10 grudnia 2011
Klisza
Słowa wyplute. Wymemłane najpierw i wycharczane prosto w twarz. Jakbyś chciał pozbyć się kapcia w gębie. Obrzydzenie. To widzę w Twoich oczach.
Pstryk. Twój uśmiech. Pstryk. Oczy. Ciemne, roześmiane, Twoje. Pstryk. My. Przeglądam fotografie w swojej głowie. Jedną, dwie, tysiąc. Każda tylko na mignięcie. Mgnieniem oka kontempluję nasze minione wzloty. Szczęście upakowane w zwojach istoty szarej. Neurony wypełnione wspomnieniami, tatuaż wyryty Twoim imieniem w moim umyśle. Usunąć nijak. Nijak żyć.
Czyja wina? Moja, Twoja. Moja. Moja, moja, moja. Bo ja zawsze… Bo ja nigdy… Bo to, bo tamto. Bo tak. Nie cierpisz, nie lubisz. Taka, owaka. Rozpadasz mnie we mnie. Rozdrapujesz mnie na
strzępy i wycierasz palce w ściany. Krzyczę z tych blaknących smug. Kajam się, spadam na mokry dywan. I ginę, gdy szydzą ze mnie zamykające się drzwi. Zazdroszczę klamce Twojego dotyku.
Pstryk. Wracam pociągiem Znikąd. Drugą klasą, okrężną drogą. Pstryk. Przez szybę robię zdjęcia matowych krajobrazów. Wciąż nieostro i ten tatuaż - głęboko tam. Jednak ciągle go coraz mniej. Teraz już wiem. Tu, wciąż nie u celu, zakładam nową kliszę.
23 listopada 2024
Delikatny śniegvioletta
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek