Zula Alive, 15 july 2010
rozerwane niebo zszywam palcami
na rozgrzanym dachu wirują gołębie.
W rytm weselnych dzwonów, słyszanych im tylko.
Sklejam gwiazdy i księżyc przywracam do pionu
polerując chmur gramaturę zerkam
na astrologiczny zegar - wybija północ.
Ja czeka
Ja czekam
Ty czekasz.
Pies szczeka do księżyca, wyje kot, miauczy mucha
warkot ciężarówek serce wprawia w drżenie
Gdybym wiedział jak zniknąć
polecieć za cieniem
Wziąłbym co potrzeba
Teoretycznie mogę użyć nitki
lecz wolę zagubione gwiazdy
nadziewać na cyrkiel
i patrzeć jak Twe ciało
wielkiej niedźwiedzicy
zamienia się w chaos
Teoretycznie mógłbym użyć kleju
w sztyfcie i puzzle nocy
na stałe połączyć
lecz w chaosie magia niepojęta drzemie
jak kot co mruczeniem
uszy zwodzi, zmysły kusi
Jutro znów mnie obudzą
robotnicy tygodnia
więźniowie miesiąca
tyrani wieczności
Ty śpisz ja piszę
zszywam niebo a potem
rozrywam pruję
by jutro w nocy mieć zajęcie.
Stoimy na dachu. Otuleni kołdrą nocy
w stylu art deco, Pop art surrealizm
splecionych ciał
i podmuch spalin
dzisiaj nas ukołysze do snu i da zasnąć
Bawiąc się w kucharza ugotuje rano
jajecznicę z chmur
okraszę gwiazdami
posypię gradem z twoich skroni
dosolę
i zjem by wypluć więcej
Ty śpisz nieprzytomna.
Na karku nocy kreślisz mokrymi palcami
waleczne symbole, nieświadomie mruczysz.
Patrzę na Ciebie
Ty mnie ignorujesz, więc nurkuję głębiej.
Konstelacji ladacznice, wytarte obcasy planet
pomięte komet pończochy
Na lepszy sen przyodziewam
Ziewam i pochłaniam
dla Ciebie wszechświat jak pomidorową
chochlą nabierają się na
Prima aprilis.
Seansem zwą to, ja urojeniem, marą
zabawa w fantasmagorię
przychodzi jak Eos
Najpierw niebieska
w pasterskim pokłonie wita śpiewem i cytrą
potem idą społem
zielona z różową
czarna z fioletową
wszystkie biorę jak swoje
jestem daltonistą
Fioletowa z białą
kończą przedstawienie
świta ....
dzień zakwita
budzą się promienie
Co jak łzy po policzku liżą skóry fałdy
słońce wstaje płowe
nad dachem kiełkuje
korzenie puszcza, promienie łuszczy
walczy o swoją połowę.
Garniturem więc kwituje pożegnanie
toksido, ktoś by stwierdził
człowiek na księżycu kłamie.
Taksówką, jedyną w mieście co na czas się zjawia
jadę wzdłuż krawędzi łóżka, po czym
padam.
Zula Alive, 5 july 2010
Zawsze bliżej głowy, niż serca są słowa
I bliżej do końca - nie początku strony
szybciej też wiruje zawadiackie pióro
I płynie w zdań tętnicach rozjuszona krew
Pisać więc nie wzbroni mi nikt pamiętnika -
nawet gdyby życie miało ruszyć wstecz
Nawet gdyby życie miało ruszyć wstecz
I gdyby mi Bóg wypomniał każde słowo
gdyby w nagłym szale kartki pamiętnika
nagle uleciały w cztery świata strony
ciepła znów zrobiła się zakrzepła krew -
będzie atramentem dla mojego pióra
Będzie testamentem dla mojego pióra
ku przestrodze dla tych którzy żyją wstecz
Że dwa razy nigdy nie utracą krwi
i że raz rzucone na wiatr mocne słowa
Tylko czas uchowa i pochowa strona -
zagubiona strofa w życia pamiętniku
W życiu tak okrutnym - poza pamiętnikiem
Gdzie woskowe ptaki oskubują z piór
W którą teraz mają ptaki lecieć stronę
W tą którą latały dobre lata wstecz?
Teraz nie ma ptaków latających słowem -
a w żyłach nic więcej, tylko tętni krew
W tych żyłach gdzie kiedyś wiersze kradły krew
dzisiaj zasnął lew - wyrzucam pamiętniki
Wypowiadam ostatnie, nie dość ładne słowa:
"Niechaj Bóg uchowa przed błędami pióra"
Zanim raz ostatni zegar ruszy wstecz -
Powoli do tyłu przewróci się strona
Powoli do przodu brną lecz inne strony
finałowy rozdział zapisany krwią
Nikt już nie odgadnie czy w przód, czy też wstecz
uderzy o skałę śmierci mój pamiętnik
Trudno będzie pisać z wbitym w serce piórem -
Zawsze bliżej głowy, niż serca są słowa
Narodzi więc na nowo i strona i słowo
Krew znów będzie w żyłach miarowo płynąć wstecz
a pamiętnik odkopią , lecz nie znajdą pióra.
Zula Alive, 5 july 2010
Cała jej postać, bezeceństwa
nieziemskie zwisy pokrewieństwa,
Wszystko wypite. Język parzy
pośrodku wypalonej twarzy;
I kładzie się wśród nocnych zmaz
Niby jej duch ogromny głaz
Ona to sama z wielkim piskiem;
nad ranem wita łeb uściskiem.
Zula Alive, 3 july 2010
Spadając nikt nie pyta
czy w dobrym kierunku
Biegnąc nikt nie pamięta
dokąd biegł i po co
Spieszmy się nie spieszyć
tak szybko chodzimy
zostaną po nas buty
i ślady na asfalcie
Spieszmy się nie gardzić
lenistwem z wyrzutem
wszak i tak z pogardą
kiwamy nań palcem
Leniwiej się cieszmy każdą życia chwilą
po co spieszyć się skoro
i tak wszystkie przeminą
Rozważnie pamiętajmy po co tu jesteśmy
wszak jesteśmy wszyscy
ów lenistwa dziećmi
Zostaną po nas buty
kurtka drobne w portfelu
spieszmy się nie spieszyć
w dążeniu do celu
Nie taki szczyt wysoki
nie tak stroma droga
nie spieszmy się kochać ludzi
którzy tak szybko
odchodzą
Zula Alive, 3 july 2010
Wygwizdałem to co myślę na ulicy
kiedy szedłem zimnym krokiem do apteki
kupić tanie pastylki na przetrwanie nocy
w zabłoconych butach pełnych postyczniowej chlapy
gryzące beton kroki zatopiłem w śniegu
miękkie jak poduszka do której sie tulisz
czekając kiedy lewa podeszwa ślad zostawi
na wycieraczce mimo to wciąż brudząc dywan
Zakochałaś się w sprzątaniu po mnie
zmywaniu ze swej skóry resztek niestrawionej wiary
zlizywaniu obietnic z pełnych smutku bladych szyb
zapalcowanych szybkim ruchem dłoni
Ta etiuda miała być dla naszych dzieci
porzuconych w biegu, spóźnionych na pociąg
Nie jest to piosenka dla Ciebie
śmiać się będziesz głośno kiedy ją przeczytasz
policzki czerwieniąc w odcieniach dojrzałych jabłek
Ta etiuda będzie dla mych dzieci
różowych, zapatrzonych w moje oczy, Boże...
Pójdziemy się przejść na spacer po śniegu
złapię je za dłonie, będziemy się śmiać jak szaleni
„In the room the women come an go”
With
fucking Michelangelo
“LET us go then, you and I,
When the evening is spread out against
the sky
Like a patient etherised upon a table;”
Let us
go
And
meet the women with Michelangelo
Zula Alive, 3 july 2010
Tylko dwa słowa są tak bliskie
mojemu sercu jak twe uda
potulna szara kamienico
tynkiem mnie posyp, wierzę w cuda
Poranków ćwierkających słońcem
chmur palem wbitych przez horyzont
astronomicznych skrzydeł nocy
których dziś w nocy ja konnicą
Nie śmiem dziś prosić, nie śmiem błagać
o dłonie twoje aksamitne
jak ścierny papier, autostrada
powiek zlepionych ścian błękitem
Dzisiaj chcę tulić do swej piersi
twe nadgryzione fotografie
i twoje włosy potargane
wspominać chcę, wspominam zatem
bo wierzę w cuda, Bóg mi świadkiem
wierzę że wszystko nam się uda
i satynowych mgieł wachlarzem
otulam dzisiaj kalendarze.
Zula Alive, 2 july 2010
W próżni wolności, pod
okowami czasu
doglądasz kolejne odcienie szarości
Gitara nie stroi a ona stapia się z kurtyną
Był taki krąg, gdzie ogień trawił
wszystko dookoła oprócz Twojej sukienki
I skończyło się kalejdoskopem
heroiny, huśtawką i niebem
pod ziemią.
Siedzisz przy moim kolanie.
Trzymasz mnie za rękę i błagasz
Wtedy już w radiu leciały
takie przeboje jak "Cry cry cry"
Mama zawsze powtarzała
by nie bawić się bronią
chłopcze.
Nie warto
Za bardzo boli kark, od trzymania jej wysoko nad niebem.
Zula Alive, 2 july 2010
Wielu dałoby wszystko - wielu
byłoby za mało
marząc o świętym spokoju upadam wraz z Tobą
chwytając mikrofon podłączony do serca bez odsłuchu.
W naszym męskim świecie palą się lampiony
I lecimy nad miastem jak balony pełne helu.
Nadmuchane baranki z supełkiem na środku brzucha
Nadyma nas muzyka Bogów, nie wszyscy w niebie przecież
potrafią grać na harfie. Mimo to powietrze wibruje
Sekundą niepewności
czy złapiesz mikrofon
w odpowiednim momencie.
Zula Alive, 2 july 2010
Księżyc przypominał chiński
lampion
napis Campbell's wyblakł a ona rozkładała
kolejne nogi gazety codziennej jak dziecięcą
kolorowankę - był zimna noc a Luminal przestawał
działać na nerwy zimnej czerni północy.
Potoczył się kamień z mp3-ki na łóżko
w którym spały ich miliony a tylko ona leżała
jak ścięta niedawno róża.
Warkocz poranka splatał ze sobą
kolejne klatki minut w panoramę
Te same wciąż i te same nadal
w odcieniach żółci wytapetowane
czerwienią ust Marilyn Monroe
Na stole banan. Pod stołem jej szpilki
wbite jak igły w serce papierowego pudła
marki Brillo - na ścianie mucha
całuje
Twoje piersi.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.