16 july 2011

Sekrety

Mamy
tutaj książkowe rojenia, mamy tutaj serce
rozjątrzone teorią;
widocznie tu jest zdecydowanie
się na pierwszy krok, ale
zdecydowanie się
osobliwego autoramentu: człowiek się
zdecydował,
ale tak jakby runął z wysokiej góry,
jakby
spadł z dzwonnicy: poszedł
popełnić zbrodnię, jakby nie na
własnych nogach.
Zapomniał przymknąć drzwi za sobą, a zabił
(...)
F. Dostojewski Zbrodnia i kara



____"___



Kim jesteś? Kto pozwolił ci naruszać
mój spokój? Dlaczego 
śpisz z głową opartą na moim
ramieniu? Czy znasz język, 
którym mówię codziennie bez
zrozumienia i przekonania, 
a który jest językiem moich
ojców i dziadów?

Jak masz na imię, ile lat ma twoja
posiniaczona dusza, 
pełna bruzd i zakamarków? Gdzie czają
się niespełnione 
marzenia i nadzieja, którą utraciłaś?
Czyś śnisz teraz o kimś 
niby zapomnianym? Ile razy
zatraciłaś się idąc drogą 
powybijaną przez
ciszę? 

Czego pragniesz, co cię fascynuje, czy
znalazłaś 
jakiś drogowskaz, ścieżkę, po której chodzą
ludzie 
pełni dobra, tacy co nie ranią? Odpowiesz mi
kiedyś 
na pytania, a może zetrzesz w pył moje
wątpliwości, 
rozgonisz strachy, koszmary, które
gnębią 
mnie bez opamiętania? Czy zrozumiesz, gdy
powiem, 
że jestem człowiekiem naznaczonym przez
zbrodnię? 
Zniszczyłaś kiedyś kogoś? Zostawiłaś? Dokąd
zmierzasz?

Po cholerę jedziesz tym pociągiem
pędzącym
przez bezludne i zamrożone
na zawsze przestrzenie zachodniej
Syberii?

Nie uwierzę, jeśli powiesz, że chcesz
jedynie 
zobaczyć Bajkał! 


Szyny, szyny,
tysiące kilometrów szyn, układanych przez ludzi takich jak ja. Za
oknami nic, pustka, 
czyste odległości, wieczna zmarzlina,
krwawe ślady zastrzelonych zwierząt i ludzi. Po powierzchni tej
ziemskiej nicości tułają się cienie zapomnianych kultów,
niedopowiedziane czary, zaklęcia, w które już prawie nikt nie
wierzy. 
Blade twarze odrzuconych duchów i zjaw przyklejały
się do otulonych mrozem szyb pociągu pędzącego przez trwanie
nasączone ciszą. Ja też chciałem być zapomnianym, chciałem
zapomnieć. Potrzebowałem samotności, byłem gotowy o nią walczyć,
mogłem zapłacić za nią życiem, którego już nie szanowałem. A
ona powiedziała, że życie, moje istnienie nie należy do mnie,
Czułem się jak kukła, kiedy tak siedziała  naprzeciw mnie i
słowami oplatała mój mózg. Mogłem wyjść z przedziału,
zostawić ją samą z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, mogłem
wydać ją na pastwę duchów, moich duchów i koszmarów, które
czołgały się za mną niczym larwy.
Nie uczyniłem tego.
Dlaczego?  Może jednak jej potrzebowałem...
Myślałem, że
to ona była młoda, zarozumiała ale nie głupia... Nie zdawałem
sobie sprawy, iż lepiej ode mnie rozumie tę ciszę, samotność i
bardziej niż ja potrzebuje zapomnienia.
Szyny, szyny  tysiące
kilometrów szyn układanych przez takich ludzi jak ja i takich jak
ona .
Wokół nas moje larwy i jej ćmy wirujące w bladym świetle
jarzeniówek.
A może to my byliśmy jak owady, kolejne wcielenia
naszych koszmarów?

-Rywalizowałeś z nim?
- Walczyłeś o
swoją kobietę? A może byłeś jedynie zazdrosny, zazdrosny jak
mały chłopiec, który chce mieć takie same trampki jak jego
kolega?
-Wiesz, gdyby jakakolwiek rywalizacja była w ogóle
możliwa zapewne nie byłoby mnie tutaj. Trudno jest walczyć z kimś,
kto wie  o tobie niemalże wszystko.

-Mów jaśniej, bo
albo ja jestem zbyt zmęczona aby cokolwiek zrozumieć, albo twój
rosyjski potrzebuje odkurzenia.

