6 grudnia 2012
Bajka o zagubionym Poniedziałku
Minęła właśnie północ i księżyc, który, jak zwykle o tej porze, znajdował się wysoko na niebie, czujnym wzrokiem strażnika ogarniając uśpioną ziemię, mrugnął przyjaźnie w kierunku udającej się na spoczynek niedzieli.
-Nie wiesz przypadkiem- zapytał- gdzie się podział twój brat?
- Może zaspał-odpowiedziała najładniejsza z córek tygodnia i mimo zmęczenia podbiegła do chatki zamieszkiwanej przez poniedziałek. Cichutko zapukała do drzwi, a następnie, nie słysząc nawet szmeru, weszła do środka. Po chwili pojawiła się na zewnątrz.
-Nie ma go..- szepnęła ze zdumieniem- i chyba w ogóle nie nocował u siebie...
-Poniedziałek! -powtórzyły gwiazdy i niespokojnie zamigotały.
-Zniknął! Jęknął wiatr, który zdążył już przebiec przez lasy i ogrody, przez wsie i miasta, zaglądając we wszystkie zakamarki.
Zapanowało ogromne zamieszanie. Zaalarmowany hałasem tydzień zerwał się z posłania i zaczął budzić wszystkie swoje dzieci. Rozpoczęły się poszukiwania. Zaspane dni nie omijały żadnego kącika, wypatrując brata pośród gałęzi drzew, w ptasich dziuplach i w stulonych pąkach kwiatów. Niestety, na próżno. Daremnie księżycowe promienie wkradały się do ludzkich domostw i do mysich nor. Rozbudzone łóżka i szafy skrzypiały żałośnie zapewniając, że nie udzielały tej nocy schronienia nikomu, kto przypominałby zaginiony poniedziałek...
-I co teraz?- lamentował wtorek -Jak ja sobie poradzę ? Jestem, zupełnie nie przygotowany do wcześniejszej pracy!
- Nie martw się- uspokajał syna tydzień-mamy jeszcze trochę czasu do wschodu słońca... Znajdziemy go! Nie mógł się przecież ot tak, po prostu rozpłynąć w powietrzu!
Mijały minuty i godziny... Księżyc poczuł się całkowicie bezradny. Poniedziałek zniknął bez śladu. Kiedy słońce otworzyło oczy i, ziewnąwszy przeciągle, uniosło się powoli z puszystej chmurki, służącej mu za posłanie, od razu zrozumiało, że musiało się stać coś niezwykłego. Na świecie panował ruch- zupełnie nietypowy, jak na tak wczesną porę.
-Przykro mi-zwrócił się księżyc do rozpromienionego brata-ale muszę cię zmartwić na „Dzień dobry”. Od północy szukamy Poniedziałku. Bez rezultatu.
- Zginął? To niemożliwe!- wykrzyknęło słońce i jednym, zgrabnym podskokiem wzbiło się wysoko na niebo. Rozprostowało swe promienie, ogarniając ciepłem i światłem cały świat, a po chwili radośnie zawołało- Jest! Widzę go! Schował się w kupce zepchniętych liści!
I rzeczywiście, spod sterty szeleszczących pozostałości zeszłorocznej jesieni zaczęło się niezdarnie gramolić coś, co przy bliższych oględzinach okazało się poniedziałkiem.
- Jak mogłeś tak zaspać? I skąd się tu w ogóle wziąłeś? Wstyd mi za ciebie! -oburzał się tydzień. Zamierzał skierować pod adresem syna wiele przykrych słów, ale kiedy ujrzał jego umorusaną, nieszczęsną buzię, nosząca jeszcze ślady wielogodzinnego płaczu, zrezygnował z wymówek i tylko cicho zapytał- Co się stało?
-Myślałem- szepnął Poniedziałek-że będzie lepiej, jeśli zniknę. Nikt mnie nie kocha. Gdy tylko się pojawię, ludzie zaczynają narzekać.
To wyznanie zapadło głęboko w serca pozostałych dni. Rzeczywiście, ich biedny brat niewiele miał podwodów do radości. Nie było mu łatwo stawać przed dziećmi i dorosłymi, którzy pożegnali właśnie nie spieszącą się donikąd, sprzyjającą wypoczynkowi sobotę i świąteczną, beztroską niedzielę. Nietrudno się domyślić, co czuł ów nieszczęśnik, słysząc na swój temat same nieprzyjemne uwagi.
-Jutro znowu... Poniedziałek... jęczeli uczniowie- szykując w niedzielny wieczór książki i zeszyty, które mieli zabrać do szkoły.
-Spróbuję jakoś przeżyć ten poniedziałek - wzdychała niejedna mama, dodając z nadzieją-a potem będzie już łatwiej...
-Poniedziałek...-mruczeli tatusiowie, opuszczając o świcie ciepłe łóżka, by po sobotnio-niedzielnym wypoczynku udać się do pracy.
Biedny dzień znosił te upokorzenia z pokorą i, przełykając łzy, wyruszał punktualnie w świat, by odbyć swą dwudziestoczterogodzinną służbę. Tym razem jedna poczuł tak ogromny żal, że postanowi odejść. Gdy obudził się w niedzielne popołudnie i usłyszał wszystkie te skargi i pretensje pod swoim adresem, niepostrzeżenie wymknął się z domu i ruszył do lasu. Nie przewidział, że wszędobylskie słońce zdoła go znaleźć.
-Skoro dotarły do ciebie ludzkie słowa- powiedziała niedziela -to powinieneś też usłyszeć, co mówiła dziewczynka, która dzisiaj właśnie ma obchodzić siódme urodziny. Ona czekała na ciebie z radością.
- Ci ludzie, którym właśnie urodził się synek! -dodało słońce -Dla nich jesteś z pewnością najpiękniejszym dniem!
- Słyszałem, - mruknął tydzień, że dzisiaj ma być pasjonujący mecz pomiędzy chłopakami z IV „b” i IV „C”. Nie zamierzasz im pokibicować?
- Naprawdę? - zapytał Poniedziałek, pociągając głośno nosem- naprawdę ktoś na mnie czeka?
- Oczywiście!- wykrzyknęły chórem pozostałe dni.
- To ja już pójdę- oświadczyła zguba i, rzuciwszy słońcu pełne wdzięczności spojrzenie-wyruszyła przed siebie szybkim i zdecydowanym krokiem, który z pewnością nie mógł należeć do kogoś, kto czuł się niepotrzebny i nieszczęśliwy.
25 listopada 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 listopada 2024
2511wiesiek
25 listopada 2024
Bajkaabsynt
25 listopada 2024
0019absynt
25 listopada 2024
Pod skrzydłamiJaga
25 listopada 2024
Widzenie wielu poetówdoremi
25 listopada 2024
refleksjasam53
25 listopada 2024
AniołyBelamonte/Senograsta
25 listopada 2024
Wróciłem do domu, MamoArsis
24 listopada 2024
Nie ma lekko...Marek Gajowniczek