18 października 2011
ŚWIT
Wychodzę na spacer z wymyślonym psem
piekarze wynoszą gorący bochen słońca
ziemia oddycha szelestem ptaków
na drzewach liście bardzo pojedyncze
Mój wymyślony pies prowadzi mnie donikąd
nad rzekę wijącą się bez bólu
na wzgórze po horyzont pełne ciszy
gdzie spokój wkrada się chłodem pod ubranie
W bezruchu światło skrapla się na gałęziach
ktoś biegnie truchtem po zgubione marzenia
tak trudno uwierzyć że dobrze być sobą
wracam bez psa który gubi się w hałasie
23 lutego 2025
sam53
23 lutego 2025
Bezka
23 lutego 2025
Jaga
23 lutego 2025
absynt
23 lutego 2025
absynt
23 lutego 2025
wiesiek
23 lutego 2025
Eva T.
23 lutego 2025
wolnyduch
23 lutego 2025
ajw
23 lutego 2025
ajw