15 czerwca 2013
15 czerwca 2013, sobota ( co się robi zamiast tego, co się robić powinno )
Na przykład wychodzi się z założenia, że wyjęcie stopy z buta ma swoje dobre strony i idzie się jak ten fakir po rozżarzonych węglach czy inny miłośnik koszul w fantazyjne wzory boso naokoło świata. A dokładniej, by było bezpieczniej i bez niepotrzebnych otarć i zadrapań, do ogrodu na zieloną trawkę, by poskakać jak pijany zając po mieszance prochów i trawy.
I wtedy przypomina się opowieść przeżyta na własnej skórze, wtedy ciemnej jak czekoladka, bo, jak dotąd, nie miała jeszcze okazji się opalić i zacząć wyglądać w miarę porządnie.
A było tak... Albo nie, nie było tak czy inaczej, było sobie po prostu morze, z piaszczystym brzegiem, plażą nudystów, na którą, na szczęście, nie zawędrowałam, skwierczącymi na słońcu kawałkami mięsiwa, budkami z lodami i napojem bogów, cuchnącymi toaletami, stromym zejściem, bo miejsce znajdowało się na klifie, oraz z dwójką zakochanych. A przynajmniej ja bardzo skrętnie udawałam zainteresowanie z powodu, który powoduje znacznie gorsze zachowania, a dokładniej z nudów.
Pewnego razu siedziałam u Dawidka na łóżku, bo, jak sam powiedział, kolana ma słabe i mu niewygodnie mnie na nich sadzać. Czyli po prostu byłam za ciężka. Ale kij z nim, chudnąć nie zamierzam, jedzenie to jedna z niewielu przyjemności na tym świecie, oczywiście poza... Więc siedziałam, siedziałam, aż zapukał sąsiad, by zapytać, czy nie mamy ochoty poczęstować się delicjami. Oczywiście, że nie... wróć! Delicje? Ależ bardzo chętnie, niech pan tylko przyniesie pudełko.
I przyniósł, poczęstował, ale, skąpiec jeden, zaledwie po jednej. Przy okazji narobił takiego smaka, że jedynym sposobem na pozbycie się apetytu było natychmiastowe pójście do sklepu. A wiadomo - niewiele, bardzo niewiele kobiet wyjdzie do sklepu tak jak stoi. Jeżeli nie mają potrzeby się przebierać to przynajmniej muszą obejrzeć się w lustrze, przy okazji przeczesując włosy grzebieniem, poprawiając spinkę czy warstwę szminki na ustach.
A ja musiałam zmienić japonki na sandałki. Bo tak, chociaż to deptak, równo, żadnych niespodziewanych dolinek i kamieni, o które można się potknąć, a jednak ja musiałam i już. Sklepu nie zamykają przed północą więc można iść najpierw do pokoju po te nieszczęsne buty.
Gdy już miałam wychodzić, recepcjonistka ostrzegła, że zbliża się burza. Ale co z tego, przecież sklep tutaj blisko, na pewno się wyrobię! Idę, idę, a tu jak nie lunie! Nie zaczęło stopniowo padać, po prostu byłam sucha, a sekundę potem byłam mokra od stóp do głów. Na szczęście niedaleko był parasol czy inna wiata pod którą, a jakże, się schowałam, bo, niestety, byłam w białej koszulce. Złe myśli temperuję od razu - pod spodem, na swoim miejscu, była bielizna!
Czekanie odpada, niecierpliwa ze mnie istota, ciastek się chce, a odległość spod parasola do sklepu identyczna jak do ośrodka. Cóż więc robić? Portmonetka za pasek spodenek, okulary w dłoń, bo firanka wody skutecznie uniemożliwiała moim i tak krótkowzrocznym oczom wyraźne widzenie, nieszczęsne sandałki w drugą rękę i idziemy, na przekór ludziom, dobrym manierom i pogodzie.
W sklepie ludzi pełno bo nikt chyba nie był na tyle inteligentny, by moczyć się tak głupio i bezpruderyjnie jak ja. Zresztą wymaga to też pewnego rodzaju odwagi. I taka ociekająca wodą, bosa i z uśmiechem od ucha do ucha podchodzę do sprzedawczyni i proszę o delicje. Wychodząc, weszłam z rozpryskiem w wielką kałużę obok wejścia. Przecież nic już nie zaszkodzi!
Gdybym z taką determinacją szła po chleb czy inne niezbędne do przeżycia produkty, ludzie by to jeszcze zaakceptowali. Ale po ciastka?!
22 grudnia 2024
Prostotadoremi
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta