14 czerwca 2012
Skowyt ubrany w biel
penetruję się - bo, odkleiło mnie od rzeczywistości.
siedzę w sobie frontalnie, koliduję z życiem nijako.
niejasna sprawa bo niewygodnie, uwiera.
fakty się zmieniają jak dyżury, co noc inny świat.
korytarzowe cienie zalegają pomiędzy szelestem
a trepem drewnianym, między konceptem i kreacją.
litość dostała wczoraj wypowiedzenie, zszarzała.
język utknął pamięcią podniebiennie.
koncentracja wyostrzona przy spadku
i przydennym poszukiwaniu, nie zaskakuje, podskórnie drąży
małoinwazyjną metodą. specyficzny zapach unosi się,
gdy pomijamy kolejną stronę. bo wyrwać nie sposób
z kości, z krwi, z ducha. szept ust skazany na istnienie.
czuć czas. strachu w to nie mieszać. wiele mi nie trzeba,
byle zabolało, bym coś poczuł, wyszedł z siebie,
by mieć dowód, że choć trochę jestem, że trzyma mnie więcej
niż przyzwyczajenie. naturalna zdolność oddychania tobą.
12 lipca 2025
violetta
12 lipca 2025
dobrosław77
11 lipca 2025
Arsis
10 lipca 2025
wiesiek
10 lipca 2025
Belamonte/Senograsta
9 lipca 2025
Toya
9 lipca 2025
wiesiek
9 lipca 2025
Yaro
9 lipca 2025
Belamonte/Senograsta
8 lipca 2025
wiesiek