31 maja 2010
"Gdyby nie miłość... - Część I"
''Sięgam pamięcią do tamtych dni, do tego pokoju, w którym stał komputer i do chwili, gdy się w moim życiu pojawiłeś…''
Wstęp
Spisuję tą historię głównie dla mojej córeczki Dominiki Brygidy Staszewskiej i jej przyszłego rodzeństwa. A także dla innych, by uświadomić im jak ważna jest miłość oraz jak bardzo może przewrócić nasz świat do góry nogami. Wiem, że warto jest zaryzykować i warto mieć marzenia. A jeżeli ktoś w coś mocno wierzy i bardzo czegoś pragnie, to może się spełnić. Ja szukałam miłości i ją znalazłam, choć bardzo, bardzo daleko. Ale wiecie co? Warto było, bo do dzisiejszego dnia jestem szaleńczo zakochana we własnym mężu.
Część I
Początek
W lutowe popołudnie, w czasie przerwy na stażu, weszłam na chwilkę na czat tematyczny, gdzie wiodącym tematem była poezja. Po kilku minutach ty się pojawiłeś. Po wspólnych och i ach na temat K. K. Baczyńskiego wymieniliśmy się e-mailami. Wkrótce potem zaczęliśmy do siebie pisać i opowiadać swoje dzieje. Nie zapomnę mojego pierwszego telefonu do ciebie. To było niesamowite, bo poczułam jakbym znała cię od zawsze. Miałeś taki delikatny, prawie kobiecy głos (wciąż go masz). Może w nim zakochałam się najpierw - nie wiem. Już po tej pierwszej rozmowie zdecydowałam, że muszę cię poznać. Spojrzałam na mapę, ustaliłam o której godzinie mam autobus i odbyłam poważną rozmowę z mamą, która myślała że trochę zwariowałam. Bo jak można jechać czterysta kilometrów w nieznane i nie mając adresu? Można. Musiałam spróbować i zobaczyć kogoś tak niezwykłego. Bo już po e-mailach, w tym co o sobie pisałeś i przede wszystkim w cudownych, pełnych cierpienia i tęsknoty za miłością i kobiecym ciepłem wierszach, wiedziałam, że jesteś moją pokrewną duszą - moją drugą połową.
Po ośmiu godzinach jazdy autobusem, zgubieniu ciebie - bo pomyliłeś dworce - i odnalezieniu wreszcie, byłam u celu: stał przede mną niewysoki, dobrze zbudowany ciemny blondyn z bródką, który miał najsmutniejsze zielone oczy, jakie do tej pory widziałam. ''Jest tylko jeden ratunek dla zmęczonej duszy - miłość do drugiego człowieka.'' (J.Ortega y Gasset). To te oczy postanowiłam uratować. Spojrzenie, które powiedziało mi wszystko - cierpię i uratuj mnie. Kiedy szliśmy do twojego domu (już niedaleko domu Pawła), przystanęliśmy na chwilę i to już wtedy, najpierw mnie przytuliłeś, a potem delikatnie, niczym motyl twoje usta dotkęły moich. Mmm... Było cudownie, tak delikatnie i czułe. Tak, jak tylko ty potrafisz całować.
Spędziliśmy ze sobą prawie dwa dni. Piszę "prawie" bo już następnego dnia musiałam wyjechać. Staraliśmy się wykorzystać ten czas, by poznać się lepiej. Pokazywałeś mi swoje książki i opowiadałeś o sobie. Były chwile ciszy i chwile pocałunków i złączonych dłoni. Poznałam i zobaczyłam twoich pieszczochów: Goliata i Rexa - dwie duże i kudłate mordki. Pamiętasz nasz pierwszy wspólny wschód słońca? Bladym świtem, cichuteńko jak myszka, by nie zbudzić twojej mamy, zakradłam się do łóżka w pokoju gościnnym, gdzie spałeś i obudziłam cię pocałunkiem. Chciałam, żeby czas stanął w miejscu. Myślę, że chcieliśmy tego obydwoje, bo od tamtej pory każdy wspólny świt witamy z radością i wielkim rozleniwieniem.
Czas leciał nieubłaganie i musiałam niestety wyjechać.
cd.n.
4 listopada 2024
WiewiórkaMarek Gajowniczek
4 listopada 2024
0411wiesiek
4 listopada 2024
z ręką w gipsiesam53
4 listopada 2024
Ostatnia prostaMarek Gajowniczek
4 listopada 2024
Słucham jeszcze, jak ostatnieEva T.
3 listopada 2024
Nie tak całkiem zielonyJaga
3 listopada 2024
0311wiesiek
3 listopada 2024
Listopad.Eva T.
3 listopada 2024
Pokój za ziemięMarek Gajowniczek
2 listopada 2024
światłojeśli tylko