1 july 2010

Kto ukradł śnieg

Mikołaj obudził się. Wszędzie biało ! Ach, jak dobrze, że pomalowałem ściany śnieżką. Dzięki vizirowi mam białą pościel. Dosyć sentymentów! Coś za coś, przecież nie mam już białej brody odkąd używam Gillet sensor excel (ich reklamy są strasznie obłudne, bo kiedy zachwalają Gillet for Man śpiewają „Gillet najlepszy dla mężczyzny”, a kiedy pokazują maszynki dla kobiet, to nic nie śpiewają!) a farba do włosów przywróciła mojej czuprynie kolor kruczoczarny. Tak, siwizna postarza! Ale nadal lubię biały kolor! To myśląc chwycił pilota i przy jego pomocy włączył ciemno-biały telewizor w odcieniu czarnym i zabrał  się do jedzenia popcornu popijając go drinkiem z białego mleka i białego wina. Na białym kanale + pokazywali właśnie reportaż z pobytu w szpitalu na oddziale dzieci chorych na białaczkę. Jedno z nich narzekało na brak śniegu i w Mikołaju obudził się altruizm. Postanowił skombinować go.
         Gdy już wreszcie udało mu się wygrzebać z łóżka, udał się na zakupy. „Skąd się bierze śnieg?” zastanawiał się Mikołaj. Poszedł najpierw do sklepu z ozdobami choinkowymi. Okazało się jednak, że w zaopatrzeniu nie ma ani śniegu w spray’u, ani nawet lamety. „Co za mizeria...” pomyślał „...w dodatku bez białej śmietany.” Idąc ulicą zauważył faceta sprzedającego na rogu białą watę cukrową. Mikołaj doznał olśnienia. Jednak nadzieje były płonne. Wata cukrowa była w prawdzie biała, ale oszukana. Zrobiono ją z soli. Taka zdecydowanie nie nadaje się na użycie zamiast śniegu. Dzieci szybciej dostrzegają prawdę, niż dorośli, gdyż nie mają oporów przed szczerością. Potem dostrzegają korzyści wynikające z lizusostwa i niedostrzegania błędów tych, którzy uważają, że ich nie popełniają. Zwłaszcza, jeśli taka osoba jest twoim przełożonym.
         Święty pojechał do Tesco. Tam podobno mają wszystko w niskich cenach. Okazało się jednak, że to tylko slogan, którego prawdziwości nie da się sprawdzić, bowiem sklep jest zamknięty 24 godziny na dobę. Wobec takiej sytuacji Mikołaj skierował swe kroki w stronę M1. Gdy tam dotarł, zapomniał o celu przybycia, bowiem zauważył elfy. „I co? Dużo prezentów skombinowaliście?” spytał. „Nie bardzo. Trudno tu zarąbać coś większego. Wszędzie telaski na wrotkach. Co im się wydaje? Że są na rampach? Ale nie jest tak źle. Mamy trochę forsy...” „I kart kredytowych” „Bardzo się cieszę, że zorganizowaliście trochę funduszy dla naszej szlachetnej organizacji. Kurczę, napiłbym się kawy. Gdzie tutaj jest jakaś fajna kawiarnia?” „Kafejka internetowa jest niedaleko, zaledwie 50 kilometrów stąd.” „Spróbuję trafić.”
         Próba okazała się owocna. Już po kilku dniach dostał się do Internetu. W pewnym momencie natknął się  na stronie „Kwartalnika archeologicznego” na ogłoszenie parafialne brzmiące„Sprzedam śnieg. Koń” I Mikołaj zaczął czatować na podanym w ogłoszeniu czacie. W końcu pojawił się Koń. Ustalili cenę za działkę śniegu i właściwie dokonali transakcji, ale kupujący chciał mieć pewność. „Dobry chociaż ten śnieg?” „Jasne. Mogę dać trochę na spróbowanie”. „Gdzie i kiedy?” „Choćby teraz, a najlepiej w takim miejscu, żeby żaden glina nas nie złapał. Może w mojej robocie? Tam nikt się nie będzie spodziewał śniegu.” „Więc gdzie to jest?” „Choćby na komendzie głównej policji.” „Zgoda.” Mikołaj był tam po kwadransie.
         „Dzień dobry, panie Mikołaju. Ta koka to dla pana, czy na prezenty dla dzieci?” „Oczywiście nie jestem samolubny, a śnieg to jest to co tygryski lubieją najbardziej. Ale czy to aby na pewno nie jest pułapka?” „Skądże znowu! Muszę trochę dorobić do emerytury, bo wyrolowała mnie reforma emerytalna, i dlatego sprzedaję kokę. Choćby tą skonfiskowaną. To jak będzie?” Chciał dorobić, lecz mu się nie udało. Mikołaj zrobił Konia w konia i zaszantażował go. W zamian dostał śnieg. Musimy jednak usprawiedliwić Mikołaja, ponieważ ostatnie pieniądze wydał na białą rzepę.
         Zaraz potem Mikołaj pomyślał, że warto by wypić coś na rozgrzanie i poszedł na piwo dla ochłody. Trafił do pubu przy Forcie Ósmym. Spotkał tam Marcelinę, Benita i Martwosza. Rozmawiali, pili piwo i rozstali się po kilku-dziesięciu kolejkach M. był nieźle wstawiony, a do tego jeszcze na chaju. W tym stanie zaczął chodzić po dachach. Na jednym z nich ktoś na sikał, przyszedł mróz i zrobiło się małe „lodowisko”, na którym Święty się poślizgnął i wpadł do komina. Utknął w nim na 3 godziny 42 minuty 6 sekund i 88 setnych sekundy. Gdy z niego wypadł, zobaczył jak złodziej wynosi telewizor. „Biorę jeszcze komputer” zastrzegł sobie włamywacz. „A ja biorę furę” rzucił Mikołaj i udał się do garażu. Przy pomocy swoich wspaniałych wytrychów otworzył drzwi i auto udając się na nocną przejażdżkę. Nie uważał jednak zbytnio i dlatego rozbił się na pierwszym lepszym drzewie. W mig pojawiła się policja (bynajmniej nie MIGiem). Jeden z nich podszedł do samochodu i krzyknął „Auto mojej teściowej! Hurra!” Zajrzał do środka „ Nie, to nie ona. Dlaczego, do licha, nie jesteś moją teściową?! Zaraz, tu coś jest...śnieg! Wiesz do czego to może doprowadzić. A kiedy umrzesz, koka i tak ci nie będzie potrzebna. mi się akurat skończyła i nigdzie nie mogę jej dostać. Skąd...” „Dobra weź ją sobie, ale mnie uratuj!” „Piłeś coś?” „Człowieku, ja umieram!” „No nie, najpierw alkomat” Mikołaj dał się zbadać „Nie, to już przesada, 15o ! Nie warto cię ratować.” „Zaraz, zaraz, ja jestem ubezpieczony w razie nagłego nadużycia alkoholu w PZU- Przecie Zwykłemu Upiciu.” „To mi nie wygląda na zwykłe upicie się. 15o...” „Człowieku, ja na prawdę nie jestem twoją teściową w przebraniu. Ja krwawię! Chcesz mieć na sumieniu człowieka?” Policjant najwyraźniej miał sumienie, więc wezwał karetkę. Było z tym trochę problemów z powodu strajku pielęgniarek. Święty stracił dużo krwi, a przy okazji także przytomność. Gdy ocknął się powiedziano mu „Mamy dla pana przykrą wiadomość” „Co, nie żyję?” „Żyje pan, na razie.”
Mikołaj opuścił szpital. Był na zwolnieniu lekarskim, więc nie rozwoził prezentów. „Nadchodzą święta, chyba zjem jakąś świąteczną potrawę”. Wykręcił numer telepizzy i zamówił prawdziwą włoską pizzę z kapustą i grzybami. „Babcia klozetowa zapłaci, wyślę jej rachunek”. Gdy udał się wreszcie na umówioną wizytę do przychodni usłyszał: „Ma pan AIDS”. „No nie, chyba cholery dostanę!”. „Jaki pan wybredny, to HIV panu  nie wystarczy?” „W dzisiejszych czasach byle ćpun go ma, w dodatku gratis jak zużyte chusteczki higieniczne wielokrotnego użytku w promocji Makro!” Rozmowa była krótka i ostatnia w życiu Mikołaja. Umarł. Tak, był na tyle samolubny, by zepsuć nam święta. Jako, że nie sporządził testamentu, wszystkie prezenty przeszły na skarb państwa. Dzieci miały z tego figę z makiem, bo pokemony sprzedano u pasera, a kasę przeznaczono na podwyżki dla pielęgniarek ( wyszło średnio pół grosza na trzy osoby). Oczywiście zrobiono to dla świętego spokoju, bo władza nie miała już ochoty oglądać w telewizji ( bo kto by w taki mróz wychodził z domu) pielęgniarek skandujących „1, 2, 3 ,4 – chcemy forsy ...”. Właściwie to zasłużyły na większą podwyżkę. Są w końcu wykształcone; potrafią liczyć aż do czterech. W przeciwieństwie do ministra, który przeliczył się, gdy obliczał podwyżki. Z drugiej strony dziura budżetowa może być spowodowana wspomaganiem przez niektórych polityków pracownic sektora usług seksualnych. A propos – Minister zdrowia powinien ostrzegać: szukanie śniegu może być przyczyną śmierci.
Jak powiada stare ludowe przysłowie Greencha: Świąt w tym roku ( ani w żadnym innym) nie będzie. Jak powiada nowe przysłowie lodowe: Gdzie trup się ściele, tam grabarz korzysta. Greench był grabarzem, więc skorzystał. Przestał się nudzić i jeszcze miał za co wypić, ale renifery nie miały. Były bezrobotne, bo nikt ich nie potrzebował. Wyjątek może stanowić Rudolf Czerwononosy, który został aktorem. Prócz tego, że skorzystał na śmierci Mikołaja ( każdy wie, że taka rola to niezła fucha) miał z Greenchem jeszcze coś wspólnego: lubił zaglądać do kieliszka, o czym świadczy jego czerwony nos. W każdy razie, jeśli zostało coś po Mikołaju, ci dwaj na pewno to przepili.
Tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejsze wydanie wiadomości ze świata i z zaświatów. Z okazji świąt, których nie ma, życzę wszystkim smacznego.
 
             Metal Hamster
 
PS. Po śmierci Mikołaja spadł śniegu. Był zielony, ale to szczegół. Elfy cmentarne ( bo hieny zamknęli w zoo) postanowiły dokonać nielegalnej ekshumacji zwłok w celu sporządzenia relikwi. Chciały poćwiartować trupa na części i sprzedawać dzieciom na Gwiazdkę. To jednak nie powinno nikogo zdziwić zważywszy, że elfy pochodziły ze Szkocji. Kiedy otworzyły trumnę na „trzi, czteri” były zaszokowane. W środku leżał Lenin. „Lenin wiecznie martwy” zawyrokowały i opuściły miejsce przestępstwa.
Tymczasem Mikołaj trafił na tamten świat. Bardzo mu się tam podobało, ponieważ znalazł tam pełno śniegu. Z radości zaczął tak szaleć, że skręcił sobie kręgosłup. I umarł na śmierć.
 
23.12.2000




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1