27 september 2015
Byłem Uchodźcą...
Mija ponad trzydzieści lat, gdy z rodziną stanąłem po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Przez ten długi czas z uchodźców, emigrantów, uciekinierów politycznych lub jak kto woli ekonomicznych, przeobraziliśmy się w wygodnie żyjących obywateli wolnego świata.
Nikt nie pojmie strachu przed nowym i nieznanym, jeśli sam niestanie przed faktem, że nie rozumie języka otaczających go ludzi, że nie ma wystarczająco pieniędzy, by skryć swoją rodzinę przed złą pogodą, lub najzwyczajniej w świecie kupić chleb i odpocząć po ciężkiej podróży.
Po wielu latach siedząc wygodnie w fotelu, oglądam na ekranie telewizora ludzi zmęczonych, zdesperowanych, trzymających w ramionach największy swój skarb - płaczące, przerażone dzieci, które niczego nie rozumiejąc, jedynie łzami demonstrują swoją niechęć do nowego świata.
Byłem w takiej samej sytuacji, także trzymałem w ramionach moją dwuletnią córeczkę płaczącą z bólu, gdyż w strachu i desperacji zbyt mocno ją do siebie tuliłem. Przed oczami miałem tłum napierających na bramę obozu Traiskirchen w Austrii. Na twarzach ludzi malował się niepokój i groza. Zalewała nas niepewność - czy w ogóle będą przyjmować? Gdzie się skryjemy, gdy zacznie padać deszcz? Jak poprosimy o pomoc, nie znając języka? Tysiące pytań pozbawionych odpowiedzi.
Złowrogi szept przenoszony z ust do ust zastraszał informacją, że obóz jest przepełniony i nikogo dziś nie wpuszczą. Tłum się rozpadł, zbił w grupki, planując strategię wejścia. Niektórzy obmyślali możliwość przekupienia strażnika, królującego w dyżurce na bramie. Inni opowiadali mrożące krew w żyłach zdarzenia, które jakoby miały miejsce wcześniej, doprowadzając co wrażliwsze osoby do ataku histerii lub paniki. Tłum przez kilka godzin falował i pomrukiwał, a bramy obozu nikt nie otwierał. W końcu wyszedł strażnik i łamaną polszczyzną wykrzyknął:
- Dawać pasport!
W jednej chwili co silniejsi - przeważnie młodzi mężczyźni - torując sobie drogę łokciami, stanęli przed mundurowym z szerokim uśmiechem pokornego poddaństwa, wpychając w jego rękę plik paszportów. Pozostali, mniej sprytni, widząc wygrywających cwaniaków, napierali z desperacją na strażnika, rozpaczliwie krzycząc:
- Panie kochany! Weźmie mój paszport. Proszę, bardzo proszę! - błagalnie jęcząc, wciskali Austriakowi dokumenty. Popychając go, ciągnęli za rękawy, ktoś bardziej przedsiębiorczy wetknął paszport z wkładką dolarową. Strażnik poczerwieniał, z odrazą i pogardą spojrzał na tłum skomlących, wijących się jak robactwo ludzi. Podniósł ponad głowę trzymane w ręku dokumenty i cisnął nimi w powietrze, chwilę szybowały i spadły na bruk, pod nogi polskich bohaterów, politycznych uchodźców. Na oślep rzucili się w stronę rozrzuconych dokumentów i pełzając po ulicznym bruku, odszukiwali swoje paszporty i zielone papierki, które miały im otworzyć poza kolejnością bramy raju. Strażnik obrzucił pogardliwym spojrzeniem masy zdesperowanych, niepewnych jutra ludzi. Odwrócił się dumnie i majestatycznie wszedł do dyżurki, zatrzaskując wymownie za sobą drzwi.
Proceder powtarzał się kilka razy z takim samym skutkiem. Poniżony i zrozpaczony tłum wymyślał przeróżne nowe triki przekupienia strażnika. Ktoś próbował tłumaczyć, że tu w Austrii, nie biorą tak jak u nas. Wyśmiali się z niego. Jakiś samozwaniec chciał zbierać pieniądze na łapówkę dla strażnika. Nikt mu nie ufał, odszedł rozczarowany.
Z najgłębszą odrazą przyglądałem się niedorzecznym scenom, czując, że jestem zlany z tymi ludźmi w jedną masę. Nie miało znaczenia to, że myślałem inaczej, że buntowałem się przeciw bezsensownym wysiłkom oszalałego tłumu, byłem jednym z nich i takim samym jak oni - niczym więcej. Nienawidziłem siebie i poniżonych rodaków. Wyraźnie i boleśnie czułem swoją polskość, w tym momencie pragnąłem odciąć się od nich, zaprzeczyć relacji z nimi... Nie potrafiłem powstrzymać gromadzącego się uczucia obrzydzenia do samego siebie i otaczających mnie ludzi. Usunąłem się na bezpieczny dystans, zawstydzony rodzącą się we mnie pogardą. Obserwowałem bezładną ludzką masę, którą jednocześnie kochałem i nienawidziłem.
Minęło wiele lat, a ja wciąż stoję w tłumie pod bramą obozu. Tamte wydarzenia dzieją się dziś, tu i teraz. Ten sam ból, ci sami ludzie w kółko i bez przerwy robią te same głupie, podłe rzeczy, poniżają się i znieważają innych, jak zamknięci w kosmicznej pętli czasowej, z której nie ma możliwości wyjścia.
Widzę ich i spotykam niemalże na wszystkich drogach swojej wędrówki, wciąż są tacy sami, jak tam, przed bramą obozu uchodźców w Traiskirchen. Kochają tylko siebie, a w swoim egoizmie i ślepocie nie potrafią współczuć takim samym jak oni, poniżonym bezbronnym i żebrzącym o litość, empatię...
Spoglądam na ekran i czytam trzymane przez moich rodaków transparenty: „Nie chcemy Emigrantów”, „Nie Dla Uchodźców”... Ze zdumieniem przecieram oczy i stwierdzam, że znam twarze tych ludzi, to ci sami, za których wstydziłem się pod bramą obozu w Traiskirchen, to ci sami „polscy patrioci”, którzy wręczali łapówkę, błagając o przyjęcie...
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.