17 lipca 2016
17 lipca 2016, niedziela ( Autobiograficzny kawałek. )
Widzisz, w mojej rodzinie każdy poświęcił się w mniejszym, lub większym stopniu muzyce, a każdy muzyk bierze, bierze z zasady, ponieważ bez brania jest zbyt mdły i mało ciekawy. Każdy, kto był bliżej związany z moją rodziną, również był muzykiem. Zaś jego dzieło, o ile w ogóle jakieś stworzył, również musiało być prawdziwe, przez co starczyło mu to ledwie na dalsze bycie muzykiem, bądź też wcale nie przynosiło zysku. Liczyli działki, nie utwory. Jednak muzycy z mojej rodziny, potrafili, w przeciwieństwie do reszty tworzyć prawdziwie dobrą muzykę, która ich wpierw zniszczyła, a następnie zabiła. Miałem siedem lat, kiedy moją matkę utopił muzyk. Nie wiem, dlaczego ją zabił, lecz jego zabił mój ojciec. Podarował mu pięćdziesiąt siedem pchnięć długim nożem w brzuch, choć to oczywiste, że pięć by wystarczyło. Miałem brata, Svena i był on ode mnie o siedem lat młodszy. Kiedy miał dwanaście lat, postanowił przekonać innych, a przede wszystkim siebie, że był ode mnie młodszy wyłącznie o cztery lata. W przeciwnym razie, mimo jego absurdalnie nadzwyczajnych umiejętności gry na basie, nie dostałby się do zespołu, a w konsekwencji nie zostałby muzykiem. Mój ojciec nie chciał iść do więzienia, więc przeczytał kilkanaście książek o schizofrenii oraz wytatuował sobie pentagram na przedramieniu, aby dzięki sile perswazji zniknąć na pięć lat w szpitalu psychiatrycznym. Przez ten czas pieczę nade mną i Svenem sprawował jego brat, który był nie tylko jego przyjacielem, ale, co nie jest żadnym zaskoczeniem, i muzykiem. Jego syn, Andrzej, nauczył Svena bycia psychopatą i jeszcze lepszym muzykiem, przez co Sven zatracił charakter i osobowość. Moja matka miała syna, starszego ode mnie o trzy lata, Antka. Pochodził z Polski i nie muszę chyba mówić, że także zajmował się muzyką. Do dzisiaj nie mam pojęcia dlaczego mój ojciec tak nim gardził. Kiedy już znalazł się na oddziale zamkniętym, Antek uciekł do Polski i słuch o nim zaginął, ponieważ zamieszkał u dziesięć lat od niego starszego syna jego ojca i jakiejś nieznanej mi kobiety. A więc ten mężczyzna utrzymywał Antka z bycia muzykiem i niezłego posługiwania się bronią. Gdy mój ojciec wyszedł z psychiatryka radykalnie się zmienił . Nadal grał w swoim zespole, jednak trzy lata później okazało się, że naprawdę był szaleńcem i musiał wrócić na oddział. Wtedy byłem wystarczająco dorosły, żeby zrozumieć, że tylko dzięki temu nie zmarł przez bycie muzykiem. Miałem osiemnaście lat i podróżowałem między Norwegią a Polską. Byłem wtedy, zresztą, tak samo jak i teraz, prawdziwym blackmetalowcem wciąż mało przekonanym i niepewnym swojego warsztatu na perkusji. Pomógł mi Antek, lecz praktycznie tego nie odczułem. Był ludzką bestią, o ile którykolwiek z nas był wtedy jeszcze człowiekiem. Spotkałem w Warszawie ludzi, którzy przekonali mnie, że umiem grać. Jednym z nich był mój duchowy przewodnik, Ra. Wyglądał, jak śmierć na chorągwi i miał ogolone pół głowy. Pomimo jego nadzwyczajnego talentu i dużej siły perswazji tak samo wobec ludzi, jak i wobec mrocznego kosiarza, wyniszczyło go to, że był muzykiem. Miał zaledwie dziewiętnaście lat i żyła wybuchła mu pod skórą. Miałem dwadzieścia lat i zostałem tatuatorem, czego w ogromnym stopniu nauczyłem się na sobie samym, próbując zakryć setki blizn po żyletkach, nożach i papierosach na moich ramionach, klatce piersiowej i przedramionach. Wiesz, blizny z czasem utraciły swoją estetykę. Przemalowałem włosy na czerń. Miałem dwadzieścia jeden lat i kończyłem praktykę w zawodzie w Norwegii. Antek został fotografem, a nawet poszedł na studia. Robił zdjęcia na okładki płyt niedomytym nazistom z odciętymi głowami kóz. Nieźle zarabiał. Były wakacje, sierpień. Pamiętam, że padał deszcz. Firma, w której Antek rzekomo pracował, przesłała mi jego zdjęcie. Leżał w kałuży krwi z rozwaloną głową, nadal trzymając w dłoni broń. Musiałem pojechać, aby zidentyfikować jego zwłoki. Podjąłem się tego jako jedyny. Dowiedziałem się później, że Antek, z racji bycia muzykiem, popadł w olbrzymie długi. Był październik, zaś ja traciłem Svena, jedynego brata, jakiego kiedykolwiek miałem. Sven o sinych palcach i szklanych oczach snuł się nieobecny, znikał na długie dni i miał rozpaczliwą, ostrą depresję. Pojechał w trasę koncertową. Po powrocie z niej nie umiał już ze mną rozmawiać. Chciałem zdecydowanie przerwać jego karierę muzyczną. 7 listopada obiecałem, że następnego dnia zabiorę go na północ, w jego ulubione miejsce. Rozmawiał, lecz wtedy to już chyba nie był Sven. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego mu uwierzyłem. 11 listopada pojechałem sam do miasta, aby dalej zalewać jego podświadomość wódką, którą miał, w moim zamyśle, cenić bardziej, niż muzykę. Kiedy wróciłem, Sven leżał w łóżku, a z jego zupełnie sinej ręki wystawała jeszcze strzykawka. Nie oddychał. Spaliłem ten stary dom na północy kilka dni później. Nie potrafiłem już żyć. Coś we mnie pękło. Bezpowrotnie. Kochałem go. Gdy dotarło to do ojca, postanowił, że jego celem w życiu będzie muzyka i rzeczywiście nie potrafił się bez niej obchodzić. Kilkanaście miesięcyi temu dowiedziałem się, że znaleziono jego zwłoki. Miał we krwi dawkę heroiny, większą od śmiertelnej. Zostałem sam.
15 listopada 2024
Bez zapowiedzisam53
15 listopada 2024
1511wiesiek
15 listopada 2024
Wielki BratJaga
15 listopada 2024
Słodziakudoremi
14 listopada 2024
KaterinYaro
14 listopada 2024
FluktuacjeArsis
14 listopada 2024
Muslimowo. Szczypce śmierciArsis
14 listopada 2024
0005.
14 listopada 2024
0004.
14 listopada 2024
święta - dzieci przyjadąsam53