15 sierpnia 2011
Wasza śmierć
Jak przez mgłę pamiętam przeraźliwy krzyk brata i jej smutną twarz. Miała silna depresję, powinnam to wcześniej zauważyć ale byłam zbyt zajęta sobą. Jak ona mogła się zabić skacząć z tego cholernego mostu. No tak przecież była pijana i nałykała się mioch tabletek nasennsych. Zaczynam żałować, że jej to pokazałam. To była moja winna, niezależnie od zdania innych ludzi, ja odpowiedałam za samobójstwo mojej przyjcaciółki. Dlaczego moje życie z prawie idealnego zmieniło się tak nagle. Sama nie wiem, może zwyczajnie miałam już wystrczajace dużo i nie zasłużyłam na więcje. Może Bóg chciał mnie ukrarać w jakiś wyjądkowo podły sposób, może to była próba. Stałam się biblijnym Hiobem. A może ateiści mają rację i po za życiem na ziemi nie ma już nic. Nie wiem, nie chce wiedzieć. Jeszcze pół roku temu wszytko było całkiem normalne. I tej ferelnej nocy zadzwonił telefon. Reqium for dream -dzwonek, z któtego mój brat zawsze się śmiał, że to żałobny. Kolejna marna wizja przyszłosci. Ale to właśnie ten dźwięk odmienił moje życie.
Irytujacy dźwięk mojego telefon zabrzmiał po raz kolejny. Pierwszy raz byłam napawdę wdzięczna osobie dzwoniącej. Wyrwała mnie z koszmaru. Głowa Oli, mojej przyjaciółki z niesamowitą siłą uderzyła o betonową podłogę. Jakbym słyszała trzask łamanej potylicy. Przerażona otowrzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Byłam we własnej sypialni a mój telefon zdecydowanie domagał się uwagi. Sięgnęłam po niego zwalając niepokojące uczucie strachu na niedokończony koszmar senny.Spojrzałam na monitor-numer prywatny.Wiedziałam, że to dzwoni Iza, kolejna z moich przyjaciół. Już miałam ją opieprzyć, że budzi mnie w nocy ale przerwał mi ledwo słyszalny głos
- Ola, Bekon..ona- jęczała nie mogęc się wysłowić. Niechybnie pomyślałam, że jest pijana.
- Iza jutro mi opowiesz-rzuciałam i chciałam się rozłaczyć ale nie dała mi
-Ona miała wypadek. Była nieprzytomna- wiedziałam, że nie żartuje. Po porstu to wiedziałam Miała zapłakany głos. To co wziełam na alkochol należało przypisać przerażeniu-ona
-Iza co się stało?-zapytałam już bardziej rozbudzona.
-Ja nie wiem. Zabrali ją do szpitala... ale wcześniej ona..ona się nie ruszała...-więcej z siebie nie wydusiła. Usłyszłam szłoch.
Nie pamiętam jakim cudem tak szybko znalazłam się w szpitalu. Siedziała tam na podłodzę drobna, skulona i szczuplejsza niź zwykle. Obok na krześle była blada jak ściana siostra Oli, przytulał ją ojciec. Przez szklane drzwi zauważyłam sylwetkę matki mojej przyjaciółki. Podeszłam do Izy. Spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Sama się do mnie przytuliła. Mocniej ją objęłam. Zapytałam o wypadek ale zamiast odpowiedzi usłyszłam szłoch. Nie wiem czemu ale przypomniałam sobie scenę z mojego ulubionego serialu i poczułam się jak Angela pocieszając Bones przed operacją agenta. Tamta scenu z filmu była niczym wyrwanie ze snu. Mimowolnie objełam ją mocniej. Chciałam powiedzieć, że wszytko będzie dobrze ale nie umiałam. Głos ugrząsł mi w gardle. To co się działo nie było filmem. Moja przyjaciółka była nieprzytomna, miała wypadek a ja czekałam na wieści. W głowie powtarzałam, że wszytko bedzie dobrze. Musi być bo jak może być inaczej.
Nie wiem ile to trwało. Może kilka minut a może kilka godzin. Zdrętwiały mi wszytkie mięśnie. Nie czułam bólu i nie słyszłam płaczu. Z tego latargu wyrwał mnie dopiero krzyk, przerażliwy krzyk bólu. Zrozumiałam co się stało patrząc w oczy kobiety, matki Olki. Były pełne cierpienia. Jej rodzina skupiła się na sobie. Zobaczyłam matkę Izy. Wypuściałam ją ze swoich objęć. Zabrali ją. Nagle wszyscy znikli. Ktoś pociagnął mnie za rękę i wyprowadził ze szpitala. Chyba nie docierało do mnie co się właściewie stało. Dałam się prowadzić jak kukła, którą ktoś sterował. Nie płakałam. Dałam się posadzić w aucie i odwieźć do domu. Po chwili znów była w swoim pokoju.Za oknem wstawało śłońce. Przypomniałam sobie jak podczas urodzin Bekona spaliśmy w namiocie. Kiedy sie obudziałam i wsyszłam na zewnatrz właśnie wstawało słońce. Uśmiechnełam się sama do siebie.
