15 czerwca 2010
akt czegokolwiek
czerwiec. Słupsk o tej porze roku wygląda równie bezbarwnie,
że gdyby zamknąć oczy, to mógłby być Kościanem (w gardle).
tu i tam, sunące po wyświechtanych trotuarach nieistotne istoty,
skądś dokądś, o coraz bardziej docelowych spazmach groteski.
brakuje tylko samozwańczego blondyna, który rozrzuciłby
tu i ówdzie, szrapnele jaskrawożółtych skórek po cytrusach.
jakby banany, swą podstępną obślizłgością, zdolne były wnieść
w ten zastygły na betonowo pejzaż szansę improwizacji.
tak. mógłbym zstąpić łaskawie, ale ręce zajęte mam walizkami,
a Słupsk (albo to Szamotuły) mi się przydarzył powierzchownie.
tu i teraz, nie wejdę głębiej, w to nazbyt przewidywalne miasto,
by nie natknąć się na pole minowe czegokolwiek. pułapki bolą.
powiem wprost. od żadnego wejrzenia nie będzie nam po drodze.
ja to wiem, a ty łaskawie nie zwrócisz uwagi podczas piruetu.
następnym razem znów cię wezmę za podrabiany Kołobrzeg, wbrew
oburzeniu przygodnych kolejeńców. ruszą, byle dalej od nas.
7 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
7 listopada 2025
absynt
6 listopada 2025
wiesiek
6 listopada 2025
sam53
6 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
5 listopada 2025
sam53
5 listopada 2025
sam53
5 listopada 2025
ajw
5 listopada 2025
wiesiek
5 listopada 2025
wiesiek