22 marca 2011
Bieda
Jakaż bieda straszna,
nędzy obliczem żebraka o chleb proszącego.
Już bez dumy w sobie i godności,
bo czyż może być duma na pustyni życia.
To wzgardzeni lub w litości naszej,
bez pewności w słowach proszą co dzień.
Niepewności jutra przerażać ich muszą w egzystencji zwykle,
większość przecież dla nich, znieczulicy górą niezdobytą
i zwykle bardziej, niż by bliźni dłońmi do pomocy w potrzebie.
Smutkiem to napawa jak filmowy dramat, choć to z życia wzięte
i jak cierniem w sercu, boleć jakże musi.
To wołanie w rozpaczy nieustannej, pomóż krzyczy,
jak i zechciej spojrzeć ty bogaczu na mnie,
co w dostatek opływasz i przesytu pełen, głodu nie zaznałeś.
Cóż za proza w tym życia bezpłciowa, jak i czarna także,
jakby krukiem była, co na trupie siedzi
i jest znakiem klęski niespełnionych wielu.
5 listopada 2024
Jesień.Eva T.
5 listopada 2024
AgnieszkaYaro
5 listopada 2024
odczuciaYaro
4 listopada 2024
WiewiórkaMarek Gajowniczek
4 listopada 2024
0411wiesiek
4 listopada 2024
z ręką w gipsiesam53
4 listopada 2024
Ostatnia prostaMarek Gajowniczek
4 listopada 2024
Słucham jeszcze, jak ostatnieEva T.
3 listopada 2024
Nie tak całkiem zielonyJaga
3 listopada 2024
0311wiesiek