kenzo, 11 listopada 2020
i nawet niezrozumiałe zbyć można pospolitym
- nieważne -
chmury te same nade mną i obok ciebie.
wczoraj szeleści w dłoni pogniecionym
szczęściem.
cały czas szukam dziecinnych obrazków
pośród zbioru poważnych postanowień
i kontraktów.
najbardziej zapamiętane chwile pachną
drożdżowym ciastem, pyłem dróg
tuż za rozstajnym krzyżem.
majaczą pociągiem znikającym zbyt szybko,
migoczą wieczornymi oknami w domach
pełnych śmiechu.
teraz cisza. przygniatająca jak grzech, którego
nie rozumiem. każdego dnia onieśmielają
mnie proste słowa.
wszystko pod niebem. cały zgiełk i morze
wytchnienia, niepokój ptaków krzyczących
wieczorem, myśli niepozbierane.
wszystko pod niebem.
zgarniam do rękawa. nic nie poradzisz.
po prostu.
kenzo, 11 listopada 2020
(Wielu rzeczy nie pamiętam i muszę je wymyślać od nowa – A.Stasiuk)
zapominam. wrażenie bywa mylne jak słowa
proroka. może gesty zbyt wyraźne. szczególnie nocą
nadają kształtom nowe znaczenia.
nie widziałam, więc mówisz – oto właśnie. i płynie miasto,
gdy leniwie mrużę oczy. pod słońce. miękną kontury
domów.
chwilami zadziwia wszystko. łykam powietrze
o słodkim zapachu zapomnianej młodości,
opowiadam stare filmy, mówisz – to miasto nie śpi.
jednak zasypia, a tysiące mostów obejmuje ramionami
ulice. nad ranem wielkie niebo jak w Delft rozlewa
po horyzont skrawki błękitu. niebieskie widoczki
na ścianach, nawet w domu Rembrandta.
zostawiam cię - do wieczora skaczę na jednej nodze
jak rozbawione dziecko. po śladach Vincenta. Amstel
szumi w odcięte ucho historie niespokojne.
zapominam. wrażenie bywa mylne, nie pozwala śnić.
zanurzam palce w fiolet nocy. bazgrzę nieudolnie słowo.
makom. może to właśnie tu.
__________________
3.Amsterdam
kenzo, 16 sierpnia 2014
jeszcze nie wiem jak dzwony głuchą ciszę
przekuwają w dźwięki. odwracam głowę.
ciepło kamieni pod stopami i chłód bramy otwartej
prosząco
dalej świat. magicy i kuglarze, buskersi, klezmerzy
w zacienionych salach pełnych kobaltu. krzyki i oklaski.
migające ognie wieczoru na zewnątrz.
na murach znaki jak tatuaże. czytane od końca
szepczą czarcie legendy.
w oknie roześmiane dziewczyny ocierają usta wierzchem dłoni,
przechylają głowę kłamiąc kolejne sztuczki
migawki kalejdoskopu słów wypowiadanych starannie.
pomiędzy papierosem, a kolejnym oddechem. gdy opada
gęste powietrze rozmawiamy bezczelnie cicho.
wszyscy zakochani na uliczkach w blasku drgających świateł,
zgubieni podróżni, przechodnie, przypadkowi goście miasta
carnaval.
lampiony myśli wypuszczam. na wyciągnięcie ręki. na inne dni. na jutro.
kenzo, 6 czerwca 2010
i daj nam wieczór.
pełen ciszy
i miejsca dla niesfornych myśli,
błądzenia i pomyłek,
głupiego śmiechu
i złości, że drogi jak cholera
poplątane.
wieczór pewności, że wiemy,
którymi wersami podążamy
od niechcenia,
palcem po papierze.
a może po płótnach rozmazujemy kolory
ślepi, wyczuwając ciepło.
daj nam wieczór granatowy od zdrady
gwiazd,
że błyszczeć miały, a ledwo tlą światło.
wystarczy.
i noc, by śnić
wszystko to, co dzień
zapomniał
nazwać po imieniu naszym.
kenzo, 7 maja 2010
1.
brodzenie.
coś na kształt brzegu pod stopami. ciche chlapanie wody.
po kostki morskość, słoność, między palcami muszle
/na tym etapie nie potrafię powiedzieć nic więcej
recytuję zasłyszane teksty. może swoje. przecież
powinieneś pamiętać/
dalej brzeg i szepty znad wody.
2.
głębia.
już nie wiadomo czy ziemia jest sucha. chyba trzeszczy
piaskiem, rozsypuje słowa. jonaszowe czekanie na wieloryba,
by uwierzyć, utonąć lub ocaleć.
/chwile uciekają. tradycyjnie przez palce wymyka się
jakaś prawda. na pewno nie moja/
3.
wyspy.
niewielkie miejsca. zaznaczane patykiem kręgi własnego
spokoju. nasłuchwanie burzy, drżenie przed szeptem
zasłyszanych słów. a jednak.
/podróże wokół. nieskończone historie. ktoś kiedyś
napisał wszystko, co teraz chciałabym opowiedzieć/
kenzo, 2 maja 2010
(było tak pięknie, że zastanawiałem się, czy przypadkiem nie umarłem -
A.Stasiuk- "Jadąc do Babadag")
wyruszę o świcie, mokrą drogą, której nie znam
i nie zdołam zapamiętać
przecież wystarczy, że mapa zaczaruje oczy
ty ciągle będziesz szukał miejsc nowych pytając
cyganów w pociągu do Szerencs czy na dworcu
pachnie czekoladą
chciałabym zobaczyć zataczający koło czas
w Baie Mare
owce w Maramuresz
i twoje pijane słońcem oczy
mówisz Moldova
a ja myślę -
wszystko to, czego nie zdołam dotknąć, poczuć
zasmakować
niech będzie nawet stary kraj
obcy poranek w obcym mieście, który pachnie
obietnicą, że gdzieś
jednak można być razem
wstaję i wyobrażam sobie brzask gdzie indziej
kenzo, 1 maja 2010
znów. chropowatość poranków ziębi
jak niechciana prawda i odkrywane tajemnice,
od których świat wydaje się prostszy.
bajki i baśnie bez zakończenia, zasłyszane rozmowy,
wciąż te same zdarzenia. wozy turkoczące po niewidzialnym
bruku, śpiewy jezuitów nad stawami, wśród ruin mgły
pogasłe, uczucia,
myśli o tym, co było, będzie -
/jestem zmęczona/
szukaniem pytań, a wszystkie odpowiedzi
namalowane dawno wyschły.
/nigdy nie chciałam usłyszeć tłumaczeń i wymówek
zbyt logicznych. chwilami w nie wierzyłam jak
wtedy, gdy uciekałam przed niewidzialnym
upiorem. z przestąpieniem progu wszystko cichło./
stopy na trawie już mokrej wieczorem, dzwony
kołyszą ciężkie powietrze. gdzieś w pamięci śmieszne,
kolorowe rysunki o przyszłości
/odkładam kredki.
zamykam się od środka. na patyk./
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga