Ponczillo, 7 października 2011
Obserwujmy ten moment,
gdy jej nagie ciało
przemieni się w miedziany drut.
Po umieszczeniu gwoździa do trumny
w kontakcie elektrycznym,
rozbłysną światłem końcówki stóp.
Palce jej.
My poczujemy na sobie ciepło.
Jej.
Smród palonych włosów.
Jej.
Swoją energią mogłaby obdzielić
małe miasteczko wielkości Warszawy.
Napięcie Warszawy,
natężenie Warszawy.
Ponczillo, 3 października 2011
To, że ciągle żyjemy,
zawdzięczamy matematyce, statystyce.
Rachunkowi prawdopodobieństwa,
że nie zachorujemy na raka
czy nie wpadniemy pod przejeżdżający samochód.
Taki szybki, czerwony. Gorzki.
Ten sam asfalt po którym poruszają się
potencjalni kaci,
może stać się rwącą rzeką.
Rzeką pokroju Amazonki,
z pływającymi wygłodniałymi anakondami.
Takimi szybkimi, w deseniach roztopionego bitumu.
Gorzkimi.
Uliczne krawężniki zapraszają serdecznie
do pontonów z gorzkiej gumy,
do pontonów ratunkowych.
Znajdujące się w nich,
a pochodzące z płuc,
powietrze pod wpływem wysokiej temperatury
spłonie w jednosekundowej eksplozji.
W atmosferze pozostanie goryczka.
Huk!
Szok?
Smak, po ...
Meandry smoły i wijących anakond
zaprowadzą bezpośrednio do
klonowo – dębowo – akacjowo - lipowego parku,
królestwa srających na biało
i gruchających rozkosznie ptaszków.
Jeden z nich, ten bez obrączki,
gruchnie jedno zdanie-klucz:
Wszystko co metabolizuje zabija,
tylko gołębie żyją bez żółci.
Ponczillo, 29 września 2011
Wywróżyć z fusów
ostatnią podróż i wypadek.
Wyhamować odpowiedź zgodną
z utrzymanym rytmem bijącego
serca,
w ostatnich sekundach.
Niełatwo miałaś kochana
pijąc gorzką herbatę
ułożyć sflaczałe ścinki listków
w czytelny piktogram
dla mnie,
kochanego przez ciebie herbatnika,
roztrzaskanego o twardą podłogę
w naszej małej wspólnej kuchni.
Kochanie, nie umyłaś filiżanki,
fusy.
Ponczillo, 28 września 2011
Jestem mysim treserem.
Rozgryzam myszy.
Mysim treserem jestem, mysim.
Mysz numer jeden.
Skubała zębami miotłę pod którą się ukryła.
Obserwowałem mysie myśli.
Wrodzone reakcje obronne, strach,
zjadanie ręki, która żywi.
Zanotowałem.
Mysz numer dwa.
Zabłądziła w prostym labiryncie.
Nie pomogły odchody,
ślady pazurków na styropianowych ścinkach, gubiona sierść
ani wabik przy wyjściu.
Obserwowałem mysie myśli.
Strach i panika,
próba konstruktywnego myślenia,
ograniczona motoryka małego mózgu.
Zanotowałem.
Mysz numer trzy.
Przy wyjściu z łamigłówki umieściłem mysz i okruchy chleba,
które prowadziły do wnętrza labiryntu.
Nie wybrała wolności.
Obserwowałem mysie myśli.
Niezdecydowanie, głód wrażeń,
instynkt łowcy, hierarchia wartości nastawiona na "mieć".
Stałem się mysim Mojżeszem,
rozstąpiło się morze.
Brak reakcji.
Zanotowałem.
Jestem mysim treserem, mysim.
Wszędzie myszy,
nie wiem gdzie podziali się ludzie,
pełnowymiarowi.
Ponczillo, 22 września 2011
Wydźwiękiem spleśniałej muzyki
pobudzam leniwe radio.
Słuchajcie nostalgicznego śpiewu syren,
a umrzecie w objęciach żon
pewnego niedzielnego słonecznego poranka.
Mijam te bałaganiarskie kawiarenki,
dobrze je znam. Oswojone małpy, zajebista kelnerka,
mała czarna, gruby złoty z bąbelkami,
kufle, szklanki, filiżanki,
mikrodawki cukru, niedomyte łyżeczki.
Hiena nie umyła.
Hiena żyje w brudzie.
Andżela jest hieną.
Poznaję wasze smutne twarze,
kapelusze w jodełkę.
Drogie panie w tanich futrach,
skanuję oczami wasze błyszczące jak psie jaja usta,
wysyłam do mózgu i komasuję w pamięć
wielkości pchły.
W zoologicznym przy rondzie chomikują chomiki,
kopią się rybki, żyrafy mieszkają w kalendarzu.
Kto ma sierść niech ucieka na środek ronda.
Twórzcie tam okręgi,
biegajcie dookoła. Jeśli zauważy was Bóg,
wyśle na ratunek UFO.
Nie lękajcie się domowe króliki, przegryzę kraty.
Nie spadnie mi przez to korona gdyż
przykręciłem ją do głowy śrubami.
Dotarłem do celu,
który nosił znamiona początku wędrówki.
Zatoczyłem koło,
czyli.
Ponczillo, 20 września 2011
W poniedziałek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Pracowałem.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Poszedłem spać.
We wtorek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Pracowałem.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Kochałem się z żoną. Poszedłem spać.
W środę wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Poznałem Edytę. Próbowałem pracować.
Kiedy Edyta sięgnęła po segregator,
na białej bluzce odcięły się dwa ciemne pola.
To, że spociła się pod pachami, zbliżyło nas do siebie.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem myśląc o Edycie.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Poszedłem spać myśląc o Edycie.
W czwartek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Przywitałem się z Edytą. Próbowałem pracować.
Pożegnałem się z Edytą.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Kochałem się z żoną. Może z Edytą?
Poszedłem spać.
W piątek wstałem rano.
Umyłem twarz i zęby. Pojechałem do pracy.
Przywitałem się z Edytą. Próbowałem pracować.
Pożegnałem się z Edytą.
Wróciłem z pracy i pomieszkiwałem.
Umyłem zęby, spoconą fałdę pod brzuchem i spocone pachy.
Obejrzałem "Zapach kobiety" z Pacino.
Poszedłem spać.
W sobotę wstałem później.
Pracowałem fizycznie na podwórku myśląc o Edycie.
W niedzielę odpoczywałem podobnie jak Bóg,
tyle że On stworzył świat, a ja poznałem Edytę.
Ponczillo, 16 września 2011
Ala ma kota,
kot ma AIDS.
Przyjaciel pogrzebany w pustym pudełku po butach
był tematem pobocznym na obrazie,
który namalowała Ala po raz ostatni
przed wyjazdem do hispicjum
dla niezwykłych śmiertelników.
Przyjaciel nieuwzględniony w sztuce
i wymazany mokrą szmatą z obrazu
przestaje być przyjacielem,
przestaje być.
Skoro kota nie stwierdzono,
co ma Ala?
Ponczillo, 15 września 2011
Teraz trzymamy się razem,
spajają nas korzenie i zdrowe dziąsła.
Nie wiem czy są osadzone na tyle silnie,
żeby nie można było ich zjeść.
Nie miałem okazji sprawdzić,
przeszkadza język, który
podkładam gdy gryzę.
To sprawia, że jeszcze bardziej
chciałbym je skruszyć
i popić pucharem zwycięstwa,
zakończyć laurowym deserem.
Nie boję się ich utraty.
Wiem, że odda je mój Bóg.
On jest tysiącem mechanicznych nanopajączków.
Kiedy zamknę oczy z nieprzytomności,
nanoroboty odbudują kły krok po kroku
zalewając fundament korzenia
kostniwem i miazgą,
wykują zębinę, pokryją szkliwem,
zaleczą czarne dziury.
Oczyszczenie. Trucizna. Wypełnienie.
Mam w zębach truciznę.
Trucizna wypełnia czarne dziury.
Trucizna. Oczyszczenie. Wypełnienie.
Ponczillo, 14 września 2011
"Gdybam gdyby to nie było na niby
Gdyby, gdyby to nie było na niby
Gdyby świat cały
Obrósł w niebieskie migdały
Gdyby Magik był doskonały
Gdyby podziały gdzieś się podziały
Gdyby ryby głos też miały
Kaktusy na dłoniach by wyrastały
Gdyby po Ziemi stąpały ideały
Biały byłby czarny
A czarny biały
Indywidualnie na życzenie upały
Wciąż smakowały te same specjały
Minerały każdej skały
Szlachetne jak kryształy
A wszystkie kabały
To tylko kawały
Gdyby czyn był godny chwały
...Gdyby wrony nie krakały
Gdyby kozy nie skakały
Gdyby tak psy nie gryzły
Koty nie drapały
A komary nie wkurwiały
Gdyby dyskojeby tak się nie rzucały
Gdyby równiejsze z równymi równać chciały
...Gdyby u mnie na oknie stały
Kwiaty paproci i niebieskie migdały
Gdyby ich cechy się uzupełniały
...Gdyby cudowne sny się sprawdzały
...Gdyby problemy zmieniały się w banały
Gdyby z wszystkich treści morały wypływały
Gdyby partnerki partnerów swych kochały
Gdyby oczy nie płakały
A usta się wciąż śmiały
Gdyby powracały piękne chwile
I trwały
Gdyby lepsze czasy nastały
...Gdyby gazy nie wybuchały
A pożary nie wyniszczały
Gdyby wody nie zalewały
Kataklizmy nie istniały
Gdyby bratnie dusze się wspierały
I sobie ufały
Gdyby rymy tylko na wolno powstawały
Gdyby farby nie zaciekały
I na murze nie matowiały
Gdyby wielkie nominały
Każdą kieszeń oblężały
Na plakatach by widniały
Pfk inicjały
No a konfesjonały
By innowierców pochłaniały
Gdyby wszelkie bariery pozanikały
Gdyby żadne serduszka nie pękały
Gdyby kary winnych spotykały
Gdyby każdy był wyrozumiały"
Magik, Fokus, Rahim
*Paktofonika*
Świat "gdyby" zamknąłem
w pustym słoiku po miodzie,
żeruję nad nim jak pszczoła
ale nigdy mnie nie zaspokoi.
Zanim wypowiem "gdyby"
pomyślę czy nie zgrzeszyłem sam
przeciwko sobie
kierując sprawy na niewłaściwy tor.
Codziennie, począwszy od poranka
życie "gdyby" zamykam w dyby,
co by było gdybyśmy wciąż rymowali "gdyby".
Ponczillo, 13 września 2011
Zdrowaś Maryjo?
Łaski pełna?
Czasami jednak się zastanawiam,
wątpię.
Nie wiem czy zobaczę Cię w matrixie,
tak jak kiedyś na proporczykach
w PKS-ach relacji Łódź-Gdańsk.
W niebieskim dużym fiacie dziadka.
Gdy po mieście pielgrzymował
święty obraz, a ja
zamknąłem powieki
wieczorem po duszącym kadzidle
Twojej wszechobecności.
Chciałbym wspiąć się
i przytulić do Ciebie
gdy dotykasz nagimi stopami
globu ziemi.
Mogłaś wtedy pomóc
trzymając za ogon zdeptanego węża,
symbol szatana,
wspiąłbym się po nim do Ciebie
i dotknął gorejącego miłością
trójwymiarowego serca.
Mogłaś nią obdarować,
mnie sługę.
Pan z Tobą.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 grudnia 2024
Prostotadoremi
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta