26 lipca 2013
Jądro cyklonu
Szary spóźniony świt z wysiłkiem otwiera powieki rozpalonych oczu. Powietrze z rytmicznym drżeniem faluje pod ciepłem spękanej ziemi, skłębiając cząsteczki w strumienie atomicznego wiatru. Tysiącem niewidzialnych ostrzy szarpie milczące twarze obłoków, rozcinając zmęczony nieboskłon aż do jądra kuli, otoczonej pełzającymi językami szaropurpurowego ognia. Ptaki krzykiem upadłych aniołów witają narodziny słońca. Cienie ich skrzydeł muskają oblicze przestrzeni, pełnej niewygasłego ciepła niepokornej czerwcowej nocy. Nadchodzi nowy czas.
Latawce nie odpłynęły jeszcze z zaplątanych gałęzi. Wraz z łańcuchami liści zrosły się w jedność z lasem horyzontu, nieczułe na pieszczotę wiatru, w pośpiechu ogarniającego twarz słońca. Z cichym świstem zatapia palce w lepką łagodność obłoków, w przeczuciu nadchodzącego chce jeszcze ofiarować ziemi kilka ostatnich promieni palącej jasności. Na próżno.
Cisza rozdarta narastającym drżeniem gromu skłębia się w odruchu ostatniej obrony. Jeszcze dygocze w heroicznym wysiłku napiętych ścięgien, wznosząc w górę mokre od potu ramiona, by w końcu paść na kolana pod uderzeniem chaosu. Naprężone do granic możliwości żyły drzew pękają pod naciskiem strumienia wiatru, rozpryskując bursztynowe krople szybko krzepnącej krwi. Zlepiona w drżące strumienie, spływa z jękiem ku szarej ziemi, by zastygnąć żywicą w niemym krzyku na spękanej, pooranej czasem korze, znacząc kolejne bruzdy ciepłym oddechem życia. Gorycz niemocy pokrywa białą pianą usta ginących, rozszarpanych liści. Skowyt czasu, skłębionego przez głuche „nie” nocy, odbija się od kryształowo czystych szyb stojących nad przepaścią domów, zamieniając ich iskrzące serca w kłęby lustrzanego pyłu. Świat zamyka oczy nad łzami deszczu. Z apokaliptyczną siłą gaszą ból ziemi. Wyrywszy na niej swoje imię, zabierają rozdarte części i rozgniatają w ustach tysiącami pocałunków na ciepłą maź ciemnego błota. Rzeki stopionych kropli biegną ku zmęczonym wodospadom, gdzie huk wody zamyka się w szale błyskawic, rozszczepiających przestrzeń na światło i mrok. Stają w ogniu mury cywilizacji, zduszone zajadłością błękitnych płomieni, pełnych bladych języków gorącego, rozdwojonego przeznaczenia. Pełzają po milczących pęknięciach suchych ścian, zlizując cząsteczki wilgoci z ostatnich godzin. Demony opętane radością destrukcji wybijają głuchy rytm na bębnach nieboskłonu, prowadząc istnienie ku pętli nicości. Wydzierają sobie wzajemnie z gardeł inferno grzmotu, rozszarpują gnijące oblicza szponami błyskawic, na linach zwycięstwa zsyłają ziemi poniżenie, okupione ziarnistym jądrem wytchnienia.
Obłąkany wiatr zabiera ze sobą popiół zwęglonych szkieletów, łączących niegdyś chłodne ciała kamiennych ścian. Teraz jedynie pustka zastyga kamieniem na gruzach, porowatą lawą zniszczenia zatapiając gniew. Resztkami pulsującej energii rozszczepia życie na pasmach jęku bezsilności. Podnosi gorące, krwią zbryzgane ramiona zmartwychwstała cisza. Ze wzniesioną głową czeka na ścianę atramentowej stali.
Za nią jest ból, mrok i grzech.
16 listopada 2024
listopadowe zakochaniesam53
16 listopada 2024
na wiekiYaro
16 listopada 2024
1611wiesiek
16 listopada 2024
Brzoskwiniowevioletta
16 listopada 2024
Katastroficzny dramat...dobrosław77
15 listopada 2024
Bez zapowiedzisam53
15 listopada 2024
1511wiesiek
15 listopada 2024
Wielki BratJaga
15 listopada 2024
Słodziakudoremi
14 listopada 2024
KaterinYaro