30 january 2017
rezydent
Pokój był przestronny, ale duszny.Białe ściany dawno przeżyły swoją świetność.Omiatane wszędobylskim kurzem zmieniły kolor
na brunatno-szary, gdzieniegdzie farba łuszczyła się niczym wylinka na grzechotniku straszliwym.Wiszące niegdyś
obrazy zostawiły po sobie jaśniejące prostokąty z dziurami po nieudolnie wbijanych gwoździach i kilka niewielkich rozmazanych na czarno pozbawionych właścicieli pajęczyn, jedyną, która wydawała się zamieszkaną stanowiła sieć w rogu pokoju zespalająca dwie ściany. Była dość spora więc można byłoby założyć, że kosmaty lokator rozbudowuje ją co jakis czas wierząc , że zabłąkana mucha wpadnie niefortunnie w jego lepki ogródek.Tymczasem jednak żadne życie nawet wydające drażniące brzęczenie nie przecinało geęstego, rozgrzanego letnim słońcem powietrza.
Spękania w niektórych miejscach kojarzyły się z dnem wyschniętego jeziora,męczonego miesiącami bezlitosnymi promieniami słońca.
Im bliżej podłogi tym brud stawał się bardziej skondensowany.Drewniane listwy z fantazyjnym falcem, kiedyś ozdobne teraz mogły pochwalić się jedynie warstwą szarego kożucha.Podłoga z desek z drzewa niewiadomego była wypaczona, w jednym miejscu dziwnie wklęśnięta.Na udającym połysk lakierze widać było głębokie zadrapania z których do góry sterczały spore drzazgi,odsłaniające celulozowy, leciwy rdzeń podłogi.
Toporne drzwi były zamknięte.Nie przedstawiały żadnej wartości estetycznej.Niechlujnie położona przed laty biała farba
nabrała żółtawego odcienia.Powyżej klamki , odciski jak po dłoni kominiarza, który właśnie zszedł z dachu i zapomniał,że wyczyścił komin. Szpetne zacieki tworzyły na drewnie wzór przypominający wykres encefalogramu.Malarz chyba bardzo się śpieszył, albo nie znosił pędzla i związanych z nim prac.Żadnych zdobień, fantazyjnych frezów . Mosiężna klamka z zamnkiem też były
z rodziny ,,skrajny minimalizm ".
Jedną ze ścian zajmowało duże, drewniane okno. Składało się na nie sześć kwadratowych szyb i parapet pod którym
grzyb toczył sporą przestrzeń. Smoliste, surrealistyczne zacieki sugerowały, że deszczówka wlewa się przez ukryte szczeliny,
Opady,pył i zapomnienie sprawiły, że tylko najwyżej położone szkło udostępniało jakiś widok.Poza tym jednym prześwitem nie sposób
yło dostrzec szczegółów świata zewnętrznego,jedynie rozmazane kolory,zdominowane przez zieleń, której żródłem były niewątpliwie rosnące w ogrodzie drzewa.Światło pokonując barierę wiekowego brudu traciło impet, rozproszone tworzyło kilka słabych słupów w których unosiły się drobiny nie wiadomo czym wzniecanego kurzu.
Jedynym ciekawym elementem w tym paskudnym pomieszczeniu był sufit.Jego biel jaśniała,skrzyła się jak głaskana
promieniami słońca pierzyna świeżego śniegu.Odcinał się od ścian niewidoczną dla oka linią. Pokrywały go dziesiątki doskonale oddanych ludzkich rąk,zastygłych w niekończącym się tańcu gestów.Naturalistyczna płaskorzeźba mogłaby wzbudzić dreszcz na skórze gapiów, jeśli takowi znaleźliby się w tym zapomnianym przez życie pomieszczeniu. Wykonane z niezwykłą pieczołowitością fałdy, ścięgna, mięśnie, krzywizny, sploty, zagłębienia, zmarszczki nadawały dziełu niesamowitości.
Ich właściciele schowani przed wszelkim spojrzeniem trwali w bezruchu,udostępniając światu tylko ułamek swoich ciał.
Wprawny wizjoner posiłkując się wyobraźnią mógłby zobaczyć owych zastygłych w czasie.Ukazałby mu się tłum w różnym wieku i różnej płci. Od niemowląt,poprzez młodzieńców, kończąc na starcach.Tłum, którego niemożliwym byłoby spotkać gdziekolwiek na Ziemi. Znalazłby się zadumany,smutny,radosny,zły,wystraszony, modlący się,kaleki, beztroski,zdenerwowany,zagubiony,zabawny a nawet szalony. Dłonie otwarte i zamknięte z rozprostowanymi i zgiętymi palcami, głaszczące i stężałe w gniewie,delikatne i gruboskórne, niemowlęce, poznające się co dopiero rączęta i kościste przywodzące na myśl zagłodzonego człowieka
Mówiły o momencie w którym zostały schwytane w petlę czasu lub w którym został rzucony na nie okrutny urok.
W pokoju nie było żadnych komód, szaf, półek czy podobnych przydających się ludziom schowków. Jedynie na środku, w
centrum stało łóżko.Przypominało jedno z wielu, które można było spotkać na oddziałach psychiatrycznych w minionej epoce.
Prymitywny,metalowy stelaż na który składały się toczone przez rdzę rurki. Dla kontrastu, śnieżnobiała pościel przelewała się przezeń niczym gęsty cumulonimbus.
Trwał przodem do ściany, nagi w idealnej pozycji siedzącej.Wyprostowane plecy, uniesiona lekko broda, dłonie spoczywały na udach.Piszczele tworzyły ze stopami kąt prosty.Oddychał spokojnie, miarowo, subtelnie.Wpatrzony w przeciwległą ścianę wyglądał jak jeden z marmurowych posągów Michała Anioła.Doskonale wyrzeźbione ciało niczym u ekwilibrysty
sugerowało niezwykłą gibkość i wytrzymałość.Mięśnie choć w stanie spoczynku prężyły swoje włókna,zarysowując się mocą pod
oliwkową karnacją.W rozproszonych fotonach jego skóra mieniła się niczym upstrzona brokatem.Rysy twarzy były kompilacją męskości i chłopięcości.Szatynowe, zmierzwione włosy opadały na czoło, kilkudniowy zarost nadawał hardości i nonszalancji.Gdyby zrobiono konkurs na najseksowniejsze męskie usta z pewnością stanąłby na podium a każda panna i nie panna pragnęłaby choć przez ułamek czasu poczuć ich zniewalającą miękkość na swoich wargach.
Nadal patrzył w nieokreśloną przestrzeń na ścianie, przez długą chwilę nie działo się nic, tylko światło jakby zmniejszyło swoje i tak już słabe natężenie.Zapewne przesunęło się na horyzoncie.Nagle luźne dotąd palce zaczęły powoli zaciskaćsię w pięści.Westchnął niczym umierający, toczony bólem starzec.Po czym położył się na śnieżnobiałej pościelowej chmurze i zamknął okolone długimi, czarnymi rzęsami oczy.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.