Poetry

Małgorzata Wójtowicz
PROFILE About me Friends (9) Poetry (4)


Małgorzata Wójtowicz

Małgorzata Wójtowicz, 8 february 2016

Poranek

na jej ręce jeszcze czeka brudna podłoga,
chleb, czajnik, łóżko i ciało. Ciężkie, bliskie.
szybki oddech znikąd, zewsząd. ciepły szept
jak sekret zamknięty w ułamkach spojrzeń.
 
otwiera delikatnie drzwi. powtarza jego imię.
szorstko, bez zdrobnień. chciałaby odpocząć,
zatrzymać się, przysiąść na tamtej ławce,
kiedy  jeszcze naiwnie czuli, młodsi , jaśniejsi ,
uciekając  w przyszłość, gubili w pośpiechu zwinięte
 koszule, chustki, swetry, liście, listy.
 
teraz chodzi cicho po zimnym mieszkaniu,
bezwstydnie nieszczera, z wymuszonym uśmiechem
rozwiewa resztki nocy, wietrzy pokój, zamyka przeszłość.
wie, wytchnienia nie będzie, a nadziei tylko tyle,
ile zmieści w słowach.


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Małgorzata Wójtowicz

Małgorzata Wójtowicz, 7 february 2016

Portret sentymentalny

                                        Babci
 
Stareczko co dla twych synowych
byłaś prawdziwą niewdzięcznicą
suchą miotłą z chudym warkoczem
a przed prawnukami ukrytymi pod stołem
potrafiłaś paść na kolana
 
pamiętam pierwsze mokre razy
gdy porwałaś mnie nachyloną
ku tajemnicy studni
i trzymałaś w bolesnym uścisku
a potem błagałaś Pón Bóczka
o darowanie win
 
straciłam twoją dziedzinę z oczu
teraz wraca w strączku grochu
w zapachu matki lawendowej
niegodnej macierzanki
żółtymi sodziakami na liściu kapusty
które bielą się cukrem jak szronem


number of comments: 7 | rating: 10 | detail

Małgorzata Wójtowicz

Małgorzata Wójtowicz, 12 september 2015

* * *

   Ojcu
  
Widziałam
rosło na tobie ubranie
opadały za duże słowa
 
Ciepły ból
otwierał ciało nagle
jak dreszcz
Zapomnij
 
Ja nie
 
Rankiem zniknąłeś
razem ze szpitalnym kubkiem
 
Został tylko cień
wędrujący skrajem okna
i szron na szybie


number of comments: 13 | rating: 19 | detail

Małgorzata Wójtowicz

Małgorzata Wójtowicz, 19 august 2015

To ja, Gerszon Ram, chodziłem ze słowem w Sprawie Bożej

                Człowiek walczy z człowiekiem, od ducha ucieka
                    A. Mickiewicz

 



mój prastary duch mieszkał w kozie i palmie
doświadczał okrucieństwa walki
uczył się cierpliwości od rybaka
 
po raz kolejny przyszedłem na świat w Wilnie
jako syn żydowskiego księgarza
z dzieciństwa pamiętam kołyskę utulną
długie noce pustkę i chłód
 
ogrzali mnie chasydzi
światło dotykało wileńskich piwnic
 
w gorączce patrzyłem
jak drukarnia ojca płonie
języki ognia pochłaniają kolejne bele papieru
liżą mój strach oplatają ojca
a płomienie unoszą jego krzyk
 
ty ojcobójco - mistrz Towiański wiedział
że trawi mnie ogień
zapijałem głód wodą by ugasić pożar
chrzest przyniósł tylko nowe imiona
Jan Andrzej
nie oczyścił mnie nie zbawił
 
byłem najwierniejszym Żydem
w Kole Sprawy Bożej dzisiaj wiem
zgubiłem drogę
 
wybrałem zwyczajność nie pali nie boli
seks za pieniądze zamknięte drzwi
kiedy duch się kurczy syte ciało puchnie
zjada godziny trawi wspomnienia
rozrasta się i mości w codzienności
jest dobrze jest bezpiecznie
 
ruszam drogą ojca
przede mną kamyczki kosteczki
obrane przez samotność


number of comments: 7 | rating: 9 | detail


10 - 30 - 100




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1