25 stycznia 2011
szwabski rower
tu na tym polu, my najpierw kopali osierocone kartofle,
potem w te same dziury upychali niewybuchy po szkopach.
palec krąży od samotnej brzozy aż po himalaje kompostu.
no gdzieś tu chyba. ziemia pluje. co roku wydala z siebie
rude żelastwo. Heniek od Maliców cieszy się, że tylko nogę
stracił i że ziemia go z miłości do samogonu wyleczyła
tak tanio. teraz już tylko korki wącha od święta i przepycha
słabość chlebem przez wzruszone gardło. dziadek Franciszek
ślini kopiowy ołówek i kreśli na kopercie labirynt Schatzkarte.
tam musi gdzieś być ten rower, cośmy go przed ruskami
na lepszą godzinę zagrzebali po nocy. śni się, że krety na nim
wciąż jeżdżą, albo trup starego esesmana wywleczony widłami
z bunkrzaka i dla chichrów posadzony na siodełko. trzecie
okrążenie po kartoflisku jak polny etap wyścigu Stalingrad-Berlin,
ale na pieszo, więc się nie liczy. według dziadkowego na oko
- to beńdzie hetta a nie wiśta. mnie już wsio ryba. bardziej
nie w ten rower wierzę, lecz w lodowatość, która szparami
z udeptanej blizny owija mnie wkoło stóp. coś zamarza w tle.
5 maja 2024
Dłuuugi wekendMarek Gajowniczek
5 maja 2024
0505wiesiek
5 maja 2024
Jasność enigmatycznaArsis
5 maja 2024
N2absynt
4 maja 2024
N1absynt
4 maja 2024
Izerska rzekakalik
4 maja 2024
0405wiesiek
4 maja 2024
WładcyMarek Gajowniczek
4 maja 2024
WartośćMarcin Olszewski
3 maja 2024
M1absynt