4 september 2013

Ptak z niebem w oczach

- Wi­tam, wi­tam. Mnie też miło widzieć. Na­pijesz się cze­goś? Ka­wy? Co ty mówisz? W ta­kim ra­zie her­ba­ta, dob­rze, sam wy­piję. Ciekaw jes­tem, co cię do mnie spro­wadza. Be­zin­te­resow­nie, jas­ne, ale powód zaw­sze się znaj­dzie. Cza­sem nieuświado­miony na­wet.

Co? Skąd wiesz? Ach tak, ciągle za­pomi­nam. Co mam ci opo­wie­dzieć… Szczerze i nie bez­pośred­nio? Jak ob­cej? Dob­rze, to zaczy­nam.. Przyszła do kan­ce­larii. Sa­ma. Pier­wszy raz zo­baczyłem ją niedaw­no. Bar­dzo niedaw­no. Przed trzy­nas­to­ma mi­nuta­mi. Tak, czy­li wte­dy, kiedy weszła. Przed czter­nasto­ma. Czas mi­jał, a ja co­raz bar­dziej chciałem ją zmienić. Jak to jak – nor­malnie. Od stóp do głów, od ucha do ob­ca­sa, od smętne­go uśmie­chu, który os­trożnie za­wie­szała na twarzy, do naz­wiska. Co tak pat­rzysz? Szczerze chciałaś.

Po­wiem ci, cieka­we spoj­rze­nie miała. Nie przed siebie pat­rzyła, ale w głąb. Tak… w głąb duszy. Wpat­ry­wała się. Przeświet­lała jak ren­tge­now­skie słońce. Rozświet­lała. Nie, roz­ma­wiała nor­malnie. Coś ty, dob­rze się roz­ma­wiało. No tak, uśmiech, ale bar­dzo nieśmiały. A wiesz, pięknie się uśmie­chała, pięknie. Da­lej? Co mogło być da­lej. Oka­zało się, że ślub przyszła dog­rać. No ślub, ślub. Prze­cież ja bym się z nią nie ożenił, gdy­bym chciał na­wet. Przyszedł ten jej amant. Spóźniony, ale co to znaczy dziś się spóźniać? Spóźnienie od pun­ktual­ności większą cnotą się stało. Ona – Ju­lia Ptaszyńska – od ra­zu uśmie­chnęła się. A po­wiem ci, że naz­wisko do niej pa­sowało. Niebo w oczach miała, skrzydła chy­ba gdzieś pod su­kienką, mąż będzie szu­kać. I znaj­dzie pew­nie. Pier­wsze, co po­myślałem, gdy ją tyl­ko dos­trzegłem, to że jak ptak wygląda. I jak te­go chłopa­ka zo­baczyła… Źle, widzisz, mówiłem. Nie uśmie­chnęła się. No nie, nie uśmie­chnęła, po­ważnie. W słońce twarz za­mieniła. Że bar­dzo go kochać mu­si, poz­nałem.

A on? Na naz­wisko Słowi­kow­ski miał. Ma naz­wisko. Ma. Nie wie­działem, ja­kiego pta­ka mi dziew­czy­na przy­pomi­na, to masz – sa­mo się roz­wiązało. A później? At­mosfe­ra się luźna zro­biła, to tam­ten po­wie­dział, że ślu­bu nie chciał, bo się dwa ra­zy nie wchodzi do tej sa­mej rze­ki. Nie wiem, o co mu chodziło. Mrugnął tyl­ko po­rozu­miewaw­czo, po­wie­dział, że Ju­leczka na­legała, dziew­czy­na się spłoszyła, przyg­ryzła wargę. Za­raz mi się żal jej zro­biło, ileż ona mu­siała poświęcić, żeby te­go tu przyp­ro­wadzić. Bied­ne dziec­ko.

Wszys­tko załat­wi­li, ślub piękny był, sam się wzruszyłem. Co? A skąd mam wie­dzieć? Ja ich nie znałem prze­cież, tyl­ko in­te­resy wte­dy nas połączyły. Miesiąc później mały słowik do mnie przy­leciał. Pros­to z podróży poślub­nej.
Tym ra­zem w trum­nie.
Nie wiem, co dziew­czy­nie się stało. Mąż przyszedł pog­rzeb załat­wić, py­tał, czy od­pra­wiłbym. Nie mnie py­tał, tyl­ko księdza Woj­tka. Ten za­pisał naz­wisko na kar­tce, przed­sta­wił mi sprawę – że proszą, żebym ja mszę spra­wował. I wiesz co – nie mogłem naz­wiska sko­jarzyć. Za nic. Przed uroczys­tością mąż przyszedł. Smut­ny. Po do­kumen­ty. Te­raz do mnie. Jak go zo­baczyłem, od ra­zu mi się wszys­tko poukładało. Łzę z po­liczka dys­kret­nie otarłem, do tych pa­pierów zaj­rzałem. Tak, Sto­likow­ską ze Słowi­kow­ską trud­no sko­jarzyć. A i do dziew­czy­ny tam­tej sto­lik nie pa­sował wca­le. Długo­pis wziąłem i to naz­wisko przep­ra­wiłem. Przy­naj­mniej naz­wisko zmienić mi się w niej udało.

Mąż mówił, że do Az­ji po­jecha­li. Tam Ju­leczka zacho­rowała. Co na co? Skąd ja wiem na co? Prze­cież nie wy­padało py­tać. Sam mi po­wie­dział. Ale niedużo. I znów za­gad­ka­mi.
- Ja od początku mówiłem o tej rze­ce. Żeby nie wchodzić dwa ra­zy do tej sa­mej.
I rozpłakał się. No co mam nie mówić, kochał dziew­czynę. Że no­we życie zaczy­na, pos­ta­nowił. I że dzięki niej lep­szym człowiekiem się stał. I sta­je. Cze­kaj, która to godzi­na? Och, no to chodźmy, chodźmy, chrzci­ny za­raz mam. Co się dzi­wisz, ta­ka ko­lej rzeczy. Jed­ni się rodzą, drudzy umierają… Trze­ci? A trze­ci na­wet jak w gro­bie są, to żyć nie przes­tają. Tak, tak... Sa­ma, Ju­leczko, wiesz.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1