1 december 2011

Tajemnica sztolni

p { margin-bottom: 0.21cm; }
Słońce
stało na niebie już wysoko, prażyło w plecy, rumieniło policzki.
Las był coraz bliżej, prawie czuliśmy już chłód jego cienia.
Przywitał nas jednak ciężkim powietrzem, zapachem ściółki i
rozgrzanych drzew. Las szumiał cicho, czubki drzew kołysały się i
gdy człowiek spojrzał w górę miał wrażenie, że potężne sosny
złamią się pod naporem wiatru. Było bardzo cicho, nie licząc
szumu wiatru a i my, zmęczeni długim spacerem nie odzywaliśmy się
zbyt wiele.
Szukaliśmy starej sztolni, którą chłopcy
postanowili zwiedzić. Mieliśmy zrobić sobie przy niej mały
piknik, w plecaku miałam przyszykowaną sałatkę z kurczaka i kilka
kanapek a także owoce i coś do picia.
Uwaga na żmije -
powiedział w pewnym momencie Marek omijając jedną z nich.
Wygrzewała się w słońcu, jej obłe ciało ledwo co odznaczało
się od zielonej trawy. Widziałam jak czujnie obserwuje nas
czarnymi, nieruchomymi oczami. Była bardzo piękna.
Boję się
żmij - jęknęła Aśka - czy ona może mnie ugryźć przez
spodnie?
Nie - odpowiedziałam jej i poszliśmy dalej

Znaleźć
starą sztolnię nie było wcale tak łatwo jakby się mogło
wydawać. Las, w którym się znajdowaliśmy był gęsty, pełen
połamanych drzew i wysokich traw. Raz nawet musieliśmy przejść
nad bagnem po zwalonej sośnie. Aśka nerwowo rozglądała się za
wszelkiego rodzaju stworzeniami nieprzyjaznymi, czyli wszelkiego
rodzaju robalami na czele ze żmiją. Czekała tylko na okazję kiedy
będzie mogła wyciągnąć z torebki swoje cienkie papierosy o smaku
waniliowym i zaciągnąć się porządnie. Nie było jednak na to
czasu, nasz marsz był szybki, bo i droga daleka. Chcieliśmy wrócić
zanim się ściemni, a wiadomo, że samo zwiedzanie sztolni jak i
planowany posiłek zajmą trochę czasu. I odsapnąć też trzeba.

W
miarę jak wchodziliśmy w las, coraz głębiej czułam się coraz
gorzej. Chłopcy rozmawiali ze sobą na temat tego, czy dobrze
idziemy, Aśka patrzyła uważnie pod nogi, rozgarniając wielkim
patykiem trawy i uważnie stawiając każdy krok. Pozostałam więc z
tyłu, a uczucie niepokoju coraz bardziej się wzmagało. Miałam
wrażenie, że byłam w tym miejscu przedtem, w mniej sprzyjających
okolicznościach...

...Las jest ciemny i nieprzyjazny, rano
przeszła
burza i choć już dawno się już
skończyła powietrze
było ciężkie i duszne. Jakieś
ptaki wrzeszcz
ały nieprzyjaźnie jakby starały się
pozbyć intruzów. Odejdźcie! Odejdźcie! Skrzecz
ały nad
naszymi głowami, rozglądałam się ale nie umiałam ich znaleźć,
kryły się gdzieś w koronach drzew
. Upadłam,
ziemia
była mokra i pulchna, pachniała
tak przyjemnie.
Aż chciałoby się w niej zagłębić,
przytulić policzek...

Owszem, byłam, bo już raz
próbowaliśmy znaleźć to miejsce rok temu, nie udało się jednak
przez burzę, która przyszła nagle i wszystkich zaskoczyła, trzeba
było wracać,a potem nie złożyło się tak, by raz jeszcze się tu
wybrać. A jednak to nie o tą wizytę mi chodziło, miałam uczucie
deja vu i to bardzo przykre. Kilka dreszczy przeszło po moich
plecach, było mi bardzo zimno. Wzięłam głęboki oddech i poszłam
dalej, nie mogłam za bardzo zostawać w tyle, bo chłopcy się będą
gniewać, że oddalam się od grupy.
Szłam więc dalej, teren
wznosił się nieznacznie, nie rosły tu już sosny a potężne dęby,
ich korony hamowały dopływ słońca i stało się trochę
chłodniej. Zbliżaliśmy się też do małego jeziora, im bliżej
wody tym komary zaczynały atakować coraz bardziej. Widziałam jak
moi przyjaciele walczą z nimi co chwila wymierzając sobie ciosy,
dla owadów zapewne śmiertelne a dla nich tylko bolesne...

Jezioro
jest brudne i pełne roślin, zanieczyszczone odpadami ludzkimi w
różnej postaci, począwszy od reklamówek, butelek po piwie, coca
-coli aż po zużyte prezerwatywy i tampony.

 
...Pamiętam
jego obrzydliwy smak, gdy wlewało mi się w usta, zapychało gardło
dusiło. Złe jezioro, które gdyby mogło pochłonęłoby mnie całą,
wessało w siebie, zamknęło nad moją głową swoje
podwoje...


Kręciliśmy się trochę w kółko zanim udało
nam się wypatrzeć wejście do sztolni. Ciężko było je znaleźć,
ponieważ skryte było za wysokimi paprociami i innymi trawami, które
cięły boleśnie ręce, gdy się je nieostrożnie
odsunęło...

...Trawa tnie w twarz,
boli...


Dotarliśmy.

...Sztolnia poniemiecka.
Jej wnętrze z czerwonej cegły, pamiętam je. Starałam się myśleć
o nich, gdy robił mi krzywdę, zapamiętać gdzie znajduje się jaka
pajęczyna. Nie chciałam patrzeć na obrzydliwą twarz szaleńca,
zarośniętą brudną, brązową szczeciną. Unikałam jego
obłąkanego wzroku, niebieskich oczu patrzących chciwie na moje
nagie, jasne ciało. Jego było opalone i poparzone, wielkie i
śmierdzące. Wypełniał mnie obrzydzeniem tak okrutnym, że
musiałam zaciskać zęby by nie zwymiotować. Czułam jak przy
każdym ruchu moje plecy coraz bardziej wbijają się w każdy kamyk
pod nimi. Było mi zimno w głowę, mokre włosy przylepiały się do
twarzy. Gdy skończył uśmiechnął się i ten uśmiech miałam
zapamiętać do końca życia...


W sztolni było ciemno i
zimno. Miła odmiana po upalnym dniu. Siąść i zjeść obiad, w
ciszy lasu, z przyjaciółmi. Wycieczka jakich wiele w naszym życiu.
Było ich wiele. I była moja ostatnia. Spojrzałam na swoje dłonie,
miały połamane paznokcie, za ich resztkami pełno ziemi. Na
nadgarstkach ciemne pręgi siniaków. Spojrzałam na siebie i
zauważyłam, że moje ciało jest nagie, białe z czerwonymi pręgami
zadrapań, siniakami po wewnętrznej stronie ud. Moje włosy były
mokre.
Wiedziałam już, co znajdą moi przyjaciele, gdy dotrą na
miejsce. Przypomniałam sobie wszystko.

...Zgrubiałe palce
zacisnęły się na mojej szyi, czułam jak drapią delikatną skórę,
jak wrzynają się coraz mocniej. Tchawica zaczęła mnie boleć i
chciałam kaszleć
, ale nie mogłam, a on zaciskał
palce coraz mocniej i mocniej. Patrzyłam na jego twarz, ekstatyczną
radość z zadawania mi bólu. Brakowało mi tchu, kręciło w
głowie. Pomyślałam jeszcze, że pewnie narzeczony będzie się o
mnie martwi
ć, a potem świat zaczął wirować,
szaleniec stał się rozmazany, a ja zamknęłam oczy...

To
straszne widzieć jak twoje martwe ciało, zjedzone przez zwierzęta
i rozłożone przez czas znajduje ktoś kogo kochasz. Pewnie na
początku nawet mnie nie poznał, widziałam jak Aśka krzyczy, jak
Marek mocno ją przytula, a po jego policzku płynie łza. A on stał
tylko i patrzył, nie rozumiał. Chciałam podejść do niego i
przytulić, ukoić ból, w końcu nie dowiedzieli się nigdy co się
ze mną stało. Ale musiałam odejść. Znaleźli mnie i mogłam
spocząć w pokoju. Sprawcy nigdy nie znajdą, już go tu nie ma. Ale
niektórzy znajdą spokój serca. A ja będę mieć w końcu normalny
grób...




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1