sam53, 6 lutego 2024
wiem jak wyglądasz we śnie
no mam wyobraźnię a tak naprawdę jeszcze cię nie widziałem
we śnie jesteś dużo młodsza
nie kłócisz się o byle co
lubisz ciszę jak ja
nie chrapiesz
cichy seks też ci odpowiada
czasami mam wrażenie jakbyśmy się dobrali pod tym względem w korcu maku
dzisiaj to rzadkość
wyobraź sobie totalną niezgodność charakterów
raz że wśród przyczyn rozpadu związku wyprzedza alkoholizm partnera lub partnerki
dwa jest wyżej od zdrady
czy zdradziłbym cię
we śnie to niemozliwe choć
tak się zastanawiam jeśli byłbym od
niego starszy ze dwadzieścia lat to...
Tak tak Kochanie ale to ja mam Ciebie zdradzać
a nie Ty mnie
Yaro, 5 lutego 2024
umieram dnia każdego
umieramy we dwoje
w domu przy pracy
przy stosunku jeden na jeden
ugina się grunt pod nogami
kopie grób razem z ZUS-em
firmy czekają na skórkę
nie dadzą za dużo
by się nie pojebało pod czaszką
jak cisza przed burzą
wycieram szkłem dupę
żyję bo życie cudem
śmierć nudą
nie wiem dokąd pójdę
przykryją mnie piachem
jakaś babcia puści bąka
przy modlitwie w ciasnej ławce
kwiaty na pogrzebie najpiękniejsze
mnie nie będzie na kolędzie
sam53, 5 lutego 2024
Agata* od kilku lat pracuje w szkole
jest lubianą nauczycielką z dyplomem
w tym roku pan dyrektor postanowił ją zwolnić
na jej miejsce zatrudni kuzynkę kuzynki
która dopiero kończy jakieś zaoczne kursy
nazywane studiami
szlag mnie trafia
nie liczy się fachowość i doświadczenie
nepotyzm sięga zenitu
prawo i sprawiedliwość jeszcze rządzi
nawet słońce które dziś wyjrzało
natychmiast schowało się za chmurami
ten świat nie dla mnie - usłyszałem niewiadomo skąd cichy szept
ten świat nie dla mnie - wkurwiłem się
za PeeReLu było znośniej
* imię zmienione na potrzeby wiersza
Sztelak Marcin, 5 lutego 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
głeboko wyryte na podszewce.
Istnienia, obok hieroglifów dotyczących
sposobu użycia.
Kogo to obchodzi gdy nieboskłonami
wstrząsają torsje a gwiazdy zasnute
przypalonym tłuszczem.
Zgrzyta, wygłodniałe wilki żują
kamienie, węgielne i milowe,
bez różnicy.
Szczególnie w kwestii smaku.
Na rozdrożach umęczeni kucharze
składają w wiklinowych koszach
cukrzone głowy. Zbędna ofiara dla frasobliwych
drogowskazów.
W ostatnim skurczu wciąż kipi
gdzieś w okolicach środka galaktyki.
Nie ma komu zebrać szumowin,
tym bardziej zamieszać drewnianą łyżką.
Wszelkie prawa tracą ważność
wciąż mantrują przypaleni na złoto
podkuchenni. Lecz nikomu się nie chce
wykuć napisu na podszewce.
Nieistnienia, tuż obok czarnych
oczodołów brudnych garów.
sam53, 5 lutego 2024
Zbudź mnie przyniesionym na dłoni - dzień dobry
szeptem który płynie aromatem kawy
najmilszą pieszczotą - ach uśmiechem dotknij
i całuj i całuj - na ustach mnie zapisz
pocałunkiem obudź - ty wiesz ile trzeba
namiętnych uniesień gdy nam siebie mało
gdy marzeniem serca sięgnąć razem nieba
od wschodu po zachód - ile dni zostało
takich nadzwyczajnych jak dziś albo wczoraj
gdy tylko dla siebie jesteśmy niezmiennie
by ciche dzień dobry które nam przyniosłaś
zostało modlitwą i w tobie i we mnie
sam53, 5 lutego 2024
czasami widać jak zima odchodzi
zamyka drzwi
zakłada zabłocone kalosze
omija zziębnietego pod budą psa
zrzuca ostatnie sople wiszące u dachu
czasami wraca na chwilę dwie
jakby chciała pożegnać się z przebiśniegiem przy płocie
z kałużą która niegdyś była ślizgawką
z korytem przy studni z żurawiem
a może tylko wystawić twarz do wiatru
którego ciepłe macki wywołują dreszcze
czasami otwiera okno
żeby wszystkie niedokończone historie
mogły wyfrunąć
jak biedronki czy motyle odnajdujące swoje miejsce na ziemi
Wiosna przychodzi z pewnością w nocy
kiedy trzymasz mnie za rękę
a twoje włosy pachną jak wierzbowe bazie
Marek Gajowniczek, 4 lutego 2024
Zezowate szczęście
.
Jednym okiem śledzę wojnę,
a drugim Ojczyznę
i traktuję bogobojnie
życia darowiznę,
kiedy bliskich kładzie grypa,
a znajomych lęki -
rozum PiS-u się nie wyparł
i przechodzi męki
widząc zmiany pod przymusem.
Metody te same.
Zło miejskim autobusem
zastawiło bramę.
.
Nikt jeszcze
przez płot nie skoczył.
Nikt się nie odważył,
wystraszony pewnie dreszczem
prawnych komentarzy.
Kto będzie nami przewodził?
Znów mamy dylemat!
Trzeba było szukać w Łodzi.
Kadr w stolicy nie ma!
Nie ma pięknych, silnych, młodych.
Nie ma charyzmatu,
jaki przykład pełnej zgody
dałby miastu - światu.
Marek Gajowniczek, 4 lutego 2024
Miesiąc bez Ciebie już przeminął,
snując splątanych myśli moc,
czyją to wszystko było winą?
Pytała nieprzespana noc.
.
Księżyc po niebie wolno płynął.
Zbudzony ze snu krakał ptak.
Licząc godzinę za godziną
nie mogłem zasnąć, no bo jak
.
Nie można ufać medycynie
przy reperacji ludzkich dusz,
takiej, co z nowych metod słynie,
doświadczalnie wdrażanych już.
.
Skrzypnęła o tym stara szafa
niedomkniętymi na noc drzwiami.
Stało się. Wyrok losu zapadł
ryzykownymi decyzjami.
.
Noce są długie. To już luty.
Uwiędły wieńce białych róż,
a na nich szarfy smętnej nuty
przedwczesna wiosna składa już.
.
Wyblakły przedświt zmienił niebo.
Do Złotych Godów został rok.
Powiew gałęzie przygiął drzewom,
a głowę - medytacji mrok.
sam53, 3 lutego 2024
nie wołaj mnie przez sen
obudzisz i pójdę za tobą jak w ogień
nie wołaj jak psa
już jestem na każde zawołanie
dla ciebie jestem gotów na wiosnę i na kolejną wiosnę
dla ciebie ukradnę wszystkie dni w tygodniu
a noce
noce od dawna są nasze
nie wołaj po imieniu
im mniej wiesz tym spokojniej śpisz
drachma, 3 lutego 2024
ten kapelusz słomkowy i modre oczy dziecka
o odcieniu bławatków w ogrodzie przy jabłoni
na bujaku ocal
miękkość złotych kłosów i obroty sfer
niebieskich co są na miarę błękitnego prochowca
z muzeum rzeczy nieistniejących ocal
dryfujące mgławice i butelkę kleina
wstęgę möbiusa która jest z niobu i selenu
nieskończoność część kulistej kropli
wybaw i mnie pijaka który od poniedziałku
do piątku z przerwą na weekend
szuka nie tylko w tygodniu czegoś więcej niż
niekończącego się dna butelki
mój homunkulus urósł i uleciał wraz z wiatrem
nad wierzchowiną wydm gdy stanę na krawędzi
dachu wieżowca który jest za oknem i życie
będzie na włosku
bądź przy mnie mimo że bardziej słuszne jest
byś był przy umierających z głodu w etiopii
lub tych co modlą się w uświęconych miejscach
w pierwszych rzędach
Adam Pietras (Barry Kant), 3 lutego 2024
RYSUNKI TUSZEM
Wśród furkotu skrzydeł ptaków spłoszonych twym krokiem oszalejesz na chwilę
Uprzytomniwszy sobie nagle drzew jakby zbędną różnorodność
Wokół twojej miękkiej muzyki od zawsze krążyły jakby cienie motyli
Skrzydlate szepty które do dziś można odnaleźć na fotgrafiach
Jednak nareszcie zniszczyłaś swoje rysunki tuszem
I lampion barwy kości słoniowej
Potłukłaś porcelanę
I upuściłaś krew tnąc głęboko swoje szczupłe ciało
Poruszył cię widok martwych mew na czarnych wodach zatoki
Kiedy spacerowałaś nieopodal wybrzeża
I zdaje się, że od razu przydałaś tej wizji jakieś symboliczne znaczenie
Niezwykle ważkie
Jak wszystko, w twoim na poły dziecinnym, na poły teatralnym świecie
PO POŁUDNIU
Kilka skojarzeń rozwianych w nudzie
I wieczne pretensje
Krem granatowy spacer paroksyzm -
Ten podniecający pierwiastek na granicy rzeczywistości
Ciekawość zgasła
Nasza przyjaźń jest niewielką radością
Choć nie jestem pewien, czy to istotne -
Bo piszę tę notę "..."
Ponad bezsensem jakże dziecinnego pytania
Śmierć nieistotna przecież
Gdy światło tak smutne jeszcze smutnieje -
Po południu
NOCNE MOTYLE
Boski smutek granic
Paradoks i narkotyk -
Wachlarze morderstwa
Odłamek wieczności w mym oku
Rozświetli lampy dla istot skrzydlatych
***
Skoro oszalałaś już
Tym cudownym aktem
Umuzycznionej Ananke
Studiuj nad ideą dadaistów
I nad umieraniem dążącym
Do niespotykanej estetyki
(Aż chłód zapanuje w mieście jutra)
Zapragnij zrozumieć grającego na cytrze
Tę halucynację kwietniowego wiatru
***
Niewielkie myśli i odrobina nihilizmu.
Niepotrzebnie napinają sie moje mięśnie gdy przyglądam się kłosom trawy
Spacerując po łąkach.
Pozostał tylko dziwny odcień upływającej krwi
I nikt nie potrafi zidentyfikować szaleństwa;
Jednak nie da się żyć bez fascynacji.
By tylko niebo nie miało stać się dla nas tak bardzo banalne
I byśmy nie mogli mówić "to nie ważne, nie ważne jak wszystko!" -
I że w doskonałym świecie refleksja jest szlachetną rozrywką.
(ok. 2011)
Adam Pietras (Barry Kant), 3 lutego 2024
***
Spokój jasnej listopadowej nocy
Oraz jej oddech nieistotny i oczywisty
W barwach zestrojonych pod elektryczność
Tak spostrzega swój najnowocześniejszy ból
Zaintrygowana błyskiem na skraju widzenia
Która umrze rozbawiona swym lapidarnym cokolwiek
Natomiast jej pełna utajonej rezygnacji ironia
Ironia na zapomnienie pod spokojnym i chłodnym niebem
Wymierzona we wszystko i wszystkich
Jest być może coraz mniej aktualna -
Zdałoby się, że nic nie uprawomocnia naszych spostrzeżeń
Prócz skrajności temperatur, do jakich doprowadzają
***
Zakochał się w tobie ponury bóg
Tej chłodnej nocy o stonowanych barwach
Gdy rozpoznałaś własny niepokój w muzyce młodego stulecia
Poszukując treści w jej pozornie beznamiętnych dygresjach
To nasze uzależnienia od wszelkich znaczeń
Ubieranych najrozmaiciej w naszych najzabawniejszych narzeczach
Oraz intrygująca współczesność tego zmęczenia
Którym tak błogo bywa się otulić
Być może jakiś szalony młodzieniec ujrzy twoje bezwładne ramiona
Być może wzruszy go twoje niewinne ciało
A ty w jego płytkim śnie nareszcie uzyskasz swą konsystencję
Stając się jak delikatne drgnienie powietrza
(Ok. 2011)
sam53, 3 lutego 2024
przyjemnie odnaleźć się w wierszu
otulić liryką jak mchem w lesie
wyciągnąć ramiona ku niebu
i zdejmować z obłoków uśmiechnięte metafory
pójść po śladach wilgotnych ust jak po swoje
zatrzymać się na chwilę w pocałunkach
odnaleźć pomiędzy deszcz słów
otoczyć je baletem rymów
a nieokiełznanym myślom dać święty spokój
zostaje jeszcze ugryźć się w język
z tobą na samym końcu
zanim wyskoczę z puentą jak Filip z konopi
sam53, 3 lutego 2024
zawsze przed snem myślę o jutrzejszym poranku
wiem że nigdy nie wstanę razem ze słońcem
ale ciekawie byłoby gonić za nim już od szóstej rano
ach we dwoje pędzić gdy jeszcze dotyka horyzontu
frunąć gdy rozrzuca promienie w korony drzew
w obłoki
a później zdejmować z błękitnego nieba jego uśmiech
zawsze przed snem czuję drżenie warg
to takie dziwne uczucie gdy całujesz
Moje Szczęście
Sztelak Marcin, 2 lutego 2024
Dziobią nieprzerwanie,
a przynajmniej przy dobrym
oświetleniu.
W nocy śnią,
o ziarnach i tłustych robakach,
niekoniecznie o jajecznicy
lub rosołowym garnku.
Świnie, tradycyjnie, knują po kątach.
Jakieś mrzonki o rewolucji
lub, co najmniej, o absolutnym wegeterianiźmie.
Tymczasem krużganki kruszeją
nieustannie nawiedzane
przez czas w wytartym kapeluszu.
Okoliczne drzewa, całe pokryte siatką
wspomnień, umierają.
Wciąż przerabiane na trumny.
Przynajmniej robaki tłuste.
nawet jeśli brakuje ziarna.
drachma, 2 lutego 2024
porosłem mchem i otuliną porostów.
jest krystaliczne, czyste powietrze
pośród grabów, buków i dębów.
drzewa to pieśń nad pieśniami;
opodal osiedlił się orlik krzykliwy.
salieri zazdrościł mozartowi muzyki,
ja zazdroszczę lesistym wzgórzom:
z górnokredowych ławic - margli i opok
pięknych; dolin, wysłanych
grubą warstwą piasków
polodowcowych.
napoczęły mnie lisy zeszłej zimy
na krawędzi wiatrołomu, gdzie
każda gałązka na wietrze
to linijka z wiersza, który opowiada,
że rosną mi jeszcze paznokcie i włosy.
oczy przeczuwają wzdłuż oczodołów
pokłady lessu w posłaniu
i patrzą poprzez konary drzew
na niebo, co jest przejrzyste hen,
oczekując druhen.
dzikie gęsi, lecąc w kluczu, gęgają;
tęskno za wiosną. niebawem
przedwiośnia roztopy.
Adam Pietras (Barry Kant), 2 lutego 2024
Nice nihilism*
(Inevitable credits)
tags: "simple"; "glance"; "bones"; "black"; "care"; "nothing"; "air"; "tapes"; "embell"; "joy"; "sound";
"..."
“”there is nothing to express, nothing with which to express, no power to express, no desire to express, together with an obligation to express.”
- Samuel Beckett
Jan Jelinek, Giorgio Moriandi
---Renaissance
A grain of comism in the endevaour, I mean
Motionlessness.
I'd call world mere as a reference to ones fatigue,
It happens that way.
So I'd love to greet some blanket joy beyond,
A hideout of hi tech rodents where we'd grasp ourselves,
With something cheery to say about subjectivity.
As phenomenons flourishing in nothingness,
That would be great.
--- A mild tendency
Precision and predictability
Are hollowed in physical world
There are many marks
Meant to depict.
---
Smell the trees out there.
Black. Green. Blue. White.
Bulbs are still warm.
It is truly simple. Help yourself with
Confection. There is nothing,
Nothing to speak of.
A little powder. Custom thoughts.
Agreements and ways to quit.
Our place is unaccessable.
---Custom
Speak. Speak at prime.
And so, take a struggle to speak first.
Speak before the relate and speak after.
Speak about the valve that sinks
And about the every drop you hear.
Tell as you focus.
On the grey street or wherever you are
And nevermind what you see
So perhaps a bird on the lattern will let you remind better
Sleeples nights while listening to the broken valve.
---Immense
A line in the air
Above some simple picture
Of grey.
It is living
Between the warmth of plains
And ridicule pink noises.
There is a bed in the evening
Bread
And nothingness.
---A mild tendency
Boiling roof
Water in a cup
Careful are nervous
Common ashes
Habituated windows
Bare acts.
---Transparent
It's a quiet music of bones
Clear as the glance of dancing girl*
And sound of the city by day.
---A room
It seems hard and black
Time hanging on the poles
With all it's beauty.
---Family man
A time compressed and its bone white beauty
Hanging on the line with those beloved
As the concience black and simply futile
That reminds a glance so soft.
---II
A stain of plasticine
Matt light cutting angles
Time compressed
Red cord halt by the sticks
The perfect overlook
It's salient.
I mean the weather as you speak
Little black birds on the roof
Plains sunken.
A breath is shaped by utmost.
---III
Nails by which breath is curved.
---IV
Mind shaped as a nail.
---VII
A shade
Cloud so calm in a while
The widest of days
Look
It is a blossom
I mean that time
Something salient is broken.
It is the other
Or the touch of air
It is the light with a bit of stagnace.
---
Nothing,
Say nothing.
Tapes that still are being notched by
Intents
The middle parts
Are the most subverted.
---
Movement as a reminder
In a while enclosed perfectly
Just at it beggins to be vain.
---
My eyes are gloomy but they don't sleep
They turn to a different places at a time
When I persue I look at my feet
And hide.
(Ok. 2017)
Marek Gajowniczek, 1 lutego 2024
Wielkie Massey Fergusony
i Ursusy i Zetory
barykadę zadymionych -
niewidzianą do tej pory
wziosły pod nosem Brukseli.
Ktoś z armatek wodnych strzelił.
Sięgnął po łzawiące gazy.
Ściągnięto też pod rozkazy
policjantów z całej Unii,
a rolnicy - niepotulni
palą śmieci i opony.
Sprzeciw niezadowolonych
może przybierać na sile,
kiedy zechcą grać na pile
i przycinać ład zielony.
Przekaz zotał zabroniony
przez rodzimą "wolność słowa",
lecz kolumna traktorowa
ustawiona przy granicy
także ruszyć jest gotowa
pod urzędy do stolicy,
nie chcąc brudnej polityki.
Już ładują rozrzutniki,
czekając na dyrektywy,
a jedynie z Republiki
sygnał dochodzi prawdziwy.
Reszta mediów jest rządowa.
Micząc głowę w piasek chowa
i nabrała w usta wody,
a na prawdę nie ma zgody!
Yaro, 1 lutego 2024
ciężary wspomnień wracają
przygnębiony smutek w środku
sumienie targa flagą na maszcie
zabłądzić zdarza się nawet
najbardziej wymagającym
ciało zbyt słabe na zwycięstwo
w duszy czarne plamy to grzech
mówią o tym wszyscy co wszystko wiedzą
idę naprzeciw oczekiwaniom innych
lubię się szarpać wewnętrznie
lubię ten zimowy wieczór i
wiatr co po gębie ozięble głaszcze
wróć w moje ramiona nadziejo
pragnę tylko się cieszyć z tego co wiem co mam
zrobić coś takiego żeby wszyscy
się ucieszyli i przepadło zło złych ludzi
którzy źle życzą i drwią
sam53, 1 lutego 2024
wykupi od swoich obywateli przedwojenne obligacje
gwarantowane złotem
czy wiersz o wiośnie
bardziej ucieszy ciebie czy nasz nowy rząd
śnieg przestał padać
telewizor nie śnieży
jak zwykle oglądam szkło kontaktowe
.
znów obijają mi się o uszy reparacje wojenne od Niemców
jakieś tematy o aborcji
o eutanazji jeszcze cisza
.
nauczyciele zadowoleni z podwyżek które jeszcze w drodze
komisje śledcze mnożą się
a dzieci coraz mniej
inflacja stanęła w kolejce po ziemniaki z bakteriozą
w promocji w Biedronce
.
na mieście stare koty szukają jeleni przed wyborami
trzymam kciuki za prawdziwych Polaków
czy są jeszcze tacy którym koryto nie przysłoni Ojczyzny
.
chyba jednak napiszę wiersz o wiośnie
sam53, 31 stycznia 2024
mówiła matka podkładając suche szczapy pod garnek z zupą
jak bedziesz tak patrzył i patrzył to w nocy się posikasz
musiało być w tym dużo racji
dzieci nie powinny wpatrywać się w ogień
a nuż im się spodoba
wszak płomienie gotowe iskrami buchnąć pod sufit
zakwitnąć w oknach żywiołem
święty Antoni nie pomoże
...
któregoś dnia w dwudzistym drugim kiedy nadleciały drony
w tym samym czasie Oleksiy i Danylo podpalali sobie po cichu papierosy za stertą słomy
bomby wybuchały wszędzie
spaliło się pół wsi
chłopcy dalej są przekonani że to ich wina
i chociaż już nie palą papierosów
wiedzą co to wojna
violetta, 31 stycznia 2024
wiosenny ty to tylko odwrót strony
a ja prawie czuję twoje ciepło na skórze
w powietrzu niemal pachniesz tarniną
zaczepiaj płatki mi do włosów rąk
drachma, 31 stycznia 2024
Dachy wirowały pijane i chciało się wrzeszczeć
na śmierć spoglądającą pożądliwie
nadszedł Utrillo i poszliśmy
uczcić sprzedaż obrazów
Gruźlica nasili się za kilka miesięcy
wiem bo za wszystko trzeba zapłacić
za wzloty co wzbudzają zawiść za upadki z opium
za potknięcia o zieloną czarodziejkę
Amerykanin co odkrył Malarstwo Cézanne'a
chciał mi dać kilka dolarów
bym się leczył na głowę
Marek Gajowniczek, 31 stycznia 2024
Jutro idziemy do kina
o jeden dzień za daleko,
gdzie pamięć nie przypomina
dni, które spłynęły rzeką
marzeń i wielkich nadziei,
jakie porywał nurt wartki,
a wiatr słonecznych niedzieli
kolejne przewracał kartki
i na dziesiątki sposobów
zamykał naszą codzienność,
gdzie także czasem do grobu
składano miłość i świętość.
Pan nas prowadził ciemną doliną,
a łzy nie były nam obce.
Ty zawsze byłaś moją dziewczyną -
ja - zakochanym Twym chłopcem.
Sztelak Marcin, 31 stycznia 2024
Życie odkrywa karty,
po chamsku znaczone nasiąkają
stając się gęstą papką.
Z której na powrót mogłyby
wyrosnąc drzewa.
Obmyte z kurzu
świeciłby zielenią jak latarnie
dające absolutną władzę
na przejściem dla pieszych.
Byle jak wykreślonym na dziurawej
nawierzchni, wypalonej potem
spóźnionych uciekinierów, pędzących
w szaleńczej nadziei ucieczki.
Dalej pada,
szyby pęcznieją pod naporem
wszechogarniających kałuż
gorzko - słonej brei.
Misiek, 31 stycznia 2024
Gdy się budzę, jest jeszcze za oknem ciemno
za godzinę, dwie przywitam się ze słońcem
moją gwiazdą poranną
tak sobie pomyślę ile lat zostało przede mną
i jak związać szczęśliwie koniec z końcem
tyle kart z księgi życia za mną
Tyle zapisanych faktów i jeszcze więcej dat
z czasu, który coraz bardziej się zaciera
da się wymazać i wykreślić co dał mi świat
tylko miłość zostanie co nigdy nie umiera
Utopić smutki i żale może trzeba po prostu
choćby w starej i wiernej Odrze
którą co dzień oglądam z niejednego mostu
CZY JUŻ WIESZ KTO ZAPŁACI ZA TWÓJ POGRZEB
codziennie kłuje w uszy ta nachalna reklama
Choć niejeden ból pcha się do mnie na chama
to nie taki prezent chciałbym zrobić bliskim
nim mnie zabiorą z tej doczesnej kołyski
sam53, 30 stycznia 2024
obudzone myśli nie szukają brzegu światła
przenoszą wzrok ze ścian na sufit
uciekają przez firankę ku różom fioletom
malują dzień chmurom aż po horyzont
zza którego w niezwykłej poświacie pojawia się on
żebym chciał nazwać go właściwie
musiałbym poznać ponad sześć tysięcy ziemskich języków
w każdym z jezyków jest odpowiednie słowo
boskie słowo
którym codziennie dziękujemy mu że jest
sprawił życie
drachma, 30 stycznia 2024
Elo ziomy spod Księżyca! i wy piękne Kobiety
z afro Niebieskookie wydekoltowane syreny
wytapetowane brokatem Dziś krejzi u Dejzi
po drugiej stronie ulicy od zmysłowych słów
Za kod spod zdrapki na telefonicznej karcie
Lub za inne fanty Po wypiciu kilku drinków
gorące rytmy samby parkietowe będą bansy
Antylopy gnu i smukłe gazele wylądują miękko
na samochodowych siedzeniach Napełnią się
spermą Obietnicą zmotoryzowanej Miłości
Jesteśmy na fazie Nikt nie dorówna Szazie
Dzidas hokus pokus styl disco polo Retro
w koturnach przepływa ulicą na podestach
tak jak biały transatlantyk Król parkietu
co rozpala zmysły i ciało Jak duża butelka
Ballantines’a po której medytujemy świetliste
liście wysokiego fikusa Między plamami
na suficie W liniowym świetle w smukłym
odbiciu wieży Eiffla o smaku landrynek
Elo wam ziomy ze stójek od podróżnych
zaliczeń w drodze donikąd
Przed królem tłum się rozstępuje jak morze
czerwone Jesteś dziewczyną z moich snów
Marakasy chroboczą w sekcji rytmicznej
obietnicą drugiego brzeg rzeki Chcę być
twoim przyjacielem Ty bądź moją przyjaciółką
byśmy bezinteresownie sobie mogli pomagać
czując się dobrze z sobą
Marek Gajowniczek, 29 stycznia 2024
Świat żyje wojnami.
Nie myśli, co z nami
się stanie na kontynencie?
Unia niszczy nas zawzięcie,
a Rosja poważnie grozi.
Lawiny. Okres powodzi
wiosennych szybko się zbliża.
.
Rząd rozsądkowi ubliża,
a sprawiedliwość prawom.
Co będzie? Ludzka ciekawość
pozbawiona informacji,
dość już ma wszelkich atrakcji
i o prawdę woła!
Wieś prosi chochoła
na swoje blokady.
Ukraina szuka zwady,
a wychodzi z butów słoma.
.
Nikt nikogo nie przekona,
że to nie jest rewolucja
lub okres kolejnych krucjat,
lecz zwyczajna kolej losu...
na stary lewacki sposób,
a jeden pruski Kaszeba
robi z nami to, co trzeba...
Marek Gajowniczek, 29 stycznia 2024
Trwa szukanie zbędnych plików -
błędów, afer i uników
powtarzanych po Smoleńsku.
Nie potrafił nikt po męsku
i jednoznacznie - po polsku,
tylko raczej po żydowsku
tłumaczono błąd gawiedzi.
Dostrzegali w tym sąsiedzi
politycznych elit chłam
i stanęli przeciw nam,
nie wysilając się wcale.
W rozwarstwieniu i podziale
łatwo można przebrać miarę
wykluczając to, co stare
i najbardziej pamiętliwe,
a w narodzie wiecznie żywe
jest uwielbienie wolności.
Kult Jednostki ludzi złości
i żaden przebłysk geniusza
do niczego ich nie zmusza,
bo zrobią, co będą chcieli,
choćby długo czekać mieli -
niewątpliwie przyjdzie czas,
że my ich, nie oni nas
ubierzemy w gwiazdek osiem
nucąc pieśń o zmiennym losie.
Trepifajksel, 29 stycznia 2024
Dwanaście lat to odpowiedni wiek
by nienawidzić. Patrzy
ponurym wzrokiem, próba sił
jak w pokerze: blef, wprowadzić
hak do gry.
Wyciąga z kieszeni jedyną rzecz,
której jest pewny. Piekło-niebo-abraham,
twoja dusza pójdzie tam, piekło czy niebo - pyta
niebo - odpowiadam,
- a gówno. Drobna przewaga chwili
stawia nas na równi
pochyłej.
Patrzyłem jak go prowadzą w znane
jedynie paragrafom. Gram
ze sobą. Dwa zero dla piekła.
Nieba nie było.
sam53, 28 stycznia 2024
lubię zachodzące wierszem słońce
grę świateł w chmurach
wyrastający znad horyzontu bliski zmierzch
szary piasek czuły na wilgoć z powietrza
krople rosy spływające po liściach trawy
lubię gdy wróżysz z ręki
przepowiadając sny z miłością
a może tylko deszcz choć słońce zachodzi na pogodę
to nic że w każdym lustrze zmarszczki takie gładkie
my w każdym śnie zaczynamy się kochać
od pierwszej strofy
jak w życiu
Marek Gajowniczek, 28 stycznia 2024
Wszystko jest grą wojenną.
Prawdziwa wojna zgasła.
Obstawiać możesz w ciemno,
jeżeli nie znasz hasła.
.
Na nic przewaga w sprzętach
i mentalne matryce,
kiedy już prezydenta
wybiorą w Ameryce.
.
Wtedy poznasz wyniki
i wówczs się okaże,
kto wypadł z polityki
na karuzeli zdarzeń.
.
A przez ten czas niewiedzy
i upadłych umysłów
testują ruscy szpiedzy
swą paletę pomysłów.
.
Fikcją staje się prawo.
Na sprzeciw czas ucieka.
Wirtualną zabawą
gra ma nam zabić ćwieka.
.
Żyć możesz mieć wciąż kilka
dostępnych na zapasie,
a zdecyduje chwilka,
czy przeżyć ci się da się?
.
Pozostanie aura
i cień, gdzie była karma,
chaos, dezynwoltura
baterii armat ArmA.
sam53, 27 stycznia 2024
pierwsze było światło
iskra na rozbudzonym niebie
później płomień słowo i wiersz
wczoraj śmierć zgasiła ostatnią świecę
Bóg jeszcze chodzi po kolędzie
Adam Pietras (Barry Kant), 27 stycznia 2024
Nóż słowa
Z mahoniową
Oprawą.
Mleczyk duszy.
Z lenistwa jem
Te kluseczki
Codzień umieram.
Dlaczego światło milczy
Wobec moich wolt
Filozoficznych.
Adam Pietras (Barry Kant), 27 stycznia 2024
Langeweile - Mixtape - Requiem dla światła w naszych oczach
***
SANATORIUM
I
Ukryłaś się w chacie na klifach gdzie zawodzą rybitwy. Pod sinym niebem twoje dłonie
Przyzwyczaiły się zbierać chrust.
Gdy całą noc pada deszcz -
Śpisz zwinięta jak płód
I owijasz się płótnem.
Czy czujesz radość? Opuściły cię głosy
Wołające przez przedmieścia.
II
Nie potrafiłaś nasycić się tym światem
Z którym tak bardzo chciałaś walczyć
Uniesiona falą bezsensownego natchnienia
Jakie niegdyś zesłała ci histeria.
Walka o duszę toczyła się gdzieś w podświadomości.
Ty tylko rejestrowałaś obrazy.
Słońce nad afrykańską dzielnicą na rubieżach Europy
I marmurowa zieleń wierzb między budynkami.
III
Czasem jednak
Wizja drwiła sama z siebie.
Gubiłaś czystość. Zbyt wiele
Eksperymentów. Wizja
Stawała się nieudolna;
Bolesna. Pozostawiała po sobie
Pustkę. Trupiość nie jest odpowiednim słowem. Wizja
Z pogranicza. Poszukiwałaś wytchnienia, jednak
Doznawałaś objawień.
IV
Teraz kształtujesz w sobie dyscyplinę, podczas pobytu w tym dzikim
Sanatorium. Czasem wszystko wokół na sekundę staje się mgłą,
Mirażem, dymem - poprzez który, jak ci się wydaje, dotyka cię milcząca głębia na poły matczyna;
Na poły obca.
Jej pytanie jest złośliwe. Jego rozumienie odsuwa się z każdą chwilą,
Lecz nie w tym rzecz. Ono mówi do ciebie:
To wszystko zabawa.
***
Dobrze jest w styczniu napić się.
Wtedy z horyzontu powracają plamy
A sklepy stają się miejscem ciepłym
I kobiety z natury melancholijne
Wychodzą na spacer.
I tylko się patrzy na ściany
I oddycha w zwyczajnym swym położeniu
Nie szemrze po kątach
Przysposabia do chwytu.
***
Myśli niby te same
Które niegdyś
Napinały euforyczne kielichy
Identycznie jak uśmechy
Poniekąd zimną nicią z mroku
Zwanego hormon i algorytm
Dawne folie lśniące w pijanych promieniach
A w swym przesileniu -
Lęk psychotyczny
***
Szum to istnienie idealnie obojętne
Ta kobieta którą mijam na schodach
Jasny róż jej policzków i jej japońskie grafiki
***
Pragnąłem uzmysłowić wszystkim sens przesiadywania na Antresolach.
Zależało mi na Architekturze.
Dokąd poprowadzą mnie dalsze kaprysy?
Czuję się jakbym pisał testament.
Ta nieokreśloność. Granitowa skała do której przylega dworzec kolejowy.
Suche nocne powietrze
żółte światło lampy
spontaniczne nieczęste kroki
i białe litery na twardym podnóżku masywnego, lejącego się kształtu, świadomie przełamane
Wysmukłe kolumny z czarnego metalu o niejednorodnej teksturze
Wysokie i cienkie zwieńczone kuliście
A może jak tabliczki soli? Zobacz, to blade światło to rachityczne arkusze o strukturze krystalicznej.
Jest chłodno.
Powstają z niego parawany.
Pociąg lini Deja-Vu o niepokojącej trasie, gdy przywraca prawo mojej tęsknocie.
To prawda, że nie pochodzę stąd, lecz nigdy jeszcze nie radowałem się tak bardzo ze swej samotności.
Dźwięk, który nasunął skojarzenie z brzdękiem klucza
choć żadną miarą nim nie był.
A więc to wszystku musiało się stać! Ale nie wiem, jak przywyknę do morskich traw...
Być może jutro jeszcze kogoś spytam czy rozumie moją mowę, ale później już nie będę na pewno o to dbać.
Niebo pragnie oceanów. Miłość ukaże się w gwiazdach.
***
Pozostał w mojej pamięci jako stojący w silnym świetle południowego słońca, patrzący na wszystkie te uschnięte kwiaty, ktorych rozkwit zadawał mi w swoim czasie tak wiele fascynującego bólu. Kwiaty rozrzucone na pustkowiu, na spękanej ziemi której szczeliny sięgają głęboko, do jakiejś nieuświadamianej na codzień otchłani lęku. Chciałabym ujrzeć na tej ziemi jego wspaniałe maszyny, jak zmieniają mój świat z chłodną, zdeterminowaną, matematyczną precyzją. Jak rozplatają dzikie pnącza moich neuroz. Łagodnie lecz zdecydowanie, niczym boski chirurg, który nie musi niczego niszczyć, by móc tworzyć. Tak wiele bowiem zaznałam mocy zniszczenia, że mogłabym na swym ciele nosić tatuaż z imieniem "Anihilacja" jako znak tej siły, która bez reszty mnie posiadła. (Zgodzę się jednak na śmierć, ale tylko wtedy, gdy będę pewna, że do mych nozdrzy ani przez chwilę nie dobiegnie woń zgnilizny. Tak oto modlę się o czystość własnej psyche, która przepoczwarzy sie jeszcze nieskończenie wiele razy.)
