Witajcie moi mili Nazbierało mi się w szuflandi mojego warsztaciku wierszoklety sporo tekstów, doszedłem więc do wniosku, że już czas by wylać kubełek zimnej wody na moje samozadowolenie z własnej „tfu..rczości. Tak więc na początek kilka słów o mnie: Należę do gatunku „Homo leniwus apodyktus” z rodziny „Cholerykus upierdliwus” i jest mi z tym dobrze. Z natury przejawiam skłonności stadne i chętnie przebywam w miejscach w których gromadzą się inni hominidzi a szczególnie osobniki płci przeciwnej. Preferuję środowisko ziemno-wodne i jestem szczęśliwy gdy na wodzie unosi się choćby tratwa. Urodziłem się dawno temu, a było to w połowie minionego wieku. Z wykształceniem adekwatnym do rozwoju szarych komórek wszedłem w dorosłe życie z marszu i po odpracowaniu daniny jaką nałożyło na mnie państwo za możliwość pobierania nauk, porzuciłem całkowicie kierunek pracy zawodowej jako całkowicie przypadkowy i absolutnie mnie nie interesujący. Realizując życiowe potrzeby biologiczne jakim są kontynuatorzy i nosiciele mojego DNA musiałem w jakiś sposób zabezpieczyć ich byt więc podejmowałem różne zajęcia w celu podtrzymania energii życiowej rozwijających się pociech. Najmowałem więc się w tak różnych dziedzinach gospodarki państwowej jak: przetwórstwo spożywcze , energetyka , handel i usługi dla ludności oraz działałem na własny rozrachunek jako hurtownik czy szkutnik. Obecnie jestem z powodów absolutnie ode mnie niezależnych na rencie. Wierszo-klecenie zajmowało mnie od dawna, jednak zawsze pisałem do mojej powierniczki szuflady. Rozwój internetu pozwolił na nieśmiałe próby publikacji moich grafomańskich zapędów. Obecnie poza tym portalem zakotwiczyłem na fb Do tej pory nie zabiegałem aby moje wypociny znalazły finał w druku jakiegokolwiek tomiku, być może brak mi wiary w siebie czy to co piszę jest warte papieru. Sam siebie jakoś ocenić nie potrafię co do wartości strof które zdążyłem popełnić. Pozdrawiam serdecznie. Jedna z moich myśli przewodnich w życiu zawarta jest w tym oto wierszątku pełnym niemodnych, a będących zmorą znawców i krytyków rymów częstochowsko - czasownikowych, których to świadomie nie unikam i często je stosuję pomimo, że bez ich używania też udaje mi się co nieco napisać: Kiedy… Po jakiego janiołecka, mam się spieszyć tam, kiedy tu na tym łez padole, niezły ubaw mam. Na co spieszyć się do trumny, czy do urny szybko wleźć. Lepiej patrzeć na świat durny, mieć rozrywkę no i cześć. Kiedy przyjdzie ten czas, to nie chcę dać się pochować. Bowiem, o wiele lepiej, gdy odejdę by się stało, żeby na moich prochach drzewo mogło wykiełkować. Lecz gdyby były przeszkody i tak zrobić się nie dało. Do dołu jakiegoś prochy trzeba by było zapakować. To proszę, aby takie epitafium mi wyskrobać: Jak mógł używał życia, zielem się delektował. Paciorów żadnych, ani gorzałki nie odmawiał. Przez życie, zawsze pod prąd płynąć próbował, kłopoty swoim istnieniem często wokół sprawiał. Urodził się bo musiał, wyboru wszak nie było. Odszedł bo się paliwo, w bateriach życia skończyło. Argo.
number of arts: 107
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
2 november 2024
This ViolenceSatish Verma
1 november 2024
Ale róże kwitną dalej,Eva T.
1 november 2024
Wpadła w pokrzywyJaga
1 november 2024
0111wiesiek
1 november 2024
Don't Sell You ThoughtsSatish Verma
31 october 2024
Vision In DarkSatish Verma
30 october 2024
Słoneczko poplonoweJaga
30 october 2024
Kruchość.Eva T.
30 october 2024
We Were Too ProudSatish Verma
29 october 2024
Jesień mnie cieniem zwiędłychEva T.