26 marca 2014
Cz.1
Stefek łapczywie zajadał się malinami, wręcz wpychał je sobie do ust. Uznał, że ma dosyć jasnoczerwonych owoców, wytarł buzię ręką i poszedł dalej.
Po drodze wziął z ziemi jabłko, chciał je włożyć do kieszeni, lecz obie były już wypchane owocami. Więc przetarł je o dziurawe spodnie i skosztował. Było odrobinę kwaśne, ale soczyste i pożywne. Następnie wolną dłonią chwycił kolejne.
- Hipek dalej. – pospieszył przyjaciela, który krzątał się wokół gruszy, w poszukiwaniu najlepszych kąsków.
- Jeszcze moment. Zaraz. – odpowiedział chłopak, popatrzył w górę rozglądając się po koronie drzewa, obfitej w dorodne gruszki.
Stefek po zjedzeniu jabłka, odrzucił ogryzek na ziemię. A kolejne trzymane w ręce, wytarł o spodnie, by chociaż w jakimś stopniu, pozbyć się piasku i brudu. Po czym ugryzł jabłko. Było o wiele smaczniejsze od poprzedniego, słodkie.
- Pospiesz się. – rzucił do Hipka. – W każdej chwili może przyjść… - Przerwał, bo usłyszał kroki.
Sprawnie przebiegł parę metrów, stanął przy furtce i wychylił głowę na dróżkę. W ich stronę szedł starszy mężczyzna. Stefek nawrócił się i lekko podniesionym głosem powiedział:
- Hipek, idzie stary Felek, szybko.
Nie usłyszał odpowiedzi. Pobiegł w stronę gruszy. A widząc już z kilku metrów, iż nikogo przy niej nie ma, doszedł do wniosku, że przyjaciel zdążył uciec. Stefek cofnął się pospiesznie, tymczasowo chowając się za krzakiem.
Lekko wychylił głowę za roślinę, by zobaczyć gdzie jest stary Felek. Mężczyzna właśnie otwierał małą, białą furtkę. Była to dogodna sytuacja do ucieczki. Chłopak chciał zacząć biec, lecz wstrzymał się. Zauważył, że stary Felek dziwnie się uśmiechnął i zatarł ręce. Zachowywał się jak myśliwy, który był o krok od schwytania swojej zdobyczy.
Mężczyzna chwycił opartą o jabłoń łopatę i dźwignął ją z ziemi. Uśmiechając się podejrzanie, ruszył w stronę gruszy.
Stefek szedł za nim, ważąc każdy krok. Napięcie było coraz większe, w żyłach młodzieńca zaczęła buzować adrenalina.
- W końcu cię dostałem smarkaczu. Teraz wiem, kto wyjada moje owoce. Myślisz, że tam po ciebie wejdę, he? Złaź na dół ale już, a sprawię, że odechce ci się szabru. – powiedział stary Felek, po czym zacisnął pomarszczone dłonie na łopacie.
Stefek zastanawiał się do kogo mówił mężczyzna. Spoglądając na koronę gruszy, zauważył, że na jednej z grubych gałęzi siedzi Hipek. Widać było, że jest przestraszony wizją stanięcia oko w oko ze starym Felkiem.
Stefek nie namyślał się długo. Trzymanym w ręku, nadgryzionym jabłkiem rzucił w mężczyznę. A ten zachwiał się, wypuszczając z dłoni łopatę.
- Hipek skacz! – krzyknął do swojego przyjaciela.
A chłopak bez zastanowienia zeskoczył z drzewa, a że kieszenie miał wypchane gruszkami, to o mało co się nie przewrócił. Przebiegł obok starego Felka, który dopiero co chwycił łopatę i stanął przy Stefku.
- A więc jest was dwóch. Wiedzcie, że żadne szczeniaki nie będą okradać Felicjana Wernera! – mężczyzna ruszył z łopatą na młodzieńców.
- Dogoń nas. – rzucił zaczepnie Stefek.
Następnie obaj obrócili się i zaczęli biec. A nim przesadzili białą furtkę, Stefek zdążył chwycić jeszcze jedno jabłko.
Stary Felek w pierwszej chwili chciał gonić złodziejaszków, lecz tak szybko, jak ta myśl wpadła mu do głowy, tak szybko z niej wyparowała. Nie miał bowiem szans ich doścignąć. Bezradny, rzucił tylko łopatą w stronę uciekinierów, ale ciężkie narzędzie nie poleciało daleko, z impetem wbijając się w ziemię.
- Jeszcze was dostanę parszywe gnojki! Macie moje słowo! – odgrażał się stary Felek, a jego krzyki niosły się w powietrzu.
Młodzieńcy biegli trzymając ręce na kieszeniach, tak by owoce nie wypadły im ze spodni. Zatrzymali się w końcu. Byli zdyszani. A ich przyspieszone oddechy mieszały się ze śmiechem. Radość w pełni udzieliła się młodzieńcom. Byli zadowoleni z przeżycia kolejnej, emocjonującej przygody.
Gdy ich oddechy unormowały się, spokojnym krokiem ruszyli po szerokiej, piaskowej drodze. Wokół niej licznie rosły bujne drzewa, które okoliczny krajobraz malowały w zieleniach. Młodzieńcy byli, niczym dwie mrówki, wędrujące w wysokiej trawie.
- Dziękuję. – Powiedział szczerze Hipek. – Myślałem, że uciekłeś i zostawiłeś mnie tam samego.
- Ja? Wiesz, że bym nie mógł. Znamy się odkąd pamiętam. Jesteśmy przyjaciółmi i zawsze nimi będziemy, Hipolit. – Hipek znał ten ton. Wiedział, iż Stefek używa jego pełnego imienia tylko, kiedy mówi o sprawach ważnych.
- Nie mam mamy, ale za to mam najlepszego przyjaciela. – Hipek wyciągnął z kieszeni gruszkę i na znak toastu uniósł ją do góry. Stefek zrobił to samo z trzymanym w dłoni jabłkiem. Stuknęli się owocami dla przypieczętowania tej uroczystej chwili. Chwili, która niewątpliwie zaczynała nowy etap ich przyjaźni.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga