23 listopada 2014
Dlaczego by nie zacząć szastać uczuciami?
Jeden
Budzę się rano spokojną piosenką i na pozór wszystko jest jak zwykle. Jestem w pościeli, w której zasypiałam, obok nie ma nikogo, tak jak lubię. Leżą tylko balsam do ust i krem do rąk, bo ubzdurałam sobie, że będę dbać o siebie w nocy, skoro nie mam na to czasu w dzień. Jestem już spóźniona, więc wiem, że naturalnym tokiem eliminacji rzeczy nieważnych odpadnie tego poranka śniadanie. Czas na kawę zostanie (jak zwykle), bo bez niej nie przeczołgałabym się nawet do łazienki. Kuchnię mam obok pokoju, a kawa i czajnik stoją zaraz przy wejściu. Łazienka jest o wiele dalej. Wszystko zostało przemyślane. Pewnie zdążę pomalować rzęsy, ale ust już nie. Wysuszę włosy, ale ich nie wyprostuję. Może to i dobrze.
A więc wszystko wydaje się jak zawsze, kiedy jeszcze leżę w łóżku i przez chwilę myślę o tych wszystkich codziennych rytuałach. Potem (jak zwykle) daję sobie kilka minut na ogarnięcie się, poskładanie do kupy wszystkich części mojego ciała, które porozpadały się przez noc. Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju, nie wiedziałby nawet, że nadludzkim wysiłkiem umysłu staram się naprawić swoje ciało, żeby mogło się podnieść.
Nie wiem, dlaczego, ale rozpadam się każdej nocy. Myślę, że to przez sny. Myślę, że mam piękne sny. Myślę, że śnią mi się jakieś fantastyczne rzeczy, ujawniające się w onirycznych obrazach. Domyślam się, że w tych snach jest mi naprawdę dobrze. Pewnie czasem widzę siebie w objęciach wymarzonego mężczyzny albo przytuloną do przyjaciela, i bezpieczną, i zrozumianą. Może czasem widzę siebie w pracy, w której jestem autorytetem i ludzie doceniają moją wiedzę, zdobytą milionami nieprzespanych nocy. Widzę siebie na rodzinnym spotkaniu, na którym nie ma kłótni, nie ma oceniania. Nikt nie mówi, że z jakimś mężczyzną wyglądam źle, że nie jest odpowiednią partią dla mnie, bo ma tatuaże, mało zarabia, nie skończył studiów, nie zna się na żartach.
Myślę, że moje ciało jest głupie i daje się nabrać na te sztuczki. Rozluźnia się, bo wierzy, że przeniosło się do dobrego świata, w którym w tle słychać moje ulubione piosenki. Ale kiedy przychodzi wybudzenie, nagle to ciało zaczyna się kurczyć. Kończy się noc i jasność świtu nie pozwala nie zauważyć, że ciągle jestem osobą, jaką byłam przed zaśnięciem - bez planów, perspektyw i złudzeń. I wtedy każda moja część zaczyna się kurczyć, wszystko odpada od siebie. Czasem, kiedy byłam mała i zbierałam baty od rodziców, szłam do swojego pokoju i przestraszona kurczyłam się w kącie. Teraz kurczy się moje ciało, bo właśnie zebrało baty od życia.
Nie wiem, czy naprawdę tak jest, ale taką mam teorię. W praktyce poświęcam co rano kilka minut na doprowadzenie się do porządku. Mam na to kilka sposobów. Najbardziej lubię wyobrażać sobie coś, co teoretycznie może się wydarzyć, ale praktycznie raczej nigdy mnie nie spotka. Oszukuję na chwilę swój umysł, aby ciało przybrało swój dawny kształt, każda cząstka wróciła na swoje miejsce. Czasem wyobrażam sobie też wspaniałe wydarzenia z przeszłości, ale moja pamięć bywa zawodna i zdarza się, że wstaję, nie wiedząc, czy myślałam o tym, co się wydarzyło, czy znowu coś sobie zmyśliłam.
Dwa
Ten poranek mógłby być taki, jak każdy, gdybym nie zrozumiała, że nie mogę kolejny raz złożyć się w całość. Nie sama. Czułam się, jakby na łóżku leżała zupełnie obca osoba. Gorączkowo zaczęłam przeczesywać umysł w poszukiwaniu ładnych wspomnień, kolorowych, pocztówkowych obrazków, którymi mogłabym uratować sytuację. Nie znalazłam żadnych. Zamknęłam oczy i zaczęłam wyobrażać sobie coś dobrego. Zupełnie na marne. Kim był ten człowiek, leżący na moim łóżku i w moim ciele? Gdzie podziały się moje wspomnienia i wizualizacje? Desperacko zaczęłam rozglądać się po pokoju, ale nikogo nie było. Jak zawsze.