***
Spokój.
Relikwia.
Obraz o wiele
Zbyt prosty.
Byty skojarzone,
Rozprężone.
W jednej linijce
Zawierają się całe.
A później to
Nieważne.
Wyjątki
Można sobie podpisać.
***
To, co się myśli
Gdy robi się zakupy
Jest starodawne.
Ja, partner. Jeszcze się nic
Nie wie.
Jeszcze się myje garnki.
Konkret odczuwany
Każdego dnia;
Konkretny
Mogę powiedzieć -
Skład chemiczny.
Ale to nic.
***
cynober małej kuchni i woda w lśniącym szkle
lekko jest pod atomowym słońcem
figura przetoczy się wydając dźwięk
światło będzie bawić cynobrowe włosy
***
Skoro oszalałaś już
Tym cudownym aktem
Umuzycznionej Ananke
Studiuj nad ideą dadaistów
I nad umieraniem dążącym
Do niespotykanej estetyki
(Aż chłód zapanuje w mieście jutra)
Zapragnij zrozumieć grającego na cytrze
Tę halucynację kwietniowego wiatru
***
Dusza rozsmakowała się niegdyś w anielskim narkotyku
Nareszcie dusza to hiperbola miłości
Niech wystarczy że swą młodość spędziłem daleko
Moje kroki pełne były nieuzasadnionej determinacji
Powietrze szafirowe i wrzosy elektryczne
I muśnięcia absurdu na moim policzku
***
Monstrualna naiwność była odrębną jakością
A jej lęki głębokie i barwne
Gdy wybieraliśmy się na łąki poszukiwać pierwszego lodu
Nadchodziła wraz z wiatrem
I fascynowały nas wtedy rozrzucone na polach płachty brezentu
I czarne dachy w oddali - ich zimno, faktura i obojętność.
***
Ornament zapadający się w biel
O linii cienkiej i głębokiej jak zwierciadło.
Widzenie jest jasne i być może uda mi się cieszyć przez chwilę,
Tu, na samym brzegu zlodowaciałego jeziora.
***
Zatrzasnąć się
Przy pełni władz
W tej jednej chwili
Przypisanej nieświadomej nocy
Doznać derealizacji
Póki to jeszcze możliwe...
Tylko nie tam...!
- Tylko nie tam
Gdzie rozpościerają się przestrzenie bólu
Pragnące perwersyjnej intymności
By "ktoś" ujrzał moje krwawiące ramiona
I nadał im nową świętość
To głęboko zakorzeniony nawyk
To credo które pęta nasz chaos
W oblężonym mieście świętujmy hipnotyzujące jedwabie
Którymi otulimy własny strach
By bać się barwniej i głębiej
By bać się wiedząc już po co
***
memento
w kosmos
spadają wszystkie narzecza
w miazgę
obracają się kraje
jak listki
dryfujące w otchłani
Adam Pietras (Barry Kant), 27 stycznia 2024
2009-2008
WSZYSTKIE MOJE TWARZE SPŁONĘŁY NA LICHTARZU IGRASZKI
W imieniu wszystkich tych chwil pożegnanych
Czczą błahostką lęku w którym to słusznie upatrywałem przyczyny twojego niezrozumienia
Chciałem odebrać całe twe zapominanie
Dziś prawdopodobnie po raz ostatni cię rozpoznałem.
Dlatego od tej chwili pozostaniesz dla mnie bezimienna i zapomnę twoją twarz
Bo wszystko to, co było - najpewniej okaże się nieprawdą.
Jednak zanim odejdę muszę ci powiedzieć, że że mój umysł jest chory.
Mój łącznik zmysłów, moje narzędzie, most między duchem a ciałem
Jest chore.
Nie wiem, jak określa się chorobę, która dotyka Boga
Całego kosmosu i rządzących nim praw
Dotyka tego co mijasz na ulicach
I wszystkich pór dnia
Dotyka ludzi z którymi rozmawiasz
Oraz ich myśli, twarzy, przeszłości i intencji
Każdej odpowiedzi
I wszystkich pytań
Dotychczas dałem ci dojmujący chłód ciszy matematycznie obliczanych rojeń,
I pojęłaś, że nie istnieje rzecz której bym nie wiedział.
Dałem ci swoją muzykę i niezrozumiałe wiersze
I woń kadzideł wewnątrz świątyni zapomnianego kultu
Niejednokrotnie pokazywałem ci jak zmienia się coś pod samą powierzchnią materialnego świata
I jak linie perspektywy zmieniają swój bieg.
Słyszałem wtedy wyraźnie echa twoich myśli i później zdając sobie sprawę, że to mogły być głosy igrających chochołów - pisałem o konających.
(Miejsca naszych spotkań zawsze okalały mgły albowiem nie przybywaliśmy tam żadnymi drogami.
Chłopiec uważał, że spacerowaliśmy po barwnych pierścieniach, ale to nie prawda.)
Dlatego dziwiłem się, kiedy wyczuwałem twoją obecność w konarach chorej gruszy
Chociaż dobrze pamiętam, że kiedyś dzięki podobnym zaklęciom moje oczy patrzyły dla ciebie.
Wielokrotnie mówiłem ci: możesz mnie zabić, tak jak każdą inną istotę.
Lecz teraz już wiem, że kiedy ja odchodziłem gdzieś dalej,
To ty pozostawałaś
Tam
Pośród własnego widzenia
***
NIHIL
Jesteś słaba i bezimienna
Moja miłości, zakwitła na uroczyskach
Wśród chudych badyli
Ja będąc świadom wielkiego kłamstwa poprzez szacunek dla Idei samej w sobie
Nie zgadzam się na nic:
Musisz wiedzieć, że Nieskończenie Przeklęty Skowyt Samotności na zawsze utracił swoją tożsamość
I wybrzmiewa tylko wobec obcych i nieosiągalnych kontynentów, że Prawda jest starą wariatką
Która nie potrafi zrewidować nieadekwatności własnych zachowań
I że ty jesteś mgnieniem...
Drażniącym puchem banalnych latawców być może pachnącym...
...
Ale nie chcianym.
Gdyż jesteś tylko nienasyconą częścią bezużytecznego już mózgu
Strawionego przez śmieszne psychozy:
Jesteśmy uwiązanym bydłem które nędznie ginie w wysokiej powodzi
***
I
Lata szpiegów bezwzględnie wycieńczone z tęsknoty
Twardy papier korespondencji
Usiądź, kiedy będziesz mnie wspominać
Moje szaty przesiąknięte są dymem cesarstwa zwierząt
Do wczoraj jeszcze nie rozumiałem pędów dzikiej róży
Lecz dziś wiem
Że one są gorzkie
Szczęśliwie czasem jeszcze moje serce drży, choć ostatnia baśń
powstała dwieście lat temu.
Wiadomość choćby przechwycona
Ja choćby aresztowany i poddany torturom
Nie wyjawimy prawdy.
***
II
Był ubrany w pomarańczowo złotą suknię
Drewno pod jego stopami skrzypiało smutkiem
Zatrzymał się przy balustradzie,
A kiedy jego goście
Weszli już na górę westchnął
I dopiero po chwili wstąpił sam
Lampa błyskała wieloma barwnymi ognikami
Dziwne, było jaśniej niż za dnia
Oddychając leśnym powietrzem dwa dni
po deszczu
zebranym w tym przestronnym
pomieszczeniu
o białych ścianach
nie opowiadał o swoich obrazach
lecz stał boso na schodach
oczekując, aż narodzi się gdzieś indziej
***
Muszle i delikatne ciała perłopławów
Słony róż wodorostów
Anyż.
Nie pozwolę jej nawet się do mnie odezwać.
Nie kocham jej.
Urażona pierś młodzieńca,
Urażona i sparzona pustką
fruwające dzwonki
ze złota
Dlaczego wciąż myślę, jak jej wytłumaczyć moją śmierć?
...
Nie umarłem z jej powodu:
Ceramika wypalana na południu i owinięta w niebieski jedwab zainspirowały
Mnie do tego, by targnąć się na swoje życie.
...
Rzuciłem się na skały i długo konałem.
Wiem, że kiedy nadejdzie pora
Morze zabierze moje ciało.
...
Ona przeciąga na okna zasłony
By nie widzieć już więcej
Żeglarzy ze szkorbutem
Dokarmiając bezpańskie psy
...
Oboje modliliśmy się za ten świat.
***
EPILOG
Ujrzałem Miłość roztrzaskaną na skałach
A nad nią ponuro odzywał się Świat:
Nie ma w nas piękna jej fatamorgan.
Twoje dłonie miękkie jak śnieg gdy tak bardzo nudzi cię światło
Twoje dłonie łagodne jak dzień
Gdy tak konam na bezdrożach to czarny przypadek rzuca mi kwiat
By ta postrzępiona flaga zatknięta na jałowym pustkowiu Księżyca
Była mi przez moment symbolem zatraconej myśli.
Adam Pietras (Barry Kant), 26 stycznia 2024
Z NADMIARU BARW
Płaszcz i młodość nie rozumiem cię
W kawiarni dostrzegłem twoje światowody i starałem się
Nie zwariować
Ja ani nikt nie wie co się działo
Obrazy na ścianach i korepetycje
Wszyscy byli dla mnie tak cholernie mili jakbym
Obudził się po operacji w klinice
PO OBU STRONACH
Kiedyś spytałaś mnie jak czuję swoją skórę
I czym jest wtedy moja twarz bo tamten świat
To nieznany umarły:
Oddech powietrze i powierzchnia skóry
To stary świat to wielkie osy gdzieś daleko
Lecz stało się ból jest lekki jak płomień i obcy
TRZY WIERSZE STOICKIE
I
Dziś masz zapach mchu i ulicy
Demonie mojej niedoskonałej pustki
Snuje się za tobą życie które samo siebie przeżywa
Małodusznie noc w noc
Sypiasz na słonecznym podwórzu
Sam stworzyłeś świat w siedem dni
A teraz gadasz od rzeczy
To wszystko przez prochy i wytarty ból
II
To dyszenie na schodach o oczach jak wosk
To trzymanie się ścian i poręczy
Ciekawe ile w nim ironii a może
Wyparował już
Tak samo jak jego mięśnie
Pod żółtym światłem żarówki
Wyparowały z blaszanego kubka
III
Ta niewielka pusta przestrzeń
Miłość z braku czegoś lepszego
Ciemność prostej nocy i rozwieszona wokół
Ohyda bardzo wyraźna
Stałem się podobny do człowieka który
Zbiera puszki o brzasku
Moja miłość z braku lepszego
Kieruje się w stronę chleba
***
PORANEK SAMOTNEGO ŚLUSARZA
Bladym świtem
Ukrytym głęboko w powietrzu
Jak ołów, wirus opryszczki i roztocza
Stałem i przepuszczałem przez krtań dym papierosa.
Dwór, gdzie nie przeszkadza mróz
Bo wszystkie te metalowe rzeczy
Zanurzone w oleju
Zwraca się mimowolnie
A wszystkie skrzypiące zawiasy
Powodują ból.
Bladym świtem narastającym w płucach
Jak piana
Drzewa czarne i białe,
Bezlistne straszydła
I ptaki zasiadające
Na żelaznych siatkach.
PAOLO UCELLO - NOCNE POLOWANIE - EKFRAZA
Ptaki o ponętnych skrzydłach
Czarne i granatowe
Przecinające i powietrzne
Żywią się ziarnem i robactwem
Żywią się gałęziami
Ledwie je widać piękne jak słońce
Puste
I drzewa sturękie
Różnorodne i głuche
Bez głów i bez serc
Żywiące się wilgocią
***
DWA WIERSZE
I
Potrzeba na prawdę wiele miejsca
Światłoczułych przesłon i zimnych balustrad urzędów
Dla mojego autocentrycznego ciała
Powolnie zmieniającego kształt pod nieustannym
Naciskiem tysięcy igieł
Podczas odwracania wzroku albo przypadkowych powitań
I lektur wszelkiego rodzaju skryptów
Albo przemierzania ulic w ściśle określonym celu
Pomimo całej ich akustyki
II
Bruk kobiety i snopy lamp halogenowych
Wszystko tak wyraźne że niemal czuję lęk
Nic nie odgradza mnie od zimnego powietrza
Ani obojętność życia pulsującego wokół nie uspokaja mnie
Życie jest wokół gdy wybija północ
Czas osiada na moich nerwach jak strużka dymu na włosach
Rejestruję milisekundy
***
TRZY WIERSZE
I
Nic nie widzę, istnieję tylko na obrzeżach pamięci. Bawię się destylując z jej soków.
Spacerowałem tędy już kiedyś i nie dowiedziałem się niczego. Nieustanne martwe szelsty
I kurz. Białe drzewa i druty. Czarne ptaki.
Cóż właściwie mógłbym próbować przekazać, jeżeli nie ułamki sekund?
Rzeczywistość poświęcona w polityce minimum.
Opadające przebarwione linie.
Tak jest: być zupełnie nieważkim i przenikać przez przedmioty
Bez jakiejkolwiek zmiany własnego stanu.
Tak jest: światła za zmatowioną szybą i pragnienie by wyłuskać z nich teraźniejszość
I móc przy niej pozostać.
Wiedza niedostateczna. Bańki śliny. Wizerunki przywidziane we mgle.
Poddaję się narastającym falom tępego szumu.
Ale nie.
Moje serce to żelazne wahadło.
(W mojej pracy objawia się jego pustka.)
II
Przybądź.
Oczekuję twojego głosu, nadchodzącego z wnętrza mojej czaszki.
Pamiętam, że dzięki tobie nauczyłem się zmieniać trajektorie lotu kamieni, którymi na próbę ciskałem.
Teraz już nie potrafię przypomnieć sobie, z pomocą jakich władz było to możliwe.
Nasłuchiwałem świata i sądziłem, że potrafię go rozpisać.
Byłem robotnicą w ulu, wytwarzającą miód z pyłu kwiatowego.
Byłem mrowiskiem,
Byłem kluczem gęsi.
III
Po trochu byłem wszystkim kochając wiatr.
Dziś wybudziłem się ze śpiączki.
Moje życie po drugiej stronie lustra jako ambasador Japonii.
Mój nocny paraliż.
(Ok. 2011)
Yaro, 26 stycznia 2024
czuję się taki niczyj
z pustką w sobie
pusty dzban bez wody
wyschłe koryto rzeki
idę błądzę nie mogę
odnaleźć drogi ani frazy
do ciebie tak daleko
posyłam list w butelce
nie w kopercie jeszcze by zmokła
Sztelak Marcin, 26 stycznia 2024
Wyraźnie zwalniam,
wraz z drogą mleczną,
od eonów zapierdzielającą bez sensu.
Ślina wypełnia usta,
za cholerę nie da się przełknąć
najprostszego nawet kłamstewka.
Do tego za oknem znowu
nie pada, kanaliki łakną
dżdżu, w postaci wszechogarniającego
potopu.
Pozostaje tylko kurz, pokoleniowo
hodowany na obrazach,
tak zwana galeria przodków,
drastycznie domniemanych.
Pora poczytać, jednak słowa
w ekspresowym tempie tracą wartość.
Dlatego bezrobotny strach na wróble
zbiera manatki i odchodzi w siną.
Prawdopodobnie przyspieszam,
chyba że to tradycyjnie
upierdliwa droga mleczna.
sam53, 25 stycznia 2024
budź zawsze wcześniej Kobieto
o ciepłych piersiach gorących pocałunkach
z szeptem na ramieniu
ciemno jeszcze - pogoda na śnieg z deszczem
a ty jak motyl rusałka wiosenna
z nadzieją na więcej w rozchylonych ustach
tak jakby całą magię pożądania
można było wierszem zdejmować z powietrza
układać ikebaną w najśmielsze wzory
snując pieszczoty po śladach pragnień
gdy niezmierzone fale szczęścia
przeciagają się raz na twoją
raz na moją stronę
rozpalając zmysły
Adam Pietras (Barry Kant), 25 stycznia 2024
"Że nikt cię nie kocha? I co z tego! Jako giermek powinieneś się zlitować..."
Misiek, 25 stycznia 2024
Z lewa i z prawa
łamanie prawa
gdy jeden drugiemu jedzie po bandzie
zmieniają się miejscami na wokandzie
niczym dziecięca gra w Chińczyka
bo taka jest właśnie polityka
człowieku nie łam się i nie irytuj
lepiej teraz odpuść i nie politykuja
oto prokurator ściga prokuratora
na prawo nadeszła właśnie pora
sędzia podważa wyrok sędziego
i jak na razie nic z tego dobrego
dla nikogo i dla niczego nie wynika
bo prawnik atakuje innego prawnika
co rusz wybuchają prawne spory
jakich chyba nie było do tej pory
tam ekspert ośmiesza innego eksperta
na stole sędziowskim spraw leży sterta
ktoś winny ktoś skazany tylko prawie
jak dużo ludzi dzisiaj zna się na prawie
lecz czy to jest kodeks czy z podręcznika
bo taka jest właśnie polityka
na sądy w końcu nadszedł ten sądny dzień
choć nie da się wszystkiego wyciąć w pień
ale prawdziwy Sądny Dzień będzie dziś teraz
albo jeszcze za niepoliczalną liczbę lat
nikt tego nie zna i nie wie o tym cały świat
kiedy przyjdzie ten czas i ostateczna pora
że będą sądzić też każdą sędzinę i sędziego
i wzywać na niebieski dywan prokuratora
ktoś coś tam zyska inny na zawsze straci
bronić siebie próbować będą też adwokaci
zaś radcy i notariusze na nic już nie poradzą
bo sprawiedliwy Sędzia da radę z każdą władzą
Czy to także będzie polityka
gdy się pojawi nowa pragmatyka
ten z tarczą wejdzie tamten na tarczy
tu dziesięć paragrafów całkiem wystarczy
skończą się absurdy i naukowe komunały
upadną wszystkie bez wyjątku trybunały
ustawy nie będą już potrzebne nic nie warte
w dziesięciu zdaniach wszystko jest zawarte
skrzydlaty strażnik bramy jednym pootwiera
a przed innymi na zawsze pozamyka
ale to nie będzie już żadna polityka
Adam Pietras (Barry Kant), 25 stycznia 2024
Jaskinia
Na ścianach nic
I tylko wilgoć spływa.
Ciemno i zimno tu.
Ale ciemno i zimno
Po wygasłym ogniu.
Nic- ale po bizonie
Ochra malowanym.
Nic- ale nic zaległe
Po długim oporze
Pochylonego łba.
A więc Nic Piękne.
Godne dużej litery.
Herezja wobec potocznej nicości,
Nienawrócona i dumna z różnicy.
Nic- ale po nas,
Którzyśmy tu byli
I serca swoje jedli,
I krew swoja pili.
Nic, czyli taniec nasz
Niedotańczony.
Twoje pierwsze u płomienia
Uda, ręce, karki, twarze.
Moje pierwsze święte brzuchy
Z maleńkimi paskalami.
Cisza- ale po głosach.
Nie z rodu cisz gnuśnych.
Cisza, co kiedyś swoje gardła miała, piszczałki i bębenki.
Szczepił ją tu jak dziczkę
Skowyt, śmiech
Cisza- ale w ciemnościach
Wywyższonych powiekami.
Ciemności- ale w chłodzie
Przez skórę, przez kość.
Chłód- ale śmierci.
Na ziemi może jednej
W niebie? Może siódmym?
Wygłowiłeś się z pustki
I bardzo chcesz wiedzieć.
Sztelak Marcin, 24 stycznia 2024
Nie ufam śpiącym,
na wznak, w zbyt szerokich łóżkach,
zbyt miękkiej pościeli.
Ich sny są pełne doskonałych
kobiet i najprostszych dróg
jak w mordę strzelił.
Nawet latanie nie kończy się upadkiem,
tylko wśród gwiazd,
ustawione w rządkach, od linijki.
Nie ufam ludziom,
ktorzy wstając nie wytrzepują
snów spod powiek.
Jakby wcale ich nie było,
lub, co gorsza, były
bez znaczenia.
Sztelak Marcin, 24 stycznia 2024
Nie ufam śpiącym,
na wznak, w zbyt szerokich łóżkach,
zbyt miękkiej pościeli.
Ich sny są pełne doskonałych
kobiet i najprostszych dróg
jak w mordę strzelił.
Nawet latanie nie kończy się upadkiem,
tylko wśród gwiazd,
ustawione w rządkach, od linijki.
Nie ufam ludziom,
ktorzy wstając nie wytrzepują
snów spod powiek.
Jakby wcale ich nie było,
lub, co gorsza, były
bez znaczenia.
Adam Pietras (Barry Kant), 24 stycznia 2024
To coś.
Filiżanka w kolorach Cezanne'a.
Chmury.
Bliskość nosi się na biało
I lubi płatki kwiatów
I suszone owoce.
To powietrze jest początkiem.
Z niego wziął się świat
I do niego powraca miłość.
Ok. 2015
sam53, 23 stycznia 2024
zdarzają się historie bez początku
miłości które zawsze były
sny z krzykiem jakby dopiero przyszły na świat
trafiają się spotkania zda się niemożliwe
przesiąknięte magią epizody z życia
nienapisane zagubione w pamięci wiersze
które nagle rozbłysły światłem
gdy nocom w szaleństwie zabrakło dnia
próbuję przejść przez tę ciemność
choć nikt nie wierzy
że jej nie stworzył Bóg
Marek Gajowniczek, 23 stycznia 2024
Zmarł po głodówce w okrutnym swym lochu
więzień w rozkwicie swych lat...
i odszedł męczennik szarego motłochu.
Nie ujął się za nim świat.
.
A za co on zginął? Wy o tym nie wiecie,
W piosence opowiem ja wam,
a fala niech piosnkę poniesie po świecie
i dotrze do Nieba bram.
.
W dzień wigilijny Bożego Narodzenia
w pałacu spotkanie miał.
Rząd go postanowił wtrącić do więzienia.
Policji rozkazy dał.
.
Zakuli mu ręce i nogi w kajdany.
Do lochu wrzucili jak psa,
a ludzie wzburzeni czekali u bramy.
Rządziła już Zmiana Zła.
.
We wczesnych roztopach mokła Europa
i prawa rozwiała zawieja.
Gdy media zamilkły - ludziom zapał opadł,
a w żłobie leżała Nadzieja.
.
Niełatwo odchodzić, gdy Chrystus się rodzi...
i jutra... i życia szkoda,
ale tak się zdarza - czas na nic nie zważa,
także na zamiary Heroda.
Lecz pamięć jest długa, a serce nie sługa -
potrafi oczy otwierać
i może nauczyć, jak w życiu nie kluczyć
i kiedy? gdzie? kogo wybierać?
Adam Pietras (Barry Kant), 23 stycznia 2024
1. W końcu jest poniedziałek i ludzie chodzą po ulicach. Do laseczki można zagadać, piwko z kumplem wypić. A niedziela jest przej***. Z dziesiątego piętra można skoczyć. Nic tylko studiować święte teksty.
2. Co to za gatunek? Ambient? Disco-Polo?
3. Przecież jesteś w sumie naukowcem więc wiesz sporo na temat prawdy. Tak, doj*** sobie wilczą jagodę i skocz z wieżowca ; ).
4. Na podryw: chcę być Twoją laleczką vooodoo.
5. (...) E, dużo jest żarełka, blusik.
Sztelak Marcin, 22 stycznia 2024
Mój mózg ma jakieś siedem tysięcy lat,
przynajmniej według opasłej księgi,
gdzie mord i gwałt są na porządku
co siódmej strony.
Tymczasem coraz bardziej wygięta
oś planety zanurza żałobne gałęzie
babilonu w śmierdzącej rzece,
bez źródła i ujścia. Geograficzny absurd.
Jednak dzieje się, niezależnie
od słów, coraz mądrzejszych. Padają
jak ulęgałki na utwardzony grunt,
tysięcznym przemarszem entuzjastów.
Na przykład niumiarkowania we wznoszeniu
symboli i padaniu na kolana, z pokorą,
która już wcale nie boli, szczególnie
przy wysokiej możliwości wygranej.
A wierzby szumią bez ładu i składu,
niekoniecznie zgodnie z kierunkiem wiatru.
Adam Pietras (Barry Kant), 22 stycznia 2024
Lasy wykarczować. Budynki wyburzyć. Znaki drogowe powyrywać. Góry powysadzać w powietrze. I wszystko równiusieńko zalać betonem. Pomysł genialny w swej prostocie.
sam53, 22 stycznia 2024
luty marzec i ptaki zbudzimy
sen się spełni marzeniem o wiośnie
wiem - mówiłaś że dosyć masz zimy
słońce na nas już patrzy zazdrośnie
niech no tylko rozkwieci się kwiecień
niechaj maj zazieleni się wreszcie
ach rzucimy się w trawę jak dzieci
w zieleń łąki przepastną i wierszem
zapomnimy się w mleczach kaczeńcach
niechaj fiołki z miłości się wzruszą
w koniczynie niech grają nam serca
już bzem pachniesz
jaśminem
aż duszno
Janusz Józef Adamczyk, 21 stycznia 2024
niewiele
prawie nic
nie wiemy
o życiu
o śmierci
o miłości
mieć powód
aby tak rzec
to oznacza
dotknąć
Tajemnicy
kobiety
i mężczyzny
czyli odkryć
pulsujący szok
Janusz Józef Adamczyk
Świdnik, 20.01.2024 r.
Yaro, 21 stycznia 2024
kiedy skleją drewnianą trumnę
nie będę o tym myślał
co się stało
stanę obok
zobaczę jak wkładają
moje zimne ciało
gdy zaczną się modlić
i pożegnają
zostawię cały świat
bo tak być musi
jeszcze tylko wieko parę gwoździ
złamany sztil od łopaty obsadzą
wykopią płytki grób
gdy się ocknę żebym mógł wyjść
zapalę papierosa i usnę na wieki
jak kolejny rozdział brama się zamknie
Yaro, 21 stycznia 2024
W tę noc spotkałem cię
wznieciłaś płomień żar ogień
w tę noc niebo pełne gwiazd
byłaś drogą mleczną odbitą w jeziorze
świeciłaś jasno na niebiosach
wiedziałem że będziesz moja
nasze dłonie splecione w warkoczu
taniec fal łabędzi pełno na wodzie
nasze ciała splecione
w ciasnym powrozie
ramiona
wyrosły z nich skrzydła
miłość nasze ciała okryła
serce mocniej biło
do niebios wzlot ponad sunące obłoki
nie zapomnę tej chwili
niech płynie wiecznie
po skałach naszej drogi
wymyśliłem sobie ciebie na świecie
teraz tak jest
noc okryła ogonem
Marek Gajowniczek, 21 stycznia 2024
Dawno nie było takiej zimy -
rodem z powieści Sienkiewicza,
kiedy najazdu się boimy
i strzec musimy pogranicza.
.
Na przemian fale ciepła - chłodu.
Z Bliskiego Wschodu wojną wieje.
Upadłe media. Pół narodu
zupełnie nie wie, co się dzieje?
.
Kto sojusznikem jest? Kto wrogiem?
Opozycja ma ręce skute
i wielu z nas pyta o drogę
przez bezprawie pod obcym butem.
.
Szable zmieniono w transparenty,
a krzyki - śmiech władzy zagłuszył.
W sejmie porażki... i bar wzięty.
Powrót na sceną sił komuszych.
.
Sercom potrzeba pokrzepienia
i rozbudzenia w piersiach Ducha,
by po swojemu kraj nasz zmieniał
i modlitw wznoszonych wysłuchał.
sam53, 21 stycznia 2024
kiedyś zaprosiłem ją do wiersza
nie przypuszczałem że w nim zostanie
nie wiedziałem że mnie opuści
uśmiechnięta zaczęła żyć swoim życiem
raz była Saskią z obrazu Rembranta
innym razem piękną Zośką od Stachiewicza
widziałem ją w słonecznikach Van Gogha
słyszałem w deszczu u Griszuka
to nie był cud ani zbieg okoliczności
budziła się w uśmiechu i zasypiała
w ramionach Poezji
zawsze gotowa na szept
na - kocham - w rozchylonych ustach
nawet gdyby trzeba było ulepić tysiąc pierogów
czuła się Moną Lizą
kb, 21 stycznia 2024
włosy z podłogi
podzieliłaś na czworo
bez krzyku
co będzie dalej
i czy zdążysz do ogrodu
przed porą wyrywania
chwastów
sam53, 20 stycznia 2024
ile trzeba czasu żeby uśmiech
pokonał przestrzeń między nami
ile lat dni czy minut
czy muszę się cofnąć w czasie
żeby znów umówić się z tobą na spacer
ukraść całusa w Księżym Lasku
albo tuż przed maturą
rozwiązać zadanie z rachunku prawdopodobieństwa
uśmiechasz się gdy wspominam wariacje z powtórzeniami
szalone pomysły których chyba nie było w żadnej innej klasie
pamiętasz " dziwny ten świat" w Słoniowym wykonaniu
wino we dwoje
niektóre wspomnienia wrosły w nas
większość odfrunęła w nieznane
teraz zastanawiam się które słowa włożyć w usta
żeby wykopany z szuflady uśmiech
trafił wierszem tylko do mnie
Marek Gajowniczek, 20 stycznia 2024
Wędrowała, prowadziła,
potem spadła z nieba.
Chciałem, by zawsze świeciła,
żyła, gdy potrzeba.
Zawsze byłem w nią wpatrzony,
czując serca bicia.
Teraz przez Nią opuszczony
tracę radość życia.
.
Wiem, nie zawsze bywa Święto -
częściej - niepogoda.
Zostałem z Księgą Zamkniętą
zbyt szybko... a szkoda.
.
Czas upłynie lepiej - gorzej.
Smutki przetrwać trzeba.
Kiedyś może Ją otworzę
razem z Gwiazdką z nieba.
.
Chcę w To wierzyć!
Zima śnieży protesty uliczne.
Nie zaprzestanę pacierzy
do Matki Gromnicznej.
.
Świat nerwowo się kolebie
podmuchami wojen.
Mateczko! Prosimy Ciebie...
Obdarz nas spokojem!
Sztelak Marcin, 20 stycznia 2024
Duszone na wolnym ogniu
powietrze smakuje wilgotną ziemią,
nieoznaczoną śladami stóp.
Prawie jak czerstwa kromka chleba
z kiepsko rozsmarowaną grudą masła.
Twardą niczym orzech do zgryzienia,
z zeszłej jesieni, gdy zamglone słońce
leżało na potrzaskanej tafli ulicy.
Wiodącej do usianego cierniami raju,
skrojonego na miarę.
Dziś panuje kompletna ciemność,
po omacku szukam najmarniejszych nawet
płatków róż. Wyschły, rozpadły się w pył,
gdzieś pomiędzy uchylonymi drzwiami piwnicy
a ciężką klapą na dach.
To nic, w końcu wstanę
i uratuję świat.
O ile ktoś szepnie, że jest to tego wart.
drachma, 20 stycznia 2024
Na metadonowej mili liczę hajs
nie sterczę na dzielni
jeżdżę super furą rodem z gry GTA
jestem tu niczym Bóg
który posiadł kody na nieśmiertelność
patrzę co dnia i noc w piekło klientów
rozwożę im różne mózgotrzepy
tiktoki i inne pajace co trzepią ich do dna
bo moi podopieczni są uzależnieni
od przemian chemicznych
bomby dopaminowej jestem dla nich
alchemikiem rozumiecie destyluję
w tych retortach eliksir miłości
transmutuję ołów w złoto
ucieram homunkulusa mój towar
ma moc na nadchodzącą
długą noc
Misiek, 20 stycznia 2024
Nadeszła nocą
stąpając cicho na palcach
by mnie nie obudzić
za wcześnie
usłyszałem melodię walca
kiedy mi pokazała
dwie piękne czereśnie
a jej króciutka sukienka
biała i czysta
odbijała sklepienie
rozgwieżdżonego nieba
była taka piękna
delikatna jak mgła
prawie przeźroczysta
miała oczy duże i błękitne
błyszczały niczym oceanu lazurem
czy czegoś jeszcze
do szczęścia potrzeba
kiedy się obudzę
uwiecznię ją piórem
na niezapisanej bibule
a na razie cudowny sen
jak najdłużej niech trwa
może jest królową moich wen
proszę tylko
niech nie znika nad ranem
gdy nowego dnia nadejdzie czas
zostań ze mną
tej niezwykłej nocy
a ja też pozostanę
tak przytulić pragnę ciebie czule
ten jeden
choć ostatni raz
by w hymn radości zmienić życia tren
uśmiechasz się teraz tak dyskretnie
niech los różę z ogrodu marzeń zetnie
jeśli to wszystko
to nie był wcale sen
sam53, 20 stycznia 2024
zimowo było - padał deszcz ze śniegiem
a czułem radość chociaż jeszcze styczeń
mój sen przy twoim w lekkiej drzemce przebiegł
jakby chciał blisko albo jeszcze bliżej
zdumiony uśmiech zbudził nas w objęciach
zdejmując z ramion wciąż pachnące wierszem
dwa słowa w chmurze - początek zaklęcia
jak spowiedź we śnie - roztańczone szczęście
gdy wiatr od morza nadzieją na wiosnę
gdy umajeni w niekoszonej trawie
sen wypełnimy - niespełnionych objęć
później espresso z buziakiem jak dawniej
sam53, 19 stycznia 2024
nie lubię kryminałów i długich opowieści
od tych najdłuższych rosną pieprzyki
a czasami nawet wąsy na plecach
podobno właściciel takowych czytał biblię i udawał anioła
prawda że głupio z rudymi kłakami przeglądać stary testament
chociaż bajka w bajce nikogo nie powinna dziwić
czytam zazwyczaj rano i popijam kawą kawą kawą
już o świcie kocham się z poezją
z tego lirycznego związku jeszcze przed śniadaniem
rodzą się dzieci
szczegóły zostawiam dla siebie
kawa z kroplą mleka - dobry pomysł
pokaż mi swoje pieprzyki
Marek Gajowniczek, 18 stycznia 2024
Jesteś teraz snem
milczącym , grobowym
o weselszej nucie
jeszcze nie ma mowy.
Jedynie poczucie
niedawnej bliskości
ważonymi słowy
chce przyszłość uprościć,
że to jest normalna,
ludzka kolej rzeczy,
wciąż przewidywalna.
.
Trudno temu przeczyć.
Każde z nas przejść musi
przez dolinę ciemną,
ale było łatwiej.
kiedy byłaś ze mną.
Myśli rozbiegane
błądzą po klawiszach,
a nieubłagana
dzwoni w uszach cisza.
Nokturnowym brzmieniem
wzmocnień i półtonów.
w nim ludzkie cierpienie
snuje się po domu.
Deadbat, 18 stycznia 2024
Dzięki Tobie niech będą Nibbano
Że zabierasz mi myśli słowa wreszcie mnie samego
Że uwalniasz od męki stawania się ciągłego
W praoceanie chaotycznych uczuć
Skazany bowiem jestem na śmierć od dnia moich narodzin
Dlatego
Oddaję ci z chęcią moje złe uczynki
Oddaje ci z chęcią również i te dobre
Nic przed Tobą nie skryłem nic nie przywłaszczyłem sobie
przeniknij mnie do kości i od najjaśniejszych szczytów do najciemniejszych krawędzi
zatrzymaj moje serce i uwolnij od niego
Obym nie musiał już trwonić czasu na próżne istnienie
Na rozdzielenie odłączenie i pustkę
Na odczuwanie nieistniejącego ego
Na puste gesty myśli i uczynki
dzięki tobie zrozumiałem je bowiem i je porzuciłem
jak krab porzuca nieużyteczną muszlę bez żalu czy smutku
Na wydumane rozdzielenie i nieistniejącą jedność
Na własne cierpienie którego sam jestem sprawcą
Na wydmuchane zasługi i zawyżone winy
które głoszą mi inne cierpiące istoty z tego uniwersum
Na własną niemoc kiedy patrzę na ogrom cierpienia które je wypełnia
Cierpień tych mrowie nie do wyrażenia wszystkich istot czujących rozdartych skazaniem na tymczasowe trwanie
Obym puścił się nieistniejącego parapetu
wraz z którym spadam od dnia moich narodzin
i odnalazł radość swobodnego lotu
Niechaj mój umysł stanie się niczym idealne lustro
i nie zatrzymam nigdy już dla siebie niczego
lecz zwyciężę byt niebytem
nienawiść zwyciężając miłością
Stając się w pełni sobą
poprzez zaprzestanie stawania kimkolwiek
Na miliard gwiazd bowiem
człowiek rozpryskuje się uderzywszy w nibbanę
Albo zapada w czarną dziurę pod wpływem własnej masy
Dlatego dzięki niech będą Tobie
Nibbano
Sztelak Marcin, 18 stycznia 2024
Leżymy spokojnie,
równo poukładani przy ścianach.
Cisza, nawet muchy nie brzęczą,
powietrze jest zbyt gęste.
Skazani na pamięć
wciąż powtarzamy ciągi cyfr,
przypisanych bezładnie.
Wymazani, liczymy drobne
pęcherzyki na boleśnie białym suficie.
Gdzieś za ciężkimi drzwiami
wciąż płynie czas.
Coraz bardziej przeźroczyści
wtapiamy się w posadzkę.
Ostatecznie znikniemy,
pozostaną jedynie chybotliwe cienie,
przyczajone gdzieś pomiędzy stosami
zmurszałych słów.
Znaczących mniej
niż szum wiatru niosącego pył
na epitafia.
drachma, 18 stycznia 2024
To jest studium
walki z samym sobą
jazda rollercoasterem
bez trzymanki
gdy jesteś młody
kanałów TV
zmieniających się
jak w kalejdoskopie
w wieku średnim
natomiast
na końcu życia
po ostatniej wieczerzy
zawsze następuje
katastrofa i śmierć
nie umrę a zdechnę
utracę dech jak
niegdysiejsi mieszkańcy
Warmii i Mazur
bo oni nie umierali
a zdychali
sam53, 18 stycznia 2024
niech będzie pochwalona ta która pierwsza wyjdzie z wiersza
dla niej codziennie sprzątałbym przedsionki
wszak do czystego serca nie wstyd zaprosić
pokazać schowek z kluczem do otwierania się na świat
już nazywany domem
nie dziw się - duże pokoje - ogromne serce
piec stary kaflowy ale jeszcze dobrze grzeje
okna uszczelnione - ciepło
w sypialni łóżko z baldachimem
wi-fi pod ręką
w ogrodzie twoje ulubione konwalie
razem posadzimy lipę
lubię wiosenne brzęczenie pszczół i smak miodu
na ustach
drachma, 17 stycznia 2024
Przycumowane statki turystyczne
tu na zamglonej promenadzie nad Menem
życie toczy się pod kloszem
z pieskami na wózkach spacerowych
na jarmarku bożonarodzeniowym
można skosztować "ognistego placka"
lokalnie zwanego Flammkuchen
wypić kubek Glühweina w sam raz
na tę pogodę nadciągającą katastrofę
mieszkańców którzy
jeszcze niedawno żyli daleko od
hekatomby i pośród których byłem ja
nim uciekłem tu do miasta wina i kościołów
na starym moście w Würzburgu
wszyscy święci chowają głowę w piasek
wyznają eskapizm „Pij wino
i czyń dobro” nie oczekuj końca
bo klosz jest trwały
Sztelak Marcin, 17 stycznia 2024
Każdego wieczoru zrzucam skórę
i wieszam ją w szafie pełnej
zielonych jabłek.
Ich zapach rozbija,
jeszcze niedawno wolne,
cząsteczki powietrza. Te zgromadzone
w okolicach spękanego sufitu.
Tynk spada do pucharu,
a szczególnie pomiędzy brzegi
a usta. Mimo to wysączam
do ostatniej kropli.
Niestety bez toastu,
to nie jest dobrze widziane
na szeroko pojętych obrzeżach miasta.
Być może w związku z pobliskim
ciemnym lasem, gdzie zły wilk
pędzi swoje dekokty i lata.
Czerwony Kapturek tymczasem
zajął się filozofią bytu,
głodna babcia zrzędzi, aż uszy więdną.
I tylko księżyc tradycyjnie
nie świeci.
Mając po ciemnej stronie
tradycyjne wycie.
sam53, 17 stycznia 2024
sypało wiało dawno nie było takiej zamieci
patrząc przez okno podziwiałem artystyczne zawijasy wiatru
śnieg poddawał się jego podmuchom tworząc zaspy i gołopola
na gałęziach świerków i sosen rosły czapy i kołnierze
ten lekko zamglony świat dojrzewał w świetle latarni
nie potrzeba wyobraźni by cieszyć się niespotykanym pięknem zimy
nie trzeba wiary
rzeczywistość na naszych oczach stawała się magią
myślę że tak wygląda spacer ku niebu
nawet kiedy mróz wciska się pomiędzy klawisze
https://youtu.be/TjhbQDfI0rg?si=a_f8KCc132_9lLYP
Misiek, 17 stycznia 2024
Czym jest życie
pytasz mnie człowieku
jedną kroplą z kielicha goryczy
czy odrobiną i chwilą szczęścia
którego czasem ktoś ci pożyczy
a może kroplą cudownego leku
które daje siły do przetrwania
albo w postaci tabletki kapsułki
po którą sięgasz codziennie z półki
zawsze to jedynie serca bicie
od poczęcia aż do skonania
w osamotnieniu bez czułości
lub w ciepłych czyichś ramionach
czym jest życie
to naprawdę niełatwe pytanie
spróbuję odpowiedzieć na nie
czy jest drogą nie do końca znaną
w poszukiwaniu prawdy i miłości
na pewno zagadką nierozwiązaną
opisane na tylu książek stronach
o niepoliczalnej cenie i wartości
darem o który walczymy wszędzie
i pewnie właśnie dlatego
nie było nie ma i nie będzie
nic od życia droższego…
Yaro, 16 stycznia 2024
szarość wkrada się maluje obraz dnia
drzewa szare ostatni liść upadł na dno
zimnego czarnego jeziora jak studnia
pada zimny deszcz na bukowy las
rude łachy piachy pokrył szron śnieżnosiwy
skronie staruszka osusza wiatr znikąd
odkrywam smutek za tym co odeszło
szukam drogi na skróty byle uciec stąd
mój dom na wzgórzu pokryły wspomnienia
przeczekam dziwny czas
zanurzam się w sobie
widać twarze szarych ludzi
którzy błądzą w opętaniu zakupów
las szumi kołysze ciężkie gałęzie
co teraz zmierzcha się cicho i mrocznie
horror na drogach
zabierzcie sumienia
na boku jezdni mokną
w mżawce około dwudziestej
magia bukowa ukryta zamykam w sobie
ten czas gdy niczego nie jestem pewien
zasypiam by wstać
niewyspanym za wcześnie
Yaro, 16 stycznia 2024
lecę wysoko frunę na Jamajkę
samolot chyba Ryanair - Tanie Loty
albo Lotem -nie wiem
dobrze że nie spada trochę trzaska
nie ma przy duszy a ni grosza
nie śmierdzę nim nawet na metr
dzieli mnie jedynie odległość
do Kingston miasta ciepła
wyobrażam sobie te gęby krzywe
poleciał zostawił dom rodzinę
kilku żuli pod sklepem najlepsi
co z żabki zrobią dwie małpki
lecę jak najdalej by odlecieć
wiatr wciska się między zęby
jak po posiłku jedzenia resztki
zapalmy mówi czarny zapalę
Adam Pietras (Barry Kant), 16 stycznia 2024
Miałem sen ostatnio. Była klatka w klatce ptaki. Ale nie było górnej kraty. Ptaki sobie wylatywały i wracały i tak w kółko.
Adam Pietras (Barry Kant), 16 stycznia 2024
But no, she's an abstract, a bird
Of sound in the air of air soaring
And her soul sings unencumbered
Because the song's what makes her sing.
Adam Pietras (Barry Kant), 16 stycznia 2024
1. Ona tam robi niesamowite rzeczy z językiem i wakizashi. Widać, że laska kocha ból. Boże, co ja bym dał za taką kobietę. Oświadczyłbym się jej, gdyby to nie było zbyt skomplikowane.
2. Ciągle nikt Cię nie rozumie? Mnie w sumie też. Nie ma takiej jaźni w kosmosie która w pełni przeniknęłaby moją.
3. Czasami mi się wydaje, że jestem jedyną jaźnią we Wszechświecie.
4. Dzisiaj mi się śniło, że opłakiwałem śmierć Nietzschego. Nietzsche umarł jakoś niedawno a ja żałowałem że nie zdążyłem z nim przedyskutować jakiejś arcyważnej kwestii.
5. Fragment z Verlaine'a
Jam jest cesarstwo na skraju wielkiego konania
Co widząc jak idą barbarzyńce białe
Układa swe akrostychy
Wytworne i niedbałe
6. Fragment ze mnie
Chciałem być najlepszy
w dziedzinach które stworzyłbym sam
ufając jedynie własnym sądom.
Aby tak
doścignąć wschodu słońca,
i móc już w nim pozostać
nie byłem bowiem na tyle łaskaw
by pozwolić sobie go oglądać
Nie było już czasu
zadawano tylko krótkie pytania
i tylko krótkie padały odpowiedzi
Nie było już czasu...
C z e g o w i ę c m o ż n a c h c i e ć ?
7. Fragment ze mnie II
Pierwsze promienie wiosennego słońca
przypominają zapach poprzednich lat
a to - wspomnienie:
Źbła trawy między kostkami brukującymi
drogę
Stukot podków powinności na ulicy nieopodal
parku
Woźnica w lekkim rauszu
ma dostateczny pretekst
by zaniechać przemyśleń.
"Żyć" - śpiewa - "dłużej niż przez pół godziny."
Ok. 2008
Adam Pietras (Barry Kant), 16 stycznia 2024
1. Mark Strand - Keeping Things Whole
In a field
I am the absence
of field.
This is
always the case.
Wherever I am
I am what is missing.
When I walk
I part the air
and always
the air moves in
to fill the spaces
where my body's been.
We all have reasons
for moving.
I move
to keep things whole.
2. Iwaszkiewicz (nie pamiętam tytułu)
Nigdy moja ręka nie sięgnie
twoich bursztynowych pleców
Nie wiem co się kryje
pod twoim fartuchem
nie ściągnę ręki w aksamitne
miejsca niedalekie a niedoścignione
Na czole wianek z pszenicy
i nawet ten wianek nie dla mnie
i te wysokie piersi
dwa jeże
których lekam się dotknąć
Dlaczego stąpasz tak uroczyście
to nie dzień twego wesela
Prawda to dzień w którym powiedziano
kiedy umrę
sam53, 15 stycznia 2024
zdejmując rękawiczki patrzy w niebo
przygląda się gwiazdom
zapala uliczne latarnie
przychodzi jak wieczór o zmierzchu
opatulony wierszem
w słowach za kołnierzem
z prawdą ukrytą w kieszeniach
zwyczajnie bez pukania jak swój
nigdy nie wiem czego taki chce
którą rękę wyciągnie na powitanie
dlaczego nie zdejmuje zabłoconych kaloszy
i bez pytania siada w moim fotelu przed telewizorem
czasami proponuję mu kieliszeczek dereniówki
albo lampkę wytrawnego domowej roboty
gdy zaczyna przewracać oczami staje się nieznośny
wtedy odpływa traci film
we śnie przykrywa się nocą
słychać jak głośno chrapie
Yaro, 15 stycznia 2024
dobrze mnie znasz wybaczasz błędy
nie byłem nie jestem idealny fajny
polegasz na mnie otoczyłem cię opieką
zapomnij złe sny noce i dnie płynie czas
mało w nas co raz mniej
wieje wiatr przeszłe dni
dziś świeci słońce a ty lśnisz
trzymaj mocno dłoń nie pozwól
by odeszła w dal daleko gdzieś
kochajmy się przytulone serca dwa
czas zabierze nas do krainy snów
będziemy powietrzem w przestrzeni
moje żarty twój radosny uśmiech
nawrócić wspomnienia zadowolenie dzieci
teraz zima wiosna nachodzi każdym dniem
patrzę w niebo dookoła coś się dzieje
wracamy do siebie jak ptaki z dalekich stron
obejmij uśmiechem podaruj rumieńce policzków
śnij nasz sen śnij gdzie Eden granic strzec
przed złem co wkrada się podstępem
ciągle walczymy o siebie każdym dniem
rano budzisz mnie pijemy kawę ze smakiem ust
sam53, 14 stycznia 2024
kawa z pianką z twoim uśmiechem
z kardamonem i laską cynamonu
myśli wędrujące za palcem po stole
poranne tik tak w zegarze
sen z tobą a może już jawa
dzieliłaś pocałunki na dwoje
gdy wiatr tańczył z firanką
ktoś otworzył okno w słońcu
zatrzymaliśmy cienie na ścianie
drżysz
a przecież najprościej
nie zapomnieć się
Marek Gajowniczek, 14 stycznia 2024
Śpisz tam w pomników szeregu,
w śnieżnej kołdry puchu.
Czarna rozpacz w bieli śniegu
zastygła w bezruchu.
.
Wyobraźnia spać nie daje -
powraca ad rem,
chociaż sobie sprawę zdaję -
jesteś teraz snem.
.
Ukojeniem, przytulanką
w ciemną noc styczniową.
wierszowaną obiecanką
zamienioną w słowo.
.
Wymodlone, wynoszone
z nadzieją w zaświaty,
gdzie złożone i zmrożone
rozkwitają kwiaty.
.
Gdzie odchodzi w zapomnienie
ziemskich losów splot
o czym łagodnym mruczeniem
usypia mnie kot.
sam53, 13 stycznia 2024
Powiem ci w zaufaniu
chociaż to żadna tajemnica
kiedyś przychodzi taki moment w życiu
że wszystko wydaje się piękne
nawet śnieg który sypie wielkimi kłakami
zaspy na chodnikach skrywające ślizgawki
puchowe czapy zalegające na samochodach i drzewach
nie trzeba nic odśnieżać tylko podziwiać
jest taka chwila zwana czasem emerytury
gdy nawet po zakupy nie trzeba iść
nie pasuje ci brnięcie przez zaspy to zostajesz w domu
oglądasz wiadomości i cieszysz się życiem
od czasu do czasu spojrzysz w lustro
uśmiechniesz się do siebie
i ze szczerością przyznasz że zima jest cudna
ale póki co trzeba jutro iść do pracy
odśnieżyć wyjazd z garażu do bramy
i nie denerwować się gdy wszechobecna biel
pokaże nam nie raz nie dwa swoją niepoznaną jeszcze stronę
Marek Gajowniczek, 13 stycznia 2024
Nie wiadomo, co się dzieje
i co dziać się może?
Kraj upada. Świat się chwieje
i zimno ma dworze.
Trudny czas dla opuszczonych
zamiarów i marzeń.
Trwa blokada informacji
bieżących wydarzeń.
.
Nie przedstawisz własnych racji
w domowym zamknięciu,
w beznadziejnej sytuacji
praw i prawd przegięciu.
Wypłakać się tylko możesz
do swego rękawa.
Skąd ta nagła, Dobry Boże
o jutro obawa?
.
Były dramatyczne grudnie -
jakoś się przeżyło!
Przyzwoicie - nieobłudnie
chroniła nas miłość.
Dziś grożba osamotnienia
jest jak zła nowina.
Świat na gorszy nam się zmienia!
Trzeba zło powstrzymać!
Adam Pietras (Barry Kant), 13 stycznia 2024
W płaszczu deszczu
Santa Maria del Fiore
powiedziała mi:
jeszcze cię nie zabiorę
Patrz jak tulipan mój w wodzie się pluszcze
jak się różowe dachówki łuszczą
na mojej śpiewnej kopule
jak krople padają czule
szeleszczą szepcą i gwarzą
nad twoją wzniesioną twarzą
niedowarzony wieszczu
Ty nie wiesz ile tak trwam już
oblicz choć palców nie starczy
i wciąż w dół obrócona
różowa moja korona
i krok twój młodzieńczy i starczy
w mym cieniu chwiał się i mijał
Jestem jak kwiat w tym tumanie
Santa Maria
del Fiore
wyrastam z miasta jak wezwanie
jak hasło jak hymn jak instrument
i nie mów że wszystko przemija
to nie jest żaden argument
bo liczba we mnie zaklęta
jest wieczna
jest święta
Adam Pietras (Barry Kant), 13 stycznia 2024
Dopóki z sobą grasz, to tylko
sprawa zręczności, błaha sprawa,
ale gdy nagle chwycić musisz piłkę,
którą odwieczna towarzyszka zabaw
ku tobie rzuci, owym łukiem
dokładnie znanym, niczym przęsło,
co z mostu Boga w górę wzlata,
wtedy to władzą jest ta zręczność -
nie twoją, ale świata.
R.M. Rilke
violetta, 12 stycznia 2024
wtulaj się w astrową pierzynkę na piersiach
obudzę cię gwiżdżącym śpiewem kosa
porozstawiam po kątach pachnący bez
by można powąchiwać tak wiosnę
Yaro, 12 stycznia 2024
zabraliśmy wszystko -powiedzą
zabrana wolność zburzona zgoda
deszcz fałszu niepogoda
-nadciąga
z nową wiarą sztuczną moralnością
bezprawnie bezprawie na sali
kraju zrujnowany łzy pot i krew
prosimy Cię Jezu wysłuchaj próśb
atak białym dniem
siłą zmiany kultury wiary
przewrotny kraj przewrotnych ludzi
demokracji czas upłynął dyktatura
rządź się swoimi prawami.
My na dole patrząc krzywo w oczy
idziemy twardo do przodu
nie usiądziesz nie warto
sam53, 12 stycznia 2024
w taką pogodę żal psa zostawić za drzwiami
żadna przyjemność wałęsać się bez celu po wsi
grzęznąć po pas w głębokim śniegu
kiedy wiatr w minutę zawiewa ślady
smaga po twarzy jak biczem
a zamróź owija ciało chłodem
świdrując wnętrza
w taką pogodę przy piecu kaflowym usiąść
i słuchać jak świszcze w kominie
już o zmierzchu w noc się wprosić
z mruczeniem kota na kolanach oswoić
psa przytulić niech poczuje zapach dobrego człowieka
wszak dobrym ludziom sen potrzebny i spokój
mówią że zima to kara za gorące płodne lato
za zbyt urodzajną jesień
za bogactwo jemioły na topolach
zjawia się kiedy światło dotyka dna
cienie wyłażą ze studni
zamarza klucz do prawdy
a ziemia pod stopami tężeje
mówią żeby w czas otworzyć okna wiośnie
rodzą się dzieci
Sztelak Marcin, 12 stycznia 2024
Kiedy bezrefleksyjnie obieram ziemniaki
nocne gołębie rozdziawiają paszcze,
pełne ostrych zębów. Za głuchym oknem
kłębi się burza, oddycham więc przez dziurkę
od klucza.
Drzwia drżą od uderzeń gromów, raz po raz
okrutna błyskawica rozrywa ciemność
klatki schodowej. Na niej dzikie koty
w ekstazie drapią tynki do kości. Strach
wciska się w gardło, nie pozwala zamknąć
oka przy judaszu.
Ten podobno wciąż wisi, kołysany do snu
gorącym wiatrem, a trzydzieści srebrników
brzęczy do taktu. Lecz to już inna imaginacja,
pełna zmurszałych krzyży i powykręcanych
długoletnim artretyzmem
drzew oliwnych.
Yaro, 11 stycznia 2024
płat czystego nieba tak trzeba
patrzę na pas Oriona
walczy pośród gwiazd
nas tam nie było zapach ciszy
jesteśmy tutaj światło słabnie
z minuty na minutę
sterczę samotnie jak słup soli
nie ma nas i nie będzie tylko szumi las
niebo zasnute
wulkanicznym pyłem mroku smak
jedna rzecz która jest wyzwaniem
poleć tam gdzie słońce do gwiazd
przynieś garść kosmicznego pyłu
w teleskopie swiatlo
jak w tylnym lusterku wstecznym
przenieś swoje zwierciadło
wehikuł czasu
wehikuł przyszłości
daj choć trochę poczuć strachu
boję się przepowiedni
horror
demony przeszłości na ziemi
zbierają żniwo
pieniądze nie dadzą radości
smutek żal jest późno
jest prawda
jest zło ani jednego sprawiedliwego
ogień na niebie z Orionem
walka wewnętrznych skrajność
zaciśnięty pasem u stóp z Andromedą
płacz Kasjopei niesie w kosmos
zimnym wiatrem maluję
twarz obrazek dnia
więcej światła
Marek Gajowniczek, 11 stycznia 2024
Pętelki domowych robótek.
Jest cisza i skutek i smutek,
a na puste miejsca w regałach
bezmyślmość się szybako dostała.
.
Nadzieje chowają się kruche,
gdzieś chłodnym zamarły bezruchem
wpatrzone w zachmurzone niebo
w myślach oddanych potrzebom.
.
Biel śniegu na dalszym planie
pogłębia wyizolowanie
i nawet Programy Specjalne
czas wzrywu tracą na marne.
.
Zbudziła się wena leniwa
zgorzkniała i osobliwa.
Wędruje po klawiaturze
powolna wbrew swej naturze.
.
Usypiająca dewocję
we wspomnień przytulny sen,
w którym gasnące emocje
żałobny składają tren.
sam53, 10 stycznia 2024
wczoraj poznałem uśmiechniętą kobietę
z uśmiechniętym dzień dobry na ustach
wydawała się przyzwyczajoną do słodkich powitań
i spokojnych cierpliwych pożegnań
w jej oczach dostrzegłem ciekawość świata
chęć poznawania ludzi i tę inność którą zaraża interlokutora
pierwszy raz spotkałem się ze spojrzeniem
które przenikało mnie na wylot
wstrzymywało puls i bezwiednie kołysało okolice serca
chciało się tańczyć skakać w górę jak dziecku
jednocześnie czułem chłód
bijąca od niej pewność siebie była jak zimny prysznic
na rozgrzane upałem ciało
spacer w deszczu z niedokończonym wierszem w tle
ciemność której gotów byłem podarować siebie
wieczorem opowiedziałaś mi swoją historię
już wiem jak obchodzić się ze Szczęściem
sam53, 10 stycznia 2024
taki czas że wilki z lasu wychodzą w pole
z głodu tęsknoty łby spuszczają ku ziemi
szukając śnieżnych kwiatów rozsypanych wśród śladów
gdy gniew Boga w chmurach poszarpanych wiatrem
za późno by iść przed siebie za wcześnie by wracać
w zimę z wiarą w jutro gdy żurawie gubią pióra w locie
a poeci szukają zeszłorocznych gniazd choćby na jedną noc
gdy ty we śnie z boku na bok śmiechem się karmisz
tak jakby ominąć miał nas czas dotykania dłońmi w pieszczocie
w szaleństwie zanim rzucisz się wezbraną wilgocią
w deszcz kochania aż strach przed myślą która burzy się
w potarganych włosach krótkim - jeszcze jeszcze
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
28 maja 2024
w traumieYaro
28 maja 2024
2805wiesiek
28 maja 2024
Szalone dniMarek Gajowniczek
27 maja 2024
tak mało trzeba nam...sam53
27 maja 2024
Stąd do wiecznościJaga
27 maja 2024
Niejasność podążaniaArsis
26 maja 2024
Noc bez świtu, zmierzchSztelak Marcin
26 maja 2024
Serce serc 2024Misiek
25 maja 2024
W kotle burzyMarek Gajowniczek
25 maja 2024
Nieuniknionevioletta