28 marca 2014
Cz.2
Hipek i Stefek zajadając się owocami maszerowali chodnikiem. Z obu stron szły dwa rzędy jednopiętrowych budynków, a po środku ciągnęła się szeroka, brukowana droga. Po której sporadycznie przejeżdżały konie, ciągnące wozy i bryczki.
Brzegi ulic porastały szeregi drzew, a bujna trawa wokół, jeszcze bardziej wzbogacała pejzaż. Wędrując którąś z alei, można było odnieść wrażenie, że miasto wybudowano w lesie. Bowiem wszechobecna zieleń nieprzerwanie towarzyszyła mieszkańcom, gdziekolwiek by poszli.
Hipek lubił, kiedy obok przejeżdżała furmanka, czy bryczka. Lubił dźwięk kopyt uderzających o brukowaną drogę. Znaczyło to, że ktoś coś robi, że coś się dzieje, miasto tętni. Nie przepadał za ciszą i bezruchem.
Hipolit wyciągnął z kieszeni ostatni owoc, kierując go w stronę Stefka zapytał:
- Gruszkę?
- Wiesz dobrze, że nie lubię gruszek i nie wiem, czemu zawsze to robisz.
- Bo lubię. – odparł z szerokim uśmiechem Hipek i schował owoc z powrotem do kieszeni.
- Cześć chłopcy. – Rozbrzmiał dziewczęcy głos, w którym słychać było niemiecki akcent.
Młodzieńcy odwrócili się.
- Ach, to ty Aniu, cześć. – Przywitał się Stefek.
Hipek nic nie powiedział, przeniósł jedynie wzrok z dziewczyny na budynek przed sobą.
Ania czekała, aż chłopak się z nią przywita, ale ten pozostawał niewzruszony. Nastała niezręczna cisza.
W końcu Stefek szturchnął przyjaciela, który zachował się, jak wybudzony z letargu.
- Co? Co? – odparł, jakby z pretensjami, patrząc prosto na Stefka, nadal nie racząc Ani spojrzeniem.
Lekko znużona dziewczyna, nie chciała dłużej czekać i sama wyszła z inicjatywą:
- Cześć Hipolit. – powiedziała uśmiechając się uroczo.
- Nie lubię, kiedy ktoś mnie tak nazywa. – Skłamał, wreszcie na nią spoglądając.
- Nieprawda, on tak tylko żartuje. – Wtrącił się Stefek.
- Pewnie… - zaczęła dziewczyna, lecz nie ukończyła, ponieważ przerwał jej kobiecy głos.
- Anna gehen wir.
Dziewczyna cicho westchnęła.
- Muszę iść, mama mnie woła, żegnajcie. – Mówiła naprawdę dobrze po polsku.
- Cześć. – odparł Stefek, natomiast Hipek trwał bez słowa. Ania spojrzała na niego.
- Do zobaczenia Hipolit. – powiedziała przyjemnym głosem.
- Nie lubię… - Nie dokończył, bo dziewczyna odwróciła się na pięcie i pobiegła do rodziców.
Młodzieńcy ruszyli dalej chodnikiem.
- Jak ja nie znoszę tych jej warkoczy.
- A tam, bzdury pleciesz. Jest urocza. – odrzekł Stefek. Jego przyjaciel odpowiedział prychnięciem. – Z tego co słyszałem, to nie była jeszcze z chłopakiem. Mógłbym pokazać jej parę ciekawych rzeczy. Otworzyłbym przed nią nowy świat.
Hipek zarumienił się. Wyobraził sobie o czym mówił przyjaciel. Bowiem, Stefan bardziej niż Hipolit był doświadczony w sferach miłosnych.
- Gdyby nie jedno. – kontynuował Stefek.
- Co takiego?
- Ty naprawdę nie widzisz tego?
- Czego?
- Jednak nie widzisz. Podobasz się Ani.
- Co? – odparł z oburzeniem Hipek. – Chyba sobie żartujesz, ona jest inna.
- Nie mów tak, ja też nie jestem swój.
- Ciebie znam od zawsze, jej w ogóle.
- I źle, mógłbyś ją poznać. Wydaje się bardzo miła. Mógłbyś w końcu porzucić te swoje zabobony związane z matką.
Hipolit posmutniał, wbił wzrok w ziemię. Stefek poruszył wrażliwy temat, którego przyjaciel najwyraźniej się wstydził.
- Wybacz Hipolit.
Młodzieniec podniósł głowę.
- W porządku. – odpowiedział.
- Chodziło mi o to, że nie każdy luteranin jest zły. Poznaj ich lepiej. Zapomnij o tym co było i przestań mierzyć wszystkich miarą jednego. Polubiłbyś Ankę.
- Dobrze wiesz, że podoba mi się Barbara.
- Mówiłem ci, że Basia nie jest w twoim typie. Ona woli starszych od ciebie i jest jeszcze bardziej towarzyska ode mnie, że tak powiem.
Hipolit wiedział co to znaczy, ale nigdy nie brał słów przyjaciela do siebie.
- Gdy ją poznasz. – kontynuował Stefek. – To zmienisz o niej zdanie. Wygląd to nie wszystko. Poza tym, według mnie Ania jest ładniejsza od Basi i porządniejsza.
- To może ty się za nią weź.
- Jak już mówiłem. – Pokręcił głową. – Ona widzi tylko ciebie.
- Nie musi, nikt jej nie karze.
- Widzisz, na tym polega uczucie. Obdarowujesz nim kogoś, mimo że nie musisz.
- Jak ja Barbarę.
Stefek przewrócił oczami.
- To tylko zauroczenie, bo jest ładna, a prawdziwego piękna, które patrzy na ciebie, jakby nic wkoło nie istniało nie dostrzegasz.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo mądry Stefanie.
- Na ogół plotę bzdury, ale ostatnio sporo myślałem. I powoli mam dosyć tymczasowej miłości, a w sumie zazdroszczę ci. Chciałbym mieć taką swoją Anię.
Hipolit popatrzył na Stefka.
- Gadasz dzisiaj inaczej niż zwykle.
- Mówiłem już, ostatnio myślałem nad sobą, nad tym co będzie, co było. Jestem trochę starszy od ciebie i zaczynam już myśleć o przyszłości.
- A my, jak dotąd korzystaliśmy z teraźniejszości.
- Otóż to. Ciekawe zdanie. Gdy przyjdzie odpowiedni czas też zaczniesz się zastanawiać.
- A ty już się zastanowiłeś?
- Tak.
- I?
- Chciałbym zostać kupcem, jak ojciec. By później zająć jego pozycję i godnie reprezentować nazwisko w cechu.
- Już wszystko sobie obmyśliłeś. – Stwierdził Hipek, odrobinę zmartwiony.
- Spokojnie Hipolit, moja przyszłość nie przekreśli naszej przyjaźni. Gdy mówiłem, że zawsze będziemy przyjaciółmi, mówiłem szczerze. Ja po prostu. – Stefek popatrzył w górę, po czym spojrzał z powrotem na przyjaciela. – Chyba dorastam, musisz to zrozumieć.
Miał teraz inny wyraz twarzy. Nie było w niej wewnętrznego luzu i młodzieńczej beztroski, jak wcześniej. Pojawiła się powaga i męska odpowiedzialność.
- Od jakiegoś czasu noszę się z tym, ale nie wiedziałem, jak zacząć. Po spotkaniu Ani, jakoś samo to wyszło i dobrze. Postaraj się mnie zrozumieć, bo ciebie też to spotka.
- Przyznam szczerze, że ja też myślałem, żeby w końcu zająć się czymś poważnym. – Skłamał.
- O, zaskakujesz mnie Hipolit. A o czym myślałeś?
- Yy… - Chłopak szukał odpowiedzi. – By pomóc ojcu w warsztacie, może nawet podjąć u niego naukę i dorobić się fachu. – wymyślił na poczekaniu.
- Dobry plan, życzę abyś wcielił go w życie.
- Dziękuję. – Hipolit zdobył się na uśmiech. – Nawzajem.
Młodzieńcy zatrzymali się kilka domów przed rynkiem.
- Muszę pomóc tacie, niedługo dzień handlowy, wiesz jak to jest.
- Wiem, nie znamy się od wczoraj.
- Przy okazji, może już zacznę się oswajać z pracą. Cześć Hipek.
- Na razie. – Uśmiechnął się na pożegnanie.
Stefek wszedł w boczną uliczkę, a Hipolit zrzucił z twarzy pogodną maskę. Był smutny.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga