24 kwietnia 2011
24 kwietnia 2011, niedziela ( Z powietrza )
Śpiewa Woźniak, kiedy dom jak zwinięta w kłębek szara kotka, oddycha równomiernie.
Jakim cudem dziesięć minut temu ściany zaciskały pięści i groziły, z pianą w zębach?
Ostro, ciasno jak w metrowych szponach. Kąty wyprostowane, poprzez wtulanie twarzy.
Dzwoni Marek:
- Mała, co jest? – pyta.
- Ja wiem, że on już się stara, wścieka się, ale się hamuje…
- Mała, spokojnie, to długo nie potrwa.
- Marku, ja to wiem, że już niedługo.
Jest subtelniejszy, w swoich słowach, wyrywa nogi ćmie, w aksamitnych rękawiczkach.
Ryczałam tylko raz, bo znowu straszył, ale zaraz potem przepraszał.
Te wstrętne uściski, wtulanie głowy i obejmowanie nóg. Łaszenie się do stóp, bo przecież on nic nie może, bo przecież, on tego nie kontroluje.. Milknę.
Marek przerywa ciszę:
- Mała jesteś?
- Wyjdę na balkon, zerwał się wiatr, niech poplącze włosy. Wiesz, tyle gwiazd! Zapewne tam gdzieś jest Swietłana szkoda, że tylko śmiechu nie słyszę. Nie rozbrzmiewa ani miliardem dzwonków ani stłumioną, wieczorną audycją. Dlaczego nie słyszę? Jak mogła mnie tak po prostu zostawić? Co ja jej zrobiłam, że tak któregoś dnia postanowiła umrzeć? Miała czekać na mój telefon, przecież obiecałam, że zadzwonię, że…
- Mała nie płacz! Mam przyjechać? – pyta zbity z tropu.
- Nie, nie trzeba, to nie pierwszy i nie ostatni raz, przecież wiesz.
30 czerwca 2025
wiesiek
30 czerwca 2025
ajw
29 czerwca 2025
wiesiek
28 czerwca 2025
sam53
28 czerwca 2025
Arsis
28 czerwca 2025
violetta
28 czerwca 2025
dobrosław77
28 czerwca 2025
Istar
27 czerwca 2025
Yaro
27 czerwca 2025
Jaga