30 kwietnia 2010
***
Trzymając w jednej ręce wieczność
a w drugiej skończoność
przemierzam powolnymi krokami
drogę do domu.
Mieszkam na skrzyżowaniu
ulicy Pustej z Samotną.
Mam tam mały domek
a w jednym z pokoi
kącik w którym płaczę.
Wtedy kiedy czuję
że muszę.
Bywa że całymi latami.
Wyprowadzam na spacer
uczucia.
Nienawiść chodzi w kagańcu.
Na wszelki wypadek.
Gwiazdy z nieba
zbieram spojrzeniem
a potem udaję
że chowam w dłoni
i kiedy nikt nie patrzy
zawieszam na suficie.
Wieczorem obserwuję
przez okno cienie drzew.
Jestem przerażona
ich ponurym szeptaniem.
Od zeszłego lata trzymam
w szufladzie
ciało szerszenia który
umarł pod kubeczkiem.
Było mi tak przykro.
Chyba wypuszczę
księżyc zza szafy.
Umyje mi włosy
poranną rosy
by schły w oślepiającym blasku dnia.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga