24 maja 2011
Moja prawdziwa Historia....
Opowiem
Wam historię mojego życia.
Ale
może na początku Wam się przedstawię. Mam na imię Paulina i mam jeszcze nieskończone
18 lat. Mieszkam w domu dziecka. Dlaczego? Czytajcie dalej a się dowiecie…
Urodziłam
się z lekka wadą serca. Nie miałam taty. A może miałam, ale matka mi Niechciała
powiedzieć. Wychowywałam się przy babci i sąsiadce. Były trudne czasy. Mało
pieniędzy i brak pracy…
Lata
mijały, ja rosłam jak na drożdżach. Byłam pociecha całej rodziny, jednak…
Pewnego
dnia zjawił się on… I od niego wszystko się zaczęło…
Na
początku przynosił mamie kwiaty, mi czekoladki. Jednak sielanka nie trwała
długo. Urosłam, zaczęłam chodzić do szkoły. Byłam prymusem, lubiłam naukę, a
gdy tylko widziałam książki to moje oczy robiły się wielkie.
Nadszedł
czas Pierwszej Komunii św. Moja rodzicielka nie miała zbytnio pieniędzy, lecz
starała się o miłą uroczystość. Przybyli goście. Zarówno ze strony mamy, jak i
Edka, bo przecież on też należał do rodziny…
Z
roku na rok z nauką szło mi coraz gorzej. Przeprowadziliśmy się w nowe miejsce.
Nowa szkoła, nowi znajomi. Mi się podobało, ludziom nie. Zaczęłam opuszczać
lekcje, lekceważyłam słowa matki. Jednak z czasem i ona zaczęła lekceważyć moje
słowa…
Zaczęła
pić! Na początku okazjonalnie, po troszeczku. Jednak to ja wciągało. Zaczęła
przepijać wszystkie pieniądze, a gdy ich brakowało, chodziła i pożyczała od
ludzi. Jej partner przez cały ten czas jej towarzyszył.
Ale
wszystko do czasu!...
Nastał
rok 2006. Mama nie pracowała, Edek zarabiał marne grosze. Jak zwykle siedzieli
cały dzień i pili. Ja się bawiłam na podwórku z koleżankami. Nagle usłyszałam:
-Paulina!
Paulina!- Krzyczała matka.
-Słucham
mamo?- Odpowiedziałam.
-W
tej chwili do domu, ojciec jest zły!
-Dobrze
już idę!- Moja mina już niebyła szczęśliwa.
Wiedziałam,
że czeka mnie lanie. Gdy weszłam do domu, od progu słyszałam lecące w moją
stronę wyzwiska.
-Ty
niewdzięcznico, co Ty sobie wyobrażasz? Szlajasz się po dworze, zamiast się
uczyć! W tej chwili do pokoju- krzyczał.
Bez
słowa odeszłam. Gdy po chwili wyszłam z pokoju, żeby pójść do toalety, dostałam
w twarz. Zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, za co mi się oberwało. Ledwo się
obróciłam, poczułam ból na tyłku od paska. Ojczym zaczął mnie bić, baz
opamiętania. Na oślep. Płakałam, matka krzyczała. Wybiegłam z domu, cała
zapłakana. Siedziałam na schodach, gdy podeszła do mnie sąsiadka.
-Nie
płacz! Za chwilę przyjedzie policja.
Minęło około 30 minut, gdy nadjechał radiowóz.
Zabrali mnie i rodziców na komisariat, gdzie składałam zaznania.
Funkcjonariusze byli niezbyt mili dla mojej matki i jej partnera. Podjęli
decyzję, że nie mogę spać w domu i zawieźli mnie do Pogotowia Opiekuńczego w
Zielonej Górze. Tam spędziłam noc, a gdy rano poszłam do jakiejś nieznajomej
pani i spytałam się, kiedy wrócę do domu, ona odpowiedziała mi:
-
Dziecko drogie, czy Ty o niczym nie wiesz? Ty już nie wrócisz do tego piekła.
Nie
mogłam zrozumieć tych słów. Miałam tak mało lat, a już wiedziałam, że moje
życie nie ma sensu. Chciałam z kimś porozmawiać, z kimś, kto mnie dobrze zna i
rozumie. W głowie miałam tylko jeden numer telefonu. Był to, numer do mojej
chrzestnej matki, młodszej siostry mojej rodzicielki. Dali mi telefon i
powiedzieli żebym długo nie rozmawiała. Wystukałam cyferki i przyłożyłam
telefon do ucha:
-
Halo? – Zabrzmiał głos po drugiej stronie.
-
Dzień dobry ciociu! To ja Paulina- mój głos stawał się coraz niższy i drżał.
Zaczęłam
płakać.
-
Dziecko, co się stało? Dlaczego płaczesz? Od kogo dzwonisz?- Pyta zdziwiona
ciocia.
-
Ciociu ja jestem w Pogotowiu Opiekuńczym w Zielonej Górze. Mama znowu była pijana
- powiedziałam, a moje słowa mówiły same za siebie.
-
Za godzinę do Ciebie przyjadę. Nie martw się wszystko będzie ok – kończyła
ciocia.
Rozłączyłam
się i poszłam do pokoju. Usnęłam. Obudziłam się, gdy do pomieszczenia weszła
moja chrzestna.
Przytuliła
mnie i powiedziała, że była u mnie w domu, a moja matka nawet nie wiedziała
gdzie ja jestem. Przywiozła mi moje ciuchy. Posiedziała, pogadała i pojechała.
Mijały
dni, tygodnie, miesiące, gdy pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama. Chciała mnie
odwiedzić. Pytała mnie czy może. Pozwoliłam. Przyjechała raz, drugi, trzeci.
Zaczęła się starać o to żeby mnie zabrać do domu. Miała ograniczone prawa do
mnie, dlatego tak łatwo nie było. Po dłuższych staraniach mamy, wróciłam do
domu. Minął rok, ja niemiałam żadnej szansy na zdanie do II klasy gimnazjum,
ponieważ moje oceny z pierwszego półrocza nie dotarły do szkoły.
Na
drugi rok nie chciało mi się chodzić na lekcje. Coraz częściej chodziłam na
wagary, piłam alkohol, paliłam papierosy. Byłam po prostu zdemoralizowana. Moja
matka nadal piła. Uciekałam z domu, bo nie chciałam patrzeć jak Edek bije moja
rodzicielkę, a gdy stawałam w jej obronie i mi się obrywało.
Dwa
lata później dostaliśmy pismo o eksmisje z domu za długi. Był to ciężki czas.
Szukanie nowego mieszkania itp.
Mnie
coraz częściej nie było w domu. Zamieszkałam u mojej przyjaciółki niedaleko
Sulechowa. To ona mi dawała pożywienie, ciuchy, schronienie. Moi rodzice
dostali mieszkanie, w obskurnej kamienicy, z jednym pokojem, bez łazienki.
Wróciłam, bo matka mnie straszyła ośrodkiem. Spałam w kuchni na ziemi. Edek
stracił prace, przez picie, więc tylko mama utrzymywała dom. Coraz częściej
lodówka była pusta, a butelek po wódce więcej. Pewnego dnia Edek przesadził,
pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.
1
listopada 2009 rok. Przyszłam rano do domu po imprezie przebrać się, z zamiarem
pójścia na cmentarz. Oni, jak zwykle spali pijani. Gdy się przebierałam, ojczym
się obudził i zaczął krzyczeć, co ja tu robię. Uderzył matkę za to, że mnie
wpuściła do mieszkania i rzucił się na mnie. Bił mnie po twarzy, ciągnął za
włosy, kopał. Płakałam i krzyczałam, a moja własna matka stała obok i się
patrzała. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Była to Angelika, moja przyjaciółka, która
po mnie przyszła. Krzyknęłam do niej:
-
Angela biegnij po Marcina, on mnie zaraz zabije.
Marcin
był to mój chłopak, który na mnie czekał. Po omacku złapałam to, co miałam pod
ręką, a była to metalowa rurka i na oślep nią machałam. Trafiłam ojczyma w
rękę, on syknął z bólu i mnie puścił.
Wtem
do mieszkania wpadł Marcin i rzucił się na Edka. Zaczęli się szarpać tak, że
trafili na korytarz. Mój chłopak bił ojczyma na leżąco, nagle partner mojej
matki nabrał siły i wziął Marcina za głowę i próbował go wywalić przez okno.
Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Edek wbiegł do domu i chwycił nóż, zaczęłam
krzyczeć i zamknęłam mu drzwi przed twarzą. Szybko uciekliśmy stamtąd. Na
szczęście Marcin miał na głowie czapkę i nic groźnego mu się nie stało.
Poszliśmy na groby i próbowaliśmy o wszystkim zapomnieć. Ale tak się nie dało.
Przez jakiś czas mieszkałam u chłopaka, ale nastał dzień, w którym niestety się
rozstaliśmy. Nie mogłam tego ścierpieć. Płakałam przez kilka dni, a w nocy
budziłam się z krzykiem. Przez jedną małą głupotę straciłam chłopaka, z którym
miałam plany i z którym mi się układało. Tak bardzo go kochałam. Ale żyć trzeba
było dalej. Kto powiedział, że życie jest łatwe? Starałam się uczyć, ale mi nie
wychodziło. Imprezy były dla mnie ważniejsze. Żeby zapomnieć wróciłam do
Okunina. Co weekend jeździłam do Moniki i się dobrze bawiłam. To tam spędziłam najwspanialsze
chwile w moim życiu.
Drugim
takim drastycznym dniem od 1 listopada był 12 luty 2010 rok. Piątek. Jak co
weekend miałam jechać do Okunina, więc po szkole poszłam z Moniką do domu po
ciuchy. Gdy weszłam do mieszkania, zobaczyłam tam starszą siostrę mojej matki,
za którą nie przepadałam, pijana i pijącą alkohol z moimi rodzicami. Na samym
wejściu zaczęłam:
-,
Co tutaj się dzieje? Znów bar robicie z mieszkania? Wynosić mi się stąd!- Powiedziałam
i wyrzuciłam rzeczy gościa za drzwi.
Wtem
oburzył się Edek i zaczął wrzeszczeć:
-,
Co Ty niewdzięcznico wyprawiasz? Wynoś mi się stąd! To nie twój dom! Czego tu
szukasz?- Darł się popychając mnie w stronę drzwi.
Zaczęłam
się z nim przepychać, gdy między nas wstąpiła ciotka:
-Paulina,
wynoś się. Zobaczysz ja Ci załatwię, to, że wylądujesz w ośrodku! Oddaj mi moje
rzeczy!- Szarpała mnie i uderzyła w twarz.
Rozgniewana
oddałam jej i zaczęło się bójka. Trwało to odłamki sekund, bo Edek tak mnie
popchnął, ze wpadłam na drzwi, które się otworzyły i zleciałam ze schodów. Tego
było za wiele. Mówię do Moniki tak:
-
Idziemy do szkoły, ja powiem to wszystko Pani pedagog. Ona musi coś z tym
zrobić. Mam tego serdecznie dość.
I
poszłyśmy. Powiedziałam wszystko, a pani pedagog zadzwoniła do mojej kuratorki.
Pani kurator przyjechała i mnie zabrała do siebie, gdzie miałam czekać na
policję, która miała mnie odwieźć do Pogotowia Opiekuńczego w Zielonej Gorze
gdzie byłam parę lat wcześniej. Pożegnałam się z Moniką, ale wtedy jeszcze nie
wiedziałam, że to będzie długie rozstanie.
Gdy
dotarłam na miejsce, w którym miałam spędzić swój najbliższy czas, zobaczyłam
wielu znajomych, którzy byli tu wcześniej. Z reszta zapoznałam się i było
super. Czas mijał. Ja chodziłam do szkoły, miałam dobre oceny, miałam nawet
taką dobrą koleżankę, z którą się dogadywała, a jej mama chciała mnie zabrać do
swojego domu. Jednak pewnego dnia Pani psycholog mnie zawołała do swojego
gabinetu i powiedziała tak:
-
Posłuchaj! Jesteś już tu miesiąc czasu, to dość długo. Wiesz, że nie będziesz
tu do 18-stki, bo to jest niemożliwe. Mam dla Ciebie dobra wiadomość.
Zapadła
chwila ciszy.
-
Pojutrze przyjedzie po Ciebie Pani, z PCPR i zabierze Cie do twojego nowego
domu. Znaleźliśmy dla Ciebie dom dziecka w miejscowości X. Cieszysz się?
Moje
oczy zrobiły się malutkie i zaczęły mi z nich płynąć łzy…
Nie
wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam.
-
Nie to niemożliwe. Pani Ewo niech pani powie, że pani żartuje. Ja chcę zostać
tutaj, nie chcę jechać gdzie indziej. Proszę, ja będę grzeczna!
Ale
moje słowa szły na marne. Wróciłam do szkoły i powiedziałam to Ani. Ania się
popłakała.
Dwa dni później z samego rana po
mnie przyjechali. Wsiadłam do samochodu z zamiarem nie odzywania się przez całą
drogę. Ale rozmowa sama się rozkleiła. Pani mi opowiadała, że można mieć tam
zwierzęta, każdy ma swój pokój, a na końcu powiedziała, że ten dom jest
prowadzony przez siostry zakonne. To oznaczało, że będę musiała chodzić do
kościoła. Ja Paulina i kościół. To nie jest normalne. Gdy dotarliśmy na miejsce
to się przeraziłam. Ten dom był taki dużo i wyglądał jak internat. Ja już
chciałam wracać do Sulechowa.
Drugi szok przeżyłam w środku, gdy
zobaczyłam moja wychowawczynie. Później pokazali mi pokój, ale nie miałam go
sama, tylko z pięcioma innymi dziewczynami. One były akurat w szkole. Zabrali
mi wszystkie ciuchy i zaczęli zaznaczać oraz prać. Dla mnie nie było to
normalne, a zwłaszcza, że dzień wcześniej wszystkie ubrania prałam. Powoli
dziewczyny zaczęły się schodzić. Na początku bałam się ich reakcji. Była pewna
tego, że bez uderzeń, wyzwisk się nie obędzie. Dziś z tego się śmieje, ale
wtedy to tylko płakałam.
Pamiętam mój pierwszy dzień w
szkole. Wróciłam z płaczem. Po dłuższym czasie, oswoiłam się ze środowiskiem i
nawet za kumplowałam się z taką fajną Magdą. No, ale ona miała przyjaciółkę,
która była w sanatorium. Też miała na imię Magda. Gdy pewnego piątku wracałam
ze szkoły, Madzia już przyjechała. Niezbyt miło się ze mną zapoznała. Zrobiło
mi się przykro, bo tak naprawdę nic jej nie zrobiłam.
Ach…, Ale to błahostka… horror
zaczął się w święta Wielkanocne. I właśnie to mnie najbardziej zabolało.
Miałam
taką starą Nokie, którą co kilka godzin trzeba było ładować. Gdy ładowałam, to
taka Agnieszka, która przyjechała na święta ze szkoły, zaczęła na mnie
krzyczeć, że za prąd nie płacę i mam przestać ładować. Siostry wtedy niebyło,
ponieważ sobie gdzie pojechała, a my zostaliśmy po opieką pewnej starszej
dziewczyny. Zdenerwowana poszłam do sypialni i zaczęłam pisać z Anią, Pożaliłam
się jej i spytałam się czy mogę do niej uciec. Ona powiedziała, że jak
najbardziej. Spakowałam najbardziej potrzebne mi rzeczy, zeszłam na dół do
uczelni, zrzuciłam plecak przez okno i poszłam powiedzieć, że idę na dwór. Gdy
trafiłam na zewnątrz, biegłam przed siebie, ile tylko miałam sił w nogach.
Do
Poznania dojechałam na stopa, a z Poznania do Zielonej Góry miałam dojechać
pociągiem. W pociągu telefon mi się rozładował i poprosiłam taką dziewczynę
żeby dała mi zadzwonić. Znałam numer Angeli na pamięć, więc do niej
zadzwoniłam. Dowiedziała się, że jestem w drodze do Zielonej Góry, a ona
powiedziała żebym zatrzymała się w Sulechowie. Więc tak też zrobiłam. Spotkałam
się z nią i z Renią i od razu poszliśmy balować. Trzeba było opić to, że
wróciłam. Moja sielanka nie trwała długo. Na następny dzień już mnie znaleźli.
Wróciłam
wieczorem, siostra od razu mnie przetrzepała. Krzyczała, wyzywała. Dziewczyny
miłe też nie były. Wykąpać się też nie mogłam. Dręczyli mnie pół nocy. Rano
musiałam sprzątać łazienki. Wzięłam żyletki, tabletki, sznurowadła i zamknęłam
się w toalecie. Połknęłam tabletki. Zawiązałam sobie sznurek na szyi i
próbowałam się udusić, ale to nie było na moje siły. Usiadłam przy kibelku i
zaczęłam płakać. Nie miałam sił, nie chciało mi się żyć. Zaczęłam się ciąć.
Byłam taka zdenerwowana, że nie czułam bólu. Ręce miałam całe we krwi, dookoła
było czerwono. To był koszmar. Krzyczałam:
-Mamo,
zabierz mnie stąd, ja chcę do domu. Ja nie chcę żyć…
Dziewczyny
przez chwilę pukały do drzwi, a po pięciu minutach dały sobie spokój. Mogłam
wtedy spokojnie umierać. Już powoli robiłam się senna, ledwo widziałam na oczy.
Nagle coś mnie ruszyło i kazało mi wyjść z toalety. Wstałam i chwiejnym krokiem
ruszyłam do uczelni, gdzie wszyscy oglądali film. Weszłam i padłam. Słyszałam
głosy, krzyki, płacz i pisk. Otrząsnęłam się w karetce. Prze mnie siedziała
lekarka. Rękę miałam zabandażowaną. Pojechałam do szpitala w miejscowości X.
Próbowali ode mnie wyciągnąć, co wzięłam, powiedziałam, że Ibuprom. Zrobili mi
płukanie żołądka. Tak bardzo się męczyłam. Trwało to wieczność. Po wszystkim,
położyli mnie do łóżka i podłączyli pod kroplówkę. Chciałam zasnąć i już się
nie obudzić. Zasnęłam, ale się obudziłam, bo ktoś wszedł do Sali. Była to pani
wychowawczyni z jedną z dziewczyn. Przyniosły mi ciuchy i napój. Chciałam żeby
sobie poszli. W tym szpitalu byłam pięć dni.
Któregoś dnia, powiedzieli mi lekarze, że
pojadę na badania. Pojechałam do Gniezna, do szpitala psychiatrycznego.
Zostawili mnie tam. Nie mogłam w to uwierzyć. Zamknęli mnie w psychiatryku.
Wszędzie kraty. Ludzie się dziwnie na mnie patrzeli. O dziwo, tam nawet była
szkoła. Zapoznałam się z takimi dziewczynami i z nimi siedziałam. Byłam z nimi
na pokoju. Dużo chłopaków mnie polubiło. Nie było tak źle. Spędziłam tam
miesiąc czasu. Tak się przywiązałam do wszystkich, że jak odjeżdżałam to
płakałam. Nie chciałam wracać do domu dziecka. Gdy wróciłam, to niektóre
dziewczyny się ucieszyły. Później nawet się dowiedziałam, że zmieniłam się na
lepsze. Zaprzyjaźniłam się z Madzią. Bardzo do niej się przywiązałam. Pewnego
dnia odezwała się do mnie Pani pedagog ze szkoły w Sulechowie. Przyjechała do
mnie i długo ze mną rozmawiała. Zadała mi pytanie, przez które łzy mi ciurkiem
poleciały:
-
Paulinko, czy chciałabyś żebym Cię zabierała do siebie na święta i dni wolne od
nauki?
To
pytanie mnie zszokowało. Obca osoba chce mnie przygarnąć pod swój dach.
Spytałam się jej, więc:
-
Naprawdę? A pani mąż? Pani nie ma dzieci?- Pytań było pełno.
-
Mój mąż kochanie dzieciom by niebo uchylił, a moja córka jest już dorosła i
studiuje w Warszawie. Bardzo obydwoje się ucieszyli, gdy zaproponowałam im to
–oznajmiła.
Rzuciłam
się jej na szyję i dziękowałam. Umówiliśmy się, że pierwszy raz po mnie
przyjedzie na Boże Ciało. Zaczęliśmy się powoli żegnać, gdyż Pani Roma musiała
wracać do domu.
Dni mijały, miałam kontakt
telefoniczny z P. Romą, gdy pewnego dnia zapytałam:
- Czy mogłabym mówić do Pani ciocia?
- Dziecko drogie, pewnie, że możesz!
No
i przeszedł ten dzień, gdy miałam jechać do Sulechowa. Wcześniej się spakowałam
i czekałam. Wiedziałam, że poznam tego dnia męża cioci.
Stałam przy oknie i czekałam. Nagle
zobaczyłam ten samochód. Za kierownicą był ten pan. Stresowałam się strasznie.
Weszli do góry i przywitałam się. Ten Pan Stasiu był bardzo miły. W samochodzie
żartował i dowiedzieliśmy się, że mamy dużo wspólnego ze sobą. Lubimy te same
potrawy, lubimy chodzić na basen itp.
Przyjechaliśmy
do domu i te dni, które u tej rodziny spędziłam były wspaniałe. Nawet z
Angeliką się spotkałam. Bardzo mi się podobało. Spytałam się czy Pan Stasiu
zostanie moim wujkiem. On się zaśmiał i powiedział, że pewnie, że tak. Chciałam
jeszcze poznać Agatę, ale jej nie było. W sierpniu miałam przyjechać znowu. Na
koniec roku szkolnego dostałam świadectwo z promocją do II klasy gimnazjum.
Skserowałam dla cioci i wujka, bo chciałam żeby się ucieszyli. Byli naprawdę
zadowoleni. Oni dawali mi tyle miłości. Traktowałam ich jak rodziców, których
tak naprawdę nigdy nie miałam. Wakacje były jeszcze lepsze niż wcześniej. Wujek
jeździł ze mną nad jezioro i w ogóle.
Nastał nowy rok szkolny.
Dostaliśmy na grupę nową siostrę. Nowa klasa była ok, tylko niektórzy chłopacy
mi dokuczali, a to mnie najbardziej bolało. Nie podobały mi się nowe zasady w
grupie. Po czasie przyzwyczaiłam się do wszystkiego. Oswoiłam się z tym, co się
działo. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i jeszcze moje urodziny. Na moją
17-stkę przyjechała ciocia z wujkiem i przywieźli mi taki ładny niebieski
szlafroczek. Bardzo się ucieszyłam, bo nigdy nie dostałam prezentu. W ten dzień
usłyszałam coś, co mnie wzruszyło. Ciocia z wujkiem spytali się mnie, czy
chciałabym z nimi i ich rodziną spędzić święta. Zamurowało mnie. Nie
wiedziałam, co przez moment mam powiedzieć, a gdy się ocknęłam rzuciłam się na
nich i ich wyściskałam. Powiedziałam, że bardzo bym chciała. Uzgodniliśmy, że
Agata po mnie przyjedzie zaraz po szkole. Zaczęłam myśleć o prezencie dla nich.
Dużo czasu minęło, ale prezent był zrobiony. Oczywiście sama bym sobie nie
poradziła i Magda mi pomagała. Była to antyrama ze zdjęciami i podziękowaniami.
Nadszedł ostatni dzień szkoły, przed feriami świątecznymi. Czekałam na Agatę w
oknie, już nie mogłam się doczekać, ponieważ miałam ją poznać. Spotkanie nam
się udało. Cała drogę w samochodzie rozmawiałyśmy i miło czas nam płynął.
Święta spędziłam w miłej atmosferze. Poznałam rodzinę, która mnie zaakceptowała
taką, jaka jestem. Dostałam jak nigdy pełno prezentów. Naprawdę byłam bardzo
szczęśliwa. Niestety do domu dziecka musiałam wracać.
II semestr, więcej lekcji, więcej nauki,
czyli więcej zmartwień. Mniej czasu wolnego. Nie podobało mi się to wszystko.
Zawsze byłam nauczona wolności, a tu tak nagle więcej kar i przede wszystkim
cisza, której nie umiem zachować. Coraz więcej wyjazdówek, na które nie
jeździłam, ciocia mniej się odzywała. Było mi przykro. Czułam się samotnie.
Było nawet tak, że Monika i Angelika się do mnie nie odzywały. To tak strasznie
bolało. Zostałam sama zdana na własne myśli, kroki.
Pewnego dnia, a były to ferie
poszłam na pocztę, zapłacić rachunek Pani wychowawczyni i już nie wróciłam. Po
prostu nie wytrzymałam. Tak przywiązałam się do siostry a ona mnie zraniła.
Uciekłam do Moniki i tam spędziłam pięć dni. Wróciłam siostra nie odzywała się
do mnie przez dobry tydzień. Oczywiście kara na telefon, komputer,
kontrolowanie na każdym kroku. Ciężko było na nowo odzyskać zaufanie. Do tej
pory na pewno go nie mam, ale staram się jak mogę.
Po jakimś czasie, straciłam
przyjaciółkę a to był dla mnie kolejny cios. Teraz, gdy tak sobie to wszystko
przypominam, łezka mi się kręci w oku, boli mnie to strasznie. Niedawno ciocia
się do mnie odezwała. Nie liczę na to, że pojadę do niej na święta, ale cieszę
się, że mi wybaczyła.
Odliczam dni do 18-stki i planuje.
Co będę robić później? Czy skończę szkołę? Czy w życiu mi się ułoży? Nie mam
pojęcia. Wiem tylko, ze wrócę do przyjaciół i już nigdy ich nie zostawię. Matce
na razie nie wybaczyłam i nie wiem czy tak szybko jej wybaczę. Z jej ust nie
usłyszałam słów kocham, a tego mi najbardziej brakuje. Miłości prawdziwej
kochającej matki, której naprawdę nigdy nie miałam, a mojemu dziecku nigdy nie
zabraknie miłości. Tak naprawdę nie pogodzę się z faktem, że byłam w domu
dziecka i, że byłam tak traktowana. W mojej klasie są chłopacy, którzy nie
szanują dziewczyn. Ja po prostu ich nie rozumiem. Wiecie, czemu napisałam tą
historię? Żeby zaznać spokoju w duszy. Pisanie mnie uspokaja i dzięki niemu
mogę się połapać tym wszystkim. Dziękuję wszystkim tym, co przeczytali tą
historię za cierpliwość do mnie i szacunek.
Miejscowość,
w której przebywam chcę by została pod nazwą X, ze względu na bezpieczeństwo.
22 grudnia 2024
Prostotadoremi
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta