11 maja 2011
Wampir i... Ja
Stoje w najciemniejszym rogu pomieszczenia
uważanego za restaurację. Serce bije mi jak oszalałe, aż boli. W każdej chwili
mogą mnie zobaczyć, chodź dzisiejszego wieczoru nie odróżniam się od nich
wyglądałem. Trupio blada skóra, ciemne oczy, krwisto czerwone usta i sukienka
skradziona jednej z tancerek. Wszystko tylko po to, aby go zobaczyć, spojrzeć
mu w oczy. Choćby miał być mój ostatni raz.
I
widzę go. Jakob. Niesamowicie przystojny spowity w czerń mężczyzna moich marzeń.
Siedzi przy samej scenie, zaciąga się cygarem, przy czym jego czarne jak węgiel
oczy iskrzą. Wygląda tan… zwyczajnie, ale w „magicznym” tego słowa znaczeniu. Rozmawia
z jakimś innym wampirem. Śmieją się z czegoś. Gdyby wiedział, że tu jestem
wpadłby w szał. Nie wiem czy wyszłabym z tego cało. Raczej nie…
Nagle odwraca głowę. Patrzy w moją stronę.
Kręci głową zrezygnowany i wstaje. Idzie do mnie. Minę ma troczę nie
zdecydowaną, jakby nie wiedział, co chce teraz zrobić. Po co ja tu przyszłam!
-
Dlaczego tu przylazłaś? – Pyta cudownie niskim głosem. Chwyta mnie za ramiona i
potrząsa jak marionetką. – Tyle razy cię prosiłem, ale ty jak zwykle wiesz
swoje.
Nic mu nie odpowiadam, tylko patrzę w te jego
cudowne czarne oczy. Czuję jak cała złość z niego uchodzi i staje się łagodny
jak zwykle. Patrzy mi w oczy. Widzę w nich ból i coś jeszcze, ale nie wiem co.
Łagodny… Powiedziałam łagodny,
tak? O żadnym innym wampirze z tej sali bym tego nie powiedziała, ale ona to,
co innego. Nawet zachowywał się inaczej niż inni jego pobratymcy. Zawsze
uprzejmy w stosunku do śmiertelników, nigdy swoich ofiar nie traktował jak
zwierząt. Był po prostu ludzki. Taki jakby nigdy nie zabił żadnej osoby i nie
wypił krwi.
- Eleno, przecież wież, że nie możemy być
razem. To zbyt niebezpieczne. Zrozum, musisz odejść – mówi to patrząc mi nadal
w oczy. Wiem, że mnie kocha. Tak samo jak ja jego. Pierwszy raz spotykam
wampira, który odczuwał inne uczucia niż nienawiść. Jak na przerażającego
stwora jest wrażliwy, ale ma rację. Powinnam odejść, bo to spotkanie może się
źle skończyć dla nas obojga. Tyle, że ja
nie potrafię bez niego żyć, tak samo jak bez powietrza. Tyle razem przeszliśmy…
- Odejść, bo będę
musiał cię zabić! – Błaga rozpaczliwym głosem. Nie mogę tego słuchać. Wybiegam
stamtąd, jak najdalej od niego chcąc zapomnieć o życiu. Zapomnieć jak się
oddycha, jak ma bić serce. Bo, po co ma bić skoro on mnie znów zmusił do odejścia?
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga