12 november 2011

Ania z Betonowego Wzgórza

Tak wiem, wiem! Miałaś rację, nigdy niczego nie napiszę! Nie stworzę baśni, historii prawdziwej, ani wyciskacza łez. Ta jedna rzecz wyszła Ci idealnie, wpędzenie mnie w bezmiar niewiary i podporządkowanie się losowi, który jest zbyt okrutny, bym mógł go pojąć. Nawet nie tyle pojąć, co odnaleźć w nim sens. Zrozumieć po co komu słowa, kiedy nie potrafi odpowiednio ich użyć.
Patrzysz teraz ze zdjęcia tymi swoimi oczami żmii. Syk wyciska ci się z ust tak obrazowo, że wręcz słyszę go nawet teraz, mimo upływu lat. Niewiele się zmieniłaś, wciąż kretyńsko wyginasz się do zdjęć, wykrzywiasz usta jakby cię coś od środka bolało i udajesz boginię seksu. Jak ten Facebook pozwala odnaleźć ludzi i przypomina o porażkach.
Nie no, seksik spoko, nie mam zastrzeżeń. To jest akurat twoja życiowa rola. Od przodu, od tyłu, z boku, na stojaka, w samochodzie, w lesie, w windzie, kamasutra na całego. Do buzi brałaś jak ta lala, nawet w tyłek dałaś sobie wcisnąć. Ale po jaką cholerę bredziłaś mi te bzdety o rodzinie? Że to niby Antoś miałby być spełnieniem ciebie, jako kobiety. Kurwa, jaki ja byłem durny! Przez rok łykałaś w tajemnicy tabletki i ściemniałaś, że nie możesz zajść! A ja, jak ten palant zapieprzałem Pks – em 40 kilometrów po dwunastu godzinach pracy, by cię wziąć od tyłu w drzwiach sypialni i czekać aż urodzisz mi syna. Jakiż ja zakochany byłem, Wokulski może się schować przy moich fantazjach. Tyle, że to inni mieli rację. „Zostaw tę dziwkę, ona cię roluję!” - mówili kumple przy browarku. Ale gdzie tam, można było mówić. Obłęd w oczach, łaskotanie w rozporku i bełkot.
- Chłopaki, wy jej w ogóle nie znacie. To fantastyczna kobieta!
- Mam cię wypunktować, żebyś sie ocknął? - Karol był zawsze szczery, obrzydliwie. Dlatego jego straciłem jako pierwszego – Rzygać mi się jak patrzę co się z tobą dzieje.
- Wiesz co Karolku? Pierdol się! Może czas dorosnąć, wstać spod tego parasola, wypić ostatnie piwo i się ustatkować. Nie sądzisz? Będziesz tak nosił te zeszyty i bazgrolił w nich do końca życia? Myślisz, że coś stworzysz?
- O patrzcie go! Pan dorosły się znalazł! Panna mu loda elegancko zrobiła i już się z nią żenić będzie! To co? Już nie chcesz próbować? Całe Technikum o tym rozmawialiśmy, te wszystkie teksty wysłane do „Cogito” nic dla ciebie już nie znaczą? Rzucisz to dla jakiejś pustej dupy?
- Karol, ta dupa ma imię i dostała od chrzestnego komputer. Teraz tam piszę, a ona to ocenia. Trzeba iść na przód.
- Widzę, że już nie ma z kim gadać. Bigos masz z mózgu chłopie.
Pamiętam jak wstał, leniwym ruchem podniósł kufel z piwem, dokończył i odszedł. Jedyny facet jakiego znałem, który naprawdę był w stanie coś napisać. Dzisiaj, magister filozofii składający plastikowe elementy na taśmie produkcyjnej, w Manchesterze.
A ty? Owszem, czytałaś moje opowiadania, ale komentarze były tak szczere, jak twoje intencje wobec mnie. Pławiłem się w twych pochwałach, tak samo rozkosznie, jak w twoich sokach, gdy nocami otwierałaś dla mnie swe wrota. Ginąłem, a zdawało mi się, że oto jestem na początku drogi do chwały. Książka, syn, żona parterowy domek na skraju lasu. Nic nie docierało do zmąconego umysłu, nawet twój pseudofeministyczny bełkot. O tak, wiem. Tatuś pił, a poprzedni chłopak był wstrętny, bo ograniczał twoją wolność. Tak, w Indiach mężczyźni palą na stosach niewierne żony, a w Afganistanie rzucają kamieniami i w ogóle facet to świnia i powinien siatki z zakupami za kobietą nosić. To wszystko w pełni usprawiedliwiało twój jazgot, dawało prawo do nienawidzenia męskiej rasy i bluzgania. W twoim mniemaniu oczywiście, bo o feminiźmie bladego pojęcia nie miałaś.
Tylko co ja miałem do tego? Do tych wszystkich Arabów, muzułmanów, afrykańskich dzikusów, którzy kobietom wycinają łechtaczki, aby te nie mogły mieć orgazmu? Ani to moja wina, ani moja moc, żeby to zmienić. Nosiłem, więc te siatki za tobą, i gary myłem w twoim domu, po twoim obiedzie, w twojej kuchni kiedy twoja matka leżała w szpitalu. I puszczałem cię wieczorem z  kumplem na basen i z twoim starym nie piłem wódki i obgadywałem wszystkich facetów z twoich ulubionych seriali. Miałem być inny, wspaniały, męski, wyrozumiały, tymczasem przyzwalałem na twoje bzykanie się z kumplem i jeszcze udawałem, że tego nie widzę!
Biedna matka, dogorywała w szpitalu, a ty jej nawet nie odwiedziłaś.
- Po co mam udawać, że jest mi przykro. Ci wszyscy hipokryci krzywią się i kłamią. Matka umiera, bo ma raka, ja jestem szczera, nie muszę być jak te wszystkie palanty co na siłę płaczą, a w duchu myślą tylko jak do domu pójść na mecz. Faceci! Udaje taki jeden z drugim pitu, pitu wspaniałego tatusia i męża. Na pokaz! A jak tylko nikt nie patrzy od razu idzie się nachlać – strzelałaś jadem po mistrzowsku.
- Ale powinniśmy do niej pójść, ona chce cię zobaczyć.
- Ty musisz też udawać? Jest nieprzytomna, nawet nie będzie wiedziała, że tam byłam.
  Zmarła pół roku później, z pogrzebu urządziłaś sobie rewię mody. Trzy dni przerzucania ubrań, butów, kolczyków, perfum w kilkunastu sklepach. Przecież nie pokażesz się w byle czym!
Mogę ci śmiało powiedzieć, swojej matce nie dorosłaś do pięt. Do dzisiaj pamiętam jak siedziała w kuchni, wiecznie skulona, smutna. Ogrzewała dłonie kubkiem z gorącą herbatą, bo stary przepił kasę na opał. Kupował jej babskie gazety z plotkami, a jej wcale nie obchodził los gwiazd. Ona chyba nawet nie znała pojęcia „gwiazdy”, to byli po prostu jacyś tam ludzie. Pamiętam jak pochylała się na gazetą i smutnym wzrokiem błądziła po literach.
- Co tam piszą, pani Grażynko? - spytałem
- Mój Boże, zrobili zdjęcie jakiejś kobiecie i napisali, że mąż ją zostawił, a teraz chce zabrać dziecko. I to do gazety dali? Jezu, jak jej musi być przykro.
I kołysała się tak kilka minut, z głową nad brukowcem, z nieobecnym wzrokiem i w nieludzkiej ciszy. Czułem sie dziwnie, z jednej strony przerażał mnie jej smutek, z drugiej zaś czułem, że jest on jej wybawieniem, jej wewnętrznym światem, w którym może się schować i tam jest nie do ruszenia. Cisza, która pochłaniała ją w tej kuchni, była tak niewyobrażalnie plastyczna, gruba i gęsta, że nie przepuszczała świata. Pochłaniała wszystkie wyzwiska rzucane przez męża, była jej tarczą, chroniła od ciosów. Wychodziła z niej tylko na godzinę, raz w tygodniu, gdy szła do kościoła. Po drodze czytała klepsydry, dowiadywała się z nich kto zmarł i pochylała głowę pod tablicą ogłoszeń.
W kościele zawsze siadała gdzieś z boku, w tylnych rzędach. Nie chciała nikomu przeszkadzać i nikogo aferować swoją obecnością. Składała ręce, pochylała się i szeptała coś co mogło być modlitwą, choć wyglądało raczej jak przepędzanie złych duchów, odszeptywanie złych mocy. Po kościele wracała do swojej kuchenki, parzyła herbatę i zanurzała się w nicość
Była tak cicha i tak bardzo nie chciała zawracać światu głowy, że nie zauważyła nawet jak bardzo zżera ją choroba. Musiała coś zauważyć, ubywało jej, skóra bledła, ciało robiło się zimne, a z miejsca, które wydało cię na świat sączyła się ropa. Wnętrze musiało boleć, palić niczym polane kwasem. Umysł jednak wyćwiczony do niedopuszczania bólu, wygrał. Musieli mocno się namęczyć, żeby odczepić jej palce wbite w kościelną ławę, gdy na niedzielnej mszy wygięła się z bólu i straciła świadomość.
Ojciec w tym czasie próbował wytłumaczyć się policji dlaczego w takim stanie porusza się pojazdem mechanicznym, jednośladowym marki „Komar”, w dodatku bez ubezpieczenia i ważnych dokumentów.
Rzeczywistość boli, a jeszcze bardziej boli przebudzenie. Nie z pijaństwa, a z długiego, chemicznego snu, w którym potwory wydają się być księżniczkami, a prawdziwe księżniczki płaczą w samotności, odepchnięte przez swych, chwilowo niepoczytalnych chłopców.
Czy wiesz, że powiedziałem Magdalence, że jesteś w ciąży? Płakała. A ja chciałem, by dała mi wreszcie spokój, by nie przeszkadzała i zrozumiała, że to ty jesteś najważniejsza. Kiedy się obudziłem, Magdalenka miała już ułożone życie i nie chciała o mnie słyszeć.

- Nie będę cię utrzymywać! Wybij to sobie z głowy! - to były twoje pierwsze słowa, kiedy ci oznajmiłem, że straciłem pracę.
- Ale jakie utrzymywać! Kochanie, jutro jadę do pośredniaka, a później coś znajdę. Na bilet do ciebie też skądś pożyczę, nie musisz mnie utrzymywać.
- Zobaczymy. Wszyscy tak mówicie, a później na fartuszku mamusi, albo żony. Oszczane kalesony i te gadki, że nie ma pracy, to po co z domu wychodzić!
To był początek końca, malałem każdego dnia, kurczyłem się, zwijałem w kłębek. Nie mogłem spać, gdy nie odbierałaś telefonu, nie wierzyłem, gdy mówili, że masz już innego. Kumpel zaczął przynosić zielsko, uspokajało mnie. Uspokajało tak bardzo, że godzinami wpatrywałem się w lustro i śmiałem z własnej twarzy. Twarzy starca, który się pomylił. Który opowiedział złą historię i teraz został ukarany banicją we własnej łazience.
Kiedy się obudziłem, poczułem nienawiść. I dzisiaj, po latach znalazłem cię na Facebooku. Jesteś podobna, ale nie jesteś miękka, a taką cię wtedy widziałem. Masz ostry nos, ostre krawędzie twarzy ostre linie między policzkami, i wąskie czoło. Jesteś kanciasta, linie twojego ciała są wyraźne zaznaczone, jak linie stołu, szafy, nie są to linie człowieka. Twoja skóra jest napięta, naciągnięta jakby było jej za mało, na ostrych krawędziach kości załamuje się gwałtownie i każe uważać. Człowiek czuje, że mógłby się o ciebie skaleczyć. Dłonie masz kościste, długie palce zakończyłaś długimi, czerwonymi tipsami. To ostrzeżenie. Przypominasz kaktus, z każdej komórki twojego ciała wystaje kolec, długi i cienki. Mogłem ich nie zauważyć, są przezroczyste, ale bardzo ostre. Dzisiaj nie zbliżyłbym sie do ciebie, wtedy przedarłem się przez gąszcz kolców, bo adrenalina znieczuliła ból. Poraniłem się. Ale blizny wyrzuciłem do śmieci. Prócz tej jednej, największej i najdotkliwszej rany, którą zadałaś mi jednym zdaniem:
- Nigdy, niczego nie napiszesz!
Rozdrapuję ją każdego dnia. Dbam, by się nie zabliźniła. Kultywuję jej obecność, dotykam jej, pilnuję, by zawsze sączyła się z niej krew. Gdy czuję jej smak, wiem, że jeszcze po coś żyję.


number of comments: 7 | rating: 13 |  more 

Slawrys,  

no toś rozświetlił mrok obyczjowości, taka zaktualizowana ”Moralność pani Dulskiej”

report |

MARCEPAN 30,  

A to ciekawe spojrzenie :) Nigdy bym tak nie pomyślał.

report |

Szel,  

Marcepan!! tak plasytcznie wymalowales Anie chcialoby sie powiedziec ssssssssssuka i zapomniec , ale obraz jej matki utkwil we mnie gleboko...bardzo...ide jeszcze poszukac czy jest cos twojego :))

report |

Emma B.,  

bardzo dobry tekst, nie kadzę, nie czytam takich dosadnych sformułowań, le tutaj wszystko jest tak płynnie napisane, że strony umykają niezauważenie.

report |

budleja,  

kurczę jak fajnie piszesz, z jakim bólem malujesz słowem:))

report |

MARCEPAN 30,  

A dzięki, miło mi :)

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1