Mimo jedenastu godzin
spędzonych w pociągu bez żadnego przystanku ona wciąż otoczona
była aureolą świeżości. Jej oczy wydawały się chłonąć każdy
element krajobrazu, każdy skrawek burego nieba i wszystkie grudki
zamarzniętej ziemi naniesione wieki temu. Delikatna para unosząca
się nad dwoma kubkami z malinową herbatą osiadała  na
szybach przedziału, który wydawał się niemal przytulny.


Nie
słyszałeś kiedy Konstancja weszła do przedziału, który
zajmowałeś do tej pory sam. Zresztą ty wtedy nie słyszałeś nic,
nałykałeś się tych swoich prochów i zapadłeś w pozornie kojącą
życiodajną drzemkę. Ona wsiadła w Moskwie, cichutko, nie chciała
budzić obcego mężczyzny, który miał się stać jej towarzyszem
podróży przez następne kilka dni. Nie miała ze sobą żadnego
większego bagażu, jedynie małą torbę z wyblakłym napisem w
języku rosyjskim, no i białą laskę. Kierownik pociągu zamienił
się na chwilę w angielskiego lorda i pomógł jej usadowić się na
miejscu przy oknie, naprzeciw twej poczerwieniałej od snu twarzy.
Zamienili kilka słów w języku, którego i tak byś nie zrozumiał
i na  tym skończyło się ich (?) przypadkowe spotkanie.
Kilkanaście minut później pociąg ruszył z łoskotem, a z
głośnika popłynęła jakaś błaha rosyjska melodia.
Miasto,
miasta, przestrzenie... Przestrzenie twoich snów pokryły się
błękitnym pyłem, znowu stałeś się małym chłopcem,  ze
zbyt dużą głową, skaczącym za polnymi konikami. Z boku
naskakiwał na ciebie czarno-biały kosmaty kundel i płoszył twoje
zdobycze. Łąka rozciągała się daleko wzdłuż i wszerz, zlewała
się z niebieskawym horyzontem i takim samym niebem.
Zmęczony
przystanąłeś wśród wysokich traw, potarłeś rączką
spocone czoło pełne swoich ???dorosłych??? myśli.
Słyszałeś
piękną muzykę płynącą z głośnika ciotki Hanki i spojrzałeś
w niebo...zabrakło ci słońca. Nerwowo zacząłeś  obracać
głową. Gdzie słońce? Słońce...


-...słońce, gdzie
jest słońce?
-Proszę pana niech się pan obudzi!

Młoda
kobieta potrząsnęła  za ramię śpiącego mężczyznę. On
śnił jej sny, ten nieznajomy prześcignął ją dzisiaj, ona
jeszcze  nie szukała słońca, była dopiero piętnasta, o tej
porze była świadoma, że i tak nigdy słońca  nie
zobaczy. 
Poznali się właśnie wtedy,wczesnym popołudniem.
On śnił jej sny, i bał się ich. Gdyby wiedział, że nie należą
do niego, lecz do niej z pewnością nie pomyliłby strachu ze
współczuciem.

-Ten mężczyzna, mój rywal był jednocześnie
powiernikiem mojej żony. Znali się od dzieciństwa, razem grali w
bierki, łazili po drzewach, męczyli pasikoniki...to takie typowe,
że  nie muszę tłumaczyć.
-Nie żartuj, on
jest...
-był...
-Czy był spowiednikiem,
duchownym,rywalizowałeś z księdzem?
-Powiedzmy.
-Z tego co
wiem, w waszym kraju obowiązuje celibat!
-Tak, ale nie o to w tym
wszystkim chodzi.

Popołudnie. Do przedziału wdarło się
przytłaczające rozleniwienie, które nie pytając ludzi o zdanie
przejęło nad nimi pełna kontrolę. Mężczyzna znowu zasnął, tym
razem jednak snem bezsennym, ciężkim i pustym. Głowę oparł o
szybę, prawe ramię przykrył ciemnozielonym, wełnianym swetrem.
Wielkie połacie porośniętej trawami ziemi, nieliczne skupiska
powykrzywianych drzew zasnuła najpierw mleczna, a potem coraz
bardziej szarzejąca mgła, która wsysała noc. Stukot obracających
się z wielką szybkością kół tworzył wraz z wyjącym,
świszczącym  wiatrem niezwykłą, nostalgicznie brzmiącą
muzykę. A może podróżni słyszeli zawodzenie opuszczonych,
zgorzkniałych  duchów i bogów, którzy swymi lodowatymi
oddechami rozdmuchiwali po tundrach pozostawione  przez ludzi
kości  zmarłych...
Noc mętna, zawiesista  i gęsta
kleiła się do szyb pędzącego pociągu. To co zaczynało się
dziać na pustkowiach miało pozostać na zawsze nie odkrytą
tajemnicą.

-Nie wiem dlaczego opowiadam moją historię
właśnie tobie, Konstancjo. Może dlatego, że nigdy nie zobaczę
jak wyglądasz...nago
-...zmuszasz mnie do zwierzeń. Czuję w
tobie niewinność, która rządzi moimi zmysłami, słowami.