I chyba wtedy to do mnie dotarło. Że skończyły mi się pomysły. Że natychmiast potrzebuję jakichś rąk, które mnie poskładają. Obcych rąk. Że nie mogę być już sama sobie, chełpiąca się swoją niezależnością. Że żeby być niezależną potrzebuję kogoś, kto pozwoli mi wstać rano z łóżka. Nieciekawa obserwacja. Czułam się, jakby ktoś dał mi mocno w twarz, oderwał na zawsze prawą rękę, zakazując jednocześnie życia, jakim żyłam do tej pory.
I pewnie tak minęłyby tygodnie nienawiści do siebie i swojego ciała, które nagle przestało być mi podwładne, gdybym nie zrozumiała, że chcę tego.
Trzy
Chyba pierwszy raz naprawdę chcę, żeby ktoś się mną zaopiekował. Żeby poszedł drogą na skróty i nie grał w te wszystkie gierki, które przestały mnie już kręcić. Jestem wykończona i potrzebuję kogoś, kto przestanie pytać, czego oczekuję i na co mam ochotę, bo będzie wiedział, że chcę i oczekuję tylko jego. Każdej części jego ciała na moim ciele, każdej cząsteczki duszy przy mojej duszy. Czy dusza składa się z cząsteczek?
Wtedy prawdopodobnie oszaleję. Zrobię dla tej osoby wszystko, bo przecież mogę. Mogę, jeśli tylko chcę. Mogę się stroić w sukienki i zakładać obcasy, mogę kupować seksowną bieliznę i malować paznokcie na czerwono. Mogę być najlepszą wersją siebie, ale nie mogę grać. Jedyna gra, jakiej mogę i chcę się teraz dopuścić to ta, która odbywa się na łóżku w jego pokoju, kiedy nasze ciała zaczynają ze sobą rozmawiać, a wszystkie zasady znikają. Mogę, mogę to wszystko, ale potrzebuję, potrzebuję spokoju.
Potrzebuję poczucia, że jestem bezpieczna, że nie zagrozi mi nic - pogoda, kryzys ekonomiczny, brak pieniędzy i perspektyw, nieprzychylni ludzie w pracy, piękniejsze ode mnie kobiety, które codziennie on spotyka. Że to wszystko się nie liczy teraz. Że liczymy się tylko my - jego ręka na moim karku, moja ręka w jego włosach, jakieś naelektryzowane cząstki pod tym dotykiem. Oto stoi przede mną mężczyzna, któremu postanowiłam zaufać, który może zrobić ze mną wszystko. Oto siedzę przy człowieku, którego może niedługo pokocham. Więc dlaczego by nie zacząć szastać uczuciami?
Wyobrażam sobie, że nie ma pomiędzy nami tej idiotycznej gry, kto zaangażuje się najmniej, ale dostanie najwięcej. Nie ma moich panicznych lęków przy dźwięku smsa w jego komórce i jego złośliwości na temat nocy, którą spędzam przy winie z przyjacielem. Bo liczymy się tylko my, a reszta to dodatki. Czy taka utopijna wizja związku jest w ogóle możliwa? Pytam poważnie - czy istnieją na świecie ludzie, którzy naprawdę żyją w takich związkach?
Bo ja bym chciała. Od tego poranka, w którym nie mogłam podnieść się sama, uświadomiłam sobie, że bym chciała. Chciałabym czułych słów, ciepłego oddechu na moim policzku, kiedy pochyla się wyszeptać mi, że jest mój. Chciałam, żeby zamykał mnie w swoich ramionach jak w klatce. Żeby traktował mnie jak damę, i przepuszczał w drzwiach, i podsuwał krzesło. I żeby czasem nie traktował mnie jak damy i po wypitej butelce wina zrobił ze mną, co tylko chciał. To bardzo banalne. Tak banalne, że aż bolesne.
Najbardziej boję się tego, że nie będę mogła zostać sobą. Chcę być sobą. Dalej chcę upijać się z przyjaciółką w barze, ale chcę wiedzieć, że mam do kogo wrócić. Chcę nie odpowiadać na głupie pytania o sobie, ale jednocześnie móc wyżalić się, kiedy będę tego potrzebować. Chcę milczeć i nie odzywać się całymi dniami, ale wiedzieć, że on o mnie pamięta. Chcę wykrzywiać w ironicznym grymasie usta i podnosić drwiąco prawą brew, ale żeby on uciszał tą zuchwałość pocałunkiem. Chcę nie trzymać go za rękę i nie szczycić się nim przy wszystkich ludziach na ulicy, ale potem, w domu, chcę czuć jego dłonie na moim ciele.
Tego wszystkiego potrzebuję teraz, żeby podnieść się z łóżka.
22 grudnia 2024
Prostotadoremi
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta