19 września 2022
Cryogenic memory
Pędzę przez
czas
i przestrzeń,
zamknięty w łupinie z tytanowego pancerza.
Zamrożony. Zeszklony.
Rozsadzony kryształkami lodu
śnię o zmorze
napastującej
moje nieruchome ciało…
Otwieram drzwi. Przechodzę przez popękane ściany… Mury. Obrośnięte mchem kamienne
bryły…
Przechodzę przez okna z falującymi firanami,
wzburzonymi zasłonami pełnymi jakichś
wirów,
podwodnych uskoków, kominów hydrotermalnych,
wokół których skupiają się wąsate, zeskorupiałe stwory o wielu odnóżach…
Przechodzę
albo raczej
przepływam
bez ciała
i czucia
jak na próbie
wniebowzięcia.
Albo ciężki jak stutonowy głaz
spadam w otchłań
wielką jak wszechświat…
Jakieś przebłyski o nieznanej naturze. Jakieś zapętlenia materii.
Elegie powietrza,
które
prawie czuję
w tej nieczułości doczesnej…
I próbuję przywłaszczyć sobie tę cząstkę bytu. Wilgotną zalążnię. To ziarno…
I jestem w innej rzeczywistości jakimś innym zdarzeniem, dryfującym ciałem, co przecina
trajektorie planet,
tarcze galaktyk,
obce nieboskłony.
Tam, gdzie się coś nieustannie spełnia
w szale oczekiwania albo w trwodze pragnienia.
Lecz spełnia się,
spełniając
za późno.
Wywołuje
zdarzenia
z przeszłości.
Na jawie? We śnie?
I ten błysk otwieranego ręką matki okna. W słońcu. W którymś gorącym dniu lipca…
Albo którejś jesieni…
Rozedrgane słoje na fornirze szafy,
dębowej klepce.
Uśmiech matki zniekształcany
drgającą smugą powietrza,
co ją przecina, otacza i wchłania.
Jej dłonie gładzące w donicy kwiaty…
Lecz, gdy tylko zamykam oczy, otwieram ― widzę jedynie ― martwe przedmioty
z żelaza.
Skorodowane.
Okryte patyną mosiężne klamki…
I słyszę ciszę bezmierną zapomnienia, która jarzy się na krawędzi szklanki
stojącej na stole.
Gdzieś w głębokich pokładach czasu, jakieś poruszenia. Liście. Drzewa…
Wiodąca do ogrodu ścieżka… Gong stojącego zegara, nieustanny jak bicie serca…
Boję się głębiej odetchnąć, aby nie zburzyć obrazu i tak trwającego jedynie mgnienie.
Zamykam oczy.
Otwieram.
Cóż widzę?
Wydeptane przez lata
drewniane schody.
Wygładzoną poręcz.
Na ganku drzwi otwarte na oścież.
Za nimi ―
półmrok
opuszczenia.
Wschody
i zachody księżyca.
Ćmy jak nagłe
westchnienia
kołują uparcie
wokół płomienia świecy…
… talerza, pustej butelki po alkoholu…
I wszystko pokryte kurzem.
Szarym pyłem cementu…
Przesypujące się
przez palce
porzucone artefakty
jakiegoś dawnego życia.
Nadziei…
Całe flotylle sennych majaków
o rozwianych grzywach
niewidocznym wymiarem wkraczają w nieistnienie…
Jest tak przerażająco zimno.
Moje oszronione ciało
w wirującej kapsule.
Niewidzące już oczy
spoglądają w pustkę
jedynie resztkami pamięci,
skrząc się nikłym blaskiem dalekich gwiazd…
Pędząca w kosmicznej zawiei radioaktywnych cząstek, przeżarta na wskroś bryła lodu…
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-09-18)
***
https://www.youtube.com/watch?v=ZKZHOrAoIyQ
22 lutego 2025
Misiek
22 lutego 2025
Belamonte/Senograsta
22 lutego 2025
ajw
22 lutego 2025
ajw
22 lutego 2025
ajw
22 lutego 2025
Marek Jastrząb
21 lutego 2025
sam53
21 lutego 2025
wiesiek
21 lutego 2025
Eva T.
21 lutego 2025
Bezka