20 kwietnia 2024
Zona (Strefa)
(Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)
***
Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi,
które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.
Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd…
Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…
Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz?
Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?
Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy.
Bardziej na powrót wskrzeszony.
Pijany. Duszący się językiem w gardle.
Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.
Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy.
Padającymi pod kątem
strumieniami, protuberancjami…
Ktoś tutaj był (byli?)
Bez wątpienia.
Byli bez jakiegokolwiek celu.
Obserwował (ali)
z powodu śmiertelnej nudy.
Więc oto bije mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.
Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.
Tylko po co?
Piknikowy
śmietnik?
Być może.
Więcej nic.
Albowiem nic.
Te wszystkie skazy…
Raniące ciała
artefakty
o upiornej obcości.
Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek,
próbujemy dopaść
umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii
Przedmioty w strumieniach
laserowego słońca.
W zimnych okularach mikroskopów…
Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.
Bez rezultatu.
*
Zaciskam
powieki.
Otwieram.
*
Przede
mną
pajęczyna.
Srebrna.
Na całą elewację opuszczonego domu.
Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?
Pajęczyna, jak pajęczyna…
Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.
Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…
Te głosy. Te zamilkłe.
Wryte w kamień
w formie symbolu.
Nie wiadomo po co.
Kompletnie nie do pojęcia.
Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza,
co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.
W szumie przeszłości.
W dalekich lasach.
W jakimś oczekiwaniu na łące…
Elipsy.
Okręgi.
Owale…
Kształty w przestrzeni…
Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży.
W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…
Rozpędzonych przez co?
Przez nic.
Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki.
Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.
Sprawiają, że widzę swoje
odbite w lustrze
znienawidzone JA.
W głębokich odmętach schizoidalnego snu.
Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe.
Pozbawione fizycznego sensu.
(W barze na rogu podają właśnie czarci pudding w promocyjnej cenie)
Dużo tu tego.
W powietrzu. I w ziemi.
W nagrzanych od słońca
koniczynach, liściach babiego lata.
Krążyłem tu wokół
jak wielo-ptak.
W kilku miejscach jednocześnie.
I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie.
Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł
Tak bardzo daleko…
Wystarczy dotknąć złotej sfery,
aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…
Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)
***
https://www.youtube.com/watch?v=l-6H38NmQkI
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Bielszy odcień bieliMarek Gajowniczek
19 listopada 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.