Do tej pory wschód słońca kojarzy mi się ze śmiercią przyjaciółki. Nie wiem jak przetrwałam tamte dni do pogrzebu. To było jak za mgłą.
Obudziałam się i zadzwoniłam na domowy numer Olki. Kiedy usłyszłam w telefonie zapłakany głos odłożyłam słuchwakę. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. To wtedy tak naprawdę dotralo do mnie co się stało. Ona nie żyła, mój Bekon nie żyła.Poczułam rozdzierajacy ból. Skuliałam się niczym małe dziecko i pojawiły się pierwsze łzy. Nie umiałam zapanować nad własnym ciałem. Wybiegłam z mieszknia kiedy mama chciała mnie pocieszyć. Nie chciała widzieć nikogo ani niczego. Wiem, że powinnam dać sobie pomóc ale wtedy tak bardzo potrzebowałam samotności. Musiałam się z tym uporać na swój własny sposób. Czas stanał w miejscu kiedy siedziałam skulona schowna za komórką. Dopiero ktoś zabrał mnie do domu. Zasnęłam.
Do Izy dzwoniłam kilka razy. Z reguły spała. Nie chciałam jej budzić. No bo po co.Jej mama zapytała mnie kiedyś jak się trzymam. Jak zwykle rzuciałam, że jest w porządku. To samo powiedziałam Michałow. Nie chciałam z nim rozmwiac, nie chciałam z nikim rozmawiać. Przez te trzy dni dużo pisałam. To była moja metoda na wylewanie z siebie uczuć. Łwatiej jest ukrywać się pod powłoką bohaterów, twierdzić, że to zmyślony świat a nic nie wiąże się z rzeczywistością. Tak było najprościej,
Potem przyszedł pogrzeb. To podobno sposób na pożegnanie się z osobą, która odeszła i pogodzenie się ze swoimi uczuciami. No cóż może dla większości tak jest. Ja tego nie czułam. Nie chciałam iść ma tą uroczystość.Przypomniałam sobie, że niektóre plemiona z austarii na znak żałoby palą wszytko i przenoszą się w inne miejsce. Nie wiem jak to się miało do mojej sytuacji ale ta wiedza była ważna. Dlaczego nie chciałam tam iść? Bo to by oznaczało koniec. Koniec tej cholarnie iraciolaniej nadzieji, że to tylko kiepski żart a Olce nic nie jest. Po raz kolejny przypomniałam sobie scenę z Kości, ten fałszywy pogrzeb agenta. Może dlatego nagle nabrałam chęci na tą uroczystość. To było wyjądkowo głupie. Przecież Bekon nie była agentem specjalnym i nikt nie uporozował jej śmierci aby złapać przestępce. Wszędzie było pełno ludzi. Zwłaszcza młodych. Spora grupa z jakoś kobietą to pewnie jej klasa. Myślę, że byłi tam tez inni ze szkoły. W tłumie wyłapałam nasze wychowawcę. To on skinął mi głową na dzień dobry. Zmusiłam się aby odwzajemnić ten gest. Zobaczyłam Izę, stała obok Sylwii i Dominiki. Z nimi był jeszcze ktoś. Nie znałam tej dziewczyny. Nie chciałam do nich podchodzić ale musiałam. Na bladych twarzach dziewczym był jeszcze ślady łez. Pierwsza zobaczyła mnie Sylwia. Puściała na chwilę dłoń przyjaciólki i przytuliała się do mnie. Nie wiem czemu. Usłyszłam jej smutny głos. Wiem, że powiedziała, tak mi przykro ale ja nie potrafiałm nic odpwiedzieć. Stanęłam bardzo blisko nich. Tamta dziewczyny odeszła. Nie wiem czemu. Może czuła, że jest tu nie potrzebna.
Kompletnie nie pamiętam pogrzebu. Chyba przez cały czas myślałam o czym innym. Chciałam z tamtą uciec ale wiedziałam, że nie mogę. Zostałam tylko dzięki świadomości, że przyjaciele mogą mnie potrzebować. Nawet nie zauważyłam, że ściskam dłoń Izy.Wokoło mnie ludzie płakali a ja nie umiałam zmusić się do łez. Czułam, że brakuje mi powietrza ale nie mogłam się ruszyć,aby opuścić to pomieszczenia.
Od tamtej pory wszystko robiałam automatycznie. Szkoła była moja odskocznią. Chociaż chodziły po niej różne plotki to nikt, nie wiedział, że znałam Olę. Coś kiedyś rzuciałam, że to moja znajoma. Nie chciałam się przyznać aby nie wiedziec tych smutnych spojrzeń z reguły przepełnionych współczuciem i litością. Jak miała się oderwać od śmierci przyjaciółki kiedy inni by mi o tym przypominali. Miałam spokój dopóki, któregoś dnia Karolnia nie zaczęła kometować tej sytuacji. Jej rozmowa z Liskiem była niedozniesienia. Kiedy usłyszłam jak obwiniają ją o ten wypadek nie wytrzymałam. Nie obchodziło mnie, że to lekcja polskiego. Wstałam i uderzyłam Michała z całej siły. Upad na podłogę. Nikt nie rozumiał co się stało. Nic nie tłumacząc zabrałam swoje rzeczy i wyszłam. Płakałam i byłam wściekła. Sobol i Oliwia dopadli mnie kiedy siłowałam się z zapięciem. Najwyraźniej opowiedział im co się stało. Podszedł do mnie i nie bardzo wiedział jak się zachować. Chciałam, żeby otworzył to zamkniecie ale się nie zgodził.
-Nie puśczę cię w takim stanie samej do domu.
Później już nie pojawiałam się w szkole. Spędzałam czas z Izą. Z nas wszytkich to ona trzymała się najgorzej ale to ona widziała całe zdarzenie. Była w fatalnym stanie. Starałam się być przy niej cały czas, jeśli nie ja to Sywlia. Dużo rozmawialiśmy, zabierałam ją na spacery. Mi to czułam, że się od siebie odsuwamy. Starałam się być silna dla niej ale po każdej takiej wizycie byłam coraz bardziej wykończona. Wracałam do domu blada, smutna, chodziłam z workami pod oczami. Mało jadłam i miałam koszmary. Brakowało mi optymizmu. Od lekarza dostałam tableki nasenne. Nigdy ich nie brałam. Którego dnia po prostu znikły. Myślałam, że jej zgubiałam.
Tamtego dnia zadzwonił telefon. Słyszłam śmiech mojej przyjaciółki w telefonie. Byłam właśnie na samotnym spacerze. Wybierałam się na nie coraz cześciej. Pierwszy raz odważyłam pójść na Tadeuszów.Tu mieszkała. Myślałam o Olce, o tym jak się poznałyśmy, o jej pierwszej wizycie w moim domu, o wszytkim co nas łaczyło, jak przychodziła do mnie i czuła się u mnie jak u siebie. Kiedy uszłyszłam w słuchwce ten śmiech wiedziałam, że coś jest nie tak. Spytałam ją gdzie jest.
-Tu jest tyle wody a mi chce się spać. - to zdanie mi wystrczyło. Znalałam ją na tym moście. Padał deszcz, była cała mokra. Spojrzałam z przerażeniem na brata, którego zabrałam ze sobą. On też nie wiedział co robić. Iza przeszła przez barierkę. Ciągle się śmiała. Chciałam ja załpać, odwróciła sie i spojrzała na mnie. Miała smutny wzrok
- To moja wina,-powiedziała. Nim zdążyłam zrobić cokowiek zniknęłam mi z pola widzenia.
-Iza..!- ten głos mojego brata towarzyszył mi kiedy patrzyłam na jej ciało.
Iza była pijana, naćpana i skacząc złamała sobie kręgosłup. Nie zniosła poczucia winy. I chociaż wcale nie była odpowiedzialne za tamtą śmierć to jej sumienie zniszczyło ją. Nie pamiętam co się stało potem. Te kilkanaście dni są dla mnie ciemną dziurą, której tak naprawdę nie chce ruszać. Pół roku temu miałam dwie przyajaciólki, dla których zrobiałabym wszytko. Dziś jestem sama. Mimo rodziny i wsparcia innych jestem tylko ja.Czy czuje się winna? Oczywiście ale to nic nie zmieni. Wstanę jutro jak zwylke, postaram się uśmiechnąc do kogokolwiek. Pewnie bedę się uczyć albo pisać. To jest jakiś sposób, żeby przetrwać. Może kiedyś uda mi się znaleść lepszy. Nie wiem, nie chce myśleć o tym co bedzię. Jest takie przyszłowie: chcesz żeby Bóg się uśmiechnał to wyjaw mu swoje plany. Zdecydowanie nie zamierzam tego robić. Podobno cierpienie uszłachetnia. Ja wcale nie czuje się lepsza. Kiedy umiera ktoś dla nas bliski zabiera ze sobą jakąś naszą cząstkę. Nie wiem co zabrały mi dziweczyny ale coś zabrały napewno, bo czuję się pusta. Jestem jak puzzle, którym brakuje kawałka. Już nie ułożysz całego obrazka, zawsze będzie brakowało czegoś ważnego.
Czym moja hisotria różni się od twojej. Jest tylko o rozdział dłuższa. O jeden głupi rozdział, którego nie da się wymazać.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga