16 stycznia 2012
Drugi piątek stycznia 2012
1.
Piątek zaczął się od kałuży krwi
rozlanej pod drzwiami hurtowni na Podwalu
– chwilę czekaliśmy razem: ja trochę krócej,
krew dłużej. Nie zamieniliśmy ani słowa,
choć pamiętam najbardziej uniwersalne zdanie
– trzymam je na wypadek musu konwersacji
w windach, czy kolejce (jak tutaj): „Różnie bywa”
– z takim orężem zachowam się społecznie
w każdej sytuacji. Zagiąć mnie można
jedynie pytając „która jest godzina”,
ale to pytanie, nawet zadawane bełkotem,
poznam po charakterystycznej intonacji.
2.
Odwiedziłem ojca, zjedliśmy śniadanie
i zastanawialiśmy się
czy można włożyć sobie lufę pistoletu do ust
i nie trafić w głowę.
3.
Dzwoni Edyta, wścieka się. Jej klient nie przyszedł
na umówione spotkanie, w dodatku nie odbiera telefonu.
– jestem bezsilna – mówi – Marek,
przywaliłbyś mu, gdybyś go teraz spotkał?
4.
Można.
5.
Dzwoni Edyta, mówi, że nie uwierzę:
klient odezwał się w końcu. Okradziono go,
a wcześniej oczywiście pobito – piątek
zaczął się od kałuży krwi na Podwalu.
22 kwietnia 2024
o co chodzisam53
22 kwietnia 2024
InkarnacjaMarek Gajowniczek
22 kwietnia 2024
2204wiesiek
22 kwietnia 2024
zapach bzusam53
22 kwietnia 2024
Sursum cordaMarek Gajowniczek
22 kwietnia 2024
SumowaniaSztelak Marcin
22 kwietnia 2024
Próbka z nowego cykluAdam Pietras (Barry Kant)
22 kwietnia 2024
Westchnienia w otchłaniArsis
21 kwietnia 2024
Demokratyczna samorządnośćMarek Gajowniczek
21 kwietnia 2024
2104wiesiek