-Chyba
niestety się mylisz. Jak każdy człowiek odczuwasz po prostu
litość. Bo nie mogę widzieć słońca, bo kolory nazywam
dźwiękami, zapachami kieruję się jak niewidzialnymi
drogowskazami...Jestem jak kolorowy lampion, pusty w środku, który
rozświetla się tylko wtedy, gdy ktoś ustawi w jego wnętrzu
świecę. Jestem więc tylko lampionem, takim pergaminowym. Płonący
płomień sprawia, ze włókna pergaminu stają się widoczne, jak
maleńkie kruche  naczynie krwionośne. Można się mną bawić
przystawiając dłonie tak, by powstawały cienie. I tak postępują
ze mną ludzie, ty także, choć pewnie nieświadomie...

-To
dziwne, ale czuję się tak, jakby ktoś zatkał we mnie odpływ
rozpaczy, a ja nie jestem przecież hydraulikiem. Kto mnie zrozumie,
zbliży się do mnie, jeśli nadal będę się zachowywał jak szczur
brodzący w ściekach?

-Nie uciekaj...

-Muszę, tobie
łatwo jest tak mówić, nikogo nie zabiłaś, nie
skrzywdziłaś.

-Wiesz czym się różnimy? Ty wierzysz  w
to, co widzisz, a ja w to czego nie widzę...

-Więc jednak
masz nade mną przewagę, nie ufasz pozorom

-Nie ufam bo ich
nie widzę.

Pociąg z łoskotem wjechał na jedną z
nielicznych stacji i obudził do życia zszarzałych, wysmaganych
wiatrem ludzi, którzy przyszli by sprzedać część swojego
dobytku. Pociąg zaroił się ludźmi i ich hałasem.
Na swoje
ostatnie pytanie mężczyzna nie usłyszał odpowiedzi.

-A
chciałabyś? - zapytał i przestraszył się swojego pytania.


Moja
opowieść  jest jak warkocz pleciony latami. Trudno mi nawet
powiedzieć gdzie jest jego początek, koniec łatwo dostrzec,
przewidzieć. Obserwowałem cię przyjacielu, gdy jechałeś daleko
na wschód i rozpamiętywałeś moje grzechy...i swoją zbrodnię.
Widziałem twoje dawne szczęście, byłem świadkiem waszego
początku i końca. To przede mną składaliście przysięgę na
wieczność, to częściowo przeze mnie ta obietnica została
złamana. Pokuta miała nadejść...


-Po co jedziesz nad
Bajkał

Niewidzące  oczy młodej kobiety zdawały się
świdrować duszę towarzysza podróży. W jakiś sposób obserwowały
jego mroczne wnętrze, gdzie zawiść rosła bujnie niczym
chwast.

-Po prostu czułem, że to właśnie tam muszę
wyjechać.

-Ale przecież jesteś mordercą, powinni cię
aresztować! Jak udało ci się opuścić twój kraj?

-To
trochę skomplikowane Konstancjo...

-Wytłumacz mi ,
proszę.

-Widzisz, człowiek którego pozbawiłem życia był
zakonnikiem. Jednak jego sumienie nie należało do najczystszych.
Podejrzewano go o spiskowanie przeciw kościołowi, więc władze
kościelne chciały się go pozbyć. Nie chodziło rzecz jasna o
morderstwo, dostojnicy kościelni nie lubią sobie w dzisiejszych
czasach brudzić rąk krwią. Tak się stało, że to ja
wyświadczyłem im...tak to można nazwać -  przysługę. Nieco
brudną przysługę.

-A policja?

-W  oficjalnym
raporcie napisano, że popełnił samobójstwo. Widzisz jakie to
proste.

A ja już myślałam, że mam do czynienia ze
zbiegiem...


-Lepiej powiedz jak tobie się udało?

-To
długa historia

-Przecież przed nami jeszcze dwa dni
podróży...

To już Irkuck. Niedługo zobaczę Bajkał.
Pożegnanie. Ty jedziesz dalej, tam gdzie wzywają cię duchy twoich
przodków. Byłaś piękna w moim śnie Konstancjo otoczona przez
ciemność. Może jesteś gdzieś tam, w pociągu, który rusza
leniwie w dalszą drogę, wiedziony przez wody Amuru. Chciałbym abyś
 dotarła do domu, abyś oczyściła zanieczyszczone dłonie w
rzece albo , w maleńkim strumieniu, w którym kąpałabyś zapewne
ofiarę swej zbrodni. Niech duchy wszystkich światów dadzą Ci
ukojenie.


/wiersz w dziale poezji nosi tytuł; "Sekret
 trans-syberyjski/




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1