętych – pod głową
drzemie krajobraz nabrzmiały od wizji
śnią mi się wiersze wciąż nienapisane
płynę strumieniem podświetleń – za sobą
zostawiam smugę – stopione barwniki
słów które bledną by zniknąć nad ranem
niczym fantomy – niedługo zawiodą
w ciszę sekwencji tak lotnych jak gdyby
nigdy nie miały się złożyć w ornament
wachlarz skojarzeń prowadzi w korytarz
z drzwiami do ciebie – za oknem już świta
i dzień podchodzi zatrzaskując bramę
Miladora, 19 października 2012
wiatr potargał już drzewa i korale jarzębin
poprzemieszał na oślep z liśćmi wysmukłych brzóz
w październikowym zmierzchu ucicha wśród gałęzi
jarzębinowy blues
gdzieniegdzie wciąż goreje szkarłatem krwi w pejzażach
choć niedługo o świcie zwarzy go szron i mróz
to nadal cynobrowo do oczu się zakrada
jarzębinowy blues
w chmurze liści pełgają różnobarwne płomyki
lato dawno odeszło wśród kłosów zżętych zbóż
lecz niekiedy powraca niczym pisk polnych myszy
jarzębinowy blues
rankiem srebrzą się trawy zakleszczone w szeleście
gdy w gwiezdne szlaki rusza z turkotem wielki wóz
niedługo jesień skropli szaro-pochmurnym deszczem
jarzębinowy blues
spłowieje barwny patchwork utkany z jarzębiny
opadłych szyszek liści kasztanów – ale cóż
odżyje tak czy owak wspomnieniem podczas zimy
jarzębinowy blues
Na specjalne zamówienie Veronici – powodzenia. :)))
Miladora, 9 września 2012
rozwrześniła się pogoda na dachówkach skrzydeł trzepot
miasto krąży ulicami z tłumem ludzi niczym mapą
z drzew w ogrodzie po omacku już nieśmiało liście lecą
sięgam ręką w babie lato
za mną ścieżki wśród uroczysk letnie burze barwy zmierzchów
kalinowe krzewy w lesie wiatr dający przestrzeń ptakom
obraz skrył się pod chmurami połyskują krople deszczu
sięgam ręką w babie lato
na chodnikach lśnią kałuże promień słońca bladym fleszem
podmalował kontur domu lecz powietrze drży sfumato
i za oknem przemknął listek jak memento że już wrzesień
sięga ręką w babie lato
Miladora, 3 czerwca 2011
ręce na ramionach
głowa odchylona
przez ciał wirowanie
przetacza się taniec
i w bioder bliskości
punkt co dech zapiera
jeszcze
coraz mocniej
szybciej
tu i teraz
nie tango fandango
nie walczyk na wrotkach
lecz burza i płomień
i polka-galopka
i kluczem pod chmury
lot ptaków i pęd
dance me
to the future
dance me
to the end
Miladora, 22 września 2011
jama ciemno chłód się pleni jak wodorost
y przepraszam
tupie smok nogami w sieni przez szczeliny
deszcz go zrasza
szpinak w kącie już pleśnieje nic ze smokiem
mu nie wyszło
smok na szpinak nie miał głowy innym oddał się
pomysłom
lecz gdy w liściach dojrzał smutek zaczął niezłe
mieć skrupuły
chciał biedaka czymś pocieszyć więc się schylił
spytał z góry
co tam stary słychać w dole znów ci w głowie
się przewraca
myślę że – tu szpinak westchnął – chyba jestem
wart pałaca
się zamyślił smok dogłębnie żeby dotrzeć do
przyczyny
dobrze słyszę? czy to znaczy że chcesz jakiejś tu
hrabiny?
niech bóg broni żadnej takiej to nie chodzi
o hrabinę
długo smok się zastanawiał w końcu poszedł kupił
szpinet
żeby już nie mówić wiele
ta pointa bajkę spina
od tej pory pod Wawelem
szpinet gra i rośnie szpinak
Miladora, 20 września 2011
orałem siałem ziemia jak ugór
skiba za skibą na przekór głazom
teraz mam dosyć i to na długo
idę się włóczyć
więc wybacz babo
żadnych już wideł w ręce nie wezmę
podwórko chwastem niechaj zarośnie
i lepiej nie licz że wrócę prędzej
ani mi w głowie
zwłaszcza na wiosnę
gdzieś tam rozpalę ognisko w lesie
nikt już nie nazwie mnie starym zgredą
i z mchem pod głową pomyślę sennie
o - jakie gwiazdy
wreszcie mam niebo
mówi się – ptaki nigdy nie orzą
nie sieją także a żyją jakoś
teraz to czuję gdy już mam wolność
jakbym już sam był
podobny ptakom
Oczywiście dla Wieśniaczka. ;)
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
3 czerwca 2024
ObecnośćArsis
1 czerwca 2024
sobota - późne popołudniesam53
1 czerwca 2024
Kropla deszczuJaga
1 czerwca 2024
nie znam cięKasia P.
1 czerwca 2024
Destrukcyjne, negatywne myślidobrosław77
1 czerwca 2024
Wszystko nie powstało zMisiek
1 czerwca 2024
NieobecnośćArsis
31 maja 2024
jednak magiasam53
30 maja 2024
Orzeźwienievioletta
28 maja 2024
w traumieYaro