14 june 2012
Skowyt ubrany w biel
penetruję się - bo, odkleiło mnie od rzeczywistości.
siedzę w sobie frontalnie, koliduję z życiem nijako.
niejasna sprawa bo niewygodnie, uwiera.
fakty się zmieniają jak dyżury, co noc inny świat.
korytarzowe cienie zalegają pomiędzy szelestem
a trepem drewnianym, między konceptem i kreacją.
litość dostała wczoraj wypowiedzenie, zszarzała.
język utknął pamięcią podniebiennie.
koncentracja wyostrzona przy spadku
i przydennym poszukiwaniu, nie zaskakuje, podskórnie drąży
małoinwazyjną metodą. specyficzny zapach unosi się,
gdy pomijamy kolejną stronę. bo wyrwać nie sposób
z kości, z krwi, z ducha. szept ust skazany na istnienie.
czuć czas. strachu w to nie mieszać. wiele mi nie trzeba,
byle zabolało, bym coś poczuł, wyszedł z siebie,
by mieć dowód, że choć trochę jestem, że trzyma mnie więcej
niż przyzwyczajenie. naturalna zdolność oddychania tobą.
22 february 2025
absynt
22 february 2025
absynt
22 february 2025
Eva T.
22 february 2025
supełek.z.mgnień
22 february 2025
jeśli tylko
22 february 2025
Jaga
22 february 2025
ajw
22 february 2025
ajw
21 february 2025
wiesiek
21 february 2025
Eva T.