17 maja 2011
narazie nie wiem jaki temu nadać tytuł
1.POCZĄTEK
30 grudnia 1999r. Sabri King siedząc w fotelu przed kominkiem dyskutowała z mężem o imię dla ich jeszcze nie narodzonego dziecka.
- Skarbie, mówię ci, że to będzie chłopiec, więc nazwiemy go Georg – rzekła Sabri.
- Ile razy mam powtarzać. To na pewno będzie dziewczynka i damy mu na imię Amma. Czuję to, a jak wiesz anioły nigdy się nie mylą – odrzekł Erin.
- Tak, tak. Wy anioły zawsze macie rację.
Erin spojrzał na nią spode łba i teatralnie odwrócił od niej głowę. Nie odzywał się przez blisko dziesięć minut, gdy wreszcie ciszę przerwała Sabri:
- Czy ty zawszę musisz się na mnie obrażać za byle głupotę? Czasem mi się wydaję, że zachowujesz się gorzej niż rozpieszczone dziecko, naprawdę – odezwała się do niego ciepło. Odgarnęła kilka czarnych kosmyków z twarzy i popatrzyła pytająco na męża.
- Pff… bo ty nie chcesz mi wierzyć. Jestem pewien, że będziemy mieli córkę. Czuję to, jestem pewien.
- No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę – odpowiedziała dla świętego spokoju.
- Teraz lepiej – uśmiechną się Erin. Pocałował swoją zonę w policzek i spojrzał na zegarek.
- Kotku, chyba czas się kłaść. Jest już wpół do jedenastej. Jutro wstaniesz wykończona, a do tego jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz?
- Bledsza niż zwykle? – Zapytała sarkastycznie, na co w odpowiedzi Erin tylko dziwnie na nią spojżął. – Tak, czuję się dobrze. Wręcz znakomicie.
- Późno się, proszę.
- Maaasz rację, już późno – kobieta przeciągnęła się w miękkim fotelu i z dużą pomocą męża wstała. Skierowała się do sypialni, ale nachwalą przystanęła i odwróciła się do mężczyzny.
- A ty się nie kładziesz? – Zapytała.
- Tylko jeszcze pozmywam po kolacji.
- Jak chcesz.
Pomachała mu i poszła do pokoju. Erin odprowadził ją wzrokiem i skierował się od kuchnie gdzie piętrzyły się w zlewie góry brudnych naczyń. Zebrał swoje brązowe włosy w koński ogon i z jęknięciem zabrał się za nie. Dopiero po jakichś dwudziestu minutach doprowadził je do porządku.
Bardo zmęczony powlókł się do sypialni i padł na lóżko obok swojej żony natychmiast zasypiając.
Następnego dnia słońce świeciło bardzo jasno, temperatura wzrosła do pięciu stopni, co było pewną anomalią pogodową zważywszy na to, że kończył się grudzień. Za oknami rozćwierkały się wróble i sikorki. Tak samo w telewizji. Wszędzie trąbiono o niespodziewanym nadejściu wiosny. Wszystko jakby się z czegoś cieszyło, ale nikt nie wiedział z czego.
Sabri wstała bardzo wcześnie obudzona śpiewem ptaków. Przetarła oczy nieprzyzwyczajone do tak jasnego światła i usiadła na krawędzi ogromnego łóżka. Poczuła jakieś dziwne ukłucie w sercu, ale nie bolesne tylko przyjemne. Z trudem podniosła się z łóżka i przebrała się w zwykłe ubranie. Szybko się umyła i wyczesała włosy. Przejrzała się z dumą w lustrze i związała swoje niesforne kosmyki.
Jeszcze bardo zaspana poczłapała do kuchni gdzie czekało na nią śniadanie i karteczka od męża:
„Wrócę późno, nie czekaj na mnie z kolacją. Buziaki, twój Romeo.”
Sabri uśmiechnęła się ciepło do kartki i zabrał się za śniadanie. Chwile później ktoś zapukał do drzwi. Sabri niechętni oderwała się od talerza i poszła otworzyć.
Przed drzwiami stała jej najlepsza przyjaciółka, Sabati. Sabri wielce się zdziwiła, ponieważ dziewczyna od dawna nie opuszczała domu.
- Cześć! – Zawołała.
- Hej, co ty tutaj robisz?
- Przyszłam odwiedzić moją najlepszą koleżankę. Czy w tym świecie to zbrodnia? – Zapytała Sabati.
- Nie, ale ty od dawna nie opuszczałaś Zielonej Krainy. To do ciebie nie podobne – podsumowała Sabri.
- Bardzo śmieszne. Wpuścisz mnie do domu czy będziemy tak rozmawiać w progu?
- Oh, zapomniałam. Wejdź, proszę – przepuściła ją w progu Sabri.
- I co tam u ciebie słychać? – Zapytała Sabati rozsiadając się w fotelu.
- Nic ciekawego. Lepiej ty opowiadaj, co tam u mamy?
- Po twoim odejściu trochę zamknęła się w sobie, ale kiedy usłyszała, że będzie miała wnuka to dopilnowała żeby wszystkie nimfy się o tym dowiedziały.
- Cała mama…
- O tusz to – zaśmiała się. – Ale ja tu przychodzę do ciebie w pewnej sprawie.
- Skąd ja to wiedziałam… - pokręciła głową z dezaprobatą Sabri.
- Nie marudź tylko słuchaj. Rada starszych kazała mi cię przyprowadzić do wioski. Uważają, że tu nie jest bezpiecznie rodzić. A szczególnie, jeśli ma przyjść na świat pół anioł, pół nimfa.
- Jak zwykle przesadzają. To co z tego, że będzie to takie, a nie inne dziecko – zdenerwowała się kobieta. Odwróciła od niej głowę i nawet nie raczyła zaszczycić jej spojrzeniem, gdy tamta się odezwała:
- Naprawdę nie wiem, o co im chodzi, ale uważam, że tym razem mają rację. To nie jest bezpieczne dla ciebie i dla dziecka.
- Sratatata.
- Oj weź przestań. Ja mówię poważnie – powiedział błagalnym tonem.
Sabri siedział nadal odwrócona i obrażona, gdy Sabati wstała i poszła do jej garderoby. Kobieta trochę się zdziwiła postępowaniem przyjaciółki. Z wielkim trudem wstała i poszła za nią. Kiedy tam weszła zobaczyła, że Sabati paktuję jej rzeczy do walizki.
- Co ty robisz?
- Nie widać? Pakuję cię. Jeśli nie chcesz po dobroci muszę użyć siły – odrzekła.
- Ale ja nigdzie nie pojadę, koniec.
Sabati miała już coś odpowiedzieć lecz nagle przerwał jej dzwonek do drzwi. Zaskoczona Sabri poszła otworzyć. W drzwiach stało dwóch mężczyzn ubranych w trochę nie dopasowane stroję z przed kilkudziesięciu lat.
Ominęli kobietę i weszli do domu kierując się do garderoby. Sabri poszła za nimi.
- Wreszcie jesteście. Myślałam, że już nie przyjedziecie – ucieszyła się Sabati.
- Nie mogliśmy znaleźć odpowiednich ubrań – wytłumaczył się pierwszy.
- No – odpowiedział za nim drugi.
- Widać – mruknęła ze złością oglądając ich od góry do dołu.
- O co tu chodzi? – Zapytała niczego nie rozumiejąc Sabri.
- Zabieramy cię do domu. Czy tego chcesz czy nie.
Sabri opadła zrezygnowana za krzesło stojące pod ścianą i obserwowała jak mężczyźni wynoszą jej rzeczy. Na końcu zabrali ją i wsadzili do długiej limuzyny, która zabrała ich do Zielonej Krainy.
