6 maja 2010
Nienazwane Królestwo
I. (wędrówka)
Tym jest moje przeżywanie
Te trawy wysokie jak domy, jak drzewa i jak światy
Wśród nich przebudzony o nieznanej dnia porze
Lecz z lotu ptaka patrząc nie zdołasz dostrzec tej wysokości i tej traw potęgi
W grząskiej ziemi toną moje stopy – moje kroki tak ciche – tylko Bóg je słyszy
A słońce zatapia się za traw horyzontem – przepełnia mnie zapach leniwego światła
Moje drżące dłonie chwytają trzciny łapczywie – próbuję Piękno na boki rozsunąć,
torując drogę
Tym jest moja nadzieja
Usłyszawszy szum (pełen błękitu) myślałem, że to ptaki
Lecz to leciały stada owadów – na pogrzeb swego króla
Dźwięk się z obrazem zlewa – żywioły szumu
I słyszę ten głos: „Jesteś na granicy światów.”
Światło przybiera barwy nienazwane – próbując je opisać odczuwam niemoc
Wieczorem.
Toną trawy w mrokach gubiąc swą potęgę niewysłowioną
Zmierzam w kierunku bagien – upadam na kolana słysząc odgłosy wodnego ptactwa
Przygasa moja lampa naftowa, wiatr miota włosami.
A księżyc staje się twarzą – pięknego smutku
Położyć się tak wśród traw i pod opieką gwiazd zasnąć w zachwycie
Wśród bytów nienazwanych – na granicy światów
A z lotu ptaka nie widzisz ogromu
Traw nie widzisz tylko oceany pełne fal do istnienia siłą wiatru powołanych.
II. (zanurzenie)
Muzyka czarodziejskiego fletu czyni myśli zmartwychwstałymi
Moja dusza staje się zamkniętym w bursztynie owadem
I obserwuję ten betonowy mur – częściowo pokruszony, napylony mchem
Powyginana stalowa blacha kaleczy trawę, rdzewiejąc leży pod murem
Opalizująca rdza: żółta, ruda, żółta, czerwona, pomarańczowa
Opalizująca rdza: przykra, powolna, sumiennie-zawzięta, nienaruszona
Jednak muzyka nie przeniknie przez gołoborza lęku
Migotanie dźwięku płaczu
Śmiech słyszany zza pleców
Rodzi się pragnienie nienazwane wzmagane poprzez niemożność wypowiedzenia
Uszy pełne szumu
Podnieś ręce i niech wytryśnie ku niebu fontanna Twojego płaczu!
Wznieś oczy i niech zapłacze ku niebu muzyka Twojej rozpaczy!
Za murem widziałem grupę młodych ludzi a jeden z nich uderzał patykiem w metalową
beczkę
Mój Przyjacielu…
Tej nocy przyszli do mnie aktorzy z teatru lalek
Ich twarze blade, pełne kojącej ciszy a usta całkiem nieme, jakby zamrożone
Światło księżyca obmywało mój pokój – odkrywało go dla mnie na nowo
Przybyli pełni skrywanego zgorszenia
Przybyli pod pozorem miłości
Mój Przyjacielu… Wybacz, że Cię nie ugościłem ale opadłem z sił
Tak wiele się działo w drodze do Królestwa, że brak mi słów
Moimi emocjami ubrałem okienne szyby, ściany udekorowałem srebrnymi lustrami
Niebo pociemniało od tych wielkich chmar owadów
Tak głęboko poruszyła mnie ich pieśń
A Piękno świata przesyca mój umysł i domieszkuje serce
Umiera ta wielka chęć poznania, co nakazuje piąć się dziecku na szczyt drzewa wbrew
sile strachu
Niezmierzone są fale tego oceanu ulic, po którym dryfuję co dzień niczym drewniana kłoda
Nasłuchuj głosu… przyłóż ucho do szyny tramwajowej i czuwaj w skupieniu
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga