5 lutego 2014
5 lutego 2014, środa ( Rzut ogólny )
Na wymioty mi się zbiera jak patrze na wszystko wokół mnie. Co druga moja koleżanka to zdzira, a te nie zdziry też są rąbnięte. Osób z którymi mogę normalnie pogadać jest malutka garstka. Męskie towarzystwo to albo Panicze z przerośniętym ego "co to nie ja", "nie wiem ale się wypowiem" albo najnormalniejsi prostacy bez kultury. Nie obchodzą mnie te wszystkie plotki towarzyskie, imprezy i wyjścia do pubu na piwo. Nic mnie już nie interesuje. Gdy wychodząc do sklepu spotykam znajomego, to już nawet nie pytam co u niego, bo mnie to najnormalniej przestało dawno obchodzić. Weekend spędziłem z pseudoznajomymi, by nie zdziczeć całkiem i miałem zamiar ładnie się uśmiechać do złej gry. Jednak nie dało rady, trzeba było się napić, czyli wtopić się w to bydło. Rozmawiałem dużo z ludźmi słysząc jedynie zwierzęce zachowanie. Pisałem przed chwilą ze znajomym. Chce zmienić życie tak jak ja. Cicho marzyłem, że wybierze drogę niezależności i spełniania marzeń i ambicji, och naiwny ja. Spytałem się w jaki sposób chce coś wskurać, a on odpowiada, że ma zamiar wyprowadzić się i iść na studia. Oczywiście za kasę rodziców. Aprobata? Nie, ale zwątpienie i obrzydzenie na pewno. Ich gesty, chód, śmiech, byt. Obrzydza mnie to.
Spojrzałem w lustro: smutne oczy, pryszcz na karku. Obrzydzenie. Do siebie, do świata. Jak żyć. Frustracja narasta. Dla mnie już chyba za późno. Etap liczenia na cud. Cudu nie będzie.
21 kwietnia 2025
Marcin Olszewski
21 kwietnia 2025
Belamonte/Senograsta
21 kwietnia 2025
wiesiek
21 kwietnia 2025
Trepifajksel
20 kwietnia 2025
Bernadetta
20 kwietnia 2025
wiesiek
20 kwietnia 2025
Bezka
19 kwietnia 2025
sam53
19 kwietnia 2025
wiesiek
19 kwietnia 2025
dobrosław77