- A co z Erinem? - Za pytał troszkę zdenerwowana Sabri.
- Jeśli przyjdzie potrzeba zawiadomiony go, a teraz odpręż się, bo czeka nas długa podróż.
Sabri pokiwała głowa i zamknęła oczy starają się nie myśleć o tym co może stać się za kilka godzin.
Kilkanaście godzin później , a dokładne o dwudziestej drugiej czterdzieści, Erin wchodząc do domu usłyszał telefon. Troczę go to zdziwiło, bo normalny o tak nie ludzkiej porze by dzwonił. Odebrał słuchawkę i usłyszał zdenerwowany kobiecy głos:
- Gdzie ty byłeś? Dzwonie już od blisko godziny!
- Byłem w pracy, a z kim mam przyjemność rozmawiać?
- Ja ci dam przyjemność! Natychmiast przyjeżdżaj do Zielonej Krainy, twoja żona rodzi!
- Co? Sabri? Ale co ona tam robi? – Wykrzyczał roztrzęsionym głosem.
- Nie ważne. Przyjedź, szybko!
- Ale jak się tam dostanę?
- Staw, idioto. Musze kończyć. Pa.
Kobieta odłożyła słuchawkę i to samo zrobił Erin. Wybiegł z domy na zadbawszy o wcześniejsze zamknięcie ich. Pobiegł za dom przedzierając się przez gęsto rosnące krzaki. Wreszcie dobiegł do stawu. Wskoczył do niego. Woda była lodowata. Kilka sekund później przypłynęły po niego dwie syreny i zabrały go na powierzchnię.
Gdy staną na brzegu sprawdził która jest godzina. Dwudziesta trzecia piętnaście. Rozejrzał się w okuł szukając jakiejś wskazówki gdzie ma iść. Ujrzał jakąś kobietę wybiegającą z domu i biegnącą przez Plac Zebrań do innego domku, w którym paliły się światła. Erin ruszył za nią, ale ona raptownie się zatrzymała i odwróciła do niego. Jej wielkie szafirowe oczy płonęły ze złości, a ręce trzęsły. Podeszła bliżej i zapytała:
- Czego ode mnie chcesz?
- Chciałem zapytać gdzie jest…
- Sabri? W tym domu do, którego szłam, ale ty mi przeszkodziłeś w tym.
- Przepraszam- wyszeptał.
Opuścił zawstydzony głowę, ale zaraz poniósł ją i zapytał ożywiony:
- Mogę iść z tobą?
- Wykluczone! – Oburzyła się.
- Ale…
- Nie i już. Jestem akuszerką i wiem co mówię!
Tymi słowami zakończyła rozmowę i skierowała się do chatki.
Czas, spędzamy na czekaniu, ciągnęła się niemiłosiernie długo. Co chwila mężczyzna sprawdzał, która jest godzina. W końcu wyczerpany czekaniem usiadł pod jakimś drzewem i zajął się jakimś listkiem(w Zielonej Krainie zawsze jest lato). Znów spojrzał na zegarek. Dokładnie za pięć minut północ. Wtedy zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Księżyc, który był w pełni i zalewał polanę złotym blaskiem, zmienił kolor na jaskrawo czerwony. Woda w jeziorze zasyczała, zabulgotał i także zmieniła kolor na krwisto czerwony. Do tej pory zielona trawa stała się złoto – brązowa. Chwilę później wszystko dookoła wyglądało jak zalane krwią i złotem. Erin zerwał się na równe nogi pobiegł do domku, w którym rodziła jego żona. Chciał wszystkich ostrzec, ale w tej samej chwili drzwi się otworzyły i wyszła przez nie akuszerka.
- Dokładnie o północy, w roku smoka urodziła się ona – nasza wybawczyni – zawołała donośnym Gosem budząc wszystkich, którzy już dawno spali. – Dokładnie wtedy, gdy stężenie mocy jest najsilniejsze. Przepowiednia się dopełniła!
- Jaka przepowiednia? – Zapytał trochę ogłuszony Erin, bo większość słów kobieta wykrzyczała mu do ucha.
- Przepowiednia mówiąca o naszym zbawcy, który wyzwoli nas spod władzy Evila Domini – odrzekła trochę zaskoczona jego nie wiedzą.
- Rozumiem. Czy mogę zobaczyć moją żonę i dziecko? – Zapytał z nie ukrywaną nadzieją.
- Ależ naturalnie – odpowiedziała z uśmiechem. – Wejdź.
Erin niepewnie wszedł za kobietą do środka. Rozejrzał się wokół i zobaczył swoją ukochaną żonę z dzieckiem. Z uśmiechem i łzawi w oczach podszedł do nich i usiadł na małym stołeczku.
- Jak się czujesz? – Zapytał z troską.
- Jak wypluta, ale to nic.
- A jednak się nie myliłem co do tego, że będzie dziewczynka.
Sabri spojżął na niego z pobłażaniem i uśmiechnęła się szeroko.
- Bo ty zawsze masz rację, kochanie – powiedziała przewracając oczami. – Ale nie chcę żeby nazywała się Amma.
- A jak ma mieć na imię?
- Esmeralda. Ładnie, prawda?
- Bardzo. A wiesz co oznacza?
- Nie – pokręciła głową i spojrzała na swoją córeczkę.
- Szmaragd.
- Piękne znaczenie. Mam nadzieją, że będzie tak samo piękna jak jej imię.
- Z taką matką… Mogę ją potrzymać? – Zapytał Erin.
Sabri spojrzała na niego jak na wariata. Trochę zdziwiło ją to pytanie. To przecież było oczywiste dla niej, że może.
Ostrożnie mu ją podała, przy czym ręce trzęsły się jej jak galareta. Erin przytuli Esmeraldę do siebie i spojrzał za jej przepiękna twarzyczkę.
Skóra blada jak śnieg z pięknymi jasno różowymi rumieńcami na policzkach. Jej twarz okalały bardzo krótkie i ciemnie włosy. Kolorem dorównywały smole. Oczy miała zamknięte, wędź nie mógł zobaczyć jakiego są koloru.
- Jest śliczna, naprawdę.
- Chyba już wystarczy tego gadania na dzisiaj – odezwała się niespodziewanie Sabati wyłaniając się z ciemnego kąta pokoju. – Sabri jest zmęczona, dziecko również.
- Naprawdę, nie chcę mi się spać. Chcę jaszcze chwilę posiedzieć z małą – lamentowała Sabri.
Sabati spojżał na nią i tylko pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w jej głupotę. Podeszła trochę bliżej. Wyglądał jeszcze bożej niż jaj koleżanka.
- Jutro musicie wyjechać. Tu nie jest bezpiecznie dla niej. Evil na pewno będzie chciał ją dorwać. Przecież ma go zabić.
- Sabati ma rację. Lepiej się wyśpij, a ja załatwię nam lot do atlanty. Zamieszkamy z moim domu. Tam na pewno Domini nas nie znajdzie.
- Może i masz rację…
- Dobranoc, skarbie. Śpij dobrze.
Erin wstał i pocałował swoją żonę w czoło, a Esmeraldę odłożył do wcześniej przygotowanej kołyski. Wyszedł z domu. Na zewnątrz wszystko wróciło do normy.
Chciał już wskoczyć do jeziora, ale usłyszał czyjeś kroki za sobą. W jego kierunku szła Sabati z szerokim uśmiechem na ustach.
- Są czarne – oznajmiła mu z radością.
- Co? – Zdziwił się.
- Jej oczy, są czarne. Wyglądają jak dwa węgielki.
Mężczyzna spojżął na nią trochę nieprzytomnym wzrokiem i dopiero po chwili doszło do niego co ona mu powiedziała. On także się uśmiechną i odszedł ze świadomością, że…
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga