19 listopada 2011
Katedra
Miasto nierówno oddycha pełną
piersią spoconych kamienic.
Zawstydzeni cudzołożnicy z tęsknotą
zerkają na mszalny kielich.
Straceńcy dźwigają krzyże na swoje
nędzne golgoty.
O nierównej fakturze najtańszych
gatunków krajowych.
Czas spada głośną kaskadą na
rozjechane ulice.
Rozbity pędem kół podzwania o
szyby, latarnie, krawężniki.
Na przystankach zgromadzenia kobiet
o twarzach z szarego
papieru wymrukują różaniec próśb.
Zagubienie mężczyźni w teczkach ze
skaju dźwigają
cały swój świat. W zwalistych
kościołach gasną witraże.
Martwe łuki tonąc w półmroku nie
obiecują rozgrzeszeń,
tylko garść popiołu na głowy, lód
posadzki dla stóp.
Kiedy słowo zwolna zamiera w
czeluściach sklepienia
rozczesuje minione jak włosy. Coraz
rzadsze, niby naturalna
kolei rzeczy, jednak palce
drętwieją i więdną. Niczym język
nad ranem, w te bezgwiezdne, na
wpół zapomniane.
Jako sybaryta z wykształcenia
zasypiam z myślą, zupełnie
nie na miejscu. Piękne panie już
nie kochają poetów.
Szybko odchodzą przesycone zbyt
długą frazą westchnień
i oddechów.
31 marca 2025
wiesiek
31 marca 2025
AS
31 marca 2025
Eva T.
30 marca 2025
Marek Gajowniczek
30 marca 2025
marka
30 marca 2025
marka
30 marca 2025
marka
30 marca 2025
Yaro
30 marca 2025
Arsis
30 marca 2025
Bezka