5 czerwca 2011
5 czerwca 2011, niedziela ( Reńska niedziela zawsze pachnie kawą i jajecznicą. )
Znowu jestem tutaj.
Zielone papugi witają mnie skrzekiem.
Przez tydzień umarły z pragnienia
iście na brzózkach.
Ren jakby, jeszcze, skurczył się.
Poznaję to po stateczkach; płyną
ze zgrają wesołych turystów coraz bliżej
brzegu. Tego roku, w styczniu, pisałam
rymowanym wierszem "Krajobraz nadreński",
a wody w nim podtapiały nadbrzeżne kasztany.
Peter wyprowadzał mnie na spacer jak
małego pieska, który może się zgubić. Teraz
smycz mam luźniejszą. Wszystko jest zmienne,
oprócz radości i smutku. Nadsłuchuję
i nie słyszę porannej, muzułmańskiej
modlitwy z piętra wyżej. W bloku
naprzeciwko zamieszkało dwoje nagusów.
Na wąskim balkonie, sposobią się do kąpieli
słonecznej. Za chwilę zjemy śniadanie, pierwszy raz
w tym domu, jako małżeństwo. Peter czyta,
że brakuje już miejsca w szpitalach, żeby myć ręce, uważać
na warzywa i mięso. Tuż pod nosem,
na akacji, biją się dwa kosy, ale
może to tylko takie ich zaloty
przed końcem świata.
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko